0:000:00

0:00

Szeroko rozumiana branża filmowa to jeden z tych sektorów, który szczególnie ucierpi w wyniku zagrożenia epidemicznego – skutki mogą być odczuwane długo po tym, gdy przymusowa kwarantanna całych społeczeństw zostanie złagodzona.

„Być może okaże się, że historię przemysłów audiowizualnych będziemy dzielić na przed i po pandemii” – mówi prof. Marcin Adamczak z Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu, filmoznawca specjalizujący się w studiach nad produkcją filmową.

„Jeśli cała ta sytuacja potrwa kilka miesięcy, to na pewno zachwieje branżą, ale jej nie złamie” – przewiduje dr Anna Wróblewska, autorka książki „Przemysł filmowy w Polsce”. „Jeśli jednak potrwa dłużej, to możemy tylko wróżyć z fusów, co się stanie”.

Utracone miliardy

Kryzys dotyka wszystkie ogniwa branży: producentów, dystrybutorów, kina. Straty już teraz szacuje się na miliardy. Branżowy „Hollywood Reporter” ocenił na początku marca, że z powodu epidemii globalne straty wpływów mogą sięgać nawet 5 miliardów dolarów. W sumie pismo szacuje potencjalne koszty Covid-19 dla branży nawet na 20 miliardów dolarów.

Najbardziej wpływy z biletów skurczyły się w Chinach. Szacunki mówią, że w pierwszych dwóch miesiącach 2020 roku wpływy były mniejsze o prawie 2 miliardy dolarów, niż w tym samym okresie w 2019 roku.

Spadki chińskiego box office’u uderzają także w Hollywood. Dla wielkich studiów to właśnie rynek chiński jest drugim najważniejszym po amerykańskim. Przesunięcie premiery nowego Bonda, „No Time to Die”, było spowodowane troską o zyski z rynku chińskiego.

Obawiano się, że jeśli film będzie miał wcześniej niż w Chinach premierę na innych rynkach, Chiny zaleją nielegalne kopie i producenci nie ściągną pieniędzy od chińskiej widowni.

Podobnie jak wirus, także kryzys kin ogarnął szybko cały świat. Często zanim jeszcze władze podjęły decyzję o ich zamknięciu. We Włoszech weekend przed zamknięciem kin 8 marca należał do jednych z najgorszych w historii. W stosunku do zeszłego roku wpływy z biletów spadły o 94 proc. W Stanach weekend 13-15 marca przyniósł najniższe wpływy z biletów kinowych od października 1998 roku.

Polska: małe kina pod ścianą

W Polsce zamknięte 12 marca kina pozostaną nieczynne co najmniej do Wielkanocy. Co to oznacza? Już w pierwszy weekend zamknięcia przedstawiciele kin, w tym największych na polskim rynku sieci multipleksów – takich jak Helios, Cinema City i Multikino – wystosowały utrzymany w alarmistycznym tonie list do ministry rozwoju Jadwigi Emilewicz.

„Nie jesteśmy w stanie generować żadnych przychodów, jednocześnie ponosząc ogromne koszty kredytów, najmu i pensji pracowniczych. Nie mamy możliwości zastąpienia obecnych źródeł przychodów innymi” – pisali.

Sam Helios deklarował, że przez dwa tygodnie postoju straci 9 milionów złotych przychodu. A już dziś wiadomo, zamknięcie potrwa jeszcze kolejne dwa tygodnie.

Profesor Adamczak potwierdza te obawy: „Przetrwanie infrastruktury kinowej jest najbardziej zagrożone. Zwłaszcza mniejszych, studyjnych kin - to około 20 proc. polskiego rynku. Względnie bezpieczne są te prowadzone przez samorządy, reszta będzie walczyć o życie”.

Podobnego zdania jest dr Wróblewska: „Duże sieci sobie poradzą. Zarabiają nie tylko na filmach, ale też na sprzedaży barowej, popcornie, napojach gazowanych. Po pandemii ludzie pewnie rzucą się na blockbustery. To małym kinom najwcześniej skończą się pieniądze, one będą pierwsze zwalniać ludzi”.

Bartek Świerkowski, założyciel DKF Kinochłon, pracujący w kinie "Iskra" w Augustowie jest bardziej optymistyczny. „Na razie nikt nie mówi o zwolnieniach, jakoś próbujemy przetrwać ten okres. Jeśli potrwa do drugiej połowy maja, początku czerwca, to mam nadzieję, że małe kina jakoś sobie dadzą radę. Wszyscy w branży boimy się co będzie, jeśli obecna sytuacja potrwa dłużej. Jesteśmy jedynym kinem w mieście i mamy swoją publiczność, dla niej kino jest ważnym miejscem, wierzę, że do nas wróci”.

Bardziej sceptyczny jest Roman Gutek, założyciel kina "Muranów" i dystrybutor kina autorskiego, organizator festiwalu Nowe Horyzonty:

„Gdy w Chinach otworzono kina po pandemii, ludzie do nich nie wrócili. Trzeba się liczyć z niższą frekwencją niż przed epidemią”.

Zgadza się z nim profesor Adamczak: „Część branży liczy, że jak to się wszystko skończy, to będziemy mieli boom jak po 1945 roku, gdy ludzie rzucili się do kin wyposzczeni przez lata okupacji. Różnica jest taka, że wtedy w kinach ludzie czuli się bezpiecznie”.

Kłopoty z dystrybucją

Kłopoty kin przeniosą się też na dystrybutorów. „W marcu w kinach świetnie radził sobie film »Parasite«, rozpowszechniany przez Gutek Film, który dzięki Oscarom zyskał drugie życie. Wpływ z biletów były duże. Co z tego, jak kina nie płacą nam za wyświetlane przed zamknięciem filmy” – mówi Roman Gutek. „Od 12 marca nie mamy żadnych przychodów z kin, nie możemy więc płacić za nowe filmy. Może więc być mniej tytułów na rynku po otwarciu kin.

Nasze filmy, także »Parasite«, można oglądać na VoD, bardzo promujemy teraz tytuły z naszego katalogu, ale w Polsce to nie jest wielki rynek. Mam nadzieję, że sytuacja wróci do normalności pod koniec maja lub na początku czerwca, a Gutek Film przetrwa ten trudny czas”.

W szczególnie trudnej sytuacji mogą znaleźć się małe, niezależne, pozbawione silnego zaplecza firmy dystrybucyjne, specjalizujące się w kinie artystycznym lub obsłudze różnych nisz (np. kino LGBT+). Zwłaszcza że gdy kina się już otworzą, zaleją je zaległe premiery. „Kryzys wywołany przez epidemię najbardziej pogorszy sytuację kina artystycznego” – przewiduje dr Wróblewska – „Wzmocni się już teraz widoczna niebezpieczna dla tego kina tendencja, by dystrybucję kina artystycznego zapewniały przede wszystkim festiwale i VoD”.

Tymczasem także same festiwale masowo przekładają się na późne lato, na nawet na jesień. W tym najważniejszy w Europie festiwal w Cannes. Roman Gutek na pytanie czy planuje festiwal Nowe Horyzonty w stałym terminie, czyli na przełomie lipca i sierpnia, odpowiada „na razie tak”. Choć liczy się z niższą frekwencją.

Festiwale są nie tylko miejscem, gdzie kinomanii mogą zobaczyć trudno dostępne w kinach tytuły, ale także targami, gdzie dystrybutorzy kupują filmy. „Obsuwy z festiwalami zdestabilizują cały cykl dystrybucji filmowej w Europie” – twierdzi Anna Wróblewska.

Przestoje w produkcji

Kryzys dotyka też produkcję. W dzisiejszych warunkach plan filmowy to ryzyko zdrowotne. 20 lutego w Wenecji miały się rozpocząć zdjęcia do najnowszej części „Mission Impossible”. Z oczywistych względów produkcję przesunięto.

W styczniu w Londynie rozpoczęły się zdjęcia do nowego „Batmana”. Ze względu na niebezpieczeństwo związane z pandemią produkcję najpierw przeniesiono do Liverpoolu, a następnie zawieszono. Podobny los spotkał nową, czwartą część „Matrixa” i kolejną odsłonę „Jurassic World”.

Przestoje dotykają też polskich producentów pracujących dla filmu i telewizji. Jak „Pulsowi biznesu” mówił Andrzej Muszyński, prezes Grupy ATM, produkcja stanęła, więc wiele kręconych w trybie dziennym seriali z ramówki wiosennej nie zostanie zrealizowana.

Oznacza to utratę dochodów dla pracowników branży. Jak mówi Wróblewska „duża część przemysłu filmowego stanowią samozatrudnieni albo ludzie na umowach o dzieło czy zleceniach, którzy teraz zostaną z niczym lub ze znacznie zredukowanymi dochodami”.

PISF w trybie kryzysowym

W tej sytuacji Polski Instytut Sztuki Filmowej powołał specjalny Zespół Kryzysowy. W jego skład weszli przedstawiciele twórców, producentów, dystrybutorów, organizatorów festiwali i kiniarzy. Ma on pracować nad receptami na załagodzenie kryzysu branży.

Na pierwszym spotkaniu 20 marca zgodzono się między innymi na przedłużenie promes finansowania oraz podwyższenie progu pomocy publicznej. Co oznacza, że producenci dostaną więcej czasu na realizację projektów, oraz że dotacja z PISF będzie mogła stanowić większą część budżetu całej produkcji.

Powołano także podzespół mający koordynować akcję na rzecz powrotu Polaków do kin po końcu epidemicznych obostrzeń.

Zespół dyskutował też nad spadającymi dochodami pracowników branży. Załagodzeniu sytuacji miałby służyć specjalny fundusz filmowy, wspierający najbardziej potrzebujących. Filmowcy oczekują też od MKiDN przyspieszenia prac nad ustawą o statusie artysty, która pozwoliłaby unormować sytuację twórców pozbawionych ubezpieczenia społecznego i zdrowotnego.

Powołany w 2005 roku PISF w ciągu ostatnich lat był czynnikiem dającym przemysłowi filmowemu finansową stabilność. W obliczu kryzysu branża znów zwraca się w stronę Instytutu. Jednocześnie kryzys uderzy w sam PISF.

Większość budżetu Instytutu pochodzi z opłaty audiowizualnej wnoszonej przez kina, dystrybutorów, sieci kablowe, nadawców telewizyjnych i platformy cyfrowe. Gdy dwa pierwsze podmioty miesiącami nie będą wykazywać przychodów, odbije się to na budżecie instytutu i jego finansowych zasobach w przyszłości – a to z nich finansowane jest wsparcie dla kolejnych produkcji.

„Skutki obecnego zamknięcia mogą być długo widoczne. To na pewno trochę osłabi PISF, ale nie sądzę, by doprowadziło do załamania systemu” – mówi Anna Wróblewska.

Nowa era streamingu?

Jednocześnie eksperci są zgodni, że kryzys może strukturalnie zmienić branżę. „W ostatnich latach toczyła się coraz poważniejsza rywalizacja kina z VoD i platformami cyfrowymi.

Obecny kryzys może przyspieszyć widoczne wcześniej trendy, w efekcie których kino stanie się czymś w rodzaju miejsca promocji produktów audiowizualnych, zasadniczo przeznaczonych do obioru w domu”.

Już teraz wielu producentów, nie czekając na koniec kryzysu, wrzuca treści na platformy cyfrowe. W Polsce tak stało się z „Salą samobójców. Hejterem”, oraz pierwszym polskim slasherem „W lesie dziś nie zaśnie nikt”. [Slasher to rodzaj horroru filmowego o fabule, w której liczba bohaterów zmniejsza się w „dziwnych” okolicznościach].

Adamczak przestrzega jednak przed ekscytacją takim modelem dystrybucji: „Gdyby nie wirus, »Hejter« byłby z pewnością kinowym hitem o zdecydowanie ponadmilionowej widowni. Trafił na platformę, bo to chwilowo ostatnia deska ratunku przed stratami i była to słuszna decyzja dystrybutora. Polskich producentów przestrzegałbym jednak przed bezrefleksyjną miłością do platform streamingowych.

Obawiam się bowiem, że długoterminowo model, w którym zamiast wielu lokalnych kinowych dystrybutorów, a potem zysków z telewizyjnych i platformowych pól eksploatacji determinowanych w dużej mierze wynikami kinowymi, są tylko 2-3 wielkie globalne platformy VoD rządzące rynkiem wcale nie będzie korzystny dla producentów w kontekście cen za oferowany przez nich kontent”.

A właśnie platformy wyjdą z obecnej sytuacji wzmocnione. „Na lecącej w dół warszawskiej giełdzie rosną ceny akcji serwisu streamingowego cda.pl, który obiecuje nawet wypłacić dywidendę” – dodaje Adamczak.

Amerykańscy analitycy giełdowi polecają kupować akcje Netflixa. 23 marca do kilku krajów europejskich (nie do Polski) wchodzi platforma cyfrowa Disney+. Jej właściciele liczą, że w warunkach pandemii uda się na nowym europejskim rynku szybko dobić do 10 milionów abonentów.

Zmierzch kina wieszczono już przy okazji wynalezienia telewizji, ekspansji kaset wideo i DVD. Z jakiegoś powodu ludzie ciągle jednak wracają do kin. Czy pandemii uda się sprowokować zmianę w naszych nawykach jako odbiorców filmów, jakiej nie udało się wywołać mającym pogrzebać kino technologicznym przełomom? Dziś nikt tego nie wie, ale cała branża czuje, że stoi przed wielkim kryzysem i potencjalnymi wielkimi zmianami.

;

Udostępnij:

Jakub Majmurek

Filmoznawca, eseista, publicysta. Aktywny jako krytyk filmowy, pisuje także o literaturze i sztukach wizualnych. Absolwent krakowskiego filmoznawstwa, Instytutu Studiów Politycznych i Międzynarodowych UJ, studiował też w Szkole Nauk Społecznych przy IFiS PAN w Warszawie. Publikuje m. in. w „Tygodniku Powszechnym”, „Gazecie Wyborczej”, Oko.press, „Aspen Review”. Współautor i redaktor wielu książek filmowych, ostatnio (wspólnie z Łukaszem Rondudą) “Kino-sztuka. Zwrot kinematograficzny w polskiej sztuce współczesnej”.

Komentarze