Amnesty International Polska opublikowało raport o łamaniu praw uchodźców na granicy polsko-białoruskiej. To pierwsza tak obszerna i całościowa publikacja na ten temat - badacze rozmawiali z ok. 100 osobami. "Niektórzy strażnicy wydawali się dumni, że porównaliśmy Wędrzyn do Guantanamo. Kiedy wchodziłeś, mówili: Witamy w Guantanamo"
"To był kompletny chaos. Gdy kule przelatywały nad naszymi głowami, ludzie biegali we wszystkich kierunkach. Nie wiedzieliśmy, czy mamy się cofać, czy iść do przodu. Wpadłem na drut kolczasty i moja noga krwawiła. Gdy upadałem, ludzie przechodzili po mnie. Następnie polscy polscy żołnierze kazali nam usiąść i wycelowali w nas broń. W tym samym czasie obie strony świeciły na nas światłami i filmowały nas. Czułem się zupełnie bezsilny w samym środku tego wszystkiego" - opowiadał Amnesty International Faisal, 32-letni Palestyńczyk ze Strefy Gazy.
"Strażnicy nie traktowali nas jak ludzi. Nawet nie jak zwierzęta. Sprawiali, że czuliśmy się bezwartościowi, jak insekty. Niektórzy z nich wydawali się dumni, że porównaliśmy go do Guantanamo. Kiedy wchodziłeś, mówili: »Witamy w Guantanamo«" - wspominał Safir z Syrii ośrodek w Wędrzynie.
Khazif z Syrii: "Przez większość dni budziły nas odgłosy czołgów i helikopterów, a następnie strzały i eksplozje. Czasami trwało to cały dzień. Perspektywa, że nie masz dokąd pójść, nie masz żadnych zajęć, które mogłyby cię od tego wszystkiego oderwać, ani miejsca na choćby krótką chwilę wytchnienia, jest nie do zniesienia.
Po torturach w więzieniu w Syrii, groźbach wobec mojej rodziny, a następnie miesiącach w drodze, myślę, że w Wędrzynie zostałem ostatecznie złamany”.
"Władze naruszają prawa osób ubiegających się o status uchodźcy – dokonują m.in. rewizji osobistych, wymagających rozebrania się do naga i stosują inne poniżające traktowanie w przepełnionych ośrodkach detencyjnych. Podczas deportacji niektórym osobom przymusowo podawane są środki uspokajające. Wywózki i arbitralne zatrzymania mocno kontrastują z ciepłym przyjęciem osób uciekających z Ukrainy
Zachowanie polskich władz nosi znamiona rasizmu i hipokryzji. Polska musi z równie wielką troską traktować zarówno osoby przybywające z Ukrainy, jak i osoby z innych krajów, które przekraczają jej granice poszukując bezpieczeństwa",
czytamy w prezentacji raportu Amnesty International Polska.
11 kwietnia organizacja opublikowała pierwszy tak szeroki i udokumentowany raport o tragicznej sytuacji uchodźców i migrantów na granicy polsko-białoruskiej. Pokazuje on ogromna skalę łamania praw człowieka i nękania ludzi zarówno wypychanych przez granicę, jak i zamkniętych w ośrodkach dla cudzoziemców. Autorką raportu jest Jelena Sesar. Publikacja jest dostępna tutaj.
W listopadzie i grudniu 2021 roku badacze Amnesty International rozmawiali z 75 osobami, które wypychane przez Białoruś, próbowały przedostać się na polską stronę. W marcu i kwietniu 2022 przeprowadzili dodatkowo wywiady - telefonicznie lub osobiście - z 31 osobami, osadzonymi w polskich ośrodkach dla cudzoziemców lub takimi, które pojechały dalej do Europy.
W sumie Amnesty International poznało historie ponad 200 osób (licząc także rodziny respondentów).
Jak podkreśla szefowa Amnesty International Polska, Anna Błaszczak-Banasiak, wszystkie historie są wiarygodne i udokumentowane przez AI.
Z raportu dowiadujemy się m.in. o:
Polskie władze arbitralnie zatrzymały prawie 2 tysiące osób ubiegających się o status uchodźcy, które przekroczyły granicę z Białorusią w 2021 r. "Mamy do czynienia z nękaniem osób w ośrodkach detencyjnych", mówiła Błaszczak-Banasiak.
Prezentujemy fragmenty raportu. Zobacz relację live z prezentacji raportu:
Od lipca 2021 roku przez polsko-białoruski las próbują przedostać się tysiące ludzi. Na koniec roku polskie władze podały, że od lipca 2021 podjęto 40 tys. prób przekroczenia polsko-białoruskiej granicy. Prób było bardzo dużo na jesieni 2021 roku, potem ruch się zmniejszył ze względu na mroźną zimę. Według organizacji humanitarnych 20 marca 2022 roku Białoruś wyrzuciła pozostałe osoby z obozu w Bruzgach, przy granicy po stronie białoruskiej - ok. 700 osób, w tym wiele rodzin z dziećmi.
W raporcie znajdziemy wstrząsające relacji uchodźców o tym, co dzieje się w pasie granicznym od lipca 2021 roku.
Khafiz, 36-latek z Damaszku mówił badaczom Amnesty International: "Wierzyłem, że buduję bezpieczniejszą przyszłość dla moich córek gdzieś w Europie, ale gdybym wiedział, że skończę w lesie przez 53 dni, żyjąc gorzej niż zwierzę, żebrząc o jedzenie i topiąc śnieg, żeby napić się wody, nigdy nie opuściłbym Syrii".
"Khafiz i wielu innych opisało, jak zostali zwabieni 'atrakcyjnymi pakietami podróżnymi' do Białorusi, które były szeroko reklamowane w ich krajach jako bezpieczny i łatwy przyjazd do Europy. Po przybyciu do Mińska organizatorzy wycieczek mówili ludziom, że muszą po prostu udać się do strefy zamkniętej na granicy Białorusi z Polską, przejść kilka kilometrów do granicy z Polską, przekroczyć ją i czekać na dalszy transport do krajów docelowych. Rzeczywistość okazała się jednak daleka od obietnic organizatorów wycieczek", czytamy w raporcie.
Co działo się dalej? Wejście do pasa nadgranicznego, "opłata" dla białoruskich funkcjonariuszy, forsowanie drutu (często pod przymusem, często z przymusowych "miejsc zbiórki"), pushback ze strony polskiej SG, zatrzymanie po białoruskiej stronie w "miejscu zbiórki" (wiele tygodni bez jedzenia, wody i schronienia), kolejne wymuszone przejścia przez granicę.
"Kiedy już znaleźli się na terytorium Polski, polscy strażnicy graniczni próbowali ich zatrzymać, m.in. strzelając z broni w powietrze. Faisal, 32-letni Palestyńczyk ze Strefy Gazy, opowiedział Amnesty International, jak on i grupa około 100 osób, w grudniu 2021 r., znaleźli się w wąskim pasie ziemi między białoruskimi i polskimi strażnikami granicznymi, którzy strzelali z broni. "To był kompletny chaos. Gdy kule przelatywały nad naszymi głowami, ludzie biegali we wszystkich kierunkach. Nie wiedzieliśmy, czy mamy się cofać, czy iść do przodu. Wpadłem na drut kolczasty i moja noga krwawiła. Gdy upadłem, ludzie przechodzili po mnie. Wtedy polscy żołnierze kazali nam usiąść i wycelowali w nas broń. w tym samym czasie obie strony świeciły na nas światłami i filmowały nas. Czułem się zupełnie bezsilny, będąc w samym środku tego wszystkiego"".
Po wybuchu wojny w Ukrainie sytuacja sytuacja się nie zmieniła, mimo że tuż obok z otwartymi ramionami przyjmowaliśmy uchodźców. Zaman po pięciu dniach ukrywania się w polskim lesie wraz z innymi rodzinami został znaleziony przez Straż Graniczną: ""Oni [polscy funkcjonariusze] zepsuli nasze telefony komórkowe i wypchnęli nas z powrotem. Dotarliśmy do "strefy buforowej" i... białoruskie "wojsko" nie chciało nas przepuścić, musieliśmy zostać 12 dni... nie pozwolili nam zdobyć ani przynieść jedzenia. Musieliśmy wrócić do polskiego wojska i błagać o jedzenie. Codziennie dawali nam dwie butelki wody i dwa kawałki chleba na dziewięć osób [w tym dzieci]".
Darin, trzydziestoletni żołnierz Peszmergi [kurdyjskiego oddziału Irackich Sił Zbrojnych] z Iraku, wraz z żoną i dwójką małych dzieci był dziesiątki razy odpychany przez polską Straż Graniczną, ugrzązł w strefie zamkniętej po stronie białoruskiej na 27 dni: "Za każdym razem, gdy siły białoruskie nas znajdowały, biły nas i trzymały w lesie, bez jedzenia i wody. Znosiłam bicie, ale najtrudniej było patrzeć, jak moje dzieci są głodne, a ja nie mogę się nimi zaopiekować. To złamało mi serce. Jestem żołnierzem. Walczyłem z ISIS, ale nigdy nie czułem się tak bezsilny jak w tym lesie między Białorusią a Polską"".
Safir, 40-letni Syryjczyk, mówi o zachowaniu polskich strażników: ""Zmuszali wszystkich do wejścia na bagna, łącznie z rodzinami, chociaż było bardzo zimno. Musieliśmy iść godzinami w mokrych ubraniach i wielu z nas doświadczyło odmrożeń stóp i nóg".
Niektóre osoby, chociaż nie zostały wyrzucone do lasu, były siłą odsyłane do swoich krajów, w których nie były bezpieczne:
"Władze próbowały siłą wydalić Yezdę, 30-letnią Kurdyjkę, wraz z mężem i trójką małych dzieci. Po otrzymaniu informacji, że rodzina zostanie odesłana do Iraku, Yezda wpadła w panikę, krzyczała i błagała strażników, by ich nie zabierali. Groziła, że odbierze sobie życie. »Wiedziałam, że nie mogę wrócić do Iraku i byłam gotowa umrzeć w Polsce. Kiedy tak płakałam, dwóch strażników skrępowało mnie i mojego męża, związało nam ręce za plecami, a lekarz dał nam zastrzyk, który sprawił, że byliśmy bardzo słabi i senni. Nie byłam w pełni świadoma, ale słyszałam płacz i krzyki moich dzieci, które były z nami w pokoju«".
Osoby, którym szczęśliwie udało się wyjść z lasu i nie zostać wypchniętym z powrotem do Białorusi, trafiały do ośrodków zamkniętych (mimo że zamykanie wszystkich bez wyraźnego powodu w ośrodku zamkniętym jest nielegalne), z których najgorsza sławą "cieszy" się Wędrzyn.
"Wędrzyn jest częścią czynnej bazy wojskowej. Oprócz fatalnych warunków panujących wewnątrz, infrastruktura obozu, jego otoczenie oraz drut kolczasty, którym otoczony jest teren, tylko potęgują opresyjny charakter placówki. Ludzie, którzy spędzili czas w Wędrzynie, nazywają go Guantanamo, a określenie to utarło się na tyle, że strażnicy podobno witają nowych więźniów słowami >>Witamy w Guantanamo<<".
"To był zdecydowanie najgorszy obóz. Strażnicy nie traktowali nas jak ludzi. Nawet nie jak zwierzęta. Sprawiali, że czułeś się bezwartościowy, jak insekt. Niektórzy z nich wydawali się dumni, że porównaliśmy miejsce do Guantanamo. Kiedy wchodziłeś, mówili: >>Witamy w Guantanamo<<" - wspominał Safir z Syrii. Według zeznań, strażnicy regularnie porównywali zatrzymanych do przestępców i mówili im, że zasłużyli na więzienie".
Mahzar z Syrii: "Nigdy nie rozumiałem, dlaczego jesteśmy przetrzymywani i traktowani jak zwykli przestępcy tylko dlatego, że próbujemy ratować nasze życie lub chcemy mieć przyszłość. Ale strażnicy regularnie przypominali nam, że złamaliśmy prawo, przyjeżdżając tu nielegalnie, i że to jest nasza kara. Trudno było to zrozumieć. w Wędrzynie dzieliliśmy przestrzeń z prawdziwymi przestępcami - ludźmi, którzy zostali skazani za poważne przestępstwa i czekali na deportację. My byliśmy tam bez żadnego uzasadnienia i bez widoku na koniec".
Khazif: "W większości dni budziły nas odgłosy czołgów i helikopterów, a następnie strzały i wybuchy. Czasami trwało to cały dzień. Kiedy nie ma się gdzie pójść, nie ma zajęć, które pozwoliłyby oderwać myśli od tego wszystkiego, ani miejsca na choćby krótką chwilę wytchnienia, to jest nie do zniesienia. Po tych wszystkich torturach w więzieniu w Syrii, groźbach wobec mojej rodziny, a potem miesiącach w drodze, myślę, że w Wędrzynie zostałem ostatecznie złamany".
Polskie władze odmówiły Amnesty International dostępu do ośrodków zamkniętych, ale organizacji udało się przeprowadzić rozmowy z dziesiątkami osób, które w placówkach przebywały. Rozmowy potwierdzają wnioski z wizyt przedstawicieli Krajowego Mechanizmu Prewencji Tortur Biura Rzecznika Praw Obywatelskich. Dr Hanna Machińska, zastępczyni RPO, mówiła w styczniu 2022 roku OKO.press:„Ośrodek poniżej standardu więziennego, wymaga likwidacji”.
Z raportu wynika, że:
Faisal: "Tak wiele przeszedłem od czasu opuszczenia Gazy. Chciałem tylko zadzwonić do mojej rodziny, usłyszeć ich głosy i dać im znać, że czuję się dobrze, ale strażnicy nie oddali mi telefonu ani nie pozwolili zadzwonić. w proteście przez kilka dni odmawiałem jedzenia. Drugiego dnia przyszedł lekarz i próbował zmusić mnie do jedzenia. Kiedy odmówiłem, powiedział mi, że umrę, jeśli nie będę jadł, i że jeśli naprawdę chcę umrzeć, powinienem uderzyć głową w ścianę, bo to będzie szybsze".
"Osoby przebywające w strzeżonych ośrodkach dla cudzoziemców informowały, że często są proszone o podpisanie dokumentów, które są sporządzone wyłącznie w języku polskim, oraz że nie mają regularnego, a właściwie żadnego, dostępu do tłumaczeń pisemnych i ustnych, ani do rzetelnej pomocy prawnej w trakcie postępowania o nadanie statusu uchodźcy. Większość osób, z którymi rozmawiała Amnesty International, nie została poinformowana o przysługujących im prawach w momencie zatrzymania, nie wiedziała jaki jest status ich wniosków o ochronę międzynarodową i nie była w stanie określić czasu, na jaki zostali zatrzymani. Niektórzy zgłaszali częste groźby deportacji do kraju pochodzenia ze strony strażników ośrodka".
Amnesty International zamieszcza także w raporcie rekomendacje dla rządu polskiego, Komisji Europejskiej i Białorusi.
Natychmiast przywrócić dostęp do ochrony międzynarodowej, zarówno w prawie, jak i w praktyce, oraz położyć kres wszelkim środkom, które uniemożliwiają osobom wjazd na terytorium UE i złożenie wniosku o ochronę międzynarodową, w tym:
W raporcie znajdziecie także zalecenia dla rządu białoruskiego.
Uchodźcy i migranci
Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji
Straż Graniczna
Amnesty International
Anna Błaszczak-Banasiak
Granica polsko-białoruska
Naczelna OKO.press, redaktorka, dziennikarka. W OKO.press od początku, pisze o prawach człowieka (osoby LGBTQIA, osoby uchodźcze), prawach kobiet, Kościele katolickim i polityce. Wcześniej pracowała w organizacjach poarządowych (Humanity in Action Polska, Centrum Edukacji Obywatelskiej, Amnesty International) przy projektach społecznych i badawczych, prowadziła warsztaty dla młodzieży i edukatorów/edukatorek, realizowała badania terenowe. Publikowała w Res Publice Nowej. Skończyła Instytut Stosowanych Nauk Społecznych na UW ze specjalizacją Antropologia Społeczna.
Naczelna OKO.press, redaktorka, dziennikarka. W OKO.press od początku, pisze o prawach człowieka (osoby LGBTQIA, osoby uchodźcze), prawach kobiet, Kościele katolickim i polityce. Wcześniej pracowała w organizacjach poarządowych (Humanity in Action Polska, Centrum Edukacji Obywatelskiej, Amnesty International) przy projektach społecznych i badawczych, prowadziła warsztaty dla młodzieży i edukatorów/edukatorek, realizowała badania terenowe. Publikowała w Res Publice Nowej. Skończyła Instytut Stosowanych Nauk Społecznych na UW ze specjalizacją Antropologia Społeczna.
Komentarze