0:000:00

0:00

“To jest zaniedbanie”, mówi mi Suchitra, 32-letnia pielęgniarka z Stanowego Instytutu Badań nad Rakiem (DSCI). DSCI to jeden z dwóch szpitali, w których w ubiegły weekend miał miejsce wybuch zakażeń SARS-CoV2. Wśród zakażonych był lekarz z oddziału onkologii oraz 19 pielęgniarek, sanitariuszy i pracowników sanitarnych.

Drugi szpital w podobnej sytuacji to szpital im. sir Ganga Ram, w którym objęto kwarantanną 108 osób, w tym 20 lekarzy i 72 pielęgniarki. Stało się to po tym, jak jeden z lekarzy otrzymał pozytywny wynik testu na wirusa.

Doniesienia o podobnych sytuacjach dochodzą z dwóch największych szpitali w Bombaju, centrum finansowego Indii i kolebce wartego miliony dolarów przemysłu filmowego.

„Od 19 marca żądaliśmy szkoleń, sprzętu ochronnego i środków do dezynfekcji”, mówi Suchitra. Ale administracja szpitala ignorowała wszelkie prośby. Zamiast tego byli szorstko upominani: “Po co wam środki ochrony osobistej? Jeśli tak to widzicie, to nie przychodźcie do pracy”.

Przeczytaj także:

"Wkraczamy do ciemnego tunelu"

DSCI nie zostało uznane przez władze za ośrodek leczenia koronawirusa, w przeciwieństwie do szpitala im. Sir Ganga Ram, który ma 52 łóżka na oddziale izolacyjnym przeznaczone do tego celu. Nie wykonywano regularnego odkażania, a administracja szpitala nie starała się zdobyć zestawów prewencyjnych. „Zestawy ochrony osobistej są potrzebne pracownikom oddziałów izolacyjnych i ośrodków leczenia grypy”, wyjaśniał dr. B.R. Sherwal, kierownik medyczny DSCI.

Przypadek DSCI pokazuje ogromną lukę w przygotowaniu do radzenia sobie z pandemią oraz fragmentaryczny odzew polityków na kryzys. „Wkraczamy do ciemnego tunelu”, mówi Rince Joseph, pełniący obowiązki szefa Zjednoczonego Stowarzyszenia Pielęgniarek i Pielęgniarzy (UNA). Związek złożył petycję do Indyjskiego Sądu Najwyższego w sobotę 4 kwietnia 2020.

Wykorzystując Procesy dla Dobra Publicznego (PDP), narzędzie prawne, które pozwala zainteresowanym składać petycję o natychmiastową pomoc, związek domaga się kompleksowego krajowego protokołu zarządzania kryzysem. Jakby na ich sygnał, 7 kwietnia, Ministerstwo Zdrowia i Opieki Społecznej wydało „Dokument przewodni” mający na celu wdrożenie mechanizmów decydowania o kolejności leczenia oraz procedur operacyjnych zapewniających optymalne wykorzystanie dostępnych zasobów.

Rząd knebluje lekarzy

Przedstawiciele związku twierdzą, że byli upominani przez władze za działanie na szkodę wizerunku rządu poprzez odwoływanie się do sądu.

Wcześniej, 3 kwietnia, rząd wydał "pismo obiegowe". Domagał się w nim się, by lekarze i pielęgniarki podali numery swoich telefonów komórkowych oraz informacje na temat grup na WhatsAppie w celu „zapobiegania szerzeniu »fake newsów«, fałszywych wiadomości, plotek i innych niepożądanych komentarzy”. Żądano ścisłego podporządkowania się.

Ta metoda nadzoru postawiła społeczność medyczną w trudnej sytuacji. Lekarz pracujący na wysokim stanowisku w szpitalu SMS w Jaipurze w zachodnim Radżastanie mówił anonimowo: „Poza brakiem sprzętu i zestawów do testowania, mogę wam powiedzieć, że w rejonach Tonk i Ramaganj widzimy oznaki tego, że wirus rozprzestrzenia się w lokalnych społecznościach”.

Pracownicy rzuceni na pastwę losu

Dzień przed tym jak UNA złożyło swoją petycję, Sąd Najwyższy rozpatrywał inną sprawę. Dotyczyła trudnej sytuacji pracowników, których dotknęło ogłoszenie w nocy 22 marca 21-dniowej kwarantanny w całym kraju (już wiadomo, że zostanie ona przedłużona). Składający wniosek, zmotywowani masowym exodusem pracowników z największych indyjskich miast, wnosili o to, by rząd opłacał pensje tych pracowników przez okres trwania kwarantanny.

W odpowiedzi Tushar Mehta, prokurator generalny Indii, oznajmił, że działania rządu są „wzorcowe”, a osoby składające petycje nie wykazują się postawą obywatelską. Dodał, że „składanie PDP w trakcie walki rządu z tą śmiercionośną chorobą jest szkodliwe dla całego kraju”.

Ten brak tolerancji dla jakiejkolwiek krytyki jest też w instrukcjach wydawanych mediom. Są one teraz codziennie przestrzegane, że mają ograniczać się do komunikowania oficjalnych przekazów. Wszelkie pytania do rządu dotyczące przygotowania lub jego braku, określane są jako “spekulacje”.

Pierwszy przypadek koronawirusa w Indiach zanotowano 30 stycznia. Jednak skrajnie prawicowy rząd pod przywództwem partii Bharatiya Janata (BJP) niechętnie przyjmował do wiadomości narastający kryzys. Krytycy oskarżają BJP o niepohamowane dążenie do władzy i przedkładanie swoich interesów politycznych nad dobro obywateli.

Zwracają uwagę na to, że premier nie zatrzymał obrad parlamentu nawet wtedy, gdy 22 marca zarządził kwarantannę w całym kraju. Parlament był wówczas skupiony na Madhya Pradesh, stanie w środkowych Indiach, w którym BJP skutecznie obaliła lokalny rząd pod przywództwem partii Indyjski Kongres Narodowy. Partia Kongresowa to główna partia opozycyjna w środkowych Indiach - od dłuższego czasu przeciwstawia się faszystowskiemu programowi BJP.

Wirus w kraju nierówności

Od grudnia kraj miota się od jednego kryzysu do drugiego. Zaczęło się od protestów przeciwko nowej ustawie o obywatelstwie, której celem jest zweryfikowanie obywatelstwa 172,2 milionów muzułmanów w Indiach. Następnie miał miejsce zaplanowany pogrom muzułmanów w północno-wschodniej dzielnicy Delhi zamieszkiwanej głównie przez klasę robotniczą, tuż po szeroko kwestionowanych wyborach do Parlamentu Stanowego Delhi. Pojawienie się pandemii tylko zaostrzyło te rozrywające społeczeństwo Indii konflikty, zwłaszcza że wykryto przypadek zakażenia wirusem wśród zgromadzenia misyjnych muzułmańskich duchownych Tablighi Jamaat w centrum Delhi. Tymczasem próby zahamowania epidemii uwidoczniły również nierówności kastowe i płciowe. Przypadki społecznego bojkotu trafiają na nagłówki gazet.

Pielęgniarki pracujące w szpitalach zajmujących się koronawirusem twierdzą, że są wykluczane przez sąsiadów, a sklepikarze w ich okolicy odmawiają sprzedawania im produktów spożywczych. Pojawiają się również doniesienia o lekarzach eksmitowanych z wynajmowanych mieszkań przez nadgorliwych właścicieli.

Na skutek tych doniesień, indyjski rząd zaczął pospiesznie organizować zakwaterowanie dla lekarzy w szpitalach i hostelach. Większość pielęgniarek, sanitariuszy i pracowników sanitarnych została jednak pozostawiona bez wsparcia.

Strach i gniew

Wśród pracowników sanitarnych w Delhi, którzy zaliczają się do niezbędnego personelu w szpitalach i dzielnicach mieszkaniowych, panuje strach i gniew. Navin Vaid, zatrudniony przez władze miejskie południowego Delhi, mówi, że nie mają się do kogo zwrócić o pomoc.

“Otrzymałem jedną maskę jednorazowego użytku od czasu ogłoszenia kwarantanny. Tylko to. Żadnych kombinezonów ochronnych ani nic innego. Nawet nie dostałem mydła do mycia rąk”.

Dodaje jednak, że komisarz strefy codziennie rozdaje tabelki 500 mg kwasu askorbinowego w ramach zapobiegania infekcji. „To może być szkodliwe, bo daje ludziom fałszywe poczucie bezpieczeństwa, przez co stają się mniej skrupulatni w kwestii innych środków ostrożności”, mówi Dr. Anirudh Kala, psychiatra.

Indyjscy pracownicy sanitarni należą do kasty Dalitów, której odmawia się humanitarnego traktowania i która jest często poniżana i traktowana jako „nietykalna”, pomimo że prawo zakazuje takich zachowań.

Znajomy Vaida, który pracuje w Szpitalu Lok Nayak w Delhi, jednym z ośrodków leczenia SARS-CoV-2 z 1500 łóżkami przeznaczonymi dla pacjentów, anonimowo (bojąc się utraty pracy) powiedział, że odpady medyczne - w tym strzykawki, używane maski, rękawiczki, pojemniki po wlewach dożylnych, zbiorniki na mocz, zakrwawione bandaże itp. - są przewożone w wózkach do pomieszczenia, w którym składuje się odpady ogólne. Nie ma żadnego podziału odpadów. Nie można tego potwierdzić, gdyż szpital zakazał przedstawicielom mediów wstępu na teren.

Pojawiają się również doniesienia o przemocy wobec kobiet podczas kwarantanny. Narodowa Komisja ds. Kobiet (NCW) podaje, że liczba skarg podwoiła się z 30 w tygodniu po 2 marca do 69 pomiędzy 23 marca a 1 kwietnia. Co gorsza, rząd oznajmił, że w ciągu ostatnich 11 dni Indyjska Infolinia Dziecięca otrzymała ponad 92 tys. telefonów z prośbą o ochronę przed przemocą.

Jest to ponury znak, że kwarantanna zmieniła się w przeciągłą niewolę nie tylko dla kobiet, ale również dla dzieci, które utkwiły w domu ze swoimi oprawcami.

Rząd śledzi koronawirusa. I obywateli

W Indiach zanotowano 10 453 przypadki zakażenia koronawirusem, 358 zgonów i 1 181 wyleczonych osób (dane z 13 kwietnia za worldometers.info - przyp. red.) Przeprowadzono 189 111 testów - zdaniem krytyków zdecydowanie za mało biorąc pod uwagę wynoszącą 1,3 miliarda ludzi populację Indii.

Rząd wypuścił aplikację Aarogya Setu, która w czasie rzeczywistym śledzi przemieszczanie się obywateli, aby ustalić, czy byli w pobliżu pacjentów z koronawirusem.

Działacze organizacji walczących o prawo do prywatności twierdzą, że aplikacja pozwala rządowi budować profile społeczne użytkowników poprzez uzyskiwanie, bez pozwolenia, dostępu do ich kontaktów, przechowywać informacje na zawsze oraz wykorzystywać zebrane informacje do dowolnych innych celów.

Charu Soni jest niezależną indyjską dziennikarką pochodzenia polsko-hinduskiego. Studiowała historię sztuki w Polsce, mieszka w New Delhi.

Komentarze