0:000:00

0:00

Po ogłoszeniu w nocy i nad ranem wyników w 645 z 650 jednomandatowych okręgów wyborczych, konserwatyści zdobyli 362 mandatów, Partia Pracy 202, a Szkocka Partia Narodowa - 48. Ten wynik to najwyższe zwycięstwo Partii Konserwatywnej od czasu, kiedy premierką była Margaret Thatcher.

Wynik wyborów to ogromny sukces premiera Johnsona i radykalne odwrócenie podziału sił.

Po tym, jak w lipcu został wybrany szefem partii Konserwatywnej, były burmistrz Londynu przegrał wszystkie kluczowe głosowania w Westminsterze, zmagał się z buntem wewnątrz partii i musiał poprosić w Brukseli o odłożenie daty Brexitu, pomimo wcześniejszych deklaracji, że prędzej umrze niż to zrobi.

Czas na Brexit

Po ponad miesięcznej kampanii wyborczej, którą konserwatyści zamienili w kolejne referendum brexitowe, urzędujący premier uzyskał pełną władzę. Torysi odzyskali parlamentarną większość po tym, jak przez ostatnie dwa lata byli zmuszeni do rządów koalicyjnych z Demokratyczną Partią Unionistyczną z Irlandii Północnej. To jednak nie wszystko.

Przewaga torysów w Izbie Gmin jest na tyle znacząca, że Johnson nie będzie najpewniej zależny od twardych eurosceptyków wewnątrz własnej partii.

Przeczytaj także:

Choć to im Johnson zawdzięcza dojście do władzy w partii, jego przyszły sukces może zależeć od umiejętnego odcięcia się od ich radykalnych i szkodliwych dla brytyjskiej gospodarki pomysłów. Słynący z labilności poglądów i wyrachowania Johnson nie będzie miał z tym problemu.

Duży margines zwycięstwa pozwoli Johnsonowi nie tylko na spokojne przegłosowanie wynegocjowanej przez niego w październiku umowy i wyjście Zjednoczonego Królestwa w umówionej dacie 31 stycznia 2020. Stabilna większość daje mu też mocny mandat negocjacyjny z Brukselą w sprawie ułożenia przyszłych relacji na linii Londyn - UE, a więc zagadnienia o dużo większym znaczeniu (i stopniu komplikacji) niż umowa wyjścia.

Klęska Partii Pracy, zawód wśród liberałów

Zwycięstwo Borisa to jednocześnie dotkliwa porażka Jeremy’ego Corbyna, lidera opozycyjnej Partii Pracy. Laburzyści osiągnęli najprawdopodobniej najgorszy wynik w wyborach parlamentarnych od 1935 roku.

Podczas gdy Corbyn i jego spindoktorzy próbowali uczynić służbę zdrowia centralnym tematem kampanii, laburzystowskie okręgi w północnej Anglii były zainteresowane tylko jednym tematem: bastiony Partii Pracy, w których jej przedstawiciele wygrywali od dekad, wybrały tym razem konserwatywnych posłów, po tym jak opowiedziały się za Brexitem w 2016 roku.

Zgodnie z nadziejami Johnsona, Brexit całkowicie zdominował kampanię. Z racji systemu wyborczego w Zjednoczonym Królestwie, w każdym z 650 jednomandatowych okręgów wyborczych mandat otrzymuje osoba z najwyższym wynikiem.

Tymczasem pomimo wielu dyskusji na temat konieczności głosowania taktycznego wśród zwolenników pozostania Wielkiej Brytanii w UE, w wielu okręgach przeciwnicy Brexitu rozłożyli swoje głosy równomiernie pomiędzy proeuropejskie partie - Liberalnych Demokratów i laburzystów, podczas gdy Partia Konserwatywna zdobywała niemal wszystkie eurosceptyczne głosy.

Jako przedstawiciele najbardziej proeuropejskiej z głównych sił politycznych, Liberalni Demokraci mieli duże nadzieje na dobry wynik, zwłaszcza po przyjęciu na swoje listy części centrowych polityków z ramienia Partii Pracy. Tymczasem liberałowie stracili we wczorajszych wyborach około 10 mandatów. Szczególnie bolesną porażkę poniosła liderka partii Jo Swinson, która przegrała w swoim okręgu z przedstawicielką Szkockiej Partii Narodowej (SNP).

Szkocka niepodległość znów możliwa

To właśnie Szkocka Partia Narodowa jest największym po Johnsonie zwycięzcą tych wyborów. Uzyskała 48 z 58 mandatów dostępnych w Szkocji, o 13 więcej niż w wyborach w 2017 roku.

SNP to partia separatystyczna i proeuropejska. Stała po stronie niepodległości w czasie referendum w 2014 oraz po stronie pozostania Zjednoczonego Królestwa w UE w 2016. Świetny wynik torysów oznacza, że rozwód Londynu i Brukseli jest właściwie nieunikniony. Liderzy SNP, cieszący się ogromnym mandatem poparcia na terytorium Szkocji, będą dążyli do podobnego scenariusza na linii Edynburg - Londyn.

Gdy kończy się jedna wojna domowa, być może zacznie się kolejna.

;

Udostępnij:

Miłosz Wiatrowski

Historyk i ekonomista, doktorant na Wydziale Historii Uniwersytetu Yale. Wcześniej pracował jako konsultant w Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD). Współpracuje z "Gazetą Wyborczą”, „Polityką Insight” oraz Instytutem In.europa. W Oko.press pisze o Brexicie.

Komentarze