0:00
0:00

0:00

Grupy migrantów, którym udało się wydostać ze "strefy śmierci" na granicy polsko-białoruskiej, zaczęły zbierać się już niedzielę pięć kilometrów od granicy na wysokości Grodna. W poniedziałek 8 listopada 2021 od rana dojeżdżają też imigranci z Mińska, Grodna, Brześcia. Wszyscy razem rozpoczęli marsz poboczem autostrady w kierunku granicy z Polską. Rośnie napięcie.

Miała być demonstracja - alarm dla świata

Na forach arabskich nie brakuje relacji na żywo oraz zdjęć z marszu. Widać liczne grupy migrantów koczujące przy autostradzie lub maszerujące w stronę granicy. Jeden z filmów przedstawia kilkusetosobową zwartą grupę z plecakami, namiotami i karimatami. Wśród nich są małe dzieci.

- Wiele z nas jest ofiarami reżimów, a teraz dostaliśmy się w pułapkę zgotowaną przez polityków.

Chcieliśmy pokazać światu, ile nas jest na Białorusi. I że to wielki kryzys humanitarny, na który nie można zamykać oczu – pisał nam w poniedziałek o świcie jeden z Irakijczyków, który uczestniczy w marszu.

Szacował, że weźmie w nim udział 3 tysiące osób, a do wtorku przy granicy może zebrać się nawet pięć tysięcy migrantów.

Jedna z osób dobrze poinformowanych w sprawie organizacji marszu nie zgadza się z doniesieniami polskich mediów, że inicjatywa była zaplanowaną prowokacją białoruskich służb.

– To wcale nie był pomysł Białorusinów. Inicjatywa wyszła ze strony migrantów z Iraku, którym udało się wrócić do Mińska. Prace nad marszem trwały od tygodnia. Do niedzieli, do momentu, gdy pierwsi migranci zaczęli zjeżdżać w ustalone miejsce Białorusini nic nie wiedzieli – przekonuje uchodźca.

Irakijczycy chcieli połączyć swój marsz z planowaną manifestacją niemieckich aktywistów, do której ma dojść we wtorek po polskiej stronie.

Według naszej wysłanniczki Anny Mikulskiej, w poniedziałek w południe z Berlina wyrusza autobus w kierunku polskiej granicy z Białorusią.

Aktywiści i aktywistki chcą się upomnieć o los uchodźców brutalnie traktowanych przez służby graniczne Białorusi i Polski, wbrew prawu humanitarnemu. Wiozą też zebrane w Niemczech dary.

Teraz wojsko każe nam iść na granicę. Osławiony boss milicji jest na miejscu

Sprawy wyrwały się spod kontroli imigrantów. Zadziałały białoruskie służby, które zamierzają wykorzystać marsz do własnych celów.

- Wszystko się zmieniło. Na miejscu pojawiły się białoruskie wojsko i policja. Są agresywni. Każą iść nam wprost na granicę – napisał nam ten sam Irakijczyk w poniedziałek tuż po godz. 10.

Jak podał na Telegramie serwis @probelpl, w pobliżu przejścia granicznego w Kuźnicy widziano Witalija Stasiukiewicza, wysoko postawionego w strukturze reżimu szefa bezpieczeństwa publicznego w grodzieńskim Komitecie Wykonawczym.

- To taki lokalny boss w milicji. Kierował akcją tłumienia protestów w Grodnie, który wybuchły niemal na całej Białorusi po zmanipulowanych wyborach prezydenckich w sierpniu 2020 roku. Przez całą karierę polował na dziennikarzy i opozycjonistów - opowiada nam niezależny białoruski dziennikarz.

Żołnierz z Białorusi, który zastrzega anonimowość przekazuje nam szczegóły:

– W niedzielę dostaliśmy rozkazy, że możemy wpuszczać na Białoruś osoby, które do tej pory koczowały w pasie granicznym – opowiada.

Chodzi o ludzi, którzy utkwili w "strefie śmierci" na samej granicy. Jak napisał mi o 11 białoruski pogranicznik, "obóz jest pusty". Osoby z obozu dołączyły do tych, które dotarły z Mińska, Brześcia, Grodna i z innych miejscowości.

Żołnierz dodaje: - Transportowaliśmy migrantów pod Grodno, by mogli uczestniczyć w marszu.

Widziałem tam dwa, trzy tysiące ludzi. Wszyscy idą na granicę. Tam będzie piekło, bo czekają już na nich Polacy.

Mobilizacja polskich służb

Potwierdza to wpis na Twitterze Macieja Wąsika, wiceministra spraw wewnętrznych i administracji w poniedziałek rano : „Na granicy w Kuźnicy jest Straż Graniczna i Wojsko Polskie. Polskie służby są przygotowane na wszelkie okoliczności".

Już w niedzielę (7 listopada) minister obrony narodowej Mariusz Błaszczak informował na Twitterze, że sytuacja na granicy polsko-białoruskiej „jest coraz bardziej napięta".

Jakub Kumoch, szef Biura Polityki Międzynarodowej w Kancelarii Prezydenta Andrzeja Dudy pisał w niedzielę: „Wygląda na to, że KGB Łukaszenki, planuje kolejną operację z wykorzystaniem ludzi jako żywych tarcz, taki Usnarz 2.0. Duża grupa ludzi zbiera się w pobliżu przejścia granicznego w okolicach Kuźnicy Białostockiej".

Kumoch powołał się na wpis niezależnego białoruskiego dziennikarza Tadeusza Giczana: „Wydaje się, że na wczorajszym [w niedzielę - red.] wielkim zgromadzeniu w Mińsku migranci podjęli decyzję o przeniesieniu się na przejście graniczne Kuźnica - Bruzgi dzisiaj [w poniedziałek] o godzinie 12:00, aby spróbować przekroczyć granicę w dużej grupie. Przyjechały już pierwsze grupy. Kierowcy mówią, że taksówek jest tak dużo, że stworzyły korek".

Giczan pisze o tych uchodźcach, którzy są już na Białorusi, ale jeszcze nie zdążyli dotrzeć do granicy lub zostali wypchnięci przez polskie służby i udało im się wrócić np. do Mińska. Jak pisaliśmy wyżej, dołączają do nich imigranci uwolnieni z "pasa śmierci" na samej granicy przez białoruskie służby.

Sputnik: Już są w Polsce

W poniedziałek o 11:00 słynąca z fakenewów agencja Sputnik poinformowała na Telegramie, powołując się na źródła w białoruskiej straży granicznej, że liczna grupa migrantów opuściła już terytorium kraju i wjechała do Polski.

Przeczą temu kolejne filmy, które do nas docierają. Widać na nich duże grupy ludzi przy samej granicy, a po polskiej stronie szereg funkcjonariuszy gotowych do akcji.

;
Na zdjęciu Szymon Opryszek
Szymon Opryszek

Szymon Opryszek - niezależny reporter, wspólnie z Marią Hawranek wydał książki "Tańczymy już tylko w Zaduszki" (2016) oraz "Wyhoduj sobie wolność" (2018). Specjalizuje się w Ameryce Łacińskiej. Obecnie pracuje nad książką na temat kryzysu wodnego. Autor reporterskiego cyklu "Moja zbrodnia to mój paszport" nominowanego do nagrody Grand Press i nagrodzonego Piórem Nadziei Amnesty International.

Komentarze