0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Sławomir Kamiński / Agencja GazetaSławomir Kamiński / ...

17. warszawska Parada Równości była szczególna nie tylko ze względu na rekordową frekwencję. Organizatorzy i organizatorki poinformowali, że pod hasłem "Równe prawa, wspólna sprawa" przemaszerowało 50 tysięcy osób. Szacunków nie potwierdzają policja i ratusz, które tym razem zgodnie podały 12-13 tysięcy osób.

W porównaniu z największymi - kilkuset tysięcznymi Paradami w Berlinie, Londynie czy Paryżu, które zajmują duże części miasta - to wciąż niewiele. Jednak w Polsce rzadko demonstracje wyprowadzają na ulice dziesiątki tysięcy osób. Historyczne liczby tegorocznej Parady to również:

  • największa liczba ambasadorów wspierających paradę: 40;
  • najwięcej platform: 17;
  • najwięcej zorganizowanych grup: 40;
  • zaangażowanie partii politycznych: zorganizowane grupy Nowoczesnej, Razem, SLD, Zieloni, Inicjatywa Polska (plus udział KOD).

OKO.press - punkt po punkcie - analizuje, jak udało się odnieść taki mobilizacyjny sukces.

Zmiana generacji i organizacji pracy

Organizację tegorocznej parady w pełni przejął wolontariat Parady Równości - do tej pory odpowiedzialny za bezpieczeństwo i niezbyt zaangażowany w proces decyzyjny. Świeżość okazała się siłą.

W ponad trzydziestoosobowej grupie średnia wieku to 22-23 lata, a to zapewne czyni ich najmłodszymi organizatorami parad na świecie.

Istotna była też różnorodność. Organizatorzy reprezentowali nie tylko (mocno zróżnicowaną) społeczność LGBTI, ale także inne mniejszości. I sojuszników hetero.

Jedna z organizatorek Julia Maciocha mówi OKO.press, że postawili na działanie grupowe. Modus operandi to:

  • kolektywna praca - ponad 30 wolontariuszy współpracowało z ponad 40 innymi organizacjami, partiami, grupami nieformalnymi;
  • wspólne podejmowanie decyzji - głosowaniu podlegały m.in. trasa, kolejność przemówień, kształt postulatów;
  • dzielenie się odpowiedzialnością - pracowali w grupach, m.in. sponsorskiej, medialnej, rekrutacyjnej, crowdfundingowej;
  • niezależność - każdy zespół miał autonomię w realizacji zadań;
  • i dużo ciężkiej wielomiesięcznej pracy.

Dotychczasową "piramidę" i stawianie na lidera czy liderkę Parady zastąpiła płaska struktura. I od początku było to widać w mediach społecznościowych. "Zaufanie budowaliśmy, pokazując twarze. Chcieliśmy, żeby ludzie wiedzieli kim jesteśmy, żeby mogli nas poznać i w ten sposób łatwiej się z nami utożsamić. Żeby zobaczyli, ile nas jest, jak rodzinne są relacje między nami, jak fajnie się traktujemy. Wolontariat to dla nas azyl, wiele z nas - z różnych mniejszości - odnalazło tu miejsce akceptacji" - mówi Julia Maciocha.

Zmiana generacyjna dotyczyła też uczestników Parady. Do tej pory przeważali 30-40 latkowie. W tym roku więcej było osób młodszych i znacznie młodszych - jeden z bloków zorganizowano specjalnie dla szkolnej młodzieży, co zorganizował Związek Uczniowski Liga Młodzieży Wolnościowej.

fot. Mikolaj Maluchnik

Mobilizację udało się osiągnąć po swojemu. Niedawny Marsz Wolności wspierał skrzętnie zorganizowany transport 254 autokary przywiozły ponad 12 tysięcy osób. Przyjezdnych na Paradę trudno oszacować, bo wszystko odbywało się nieformalnie.

13 postulatów

Jednym z największych sukcesów było przedarcie się do debaty publicznej ze wszystkimi 13 postulatami. Tak jest od lat, ale dopiero w 2017 roku udało się pokazać, że poza prawami osób LGBTI na liście są też prawa kobiet, osób z niepełnosprawnościami czy cudzoziemców.

Przeczytaj także:

Włączanie różnych środowisk było jednym z głównych celów. Julia Maciocha: "We wszystkich wywiadach podkreślaliśmy, że Parada dotyczy wszystkich mniejszości.

Chcieliśmy pokazać, że nie trzeba się we wszystkim zgadzać, by wziąć udział w święcie, podczas którego walczymy o wspólną sprawę - równościową i otwartą Polskę.

I to zdecydowanie nasz największy sukces".

Parada ponad podziałami

W tym roku pod tęczowymi flagami spotkały się środowiska, które rzadko współpracują. Partie polityczne: Nowoczesna, Razem, Zieloni, Inicjatywa Polska, Sojusz Lewicy Demokratycznej i kilku przedstawicieli Platformy Obywatelskiej. Szeregi - jak co roku zasiliły też organizacje pozarządowe - walczące szeroko o prawa człowieka oraz nieformalne i rozliczne kolektywy. Obok siebie maszerowały: chrześcijańskie stowarzyszenie "Wiara i Tęcza", koalicja ateistyczna, anarchiści i - z zupełnie innej generacji - KOD.

"To ewenement w skali tego kraju" - mówi Julia Maciocha. Oprócz wolontariuszy nad przygotowaniem Parady czuwał "Komitet organizacyjny", pole współpracy partii politycznych, organizacji pozarządowych i grup nieformalnych. W tym roku było ich ponad 40. Wraz z organizatorami podejmowali decyzje o trasie przemarszu, strategii promocyjnej, postulatach czy przemówieniach.

Pogodzenie różnych wizji to z pewnością największe wyzwanie, szczególnie, że wszystkie decyzje są podejmowane wspólnie. "Udało nam się nie przenieść konfliktów, które występują na co dzień w społeczeństwie, do tej struktury. Każdy miał prawo wypowiedzieć swoją opinię. Decyzje podejmowaliśmy, głosując i choć w wielu kwestiach byliśmy zgodni, to czasem decydujący głos należał do "większości". Ale ta większość jest bardzo specyficzna, bo złożona z grup mniejszościowych. Celem nie było zamazywanie różnic. Tak szeroka koalicja pozwoliła nam wyjść na przeciw oczekiwaniom bardzo wielu środowisk. Była część polityczna, czyli konferencja prasową, podczas której politycy i polityczki opowiadali o tym, co ich partie robią dla mniejszości. Ale główną częścią było świętowanie: platformy, muzyka, taniec. Wszystko obok siebie i razem".

Walka o widzialność i przestrzeń

Trasa - dynamiczna i krótsza niż w poprzednich latach - prowadziła nieprzetartymi szlakami. Ale najważniejsze jest to, że po raz pierwszy Parada startowała i finiszowała w samym sercu Warszawy. Już o godzinie 12:00 na placu Defilad otworzyło się Miasteczko Równości zorganizowane przez działaczy LGBTI - bez finansowego wsparcia ratusza. To według organizatorów wpłynęło na to, że Parada w końcu miała wymiar edukacyjny. Przez kilka godzin osoby, które nie mają świadomości, czym zajmują się organizacje LGBTI mogły dowiedzieć się o podejmowanych działaniach, porozmawiać, a także zapytać "jak można się zaangażować".

Punktem docelowym był Pałac Kultury i tam też była zaplanowana impreza. Julia Maciocha: "Pierwszy raz nie było wrażenia, że jesteśmy spychani bocznymi uliczkami, że musimy przejść na drugą stronę Wisły, by wspólnie świętować. Ściśle współpracowaliśmy przy imprezie z centrum miasta. Pałac Kultury zaświecił się dla nas na tęczowo, a impreza była dużo bardziej dostępna i jednocząca. Nie było wejściówek, ograniczonego wstępu. Obecność w centrum gwarantowała też większe bezpieczeństwo".

Sytuacja polityczna

Na frekwencję i zaangażowanie duży wpływ miała z pewnością sytuacja polityczna. Rządzące Prawo i Sprawiedliwość nie tylko nie rozumie równościowych postulatów, ale swoim dyskursem i polityką zamyka Polskę na mniejszości. Tak radykalny odwrót od "otwartości", przekładający się na wzrost zachowań homofobicznych czy rasistowskich według organizatorów miał największe znaczenie.

W ostatnim roku zielone światło dla równości pokazały też niektóre polskie miasta. Ich gospodarze dumnie otwierali Marsze Równości. Na tej liście są prezydenci: Łodzi, Poznania i Gdańska. Hanna Gronkiewicz-Waltz nie wykonała gestu Pawła Adamowicza z Gdańska, który wspaniałym przemówieniem otworzył trzeci trójmiejski marsz równości. W kontrze do decyzji Adamowicza, w ostatnich tygodniach żywo komentowano nieobecność Hanny Gronkiewicz-Waltz na kolejnej paradzie. Na przekór temu, warszawiacy zmobilizowali się i pokazali, że na poziomie polityki miasta nie można ignorować mniejszości.

Na paradzie miasto reprezentował wiceprezydent Michał Olszewski, który szedł w pochodzie, trzymając tęczową flagę.

Organizatorzy decyzję prezydent miasta komentują bez większych złudzeń. Maciocha: "W którymś z wywiadów zapytana, czy na Paradzie zabrakło kogoś na kogo liczyliście, bez wahania odpowiedziałam, że nie. Zaproszenie HGW było ukłonem w stronę ciężkiej pracy poprzednich ekip. Jesteśmy młodą grupą, chcieliśmy okazać szacunek. Ale nie spodziewaliśmy się odpowiedzi. Nawet gdyby Hanna Gronkiewicz-Waltz przyszła - nie udawajmy - nie byłaby naszą wielką sojuszniczką".

;

Udostępnij:

Anton Ambroziak

Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.

Komentarze