0:000:00

0:00

Stołeczna policja chciała procesu 22 osób - wśród nich Władysława Frasyniuka, dziennikarki Ewy Siedleckiej, Marty Lempart z Ogólnopolskiego Strajku Kobiet i działaczy Obywateli RP: Kingi Kamińskiej, Pawła Kasprzaka, Tadeusza Jakrzewskiego, Pawła Wrabca i Agnieszki Markowskiej.

Postawiła im pod dwa zarzuty naruszenia kodeksu wykroczeń.

Wszyscy 10 czerwca 2017 roku około godziny 20.00 siedzieli lub stali na Krakowskim Przedmieściu, w pobliżu kościoła św. Anny. I wznosili okrzyki. W ten sposób, zdaniem policji, opóźnili o kilka minut marsz smoleński, który zawsze stamtąd rusza. Czym mieli naruszyć artykuł 52 par. 1 pkt 1 kodeksu wykroczeń, który dotyczy przeszkadzania w przeprowadzeniu legalnego zgromadzenia.

Wszyscy mieli także nie zastosować się do wezwania przewodniczącego miesięcznicy, który wzywał ich do opuszczenia trasy przemarszu. W tym przypadku policja zarzuciła im naruszenie artykułu 52 par. 3 pkt 2 kodeksu wykroczeń tj. nie podporządkowania się poleceniom przewodniczącego zgromadzenia.

Przeczytaj także:

Obwinieni na policji nie przyznali się. Odmawiali składania wyjaśnień lub składali krótkie oświadczenia.

Policja wniosła do sądu o ich ukaranie, ale sędzia Sądu Rejonowego dla Warszawy - Śródmieścia, Łukasz Biliński, skierował sprawę na posiedzenie, by rozważyć jej umorzenie. Posiedzenie w tej właśnie sprawie odbyło się w czwartek, 26 kwietnia 2018.

Obwinieni: "Chodzi o wartości konstytucyjne"

Władysław Frasyniuk nie pojawił się w sądzie, ale byli inni obwinieni i ich obrońcy, w tym gwiazdy palestry mec. Krzysztof Stępiński i mec. Piotr Schramm, który bronił Frasyniuka.

Mec. Schramm, apelując o umorzenie sprawy, powoływał się na konstytucyjne prawa do wolności zgromadzeń i wyrażania poglądów. "Władza zdaje się zapominać, że wolność zgromadzeń jest podstawowym prawem mniejszości przeciwko większości"- mówił. Przekonywał, że cykliczne miesięcznice są niezgodne z konstytucją, więc nie można nikogo karać za próbę ich zablokowania. Podkreślał, że Frasyniuk nie musiał się podporządkowywać poleceniom przewodniczącego miesięcznicy, bo nie był członkiem tego zgromadzenia. "Przewodniczący nie może wydawać poleceń osobom postronnym" - argumentował. Schramm mówił także, że miesięcznica nie została zablokowana, bo policja usunęła protestujących z trasy przemarszu, zanim pojawił się tam pochód smoleński. A jeśli było opóźnienie - mogło być też spowodowane dłuższym kazaniem w Katedrze.

Kolejni obrońcy podkreślali, że Frasyniuk i inni obwinieni protestowali przeciwko nowelizacji ustawy o zgromadzeniach, która wprowadziła zgromadzenia cykliczne, uprzywilejowane w stosunku do innych legalnych zgromadzeń. Mówili także o obywatelskim nieposłuszeństwie. I o tym, że skazanie obwinionych wywarłoby efekt mrożący - zniechęcając do zaangażowania publicznego innych ludzi.

Dziennikarka Ewa Siedlecka przyznawała, że z premedytacją poszła na Krakowskie Przedmieście złamać prawo sprzeczne z Konstytucją. "Dziś chcę się dowiedzieć, czy takie zachowanie jest społecznie szkodliwe" - mówiła. Podobnie tłumaczył swoje działanie jednej z liderów Obywateli RP - Paweł Kasprzak. "W tych sprawach chodzi o podstawowe wartości konstytucyjne. Tam było 300 osób i wszyscy byli gotowi ponieść konsekwencje" - zapewniał.

Sędzia: przewodniczący zgromadzenia nie działał właściwie

Sędzia Łukasz Biliński postanowił umorzyć sprawę. Orzekł, że czyny zarzucane uczestnikom kontrmiesięcznicy nie mają znamion wykroczeń. Przez godzinę ustnie uzasadniał to orzeczenie.

Sędzia dość dokładnie przeanalizował zachowanie obwinionych i okoliczności całej sprawy. Podkreślał, że wyrażali oni swój sprzeciw wobec ograniczenia prawa do zgromadzeń. "Usiedli na jezdni symbolicznie, sprzeciwiając się uprzywilejowanemu w ich ocenie zgromadzeniu"- uzasadniał. Przypomniał, że Paweł Kasprzak mówił przez tubę, że protest potrwa zapewne kilka minut, bo i tak ich wyniesie ich policja - co faktycznie się stało.

W odniesieniu do zarzutu o niepodporządkowanie się poleceniom przewodniczącego miesięcznicy, sędzia przypomniał, że po godz. 20.00 Cezary Jurkiewicz, przewodniczący miesięcznicy przez megafon wzywał uczestników kontrmiesięcznicy do opuszczenia miejsca legalnego zgromadzenia, czyli miesięcznicy. Ale, wbrew nakazowi zawartemu w ustawie o zgromadzeniach, nie miał elementów wyróżniających go w tłumie. Był ubrany w czarny garnitur, a identyfikator mógł mieć schowany pod marynarką. Jurkiewicz nie wskazał też do kogo się zwraca. "To istotne, bo byli tam też obserwatorzy, dziennikarze" - uzasadniał sędzia. Przewodniczący miesięcznicy nie wskazał też podstawy prawnej wezwania oraz nie mówił dlaczego protestujący mają opuścić miejsce zgromadzenia. "Brak jest więc przesłanek wykroczenia niepodporządkowania się wezwaniom" – stwierdził sędzia.

Nie przeszkadzanie, lecz wyrażanie poglądów

Jeśli chodzi o drugi zarzut - przeszkadzania miesięcznicy siedzeniem na ulicy i głośnymi krzykami, sędzia uznał go za "wątpliwy". "Trudno uznać, że okrzykami i siedzeniem zostało opóźnione zgromadzenie" - mówił.

Uzasadniał, że to była forma protestu, prawo do którego gwarantuje Konstytucja. I że nie każdą kontrmanifestację można uznać za przeszkadzanie "bo to by doprowadziło to do zakazywania krytyki i przeciwnych poglądów". "Konstytucja i prawo międzynarodowe gwarantują swobodę wyrażania opinii i poglądów. Wolność wyrażania poglądów ma znaczenie w sferze życia publicznego, a politycznego zwłaszcza" - podkreślał sędzia. Mówił, że w tym prawie mieści się też wyrażanie opinii nieprzyjemnych, kontrowersyjnych oraz prowokacyjnych.

"Wolność wyrażania poglądów to też wolność wszelkich zachowań ekspresyjnych, wyrażających własne myśli. Można poglądy wyrażać przez ubiór, plakat, działanie lub jego brak" - mówił sędzia.

Sędzia Biliński podkreślał jednak, że tylko pokojowe manifestacje i kontrmanifestacje są zgodne z prawem. A taki (pokojowy) był protest Frasyniuka i pozostałych. "Ich zachowanie nie było przeszkadzaniem, a wyrażaniem poglądów" - dodał sędzia.

Biliński przypomniał, że ten protest tym bardziej był usprawiedliwiony, bo wojewoda - wbrew prawu - zakazał wcześniej legalnych kontrmiesięcznic w innych miejscach wzdłuż Krakowskiego Przedmieścia. A policja fizycznie nie chciała tam wpuścić protestujących mimo, że sąd uchylił zakaz wojewody. Dlatego część osób pojawiła się przy kościele św. Anny.

Sędzia: "Jeśli protest jest pokojowy to sięganie po środki przymusu powinno być ostatecznością. W przestrzeni publicznej ścierają się poglądy. To stabilizuje pluralistyczne społeczeństwo, nie wyklucza jednostki. Jest pożądane we wspólnocie, bo pozwala jednostce na podkreślenie swojej autonomii".

Sędzia ocenił też czy protest naruszył prawa uczestników miesięcznicy i uznał, że nie. "Prawo do zgromadzenia nie zakłada, że inni nie mogą prezentować swoich poglądów. W demokracji jest prawo do kontrmanifestacji" - przypomniał.

Po raz pierwszy sędzia ocenił też zachowanie policji w czasie protestu i po nim, bo ocenił celowość prowadzenia postępowań o wykroczenie wobec protestujących. Uznał, że działania policji na Krakowskim Przedmieściu były „adekwatne i pożądane”. Jednak zaraz dodał: "Ale prowadzenie postępowań karnych nie ma uzasadnienia i stanowi nie proporcjonalną reakcję państwa. Takie działanie może zniechęcać do kontr manifestacji. W ocenie sądu inicjowanie postępowań nie było niezbędne dla ochrony bezpieczeństwa publicznego."

Sędzia dał do zrozumienia, że prawo do krytyki nie może być ścigane przez prawo, bo może mieć to fatalne skutki. Może zniechęcać innych do manifestowania poglądów.

Sędzia ocenił też, czy próba zablokowania miesięcznicy smoleńskiej jest szkodliwa społecznie (to warunek zaistnienia wykroczenia). I uznał, że nie. A skoro tak to czyn 22 uczestników kontrmiesięcznicy ten nie ma znamion wykroczenia. "Ich działanie miało nieznaczny wpływ na marsz (..) kilka minut opóźnienia nie jest szkodliwe społecznie (...) i jeśli uwzględni się okoliczności, realizację prawa do wyrażania poglądów, to te zachowanie nie godziło to w istotne wartości społeczne. Obwinieni stabilizowali tam porządek polityczny i społeczny, wyrażając wątpliwości do nowej ustawy o zgromadzeniach" - uzasadniał sędzia. Dodał, że ich zachowanie było „cenne dla społeczeństwa obywatelskiego, pozytywne” . "Społecznie cenne i pożyteczne, więc nie szkodliwe" - podkreślał Biliński. Pytał, czy konieczne było zajmowanie przez nich drogi? I odpowiedział twierdząco, bo „protest musi być zauważalny dla odbiorców” i to protestujący decydują o wyborze środków wyrazu.

Policja może się od tego orzeczenia odwołać.

To jednak nie koniec zarzutów wobec Frasyniuka. Sąd w czwartek (26 kwietnia) włączył do oddzielnego rozpoznania sprawę zarzutu o podanie policjantowi nie swoich danych osobowych (to był żart, ale nie dla policji). Sąd uznał, że w tym wątku jest skąpy materiał dowodowy, który trzeba zweryfikować.

Frasyniuka czeka też sprawa karna o rzekome naruszenie nietykalności policjanta w trakcie wynoszenia go z protestu przeciwko miesięcznicy. To w związku z tą sprawą został zatrzymany w domu i doprowadzony do prokuratury.

;

Udostępnij:

Mariusz Jałoszewski

Absolwent Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Od 2000 r. dziennikarz „Gazety Stołecznej” w „Gazecie Wyborczej”. Od 2006 r. dziennikarz m.in. „Rzeczpospolitej”, „Polska The Times” i „Gazety Wyborczej”. Pisze o prawie, sądach i prokuraturze.

Komentarze