Sejm już 15 października zagłosuje nad projektem "Stop pedofilii". Projekt wymierzony jest w edukatorów seksualnych, którym za nauczanie o ludzkiej płciowości i życiu erotycznym grozić ma do trzech lat więzienia. Ale nie tylko im. Karani mogą być także autorzy i wydawcy książek czy magazynów dla nastolatków, w których pisze się o antykoncepcji i seksie
Obywatelski projekt zmian w kodeksie karnym, pod którym podpisy zbierała organizacja "Stop pedofilii" jeszcze w lipcu trafił do Sejmu. Pierwsze czytanie odbędzie się po wyborach, czyli 15 października podczas "odwieszonego" posiedzenia Sejmu.
Aktywiści zbierali podpisy m.in. w słynnych namiotach z napisami "Stop pedofilii". Ale projekt ich ustawy nie ma z przeciwdziałaniem czynom pedofilnym nic wspólnego.
Autorzy projektu chcą zakazać "demoralizacji i seksualizacji dzieci". W tym celu proponują znowelizowanie art. 200b kodeksu karnego. Obecnie przepis ten stanowi:
Art. 200b. Kto publicznie propaguje lub pochwala zachowania o charakterze pedofilskim, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2.
Inicjatywa Stop Pedofilii zakłada rozwinięcie tego przepisu o kilka punktów. Jego treść miałaby brzmieć:
Art. 200b. §1. Kto publicznie propaguje lub pochwala zachowania o charakterze pedofilskim, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2.
§2. Tej samej karze podlega, kto publicznie propaguje lub pochwala podejmowanie przez małoletniego obcowania płciowego.
§3. Jeżeli sprawca dopuszcza się czynu określonego w §2 za pomocą środków masowego komunikowania, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3.
§4. Kto propaguje lub pochwala podejmowanie przez małoletniego obcowania płciowego lub innej czynności seksualnej, działając w związku z zajmowaniem stanowiska, wykonywaniem zawodu lub działalności związanych z wychowaniem, edukacją, leczeniem małoletnich lub opieką nad nimi albo działając na terenie szkoły lub innego zakładu lub placówki oświatowo-wychowawczej lub opiekuńczej, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3.
Oryginalny przepis odnosi się jedynie do publicznego pochwalania przestępstwa, bo tym są czyny pedofilne wobec osób poniżej 15 roku życia. Karnie odpowiadać może zatem osoba, która na przykład twierdzi, że współżycie z trzynastolatkami jest w porządku.
"Stop pedofilii" wprowadza w paragrafie 2 pojęcie "pochwalania podejmowania przez małoletniego obcowania płciowego". Osobą małoletnią jest każda osoba poniżej 18 roku życia. Zgodnie z prawem współżyć mogą już 15, 16, 17 latki. Mogą współżyć na przykład ze sobą nawzajem. A to bardzo nie podoba się autorom projektu, którzy w uzasadnieniu narzekają, że karanie "ogranicza się więc wyłącznie do sytuacji, kiedy osoba dorosła współżyje z osobą małoletnią, całkowicie pomijając fakt, że coraz częściej propaguje oraz pochwala się sytuacje, kiedy to małoletni podejmują współżycie ze sobą".
W paragrafie 4 projektu widzimy z kolei zapis o pochwalaniu "podejmowaniu przez małoletniego obcowania płciowego lub innej czynności seksualnej". W przepisie tym nie ma również obostrzenia dotyczącego publicznego pochwalania. Masturbacja jest niewątpliwie "inną czynnością seksualną", którą małoletni podejmują. W myśl tego przepisu karnie mógłby odpowiadać więc każdy, kto w związku z wykonywanym zawodem (o tym za chwilę) powiedziałby, że masturbowanie się przez nastolatków jest ok.
Jest to oczywiście absurdalne, bo by taki przepis mógł być egzekwowany, należałoby najpierw zakazać masturbacji i podejmowania współżycia przez osoby aż do 18 roku życia. Ale autorzy projektu takimi szczegółami się nie przejmują. W przepisie wyraźnie chodzi o coś innego.
"Stop pedofilii" w uzasadnieniu swojego projektu wprost wskazuje, że głównym celem jest walka z edukacją seksualną. "Odpowiedzialne za »edukację« seksualną środowiska wchodzą do kolejnych placówek oświatowych w Polsce, rozbudzając dzieci seksualnie oraz promując wśród uczniów homoseksualizm, masturbację i inne czynności seksualne" - ostrzegają.
Uzasadnienie szkodliwości edukacji seksualnej to zbiór anegdot, niepopartych badaniami opinii i kuriozalnych sformułowań. Stwierdza się tam na przykład, że edukacja seksualna jest źródłem uzależnień od pornografii oraz źródłem "wzrostu zachowań seksualnych" (cokolwiek by to miało znaczyć).
Jako przykłady zajęć podejrzanych o propagowanie zachowań pedofilskich autorzy projektu wprost wymieniają także zajęcia dotyczące:
Zgodnie z nowym brzmieniem art. 200b karani mogliby być nie tylko edukatorzy seksualni, ale właściwie każdy, kto "propaguje zachowania seksualne wśród małoletnich". Odpowiedzialnością karną zagrożona byłaby na przykład nauczycielka biologii, która wyjaśniłaby uczniom liceum, na czym polega rozmnażanie płciowe i jak się zabezpieczyć przed niechcianą ciążą.
Na odpowiedzialność karną narażony byłby ginekolog, który przepisuje siedemnastolatce środki antykoncepcyjne, ponieważ takie działanie również podpada pod "pochwalanie podejmowania przez osoby małoletnie obcowania płciowego" i dochodzi do niego "w związku z wykonywaniem zawodu". Karnie odpowiadałby psycholog mówiący nastolatkowi, że nie ma nic złego w masturbowaniu się (pochwalanie podejmowania innych czynności seksualnych).
Ale krąg osób narażonych na odpowiedzialność karną za "pochwalanie i propagowanie obcowania płciowego osób małoletnich" może być znacznie szerszy. Autorzy wskazują, że deprawacji dzieci ulegają nie tylko w szkole, ale i poza nią:
"Tematyka o charakterze deprawacji seksualnej pojawia się również w trakcie wyjść pozaszkolnych, m.in. na pokazy filmów, sztuk teatralnych oraz wycieczek do siedzib stowarzyszeń, fundacji i organizacji zajmujących się tematyką »edukacji« seksualnej".
Ale szkoła to szkoła. Paragraf 3 projektu przewiduje aż do 3 lat więzienia za "pochwalanie podejmowania obcowania płciowego przy pomocy środków masowego przekazu". Oznacza to, że na cenzurowanym mogą być właściwie wszystkie publikacje, które skierowane są do młodych ludzi i dotyczą seksu i płciowości. Czyli pisma dla nastolatek, całe strony internetowe.
Ukarać zatem można by było na przykład Wydawnictwu W.A.B., które opublikowało książkę "sexedpl", a także jej autorkę Anję Rubik, która promuje ją w mediach i udziela wywiadów. Taka sama odpowiedzialność spoczywałaby na nadawcach programów, czy wydawcach czasopism, które takie wywiady by publikowały.
"Stop pedofilii" oczywiście próbuje uargumentować to, dlaczego to właśnie edukacja seksualna jest ich zdaniem źródłem deprawacji dzieci i bronią pedofilów. Jako podstawę działania seksedukatorów wskazuje Standardy wychowania seksualnego WHO. Piszą o tym, że czteroletnie dzieci zachęcane są do masturbacji oraz zabawy w doktora. OKO.press wielokrotnie wyjaśniało specyfikę podręcznika WHO i jego cele.
"Stop pedofilii" powołuje się także na broszurę "Ciało, miłość, zabawa w doktora" ("Körper, Liebe, Doktorspiele"). Dokument, którego autorką była Ina-Maria Phillipps, psycholożka z Instytutu Pedagogiki seksualnej w Dortmundzie, w połowie lat dwutysięcznych był wydawany i kolportowany w placówkach edukacyjnych w Niemczech.
Obszerne cytaty z tej publikacji, jakie zamieszczono w tekście "Stop pedofilii" skupiają się na tym, by nie zakazywać dzieciom masturbacji, tylko na przykład instruować je, by nie uprawiały jej w miejscach publicznych. Pojawiają się jednak dużo bardziej alarmujące fragmenty takie jak: „Matki nazywają pieszczotliwie penisy swoich synów i wyrażają w ten sposób swoje uznanie. Z kolei pochwa i łechtaczka doświadczają zbyt małej uwagi przez nazwanie i czułe dotykanie (zarówno ze strony ojca, jak i matki), co utrudnia dziewczętom rozwinąć dumę ze swojej płci".
Ten cytat z broszury krąży w polskim internecie od dekady. Nie wiadomo, kto jest autorem tłumaczenia. W samej broszurze oryginalny fragment brzmi "zärtliche Berührung", co przetłumaczyć można raczej jako "delikatny dotyk" i odnosi się do takich sytuacji jak na przykład mycie dziecka. W dalszej części tekstu wyraźnie zaznaczone jest, że dotyk nie może mieć charakteru erotycznego. Ale w Niemczech ten fragment również wzbudzał duże kontrowersje. W 2007 prokuratura umorzyła sprawę o propagowanie czynów pedofilnych, stwierdzając brak znamion przestępstwa, ale broszurę wycofano ze względu na możliwość dwuznacznego odczytania. Decyzję wydała Ursula von der Leyen, która pełniła wtedy funkcję ministra ds. rodziny, osób starszych, kobiet i młodzieży.
Nie zmienia to oczywiście faktu, że "Stop pedofilii" używa kontrowersyjnego i incydentalnego przypadku jako koronnego argumentu. Oprócz tego dokument usilnie skleja pedofilię z ruchem LGBT+, wyszukując pojedyncze przykłady z całego świata, w których osoby homoseksualne skrzywdziły jakieś dziecko.
Projekt "Stop pedofilii" znalazł się w Sejmie w lipcu, bieg nadano mu na początku sierpnia. Ponieważ jest projektem obywatelskim, nie obowiązuje go zasada dyskontynuacji, więc będzie mógł być głosowany również w zbliżającej się kadencji Sejmu.
Projekt jest oczywiście zbyt absurdalny, by go uchwalono w obecnej formie. Z jakiegoś powodu dość szybko nadano mu bieg - zdarzało się, że projekty obywatelskie latami czekały w sejmowej zamrażarce. Najwyraźniej przed wyborami PiS nie zapomina o nikim i chce puścić przedwyborczy sygnał do najskrajniejszych, ultrakatolickich środowisk.
Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.
Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.
Komentarze