Przed grzechem sodomii, zgorszeniem i bluźnierstwem, do jakich ma podobno dojść za sprawą pierwszego w Białymstoku Marszu Równości, białostoczan ma ochronić różaniec, modlitewne czuwanie i Piknik Rodzinny, organizowany przez marszałka województwa z PiS. Marsz Równości w Białymstoku już 20 lipca
Parada, pomyślana podobnie jak w innych miastach jako wyraz solidarności z osobami LGBT+ i „święto różnorodności”, stała się dla prawicy i Kościoła katolickiego symbolicznym „wrogiem polskiej rodziny”, którego trzeba zniszczyć w zarodku. Trwa prawdziwa ideologiczna wojna, na razie głównie administracyjno-medialna.
Podlaski marszałek z PiS wymyślił sposób, jak zatrzymać Marsz Równości w Białymstoku, który ma przejść przez miasto 20 lipca. Postanowił na środku trasy marszu zorganizować rodzinny piknik. Na drodze stanął mu prezydent miasta, który stwierdził, że nawet marszałka obowiązują przepisy, i nie zgodził się na kolejną imprezę w tym miejscu.
Na tydzień przed pierwszym w Białymstoku Marszem Równości trwa więc wojna między marszałkiem a prezydentem. W sprzeciw wobec Marszu Równości zaangażowany jest także metropolita białostocki abp Tadeusz Wojda, który tydzień temu opublikował swoją odezwę do mieszkańców Białegostoku. Napisał w niej „Non possumus!” i wezwał wiernych do modlitewnego czuwania w białostockiej katedrze w czasie marszu.
To jak zderzenie cywilizacji: z jednej strony grupa odważnych jak na Białystok działaczy stowarzyszenia Tęczowy Białystok, niewielkiego i do tej pory działającego bardzo kameralnie. Z drugiej: Kościół, regionalne władze, prawicowe organizacje i środowiska kibicowskie. Z jednej strony skromna inicjatywa pierwszego Marszu Równości, w którym do tej pory swój udział na Facebooku zadeklarowało online tylko 1,3 tys. osób (zainteresowanie wyraziło więcej, bo 4,5 tys. osób).
Z drugiej: środki publiczne zaangażowane w organizację Pikniku Rodzinnego, promowanego nie tylko przez Urząd Marszałkowski, ale i arcybiskupów (katolickiego i prawosławnego), który to piknik ma być alternatywą dla parady. W środku tego starcia – prezydent Białegostoku Tadeusz Truskolaski, który od kilku dni skupia się na wydawaniu kolejnych oświadczeń prostujących wypowiedzi marszałka Artura Kosickiego.
Jedno udało się już osiągnąć: na białostocki Marsz Równości zamierza przyjechać telewizja CNN. O mieście znów będzie głośno.
Sytuacja w Białymstoku wokół Marszu Równości to efekt rozkręconych politycznie emocji wokół tematu LGBT w Polsce. Rosną one intensywnie od marca 2019 roku, kiedy podpisanie przez prezydenta Warszawy karty LGBT zostało wykorzystane przez PiS w kampanii wyborczej do Parlamentu Europejskiego. Jeśli nawet temat na chwilę przycicha, to za jakiś czas znów wybucha. Z białostockiej perspektywy widać, że tematem zajmuje się głównie prawica, reagując nawet na niewielkie inicjatywy ruchów LGBT, widząc w nich albo (jak mówi w Białymstoku jedno z prawicowych środowisk) grzech sodomii, albo bluźnierstwo, deprawację dzieci, szydzenie z wiary katolickiej i publiczne zgorszenie, jak napisał w swojej odezwie abp Tadeusz Wojda.
Grupa białostoczan założyła Tęczowy Białystok rok temu. Już wtedy nie ukrywała, że jej celem jest zorganizowanie w 2019 roku pierwszego w tym mieście Marszu Równości. Ale wtedy nikt się ich zapowiedziami nie przejmował. Kilka tygodni temu Tęczowy Białystok poinformował media, że marsz odbędzie się 20 lipca.
„Cele marszu to nie tylko przeciwdziałanie dyskryminacji ze względu na tożsamość i orientację seksualną, ale także wyraz solidarności z osobami LGBT+ i walka o prawa człowieka, które mamy wszyscy i o których respektowanie nie powinniśmy musieć walczyć, lecz musimy.
Dla nas jest to „święto różnorodności”, wsparcie mieszkańców i mieszkanek Białegostoku w byciu sobą, tworzenie bezpiecznej przestrzeni, wolnej od uprzedzeń i wykluczenia – i jesteśmy szczęśliwi i dumni.
Współtworzymy ruch, który działa na rzecz całego społeczeństwa. Serdecznie zapraszamy wszystkie osoby, którym bliskie są prawa człowieka i wartości takie jak wolność, równość i solidarność do pójścia razem z nami 20 lipca” – napisali organizatorzy w wydarzeniu na Facebooku.
Głosy sprzeciwu odezwały się szybko. 10 czerwca przedstawiciele partii KORWiN zaapelowali do prezydenta Białegostoku, by ten nie wyraził zgody na marsz. 18 czerwca na sesji Rady Miasta radni PiS próbowali wprowadzić pod obrady stanowisko sprzeciwiające się paradzie – chociaż wówczas organizatorzy marszu nie złożyli nawet jeszcze oficjalnego zgłoszenia o jego organizacji. Mający większość w radzie klub Koalicji Obywatelskiej wstrzymał się wówczas od głosu i stanowisko nie trafiło pod obrady (od tamtej pory białostockie KO milczy na temat marszu).
20 czerwca w internecie pojawiła się petycja z wezwaniem do prezydenta miasta, by ten zastosował wobec marszu zakaz prewencyjny: „Jak mogliśmy to obserwować w ostatnich miesiącach, podczas wielu wcześniejszych Marszów Równości w kolejnych miastach Polski, środowiska LGBT+ oraz sympatyzujące z nimi grupy społeczne, w sposób rażący i skandaliczny nadużyły zaufania społecznego, używając symboli narodowych i religijnych w sposób obrażający uczucia patriotyczne, religijne i moralne zdecydowanej większości obywateli. (…) Zachowanie osób ze środowiska LGBT+ odbieramy jako prowokacyjne i agresywne. (…) Osoby uczestniczące w marszach często epatują obscenicznością oraz znieważają najważniejsze dla większości Polaków symbole narodowe i religijne.
Jesteśmy zwyczajnie odpowiedzialni za nasze dzieci, a jako aktywni w życiu społecznym obywatele oczekujemy od Prezydenta Miasta Białegostoku przede wszystkim przestrzegania prawa, które w Kodeksie wykroczeń wyraźnie wskazuje, że jeżeli ktoś obnaża się lub wywołuje zgorszenie w miejscu publicznym, powinien być automatycznie karany, a kto do tego namawia i wspiera, także podlega karze grzywny.
Dlatego też, aby nie dopuścić do tego rodzaju gorszących scen i bulwersujących zachowań w naszym mieście, składamy do Pana Prezydenta oficjalne wezwanie do odwołania Marszu Równości w Białymstoku w dniu 20 lipca 2019 roku. Widzieliśmy w mediach, jak wyglądały tego typu marsze w innych miastach. Nie chcemy podobnych prowokacji oraz żenującego i gorszącego poziomu publicznych manifestacji”.
Podpisy przeciwko marszowi zbierano m.in. na stadionie, przed meczami piłki nożnej (niektóre białostockie organizacje kibicowskie są powiązane z ONR-em).
Online do 12 lipca zebrano ich 10 tys., a potem w ciągu dwóch dni, od 12 do 14 lipca, ich liczba wzrosła o kolejne 7 tysięcy.
Jednak prezydent Tadeusz Truskolaski nie zdecydował się na zakazanie Marszu Równości. Uzasadniał to bardzo prosto: dwa ostatnie takie zakazy, w Rzeszowie i Kielcach, były uchylane przez sądy, co każe przypuszczać, że białostocki zakaz również zostałby uchylony.
„Zgodnie z obowiązującym prawem organizacja zgromadzenia publicznego nie wymaga zgody Urzędu Miejskiego ani żadnego innego organu administracji. Organizator zobowiązany jest jedynie do zawiadomienia urzędu o swoim zamierzeniu. Dotyczy to zarówno Marszu Równości, jak i każdej inicjatywy tego typu. Urząd Miejski w Białymstoku może zakazać zgromadzenia wyłącznie w sytuacji, gdy narusza ono prawo karne, koliduje z innym (cyklicznym lub wcześniej zgłoszonym) bądź jego organizator nie posiada pełnej zdolności do czynności prawnych” – napisał Truskolaski w oświadczeniu z 11 lipca. A że w przypadku tego marszu nie zachodzi żadna z tych przesłanek, zakazać zgromadzenia nie można.
Jednocześnie Truskolaski podkreśla, że nie popiera Marszu Równości: nie objął go patronatem, nie zamierza też w nim uczestniczyć, co więcej – zgadza się z jego przeciwnikami, że na paradach w innych miastach dochodziło do sytuacji, które nie powinny mieć miejsca (mówił o tym choćby w wywiadzie dla Radia Białystok). Zaznacza, że jego działanie sprowadza się do przestrzegania polskiego prawa. I to właśnie rozumienie prawa wprowadziło go na ścieżkę wojenną z marszałkiem województwa. Zanim jednak w sprawę oficjalnie zaangażował się marszałek, od 20 czerwca zaczął się inny, administracyjny „wyścig” o to, co się będzie działo w Białymstoku 20 lipca.
Formalnie zgromadzenie trzeba zgłosić do miejscowego urzędu gminy najwcześniej na 30 dni przed wydarzeniem. Dokładnie tak zrobili organizatorzy Marszu Równości – wysłali zgłoszenie do Urzędu Miejskiego w Białymstoku dosłownie kilka sekund po północy 20 czerwca. To samo zrobiło jednak także kilka niezwiązanych z organizatorami osób, które zgłosiły zupełnie inne wydarzenia. W następnych godzinach i dniach do urzędu przychodziły kolejne maile ze zgłoszeniami. Część ich tematów wywołuje zachwyt nad kreatywnością autorów. Są tam bowiem m.in.: Wiec poparcia dla korzystnej pogody;
Marsz w obronie obowiązkowej matury z matematyki; Pikieta w obronie rozumu i godności człowieka; Marsz w obronie disco polo jako muzyki tożsamościowej; Manifestacja heteroseksualizmu; Marsz ludzi, którzy deklarują, że będą, a potem nie przychodzą.
Są też zgromadzenia o tytułach wskazujących na bliskość z prawicą: Pikieta w obronie tradycji i wartości rodzinnych; Publiczne śpiewanie pieśni religijnych; Publiczny różaniec, którego celem jest modlitwa w intencji odnowy moralnej Polski i Polaków. Jest nawet Ogólnopolski Marsz Kibiców Przeciwko Pedofilii.
"Stan na 11 lipca to 57 zgłoszonych zgromadzeń z datą 20 lipca. Dziewięć z nich odwołali organizatorzy, jedno było nieprawidłowo zgłoszone, w przypadku dziesięciu organizatorzy dostali informację o konieczności zmiany miejsca lub czasu, bo kolidowały ze zgromadzeniami zgłoszonymi wcześniej. Zostało 37 zgromadzeń prawidłowo zgłoszonych", informuje Anna Kowalska z zespołu prasowego białostockiego magistratu.
Dzień później wszystkich zgłoszeń było już ok. 70. Po co to wszystko? Po pierwsze po to, by zablokować marsz. Przeciwnicy parady liczyli prawdopodobnie na to, że zdążą zgłosić swoje zgromadzenia przed organizatorami marszu, i w ten sposób zyskają prawo pierwszeństwa do organizacji własnej imprezy na tym samym terenie, na którym zaplanowano marsz. Ale to się im nie udało. Teraz próbują więc zorganizować jak najwięcej kontrmanifestacji w pobliżu trasy marszu, by jak najsilniej wyrazić swój sprzeciw.
Wiadomo, że uczestnicy Marszu Równości obok katedry spotkają odmawiających różaniec, a niedaleko punktu startu marszu ustawią się uczestnicy modlitewnego czuwania. Ile jeszcze ze zgłoszonych zgromadzeń rzeczywiście się odbędzie, tego nikt nie potrafi powiedzieć.
W sam środek tej sytuacji kilka dni temu wkroczył marszałek województwa, jednocześnie szef białostockich struktur PiS Artur Kosicki. Nagle postanowił on 20 lipca zorganizować na Rynku Kościuszki (na którym ma się zakończyć Marsz Równości) Piknik Rodzinny. Typowa impreza festynowa, z pokazem służb mundurowych, dmuchanymi zjeżdżalniami dla dzieci, wystawą sprzętu wojskowego i kinem 5D. Nikt nie ukrywa, jaki miałby być cel tej imprezy. Marszałek powiedział o tym jasno podczas konferencji prasowej:
"Marsz Równości wzbudza bardzo duże emocje wśród białostoczan, a uważam że są one niepotrzebne. Dlatego jako alternatywa został zorganizowany piknik rodzinny – jeśli ktoś nie ma ochoty brać udziału w marszu, zapraszamy na dziedziniec Pałacu Branickich".
Natomiast abp Tadeusz Wojda, który objął te imprezę swoim patronatem, napisał w liście do białostoczan:
„Piknik mógłby stać się piękną manifestacją i publicznym świadectwem o naszym pozytywnym, radosnym rozumieniu rodziny opartym na małżeństwie kobiety i mężczyzny, otwartym na przyjęcie i wychowanie dzieci”.
Jednak prezydent Białegostoku uznał, że przepisy obowiązują także marszałka województwa. Skoro chce on organizować imprezę masową na rynku, to rynek ten oficjalnie leży w pasie drogowym, a zasady zajmowania pasa drogowego opisane są w prawie o ruchu drogowym i należy ich przestrzegać. Wymuszają one na organizatorach przedstawienie rozmaitych dokumentów, a procedura jest dłuższa niż w przypadku zgłaszania zwykłego zgromadzenia. Do tego imprezę masową trzeba zgłosić gminie nie później niż 30 dni przez data imprezy, a tego terminu marszałek nie dotrzymał. Gdyby zaś nawet uznać piknik za zgromadzenie, to wskazane miejsce jest zajęte przez zgłoszoną wcześniej imprezę, więc również nie da się tam pikniku zrobić. Dlatego prezydent nie wydał zgody na piknik na rynku.
Marszałek odpowiedział w publicznym Radiu Białystok. Mówił, że jest uprzywilejowany wobec ustawy o zgromadzeniach (ustawa ta wyłącza organy władzy publicznej spod jej przepisów). Stwierdził też, że prezydent miasta nie zawsze wymagał terminu 30 dni dla imprezy masowej. Ale jednak piknik przeniósł nieco dalej, na plac pod Pałacem Branickich.
I kiedy wydawało się, że sprawa jest już rozwiązana, w piątek 12 lipca Urząd Marszałkowski poinformował, że „Marszałek Województwa Podlaskiego Artur Kosicki złożył dziś (12.07) do Prezydenta Miasta Białegostoku oraz do Komendanta Wojewódzkiego Policji informację o organizacji przemarszu. Odbędzie się on 20 lipca (…) w godz. 13.00 – 17.00”.
Gdzie? Oczywiście częściowo na trasie Marszu Równości i w czasie jego trwania.
Tego samego dnia, kilka godzin wcześniej, podczas rozmowy w radiu marszałek zarzucił Truskolaskiemu: „Pan prezydent ewidentnie naraża bezpieczeństwo i życie naszych mieszkańców". Stwierdził także, że Truskolaski nie traktuje wszystkich równo wobec prawa, i dodał: „Pan wywodzi się ze środowiska bardzo prostego. Pan spotyka się z panem Rabiejem, panem Biedroniem, panem Trzaskowskim. To jest pana środowisko i pan nierówno wszystkich traktuje”. Jednak patrząc na działania Artura Kosickiego, nie sposób oprzeć się wrażeniu, że to jego inicjatywy mogą sprawić, iż kolejni białostoczanie, także ci z małymi dziećmi, dostaną się w sam środek emocjonalnego sporu, który 20 lipca wybuchnie na ulicach.
Z punktu widzenia bezpieczeństwa mieszkańców byłoby bowiem rozsądnie ograniczyć tego dnia liczbę osób postronnych na ulicach – choćby dlatego, że nie wiadomo, ile osób weźmie udział w Marszu Równości, a ile w dodatkowych zgłoszonych kontrmanifestacjach. Utrzymanie porządku może być trudne i choć formalnie to organizatorzy odpowiadają za pokojowy przebieg swoich zgromadzeń, już dziś widać, że sytuacja łatwo może wymknąć się spod kontroli. Co robi w tej sytuacji marszałek? Zaprasza w tę niekontrolowalną sytuację białostockie rodziny z dziećmi. A kiedy, w wyniku presji miasta, odrobinę zmienia lokalizację swojej imprezy (choć nadal ma się ona odbywać bardzo blisko wszelkich manifestacji), natychmiast ogłasza dodatkowy przemarsz, prowadzący częściowo po trasie Marszu Równości – czyli generuje kolejną sytuację konfliktową.
Prezydent Truskolaski na konferencji 12 lipca zaapelował do białostoczan, aby 20 lipca, jeśli nie muszą załatwiać spraw w centrum miasta lub nie będą uczestnikami jednego ze zgromadzeń, zostali w domach. „To będzie trudny dzień akurat w naszym mieście" – stwierdził.
Niewielka w Białymstoku inicjatywa Marszu Równości z powodu działań jej przeciwników urosła do rangi jednego z najważniejszych wydarzeń w mieście. Można odnieść wrażenie, że przeciwnicy parady nabrali wiatru w żagle zwłaszcza po niedawnym oświadczeniu Rady Konferencji Episkopatu Polski do spraw Apostolstwa Świeckich ws. pracownika Ikei, który stracił pracę z powodu wpisu dotyczącego osób LGBT. Biskupi napisali tam m.in.: „Gratulujemy Panu Tomaszowi odwagi w wyznawaniu i obronie wiary w codziennym życiu. To jest właśnie apostolstwo świeckich postulowane przez Sobór Watykański II w dekrecie Apostolicam actuositatem oraz przypomniane przez św. Jana Pawła II w adhortacji Familiaris consortio. Pana postawa zasługuje na uznanie i naśladowanie”.
Rozpędu dodała im także odezwa metropolity białostockiego ws. Marszu Równości, który napisał: „(…) Mówimy stanowcze »nie« i powtarzamy za kard. Stefanem Wyszyńskim »Non possumus« – nie możemy się na to zgodzić! Nie możemy pozwolić, aby wyśmiewano wartości dla nas najświętsze i bezkarnie obrażano nasze uczucia religijne. Nie bądźmy, wobec tego faktu obojętni! Ewangelia uczy nas szacunku i miłości do każdego człowieka i to staramy się czynić, ale nie godzimy się na szydzenie z naszej wiary i deprawację najmłodszych”.
Jak widać, są chętni do kolejnej pochwały ze strony Episkopatu za postawę wobec LGBT. Tym razem apostolstwo świeckich w rozumieniu wskazanym przez Episkopat ma mieć miejsce w Białymstoku. Prawicowi aktywiści oraz marszałek województwa będą chronić całą resztę przed niechybnym zgorszeniem (nie wiadomo, jakim, ale prawica jest przekonana, że do zgorszenia dojdzie) – także za publiczne pieniądze, które zostaną wydane na Piknik Rodzinny.
Co ciekawe, gdyby nie reakcja prawicowych „ratowników”, sam Marsz Równości byłby być może kameralnym wydarzeniem. To prawica nadała mu rozgłos i znaczenie. Najwyraźniej potrzebuje mieć przeciwko komu walczyć. Zwłaszcza, gdy mobilizują ją do tego katoliccy biskupi.
Analizuje funkcjonowanie polityki w sieci. Specjalistka marketingu sektora publicznego, pracuje dla instytucji publicznych, uczelni wyższych i organizacji pozarządowych. Stała współpracowniczka OKO.press
Analizuje funkcjonowanie polityki w sieci. Specjalistka marketingu sektora publicznego, pracuje dla instytucji publicznych, uczelni wyższych i organizacji pozarządowych. Stała współpracowniczka OKO.press
Komentarze