Do Sejmu trafił projekt zmian w ustawie o ordynacji podatkowej, który ma pomóc w tropieniu nieuczciwych przedsiębiorców unikających płacenia podatków. Jednak zmiany sprawią też, że władza będzie mogła sprawdzić, na co i gdzie wydajemy nasze pieniądze
Dla Prawa i Sprawiedliwości walka z oszustami podatkowymi jest jednym ze sztandarowych celów w dziedzinie finansów publicznych. Szczególnie dużą wagę rząd tej partii przywiązuje do podatku VAT. Urzędy skarbowe pracują na przyspieszonych obrotach, kontrole rachunków przedsiębiorstw są coraz częstsze i bardziej drobiazgowe. Rząd wprowadził m.in. tzw. klauzulę unikania opodatkowania, na podstawie której władza może wymierzać oszustom drastyczne kary – nawet 25 lat więzienia, jeśli skala oszustwa jest większa niż 10 mln zł. Dodatkowe wpływy z podatków są potrzebne, by pokryć nowe wydatki na reformy socjalne rządu (np. program 500 plus czy powrót do niższego wieku emerytalnego)
Na początku gabinet Beaty Szydło poniósł w tej sprawie sromotną porażkę, bo w 2016 r., mimo usilnych starań, ściągalność VAT spadła, zamiast wzrosnąć. Dane z 2017 pokazują jednak, że wysiłek zaczyna przynosić efekty. Do końca kwietnia zebrano nawet o ponad 30 proc. więcej pieniędzy niż w tym samym okresie rok temu.
Najnowszy pomysł PiS zakłada, że przedsiębiorstwa będą musiały przekazywać raz na dobę szczegółowe dane ze swoich rachunków bankowych Krajowej Administracji Skarbowej (KAS, organ podległy Ministerstwu Finansów).
Przepisy dotyczyć mają wyłącznie firm zatrudniających powyżej 10 osób lub mających obrót powyżej 2 mln euro. Ma to wykluczyć małe firmy i mikroprzedsiębiorców, dla których nowe zasady byłyby bardzo uciążliwe. Według MF obejmą jakieś 80 tys. podmiotów.
Zmiana pozwoli organom kontroli podatkowej mieć stały wgląd w finanse firmy i wychwytywać wszelkie nieprawidłowości na wczesnym etapie. Potencjalnie może więc faktycznie ograniczyć skalę wyłudzeń. Projekt zakłada, że dodatkowe wpływy budżetowe pojawią się już w tym roku, bo przepis miałyby wejść w życie już we wrześniu 2017 roku. Do końca roku rząd chciałby z tego tytułu uzyskać dodatkowe 2 mld zł, a w kolejnym, 2018 r., już ok. 4,5 mld zł.
Reforma ma jednak drugie dno. Dane przekazywane KAS będą zawierać także wykaz wpłat na firmowe konto wraz z numerem rachunku nadawcy, datą, kwotą i tytułem transakcji.
Oznacza to, że skarbówka będzie wiedziała też bardzo dużo na temat osób prywatnych. Np. kto i co kupował w kontrolowanych firmach. Po łatwym przetworzeniu danych KAS, a zatem i rząd będzie mógł więc stworzyć portret zwyczajów konsumpcyjnych każdego z nas.
Lista wrażliwych informacji może być spora. Przykładem jest chociażby korzystanie z usług zdrowotnych, związanych ze schorzeniami, które obywatele mogą chcieć utrzymać w tajemnicy lub to, w jaki sposób spędzamy wolny czas.
Przepisy ułatwią pracę służbom skarbowym, ale mogą też stanowić zagrożenie dla działalności przedsiębiorców lub być przeciwko nim wykorzystywane.
Po pierwsze rząd będzie miał informacji na temat całego modelu biznesowego danej firmy - co i u jakich kontrahentów zamawia, ile za to płaci, jak się promuje itp. To stwarza problem cyberbezpieczeństwa. W jednej bazie danych będą zgromadzone wyjątkowo cenne dane 80 tys. przedsiębiorstw.
Kolejną sprawą jest to, że rząd będzie mógł na podstawie tych informacji ustalać preferencje polityczne firm - np. jakie tytuły prasowe prenumerują lub jakie organizacje pozarządowe wspierają.
Do tej pory prześwietlano tylko przedsiębiorstwa, w przypadku których były podejrzenia, że nie płacą państwu swoich należności. Teraz rządowa instytucja będzie stale gromadzić informacje o każdej dużej firmie i wszystkich jej klientach.
Pomysł skrytykowała fundacja Panoptykon, zajmująca się z walką z inwigilacją obywateli przez państwo.
Socjolog, absolwent Uniwersytetu Cambridge, analityk Fundacji Kaleckiego. Publikował m.in. w „Res Publice Nowej”, „Polska The Times”, „Dzienniku Gazecie Prawnej” i „Dzienniku Opinii”.
Socjolog, absolwent Uniwersytetu Cambridge, analityk Fundacji Kaleckiego. Publikował m.in. w „Res Publice Nowej”, „Polska The Times”, „Dzienniku Gazecie Prawnej” i „Dzienniku Opinii”.
Komentarze