"Przestajemy tolerować dystrybucję i posiadanie dopalaczy, które są o wiele groźniejsze niż narkotyki, bo nie znamy skutków ich działania na młode organizmy" - uzasadnia nowelizację ustawy ministerstwo zdrowia. Skoro są tak groźne, czemu za ich posiadanie grożą niższe kary? I czy kary mają sens? Stosunek do dopalaczy obnaża nonsens "wojny z narkotykami"
Podpisana 3 sierpnia 2018 przez prezydenta Dudę nowelizacja Ustawy o Przeciwdziałaniu Narkomanii jest próbą uszczelnienia dotychczasowej polityki antynarkotykowej opartej na karaniu użytkowników, tak by objąć kontrolą również dopalacze. Próba nie jest jednak konsekwentna, bo część dopalaczy jest nadal traktowana łagodniej niż tradycyjne narkotyki, w tym względnie niegroźna marihuana, choć to właśnie dopalacze zbierają w Polsce śmiertelne żniwo (w lipcu 2018 zmarło w województwie łódzkim dziewięć osób) i to właśnie Polacy zażywają najwięcej dopalaczy w Europie.
Z drugiej strony, cała polska polityka "wojny z narkotykami" i kryminalizacji ich używania budzi poważne wątpliwości. Skuteczniejsza wydaje się stosowana w niektórych krajach polityka tzw. redukcji szkód, w której państwo zakazuje narkotyków, ale ich użytkowników raczej leczy i wspomaga niż traktuje jak przestępców.
W wyniki nowelizacji za posiadanie substancji psychoaktywnych grożą trzy różne rodzaje kar, zależnie od tego, na której liście znajduje się dany środek.
Jerzy Afanasjew pisze pracę magisterską o dopalaczach w Instytucie Socjologii UW. Zajmował się problematyką polityki narkotykowej na stażach w „Romanian Harm Reduction Network” w Rumunii oraz w „Check!t” w Portugalii i „Energy Control” w Hiszpanii. W Społecznej Inicjatywie Narkopolityki prowadzi laboratorium poświęcone wykrywaniu nowych substancji psychoaktywnych.
Pod koniec lipca 2018 dziewięć osób zmarło w województwie łódzkim z powodu rozległej i długotrwałej niewydolności oddechowej. Kolejne kilkaset osób hospitalizowano. Prawdopodobnie przyjęte przez nich dopalacze zostały zanieczyszczone pochodną fentanylu - niezwykle silnym opioidem, którego normalnie używa się w szpitalach podczas operacji.
Wojna z dopalaczami trwa od prawie dekady. W czerwcu 2017 Najwyższa Izba Kontroli oceniła, że „pomimo działań podejmowanych przez organy państwa skala dostępności dopalaczy w Polsce oraz zatruć tymi środkami wykazywała tendencję wzrostową”. Osiem lat po kontrowersyjnej zapowiedzi premiera Donalda Tuska z 2010 roku, że „jeśli trzeba będziemy działać na granicy prawa”, dziś nawet nie zbliżamy się do sukcesu w walce z tymi substancjami.
Mowa tu o dopalaczach, czyli wszystkich “środkach zastępczych", którymi można się odurzyć, jednak nie są jeszcze wpisane na listę środków odurzających i substancji psychotropowych (w tym tradycyjnych "narkotyków") i nie są też regulowane odrębnymi przepisami, jak alkohol - ustawą o wychowaniu w trzeźwości i przeciwdziałaniu alkoholizmowi, czy kawa - rozporządzeniem w sprawie szczegółowych wymagań w zakresie jakości handlowej ekstraktów kawy i ekstraktów cykorii.
Tymczasem Polacy - razem z Irlandią - są liderem konsumpcji „dopalaczy” w Unii Europejskiej. Jak wynika z międzynarodowych badań ESPAD (używania alkoholu i narkotyków przez młodzież szkolną; w Polsce prowadzi je Instytutu Psychiatrii i Neurologii), dopalaczy spróbowało aż 11 proc. polskich nastolatków. Nie lepiej jest z liczbą zatruć, która według szacunków Ministerstwa Zdrowia w 2017 roku nie uległa poprawie i pomimo starań Głównego Inspektoratu Sanitarnego oraz policji wciąż wynosi ponad 300 przypadków miesięcznie:
Od 2005 roku Europejskie Centrum Monitorowania Narkotyków i Narkomanii odnotowało już ponad 600 różnych substancji psychoaktywnych - na rynek trafia średnio jedna nowa miesięcznie, w miarę zakazywania starych. Lekarze biją na alarm, bo nie są w stanie ratować pacjenta nie znając mechanizmów działania, a nawet nazwy środka, który zażył.
Każda kolejna generacja „dopalaczy” okazuje się bardziej niebezpieczna od poprzedniej. Łatwo też je przedawkować, bo efekt gwarantuje często ilość ledwo zauważalna gołym okiem.
Na wykresie można zobaczyć, ile nowych substancji wykrywano rocznie w Europie w latach 2005-2017, oraz do jakich należały kategorii. Widać, że najwięcej wykrywa się syntetycznych kannabinoidów (zamienników marihuany - kolor zielony) oraz pochodnych katynonu, takich jak mefedron (grupa stymulantów, zamienników amfetaminy i kokainy - pomarańczowy).
Dopalacze weszły poważnie do Polski w 2009 roku. Rządy PO-PSL trzykrotnie próbowały rozwiązać problem. Zidentyfikowano i skryminalizowano setki substancji psychoaktywnych, a w 2015 dodano definicję “nowej substancji psychoaktywnej”, czyli nowych środków narkotycznych, sprzedawanych pod konkretną nazwą handlową.
Jednak za sam handel środkami zastępczymi stosowano jedynie kary administracyjne. Jak wskazał NIK, skuteczność takich kar jest znikoma:
"W latach 2010-2016 w całym kraju nałożono łącznie 64,8 mln zł kar, natomiast do budżetu państwa wpłynęło zaledwie 2,8 proc. tej kwoty tj. 1,8 mln zł":
Oznaczało to de facto bezkarność podmiotów zajmujących się tym nielegalnym procederem.
Podpisana 3 sierpnia 2018 przez prezydenta Dudę nowelizacja Ustawy o Przeciwdziałaniu Narkomanii ma ukrócić takie absurdalne sytuacje, kiedy po zaplombowaniu sklepu jeszcze tego samego dnia otwierano go pod inną nazwą. Policji nie pozostawało nic innego niż przypatrywać się dalszej sprzedaży, jak np. w Pabianicach, gdzie zbudowano specjalną budkę naprzeciwko sklepu.
Po nowelizacji:
Karane będą już nie tylko środki uznane przez ministerialny Zespół ds. oceny ryzyka za niebezpieczne, ale również wszystkie te, „które naśladują działanie tych substancji”.
Ministerstwo Zdrowia tłumaczy, że zakaz obejmie całe grupy związków, tak, aby do obejścia przepisów nie wystarczała drobna modyfikacja struktury chemicznej. Każda z list zakazanych substancji będzie stanowiła załącznik do rozporządzenia ministra zdrowia, a nie ustawy, co przyśpieszy aktualizację list zakazanych dopalaczy.
Według zapewnień dyrektora Krajowego Biura ds. Przeciwdziałania Narkomanii Piotra Jabłońskiego nowelizacja „daje możliwości ochrony osób, które używają dopalaczy, przed stygmatyzacją, kryminalizacją”, bo wskazuje na niższą sankcję, niż za pozostałe narkotyki.
Między bajki można jednak włożyć obietnice, że prawo nie jest wymierzone w użytkowników dopalaczy, w tym osoby uzależnione. “Umorzenie postępowania będzie możliwe jedynie wtedy, gdy przedmiotem czynu będzie nieznaczna ilość dopalaczy przeznaczona na użytek własny” stwierdza komunikat Ministerstwa Cyfryzacji. Nie dodaje, że
zadecyduje o tym dopiero prokurator, już po zatrzymaniu lub aresztowaniu użytkownika. I że poważnym problemem jest brak definicji "ilości nieznacznej" narkotyku czy dopalacza, co sprawia, że prokuratorzy obawiają się umarzać postępowanie.
Ewentualna ochrona użytkowników dopalaczy odbędzie się też po przeprowadzeniu kosztownej analizy laboratoryjnej (koszt od 250 do 2000 złotych), bo to od rodzaju substancji zależy czy spodziewać się grzywny (dopalacze), czy kary więzienia (środki psychotropowe i odurzające, w tym popularne dopalacze wciągnięte na tę listę).
Więzienie za trawkę, ale grzywna za dopalacze? Sorry, taki mamy klimat.
“Przestajemy tolerować dystrybucję i posiadanie dopalaczy, które są o wiele groźniejsze niż narkotyki, bo nie znamy skutków ich działania na młode organizmy” - powiedziała w Sejmie wiceminister zdrowia Józefa Szczurek-Żelazko.
Skoro są szczególnie groźne, dlaczego za ich posiadanie wprowadzono niższe kary?
Rozpowszechnienie “dopalaczy”, czyli nowych substancji psychoaktywnych, nie wynika po prostu z braku wiedzy na temat ich szkodliwości. Jak wynika z przeprowadzonego przez zespół prof. Piotra Sałustowicza z SWPS badania I-TREND, aż co drugi użytkownik uważa, że ma odpowiednią wiedzę o niebezpieczeństwie nowych narkotyków (s. 6). To ponad dwa razy częściej niż w Holandii i Francji, ale tam zatruć kończących się w szpitalu jest mniej.
Wśród motywacji polskich amatorów dopalaczy królują: nadarzająca się okazja i chęć eksperymentowania, a także - jak wynika z badań SWPS, a także z podobnego badania NPS-T - mocne efekty oraz łatwa dostępność środków zastępczych w porównaniu do tradycyjnych narkotyków, takich jak marihuana, haszysz, LSD aż po kokainę czy heroinę.
Przyczyną sięgania po dopalacze jest też strach przed karą za posiadanie tradycyjnych narkotyków. Ten powód podało od 35 proc. (badanie NPS-T) po nawet 57 proc. (badanie ReDNet) ankietowanych.
Znacznie łatwiej niż np. marihuanę - i do tej pory praktycznie bez ryzyka - można było zaopatrzyć się np. w syntetyczne kannabinoidy, jak słynny Mocarz.
Rozkwit dopalaczy jest ubocznym i groźnym skutkiem polityki antynarkotykowej, która czyni z użytkowników narkotyków - w tym marihuany - przestępców.
Na początku XXI wieku dwa konserwatywne, katolickie europejskie kraje zmieniły podejście do narkotyków. W 2000 roku Polska wprowadziła karę do 3 lat pozbawienia wolności za posiadanie, w 2001 roku Portugalia... zniosła kary za niewielkie ilości wszystkich narkotyków; dopuszczalna jest dawka na umowne 10 dni (m.in. do 25 g marihuany, 2 g kokainy, 10 blotterów LSD).
Policja skupiła się na narkobiznesie, a użytkowników oddała pod opiekę służby zdrowia. Ilość zakażeń HIV (skutek m.in. dożylnego przyjmowania narkotyków) spadła na łeb na szyję. Topnieje tzw. zażywanie problemowe (długotrwałe i regularne oraz dożylne) oraz ogólne wśród młodzieży.
Narkotyki wciąż są tam nielegalne, ale jednoznacznie rozróżniono użytkownika od dilera.
Tymczasem w Polsce trwa pogoń aparatu państwa za użytkownikami. Z danych Komendy Głównej Policji wynika, że
89 proc. wszystkich zakończonych postępowań z Ustawy o Przeciwdziałaniu Narkomanii dotyczy posiadania nieznacznych ilości narkotyków. A nie handlu.
Zbadał to bliżej prof. Krzysztof Krajewski z Katedry Kryminologii UJ i okazało się, że:
wśród tych zatrzymanych aż 79 proc. posiadało ilość do 3 g. Połowa wyroków za narkotyki zapada również właśnie za posiadanie małych ilości.
Policja poluje na użytkowników także dlatego, że posiadanie małej ilości narkotyku jest tzw. przestępstwem statystycznym.
W wywiadzie „Przegramy wojnę z dopalaczami” prof. Wiktor Osiatyński już w 2010 roku tłumaczył o co chodzi: „posiadanie narkotyków jest osobliwym przestępstwem: jest w stu procentach wykrywalne. W przypadku większości przestępstw jest jakaś ofiara, która składa zawiadomienie i wtedy szuka się sprawcy. Tutaj żadnego przestępstwa nie ma, dopóki się go nie wykryje, czyli złapie kogoś z narkotykiem. Jeśli więc chcemy poprawić sobie statystyki wykrywalności, nic prostszego jak ruszyć w miasto".
Od grudnia 2011 roku obowiązuje znowelizowana ustawa o przeciwdziałaniu narkomanii, która daje prokuraturze oraz sądom możliwość umorzenia postępowania karnego wobec sprawcy posiadającego "nieznaczne ilości środków odurzających lub substancji psychotropowych, przeznaczonych na jego własny użytek" (art. 62a). Ta nowelizacja miała uchronić przed karaniem przypadkowych użytkowników, ale jej stosowanie utrudnia brak tzw. tabeli wartości granicznych, czyli oficjalnych wytycznych dla policji co to znaczy "nieznaczna ilość danego narkotyku" (czyli co odróżnia użytkownika od dilera). Wobec silnej w Polsce narkofobii prokuratorzy boją się umarzać sprawy, by nie narazić się na zarzut, że "tolerują narkomanię".
W czerwcu 2011 Światowa Komisja ds. Polityki Narkotykowej (z udziałem wielu dawnych prezydentów, premierów, a także Kofi Annana, Javiera Solany czy Mario Vargas Llosy) zaalarmowała świat: "Politykę karną musi zastąpić prozdrowotna. Czas odrzucić stereotyp »amoralnego narkomana «, a walkę z mafią prowadzić skuteczniej". Postawić na leczenie, pomoc, zapobieganie, skończyć z karaniem użytkowników. Na "wojnę z narkotykami" świat wydaje rocznie ponad 100 mld dolarów, ale konsumpcja rośnie, uzależnionych jest już ćwierć miliarda mieszkańców globu.
Do prac Komisji dołączył m.in. Aleksander Kwaśniewski, choć to on w 2000 roku złożył prezydencki podpis pod najbardziej restrykcyjną ustawą w Europie, przewidującą do trzech lat więzienia za posiadanie najmniejszej ilości środków psychoaktywnych.
Kilkanaście lat później zmienił zdanie, opowiada się za dekryminalizacją narkotyków i apeluje, by także u nas skończyć z "war on drugs". - Perspektywa więzienia miała odstraszyć ludzi od narkotyków i obniżyć popyt, uderzyć w narkobiznes. Myliliśmy się w obu sprawach - mówi dziś Kwaśniewski.
Komentarze