0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: il. Iga Kucharska / OKO.pressil. Iga Kucharska / ...

„Stałam się kobietą, bo nie miałam wyjścia. Rodziców się nie wybiera, a mnie przytrafił się ojciec, który pod byle pretekstem rzucał, czym popadło, brał pas i lał nim na odlew, wpadał w szał i się wyżywał na tym, co się nawinęło: na żonie, synu, meblach albo psie. Taki miałam wzór męskości – dzikie rozszalałe zwierzę, przeraźliwy upiór, koszmar na jawie – który skutecznie mnie zniechęcił do bycia mężczyzną. Jeśli tak wygląda męstwo, to ja podziękuję” – pisze w „Kurewnach” Camila Sosa Villada*.

Ta powieść wydana w 2019 roku, przetłumaczona na język polski w 2024 roku nakładem wydawnictwa Filtry, to jedna z najgłośniejszych latynoamerykańskich książek ostatnich lat. Jej światowa sprzedaż przekroczyła już ćwierć miliona egzemplarzy. Camila Sosa Villada opowiada w „Kurewnach” o doświadczeniu transpłciowości, choć ani razu nie posługuje się tym słowem. Snuje historię barwnej hałastry żyjącej na własnych zasadach i operującej własną mową. Podobnie mówiły cioty z „Lubiewa” Michała Witkowskiego. Ulicznym, często brutalnym światem „wywłok” rządzi nieokiełznany żywioł, silniejszy od norm społecznych i natury. To wyrywające się serce, które nie podlega żadnym determinizmom: płci, rodzinie, miejscu urodzenia i losowi.

Anton Ambroziak, OKO.press: Postaci „Kurewien” wymykają się klasycznym tożsamościom spod parasola LGBT+. Dlaczego stronisz od współczesnych etykiet?

Camila Sosa Villada: Nie interesują mnie tożsamości, ale doświadczenia. Rzecz w tym, że to, co typowe, etykiety, które pojawiają się w kontekście społeczności LGBT+, urodziło się w Europie, na to umówił się Zachód. My istniałyśmy wcześniej, zanim odkryto i podbito Amerykę. Dlaczego miałybyśmy dopasowywać się do tego, co wam w Europie wydaje się typowe?

Z perspektywy Europy Środkowo-wschodniej ten język również jest narzucony. Ale czy uważasz, że polityka tożsamości jest ograniczająca?

To, co autentyczne niewiele ma wspólnego z tożsamością, zwłaszcza wobec wydarzeń, których jesteśmy świadkami. Mam na myśli rząd Javiera Milei w Argentynie, czy to, co dzieje się w Gazie. Kojarzenie ludzi z etykietą związaną z płcią, z rodzajem nie ma nic wspólnego z autentycznością.

W sercu twojej książki leżą sprzeczne doświadczenia: od przemocy i odrzucenia, po radość z życia w cieniu, poza społecznymi oczekiwaniami.

Postaci jest bardzo wiele i każda uosabia coś innego. Na przykład ciotka Encarna jest latynoamerykańską matriarchinią. Może być kobietą, transkobietą, „wywłoką” [travesti]. Tym, co silnie wpływa na wszystkich, jest ubóstwo. Moje bohaterki żyją w nędzy. Wszystkie są też spadkobierczyniami tego, co najgorsze w latynoamerykańskiej szkole sentymentalizmu i uczuciowości.

Cały czas marzą o wielkiej miłości, która będzie im towarzyszyła przez całe życie.

Tym, co spaja te postaci, jest także doświadczenie straty i żałoby.

Z punktu widzenia psychoanalitycznego żałoba i nieobecność jest czymś, co dotyczy nas wszystkich. Wszyscy mamy takie braki w sobie.

Książka "Kurewny", wydawnictwo Filtry

Ale czy w queerowych życiorysach nie ma czegoś szczególnego? Są często naznaczone utratą rodziny, przyjaciół, domów, pewnej wizji siebie i życia.

Ja tym nie widzę nic bardziej wyjątkowego niż przypadek Nigeryjczyka, który płynie przez Morze Śródziemne, żeby dotrzeć do Włoch. Ta strata, brak, nieobecność jest taka sama.

To ciekawe, że rozpuszczasz te doświadczenia, bo dla budowania klasycznych tożsamości różnice są kluczowe.

W Argentynie również wokół społeczności LGBT+ wytworzyło się coś w rodzaju ruchu politycznego, tożsamościowego, który buduje siebie na różnicach. Rzecz tym, że świat zmienia się tak szybko, że nasze tożsamości indywidualne, związane z seksualnością czy płcią, przestają być istotne. Powtórzę to, co mówiłam na początku, to co dzieje się dziś w Gazie czy Argentynie Javiera Milei jest istotniejsze niż nasze indywidualne tożsamości. W Argentynie spopularyzowano hasło: „To, co osobiste jest polityczne”. I uważam, że to jedna z rzeczy, która najbardziej nam zaszkodziła.

Przeczytaj także:

Dlaczego? To przewodnia myśl zachodniego feminizmu. Chyba że chodzi ci bardziej o wykrzywienie idei wolności słowa.

Upolitycznienie tego, co osobiste sprawiło, że odezwały się głosy i postawy, które wydawały się w dyskursie publicznym już nieobecne, wyciszone.

Nie myślałam, że możliwa będzie rehabilitacja dyktatury czy usprawiedliwianie ludobójstwa.

To trochę tak jakby w Niemczech pojawiły się głosy, żebyśmy nie przesadzali z tą Zagładą, bo każdy ma prawo wyrazić własne zdanie. W ten sposób dopuszczamy do debaty publicznej perspektywę, która jest szkodliwa. W Argentynie dotyczy to zarówno stosunku do dyktatury, jak i praw człowieka, praw kobiet. Nie mogliśmy oczywiście wiedzieć, że mówienie w języku politycznych praw jednostek tak się skończy, że nasz dyskurs zostanie obrócony przeciwko nam.

Gdy czytałem twoją książkę, poczułem nostalgię za czasami, gdy tożsamości LGBT+ były owiane tajemnicą, nie wszystko było na wierzchu. Bo czy to przekonanie, że dzięki widoczności będziemy wolni i wolne nie jest przypadkiem pułapką?

W „Kurewnach” niespecjalnie dużo miejsca poświęcam samej widoczności. Raczej mówię właśnie o niewidzialności, potrzebie zniknięcia, rozpłynięcia się. Mnie osobiście koncepcja widoczności również nie przekonuje. Zwłaszcza w świecie, w którym 24/7 jesteśmy podglądani przez kamery i algorytmy, a urządzenia w bankach i na lotniskach rejestrują nasze twarze i odciski palców. Do tego jesteśmy nieustannie etykietowani: to jest transkobieta, a to jest transmężczyzna, a to osoba niebinarna, a to ta o płynnej tożsamości. Wszystkie te kategorie stoją według mnie w kontrze do prywatnego szczęścia.

Twarze osób LGBT są na banerach i reklamach, społeczność ma swoje seriale i reprezentację polityczną. Ale czy to jest wolność?

Wolność jest gdzie indziej, nie w widoczności i reprezentacji. To jest tak, jak powiedziała Nina Simone: „Wolność to nie bać się”. Może mamy swoje seriale i działy w księgarniach, ale nie mam wrażenia, żeby nasza społeczność była pozbawiona lęku.

W twojej książce taką przestrzenią bezpieczeństwa jest wspólnota różnych „wyrzutków”.

To relikt przeszłości. W Argentynie kiedyś takie społeczności były znacznie bardziej widoczne. Wydaje mi się, że to się bardzo zmieniło na niekorzyść, jesteśmy bardziej indywidualni.

Jednak Argentyna na mapie świata jest uznawana za miejsce, które rozpoznaje prawa i potrzeby społeczności LGBT+.

Równie dobrze mogłaby być postrzegana jako kraj, który mordował swoich obywateli, kraj, w którym tysiące ludzi chowano w zbiorowych mogiłach. Jeśli chodzi o osoby LGBT+, to ta historia uznania również nie jest długa. W 2013 przyjęto ustawę dotyczącą tożsamości płciowej, ale proces rozpoznania naszych praw się nie skończył. Dla przykładu: trzy lata temu zniknął pewien transmężczyzna, wyjechał szukać pracy i przepadł bez śladu. Policja jest wplątana w sprawę i raczej wiadomo, że ten człowiek nigdy nie wróci. Takie zbrodnie wciąż się zdarzają. A obecny rząd znów zaczyna rozważać, czy przypadkiem społeczność LGBT nie jest odpowiedzialna za to, że dzieci na północy kraju głodują.

W jakim stopniu twoja biografia jest ważna dla twojej twórczości?

Trudno mi powiedzieć, w jakim stopniu jest ważna, ale to na pewno jest to coś, co leży na stole i naturalnie tego używam.

Pytam, bo wszyscy krytycy wpychali cię właśnie w ramy biograficzne. Z ulicy do teatru, z teatru do literatury, w której reprezentujesz społeczność LGBT+.

Od początku wypychano mnie na pozycje autobiograficzne albo rzeczniczki jakiejś społeczności. Kim jednak jestem, żeby wypowiadać się w imieniu grupy, która jest tak różnorodna i wieloznaczna? Upieram się, że działam na polu fikcji, to jest moja przestrzeń walki. Przychodzą mi do głowy metafory, które kojarzą się z kinem science fiction. W drugiej części „Blade Runnera„ jest scena, gdy replikanci zdają sobie sprawę, że nie mogą się rozmnażać. W „Obcym” android uzmysławia sobie, że nie może tworzyć. To oddaje sytuację osób trans w Argentynie. Mamy zakaz działania twórczego, możemy tylko wypowiadać się z pozycji autobiograficznych. Tak jakby fikcja była dla nas nieosiągalna. Ale cóż mogę na to poradzić? Chyba tylko robić swoje.

*Argentyńska pisarka, aktorka, performerka. Urodziła się jako Cristian Omar w 1982 roku w miasteczku La Falda w prowincji Córdoba. Opuściła rodzinną miejscowość już jako nastolatka, by na Narodowym Uniwersytecie Córdobańskim studiować najpierw dziennikarstwo, a potem teatrologię. Zarabiała na życie jako pracownica seksualna i sprzątaczka. Swoje doświadczenia opisała w eseju autobiograficznym „El viaje inutil: (2018) oraz w „Kurewnach„ (Las Malas, 2019). Za tę ostatnią książkę, która przez wiele miesięcy nie schodziła z list bestsellerów, zdobyła liczne nagrody. Ponadto jest autorką tomu poetyckiego „La novia de Sandro” (2015), powieści „Tesis sobre una domesticación„ (2019) oraz zbioru opowiadań ĺSoy una tonta por quererte” (2022).

;
Na zdjęciu Anton Ambroziak
Anton Ambroziak

Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.

Komentarze