Nie ma żadnych dowodów, że za tym co się stało, stała świadoma, ludzka wola. Przeciwnie, argumenty pokazują, że najbardziej zabrakło właśnie woli. Władzę nad państwowym lotem wzięła anarchia. A teraz całe państwo przekształcane zgodnie z logiką anarchicznej, irracjonalnej władzy zaczyna coraz bardziej przypominać tupolewa zbliżającego się do strefy mgły
Państwo, którego instytucje powinny być ucieleśnieniem racjonalności, zostało wprzęgnięte w organizowanie i umacnianie irracjonalnego kultu smoleńskiego. Ba, mitotwórcza, wręcz coraz bardziej mitomańska funkcja państwa rozszerza się na całe pole rzeczywistości symbolicznej, by wspomnieć nowelizację ustawy o IPN i szerzej, politykę historyczną i wizerunkową władzy - pisze Edwin Bendyk*. Oto jego analiza:
Mija osiem lat od katastrofy 10 kwietnia 2010 roku, a 26 proc. Polaków (w sondażu Kantar Millward Brown dla TVN24) wierzy, że tragiczny wypadek był skutkiem zamachu. Odsetek rok temu wynosił rok temu 18 proc. Nie przywiązując zbytniej wagi do tej zmiany (badanie nie ma charakteru panelowego) można powiedzieć jedno:
klej łączący wspólnotę ufundowaną na smoleńskiej tragedii nie wysechł i łączy jedną czwartą Polaków.
Filozof Tomasz Plata przekonuje, że katastrofa smoleńska i dramatyczna potrzeba jej usensownienia obudziła polski romantyczny mesjanizm w jego najgorszej, patologicznej – nekrofilnej odmianie. A antropolog Wojciech Burszta w rozmowie dla „Polityki” dopowiada, że ten stan będzie trwać.
Bo dobry mit żywi się niejednoznacznością, nie można go obalić, bo zawsze w jego obronie pojawi się jakaś wątpliwość potwierdzająca wyjątkowy dziejowy charakter tego, co się wydarzyło.
Tylko co się w istocie wydarzyło?
Żadna z komisji nie przedstawiła przekonujących dowodów, że za tym co stało się na smoleńskim lotnisku stała świadoma ludzka wola. Przeciwnie, wszystkie rzeczowe argumenty pokazują, że właśnie najbardziej zabrakło woli.
Uczestnicy feralnego lotu ucieleśniali najważniejsze państwowe funkcje, państwo jednak rozumiane jako praktyczny rozum wyrażający się poprzez bezosobowe procedury mające zapewnić działanie całości niezależnie od indywidualnych ludzkich kaprysów było w tupolewie nieobecne. Nie sposób też dopatrzeć się cienia racjonalności, która by wyjaśniała, że za próbą lądowania we mgle stał polityczny zamysł uzasadniający ryzyko. Jakkolwiek paradoksalnie to brzmi,
władzę nad państwowym lotem wzięła anarchia.
Mit smoleński tę prawdę zasłania, opiera się na fałszywej alternatywie – koncepcji zamachu, która pozbawiona materialnych dowodów żyje siłą quasi-religijnej wiary. Wiary, która stała się kluczowym elementem ideologii obozu politycznego Jarosława Kaczyńskiego sprawującego od 2015 roku władzę w Polsce.
Stwierdzenie to nie oznacza, że wszyscy, którzy poparli ów obóz w wyborach są wyznawcami smoleńskiego kultu ani też, że wszyscy wyborcy PiS kierowali się irracjonalnymi pobudkami. Niezależnie jednak od ich pobudek, nawet jeśli były jak najbardziej racjonalne, to jednak pozostaje faktem, że
rdzeń ideologii legitymizującej obecną władzę pozostaje irracjonalny.
Mit smoleński mający strukturę kłamstwa założycielskiego Rzeczypospolitej Jarosława Kaczyńskiego nie tylko zasłania prawdę o tym, co stało się 10 kwietnia 2010 roku, lecz także ma za zadanie zasłonić prawdę o tworzonym przez niego systemie władzy.
To system, znowu trzeba posłużyć się paradoksalną formułą, zinstytucjonalizowanej anarchii. Jarosław Kaczyński sprawujący władzę bez żadnych formalnych prerogatyw i żadnej konstytucyjnej odpowiedzialności jest ucieleśnieniem tego systemu. Jednocześnie jest on zaprzeczeniem idei Republiki jako ładu instytucjonalnego mającego swe źródło w Konstytucji.
W posmoleńskiej Polsce Jarosława Kaczyńskiego zawieszona de facto została jednak nie tylko Konstytucja, ale także racjonalistyczna epistemologia.
Śledztwo smoleńskie przestało służyć wyjaśnieniu historii, tylko stało się sposobem na podtrzymywanie mitu, przy współudziale struktur państwa.
Państwo, którego instytucje powinny być ucieleśnieniem racjonalności, zostało wprzęgnięte w organizowanie i umacnianie irracjonalnego kultu.
Ba, mitotwórcza, wręcz coraz bardziej mitomańska funkcja państwa rozszerza się na całe pole rzeczywistości symbolicznej, by wspomnieć nowelizację ustawy o IPN i szerzej, politykę historyczną i wizerunkową władzy.
Państwo przekształcane zgodnie z logiką anarchicznej władzy i irracjonalnej epistemologii zaczyna coraz bardziej przypominać tupolewa zbliżającego się do strefy mgły. Znowu doskonałą ilustracją jest nowelizacja ustawy o IPN i chaos, jaki wywołały nieprzewidziane przez polityków PiS konsekwencje legislacyjnego woluntaryzmu.
Pytanie tylko, czy pełnowymiarowa katastrofa jest prędzej czy później nieuchronna i co ewentualnie mogłoby przed nią ochronić?
Odpowiedź jest oczywista i dość prosta: trzeba przywrócić rangę normom racjonalności w sferze publicznej. Nie wynika stąd postulat zakazu smoleńskiego kultu, bo ten będzie trwać, podobnie jak wiele innych przejawów irracjonalnych zachowań społecznych. Za wszelką cenę jednak trzeba chronić i umacniać struktury racjonalności, zarówno te instytucjonalne, jak i zakorzenione w praktykach dnia codziennego. W tym kontekście sondaż smoleński dla TVN24 można odczytać optymistycznie – mimo wszystko ponad połowa badanych (59 proc.) nie uległa mitowi, mimo że od ponad dwóch lat w jego krzewienie angażuje się państwo i państwowy aparat propagandy.
Ten racjonalny opór znajduje konkretny wyraz choćby w walce, jaką podejmują Polacy z narzucanym im na siłę kultem Lecha Kaczyńskiego.
Tragicznie zmarły prezydent zaczyna w ramach procesu dekomunizacji patronować ulicom w wielu miastach wypierając, jak w Gdańsku, Dąbrowszczaków czy jak w Katowicach, Wilhelma Szewczyka. Decyzja wojewody pomorskiego wywołała protesty setek mieszkańców ulicy Dąbrowszczaków, a gdy Wojewódzki Sąd Administracyjny uznał, że zmiana nastąpiła bezprawnie, tablice z dawnymi nazwami wróciły w ciągu kilkunastu minut. Katowiczanie cierpliwie czekają na wyrok sądu.
W opór rozumu przeciw irracjonalnym oparom wpisuje się znaczna część ruchów społecznych, które bronią Polski przed zgubną dla środowiska wycinką drzew, forsowaniem absurdalnej i okrutnej etyki seksualnej, kolejnym ekscesom w naruszaniu praworządności, czy przejawom nepotyzmu, który umieszcza na ważnych dla państwa pozycjach ignorantów. Podobną rolę pełni cierpliwe - jak to robi coraz więcej mediów - tłumaczenie manipulacji i zwykłych kłamstw polityków.
Smoleński mit i siła jego oddziaływania jest społecznym faktem, który trzeba przyjąć nie tylko jako element polskiej rzeczywistości, ale też jako symptom jej podatności na irracjonalne wzmożenia mające głębokie, historyczno-kulturowe podłoże. Politycznie instrumentalizowany staje się groźny dla wszystkich, choć najbardziej dla tych, którzy się nim posługują, bo z konieczności stają się zakładnikami jego irracjonalnej logiki.
Ale tu wszakże odsłania się także jaśniejsza perspektywa, jaką jest społeczna odpowiedź na szaleństwa irracjonalnego państwa PiS. Dzięki niej możemy się przekonać o trwałości i sile struktur racjonalności, które są podstawą funkcjonowania nowoczesnego społeczeństwa.
Będą niezbędne do takiej naprawy państwa, by podobne mity jak smoleński nie miały racji bytu.
Bo to właśnie państwo musi nas chronić - i będzie nas chronić - przed takimi mitotwórczymi wypadkami.
Autor zrezygnował z honorarium wyrażając w ten sposób wsparcie dla OKO.press
*Edwin Bendyk (rocznik 1965), wybitny publicysta przede wszystkim „Polityki”. Pisze o procesach społecznych, modernizacji, przemianach cywilizacji, nauce, rewolucji cyfrowej. Aktywista społeczny. Autor bloga Antymatrix i kilku ważnych książek, m.in. nominowanej do Nagrody Nike pracy „Zatruta studnia. Rzecz o władzy i wolności” (2003) oraz „Bunt sieci” (2012)
*Edwin Bendyk, dziennikarz, aktywista społeczny, pisarz. Od lipca 2020 prezes Fundacji im. Stefana Batorego. Szef działu Nauka w „Polityce”. Twórca Ośrodka Badań nad Przyszłością Collegium Civitas i wykładowca Graduate School for Social Research PAN. Autor książek „Zatruta studnia. Rzecz o władzy i wolności” (2002), „Antymatrix. Człowiek w labiryncie sieci” (2004), „Miłość, wojna, rewolucja. Szkice na czas kryzysu” (2009) oraz „Bunt Sieci” (2012), „Jak żyć w świecie, który oszalał” (wspólnie z Jackiem Santorskim i Witoldem Orłowskim, 2014). Członek Polskiego PEN Clubu. Sympatyk alternatywnej sztuki, uczestnik wielu inicjatyw oddolnych, entuzjasta lokalnych mikroutopii.
*Edwin Bendyk, dziennikarz, aktywista społeczny, pisarz. Od lipca 2020 prezes Fundacji im. Stefana Batorego. Szef działu Nauka w „Polityce”. Twórca Ośrodka Badań nad Przyszłością Collegium Civitas i wykładowca Graduate School for Social Research PAN. Autor książek „Zatruta studnia. Rzecz o władzy i wolności” (2002), „Antymatrix. Człowiek w labiryncie sieci” (2004), „Miłość, wojna, rewolucja. Szkice na czas kryzysu” (2009) oraz „Bunt Sieci” (2012), „Jak żyć w świecie, który oszalał” (wspólnie z Jackiem Santorskim i Witoldem Orłowskim, 2014). Członek Polskiego PEN Clubu. Sympatyk alternatywnej sztuki, uczestnik wielu inicjatyw oddolnych, entuzjasta lokalnych mikroutopii.
Komentarze