0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Slawomir Kaminski / Agencja GazetaSlawomir Kaminski / ...

Kontrowersyjna ustawa „Lex Ardanowski” szturmem przeszła przez Sejm i Senat i wylądowała na biurku prezydenta. Jej zapisy zakładają między innymi karanie więzieniem za utrudnianie polowań, zezwalają na użycie przez myśliwych tłumików w broni, oraz zmieniają zasady wyboru szefa Polskiego Związku Łowieckiego. Minister rolnictwa, który forsował przepisy zupełnie pomijając argumenty naukowców i głos społeczny twierdzi, że nowelizacja ma ułatwić walkę z Afrykańskim Pomorem Świń.

Szczegółowo pisaliśmy o niej tutaj:

Przeczytaj także:

W powszechnej opinii z nowych przepisów mogą cieszyć się myśliwi. Przemysław Staciwa* zapytał ich, co naprawdę sądzą o „Lex Ardanowski” i kolejnej odsłonie walki z ASF.

"Większość z nas to idioci"

"Proces legislacji przebiegał tak szybko, że myśliwi zostali zaskoczeni formą wdrażania tej specustawy", mówi Przemysław Kobacki, łowczy okręgowy i przewodniczący Zarządu Okręgowego PZŁ w Łodzi. "Zawiera ona zarówno elementy pozytywne, jak i takie budzące kontrowersje. Z pewnością wymóg stosowania się do zasad bioasekuracji jest dobry, bo zarówno rolnicy jak i myśliwi powinni się w tym elemencie doszkalać".

Jeden z przepisów rzeczywiście dotyczy złamania zasad bioasekuracji. W przypadku stwierdzenia nadużyć przez powiatowego lekarza weterynarii, możliwe będzie wyciągnięcie konsekwencji wobec konkretnego myśliwego, bądź całego koła łowieckiego. Pytam moich rozmówców czy do tej pory nie było żadnych przepisów dyscyplinujących nieuważnych myśliwych.

Kobacki: "Nie wiem, nie są mi znane tego typu przypadki. Ostatnio szerokim echem odbił się materiał TVN24 o tuszach jeleni składowanych w chłodni razem z zabitymi dzikami. Nie możemy doprowadzać do sytuacji patologicznych. Konsekwencje w stosunku do osób dopuszczających się tych czynów powinny być wyciągnięte z surowością".

"W dobie takiego kryzysu podobne rzeczy nie mogą się zdarzać, ale niestety się zdarzają, bo wśród myśliwych, podobnie jak i w innych grupach społecznych, nie ma świętych", twierdzi Jacek Tyrankiewicz, myśliwy, powiatowy lekarz weterynarii z Łodzi, sam o sobie mówiący, że jest ekologiem łowieckim.

"Brak bioasekuracji, wleczenie tych padniętych dzików po trawie, niezmienianie ubioru. To się czasem zdarza".

Bardziej radykalny w tych ocenach jest Krzysztof Lechowski, myśliwy, autor artykułów i podręcznika o łowiectwie: "W swoim podręczniku, który Polski Związek Łowiecki wydał trzy lata temu piszę, że kilkanaście lat kupowałem od myśliwych dziczyznę i wiem w jakim stanie oni ją przywozili.

Trudno jest szafować liczbami, ale myślę, że wielu z posiadających w Polsce legitymację myśliwego nie powinna jej z różnych powodów mieć".

Piotr, myśliwy z Kielecczyzny, który chce pozostać anonimowy nie przebiera w słowach: "Większość z nas to idioci. Tak proszę Pana, idioci. Będę nazywał rzeczy po imieniu. To są ludzie bardzo często nieświadomi, nieprzygotowani kompletnie do tego typu zadań. Minister próbuje narzucać je Polskiemu Związkowi Łowieckiemu, mówi „zróbcie to, zróbcie tamto”, a tu absolutnie nie ma ludzi przeszkolonych. To są osoby przypadkowe, nierzadko starsze, bardzo często wychodzące ze sztucerem do lasu raz do roku. I powiedzieć takiemu człowiekowi o bioasekuracji?".

Nie karać za ideały

Opinię publiczną poruszył przepis karzący aktywistów i miłośników zwierząt za utrudnianie polowań. "No nie wiem, ja nie pisałem tej ustawy", zaczyna Kobacki. "W każdej dziedzinie życia potrzebny jest umiar i rozsądek. Rzeczywiście, myśliwi mieli problemy z ludźmi przebierającymi się za Trzech Króli, króliki, czy inne zwierzęta. Biegali im przed lufami uniemożliwiając strzelcom wykonania odstrzału sanitarnego, do którego zostali zobligowani. Nie wydaje mi się to rozsądne".

Łowczemu okręgowemu wtóruje powiatowy lekarz weterynarii:

"Polowanie musi być oznakowane, nikomu nie można zabronić chodzenia po lesie, ale ewidentne przeszkadzanie w wykonywaniu odstrzałów podlega restrykcjom".

Krzysztof Lechowski patrzy na sprawę pod innym kątem. "Jestem zwolennikiem dialogu, nie karania ludzi za ich ideowe podejście. Widzę u część ekologów troskę o zasady, przyrodę i zwierzęta. Inni są trochę nawiedzeni i oderwani od rzeczywistości. Apelowałbym do obu stron, by usiadły i porozmawiały merytorycznie. Ktoś powie »przestańmy strzelać do jeleni«. Ok, tylko one wtedy zjedzą plony rolników. I kto za to zapłaci? Obie strony zyskały by więcej spokojnym dialogiem. Zdaniem Roberta, myśliwego z Pomorza zapis o karaniu ekologów za spacery po lesie w trakcie polowań mogą odbić się myśliwym czkawką: Te przepisy mogą wywołać złą krew między ludźmi. Konflikt jest według mnie nieco sztucznie wytwarzany i na rękę obecnej władzy.

To nie jest spór pomiędzy myśliwymi a ekologami. Słyszał Pan, by ktoś atakował ministra za to, że sobie nie radzi z ASF? Nie? Bo słychać jak kłócą się ekolodzy z myśliwymi".

Walka z ASF?

Wprowadzane na mocy „Lex Ardanowski” zmiany tłumaczone są zwiększeniem efektywności w walce z ASF. Chodzi między innymi o skuteczniejszą redukcję populacji dzika. Myśliwi są podzieleni w tym temacie. "Byłem zaproszony do Strzelec Krajeńskich koło Gorzowa Wielkopolskiego na polowanie", opowiada Marian Głąbała. "Siedziałem niby »na jelenia«, ale wyszło sześćdziesiąt dzików. Ja takiego towarzystwa jeszcze nie widziałem, a tam ta choroba właśnie ponoć wchodzi".

I wszystkie te dziki państwo zastrzelili? - pytam. "A gdzie tam, Panie. My nie strzelamy z RKM-u, że „tatatata tatata”. Jak się jednego strzeli, to reszta jedzie do lasu", mówi.

"Jeśli mamy tego dzika redukować, to róbmy to z głową", mówi Przemysław Kobacki. "Rozrzedzenie populacji jest według mnie jak najbardziej zasadne.

Inna sprawa, że przypadek przeskoku wirusa o trzysta kilometrów i zdiagnozowanie go w województwie zielonogórskim nie jest winą dzika. To niemożliwe, dzik nie jest maratończykiem. Poza tym nawet gdyby tyle przebiegł, to zaraziłby po drodze inne osobniki".

Krzysztof Lechowski rysuje inny scenariusz wdrażania specustawy ASF: "Ustawa jest próbą politycznego oddziaływania na opinię publiczną i próbą ratowania wizerunku nieudolnej władzy. Rząd nie potrafi rozwiązać problemu ASF i to widać gołym okiem. Dzik jest ofiarą ASF-u. Choroba została rozniesiona przez rolników nielegalnie handlujących prosiętami na targach, oraz brak odpowiedniej bioasekuracji na fermach trzody chlewnej. Winne są także nieudolne służby weterynaryjne. Wiem co mówię, bo one przez 15 lat kontrolowały mój zakład. Inna sprawa, że pracownicy tych służb są skandalicznie nisko wynagradzani, brak im też dostatecznego wyposażenia technicznego".

Powiatowy lekarz weterynarii i myśliwy z Łodzi przyznaje, że podczas kontroli gospodarstw rolnych zdarza mu się napotkać szereg nieprawidłowości. "Na pewno winny jest człowiek. Po części rolnik, czasem nie bez winy są też myśliwi. Pokątny handel, »produkcja« na własną rękę, to wszystko jest", mówi Jacek Tyrankiewicz. "Na szczęście robimy z tym porządek. Idzie w dobrą stronę".

Tłumik na nielegalu

"Że ktoś jest myśliwym, to nie znaczy, że on umie polować", mówi Marian Głąbała, myśliwy z Koła Łowieckiego „Daniel” z Tomaszowa Mazowieckiego. "Są myśliwi co tylko na zbiorowych polują, a są tacy co na indywidualnych. No i tu trzeba mieć trochę pojęcia, żeby pierdół nie robić. U nas w kole jest dużo doświadczonych myśliwych, koło 70-tki, są zmęczeni i oni sobie na zbiorówki przyjeżdżają. Do nas dziki nachodzą z lasów spalskich. Weterynaria dawała odstrzały, to się strzelało".

Pytam moich rozmówców o użycie tłumików, na które zezwala nowela. "Nie widzę w tym nic złego, to rozwiązanie techniczne, jak każde inne", mówi Krzysztof Lechowski.

"Jeśli dzik wchodzi rolnikowi w pole i mamy go odstrzelić nocą, to lepiej to zrobić z tłumikiem, żeby nie pobudzić okolicznych mieszkańców strzałami".

Kwestia używania przez myśliwych tłumików pojawiła się już rok temu. Opinia publiczna dowiedziała się o tym, gdy wyciekło nagranie z zamkniętego spotkania ministra środowiska Henryka Kowalczyka z władzami Polskiego Związku Łowieckiego i ponad czterdziestoma łowczymi okręgowymi.

Łowczy z Wielkopolski przyznaje na nagraniu, że wielu myśliwych ma już sprzęt do noktowizji i termowizji, których używają „po cichu”, czyli nielegalnie.

"Moja broń nie posiada możliwości konstrukcyjnych do zamontowania tłumika", mówi Przemysław Kobacki. "Używam broni kniejowej, »dwururki«. Należy wyjaśnić, że tłumiki używane przez myśliwych nie dają efektu jak z amerykańskiego filmu, gdzie nikt nic nie widział, nikt nic nie słyszał. Według różnych badań akustycznych pochłaniają one od 25 do 30 proc. huku. Ten strzał będzie słyszalny. Jednak głównym celem tych tłumików jest tłumienie nie dźwięku, tylko energii odrzutu, który powstaje w momencie wystrzału. Strzelec byłby więc bardziej precyzyjny.

Innego zdania jest Jacek Tyrankiewicz: "Nie bardzo jestem zwolennikiem tego rozwiązania. Jeżeli ktoś jest w łowisku i założy tłumik, to nawet można go nie widzieć i nie słyszeć, że strzelał. Huk jest sygnałem. Myśliwi odnotowują liczby strzałów, to pomaga w organizacji polowania. Ktoś może z tym kłusować, coś przywlec z innego terenu, lub wywieźć coś, co należałoby na przykład zbadać. Jestem sceptyczny".

Chłopiec do bicia

W grudniu 2019 roku dymisji szefa PZŁ domagało się rolnicze OPZZ za niewywiązywanie się z obowiązku odstrzału dzików. Przewodniczący Ogólnopolskiego Porozumienia Związku Zawodowych Rolników niejednokrotnie krytykował myśliwych za opieszałość w tym względzie. Wydaje się, że naciski ze strony rolników mogły mieć wpływ na kształtowanie się noweli „Lex Ardanowski”.

Myśliwych najbardziej interesuje w obecnej ustawie zmiana wyboru szefa Polskiego Związku Łowieckiego. Na mocy noweli ma tego dokonywać minister.

"Stajemy się takim przysłowiowym chłopcem do bicia", mówi Sylwester, myśliwy z Krakowa. "Z jednej strony rząd ma wobec nas wymagania, z drugiej nie mamy wsparcia do wykonywania planów, a z trzeciej, pretensje mają do nas i rolnicy – bo za mało strzelamy i ekolodzy – bo za dużo strzelamy".

Krzysztof Lechowski: "Polski Związek Łowiecki jest organizacją pozarządową. Myśliwi płacą składki na budżet, z którego zatrudnia się zarząd, pracowników administracyjnych etc. Do tej pory zarządzanie związkiem było naszą suwerenną decyzją. Teraz dalej będziemy płacić składki, ale rządzić będzie człowiek mianowany przez ministra. Co stoi na przeszkodzie by na przykład ustawą zarządzić, że szefa fundacji Jerzego Owsiaka będzie mianował minister kultury? Ta ustawa to niebezpieczny precedens, balon próbny".

Układ

Na koniec pytam swoich rozmówców, co ich zdaniem powinno się zmienić w Polskim Związku Łowieckim. Piotr: "Trzeba ukrócić patologiczne układy, które są obecne w wielu kołach łowieckich. Są lokalne koterie. Dajmy na to, jeden facet ma tartak. Trzech myśliwych u niego pracuje. On dla kogoś deski rżnie, komuś to sprzedaje, w to wchodzą poszczególni leśniczowie i trzęsą tym kołem. Poczciwi myśliwi siedzą cicho i nie mają żadnej siły przebicia".

Sylwester: "Podam Panu przykład. W kole łowieckim w okręgu katowickim jest specyficzny zarząd. Żaden z członków tego gremium nie ma pozwolenia na broń, bo z różnych przyczyn je utracili. Jeden z członków tego koła jest nawet członkiem Zarządu Okręgowego w Katowicach. Jak poszukać, to w Polsce będzie nie jeden taki przykład. Swój pomysł na zreformowanie PZŁ ma Krzysztof Lechowski.

Najlepszym rozwiązaniem byłoby wprowadzenie elementów wolnego rynku. Chodzi o zlikwidowanie monopolu PZŁ, rozproszenie go, oddanie łowiectwa ludziom oddanym, etycznym i kompetentnym".

Przemysław Staciwa*: Dziennikarz Telewizji TOYA. Współpracuje z kwartalnikiem Liberte!, Krytyką Polityczną i OKO.press

;

Komentarze