0:000:00

0:00

"Nie chodzi o to, by ograniczać dostęp do świadczeń społecznych takich jak 500 plus lub je obniżać, ale by zachęcać ludzi do większej aktywności zawodowej" - pisze dla OKO.press Irena Wóycicka*, ekonomistka, specjalistka w dziedzinie polityki społecznej.

Na stronie Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej ukazała się 4 kwietnia 2017 informacja "Przegląd systemów wsparcia rodzin" - poświęcona głównie 500 plus. Ministerstwo przyznaje, że niektóre osoby podpisują z pracodawcą umowę o pracę z niższym wynagrodzeniem, by zmieścić się pod progiem uprawniającym do świadczenia 500 plus na pierwsze dziecko. Dlatego zamierza doprecyzować przepisy regulujące utratę i uzyskanie dochodu. „Ma to wyeliminować nadużycia polegające na sztucznym dopasowywaniu sytuacji zawodowej do kryterium dochodowego na pierwsze dziecko”.

Złe skutki złego systemu

Weźmy rodzinę z dwójką dzieci. Oboje rodzice, pracując zawodowo, zarabiali w 2016 roku niewiele więcej niż płaca minimalna - razem 3100 zł na rękę. Wraz z ulgą podatkową na dzieci ich dochody są wyższe od progu uprawniającego do pobierania 500 zł dodatku na pierwsze dziecko (wynosi on 800 zł na osobę). Wystarczy jednak, że jedno z nich obniży deklarowane dochody o 86 zł, a dodatek będzie im przysługiwać - zarobią na tym 414 zł (zyskają 500, stracą 86 zł).

Kombinacji jest wiele, dlatego domknięcie jednej dziury nic nie daje. Można np. zrezygnować z podwyżki proponowanej przez pracodawcę, jeśli jest mniejsza od 500 zł, lub zwrócić ulgę podatkową na dzieci czy zrezygnować z dodatkowej możliwości zarobku. Można ukrywać część dochodów, pracować na czarno albo zrezygnować z pracy jeśli utrata 500 zł i koszty opieki nad dzieckiem pochłoną sporą część płacy.

Prawdziwym problemem jest tegoroczna (w 2017 r.) podwyżka płacy minimalnej. Wiele rodzin może z tego powodu stracić w 2018 r. ponad 400 zł, bo zyskają na podwyżce płac kilkadziesiąt złotych, ale stracą 500 na pierwsze dziecko. Pewnie wielu z nich będzie szukało sposobu, by zasiłek utrzymać.

Kryterium jak gilotyna

Rzecz w tym, że wystarczy przekroczyć kryterium dochodowe o jedną złotówkę i przepada cały zasiłek. Dlatego ludzie robią wszystko co możliwe, by tak się nie stało. Są biedni i będą nadal biedni, bo tylko niskie dochody - 800 zł miesięcznie na osobę w rodzinie (lub 1200 zł gdy dziecko jest niepełnosprawne), uprawniają do świadczenia na pierwsze dziecko.

Ekonomiści nazywają to pułapką ubóstwa. Pułapka zniechęca do podjęcia pracy lub zwiększenia aktywności zarobkowej, na stałe utrzymuje w biedzie.

Zjawisko to znane jest w wielu krajach, również w Polsce. Skarżą się na nie pracownicy pomocy społecznej i urzędów pracy.

Pierwsze sygnały o tym, że sztywny próg dochodowy w programie 500 plus wpływa na zachowania rodzin, które szukają sposobu by ominąć tę przeszkodę, budzą niepokój o jego wpływ na aktywność zawodową kobiet wychowujących dzieci - zwłaszcza tych z niższym wykształceniem. Dane za ostatnie trzy kwartały 2016 roku pokazują systematyczny spadek aktywności zawodowej kobiet w wieku 25-54 lata z niskim i średnim wykształceniem w porównaniu w 2015 r. W jakim stopniu przyczyną tego jest program 500 plus pokażą jednak dopiero wyniki europejskiego badania dochodów i warunków życia.

Złotówka za złotówkę

Tych problemów dało by się uniknąć, gdyby rząd korzystał z wiedzy i doświadczeń Unii Europejskiej. Działania na rzecz “making work pay” (uczynienie pracy opłacalną) stały się jedną z istotnych strategii objętych tzw. Metodą Otwartej Koordynacji państw członkowskich. Jej ważną częścią jest

taka modernizacja systemu świadczeń społecznych, by nie były barierą dla podjęcia pracy lub zwiększenia wysiłku członków rodziny, przynoszącego wyższe z niej dochody. Nie chodzi o to, by ograniczać dostęp do świadczeń społecznych lub je obniżać, ale by zachęcać ludzi do większej aktywności zawodowej poprzez wsparcie finansowe tych, którzy taką aktywność podejmą.

Jedną z upowszechnionych metod w krajach członkowskich UE są świadczenia związane z pracą (in-work benefits), które zwiększają korzyści finansowe wynikające z zatrudnienia dla osób i rodzin z niskimi zarobkami.

Również Polska zreformowała swój system świadczeń wprowadzając uchwaloną jeszcze przez poprzedni parlament zasadę „złotówka za złotówkę” w zasiłkach rodzinnych, które przysługują biednym rodzinom z dziećmi.

Od stycznia 2016 r. po przekroczeniu kryterium dochodowego uprawniającego do tych zasiłków, wypłacane są one nadal, ale ich wysokość zmniejsza się o kwotę, o jaką dochody rodziny przewyższają to kryterium. Jeśli więc dochód na osobę w rodzinie przekroczy próg dochodów uprawniających do świadczeń o np. 30 zł – o tyle samo zmniejsza się wysokość wypłat.

W ten sposób unika się pułapki ubóstwa – podjęcie legalnej pracy lub zwiększenie aktywności zawodowej członków rodziny nie powoduje zmniejszenia dochodów.

Program 500 plus zniweczył starania poprzedników, by usunąć pułapkę ubóstwa, bo próg dochodowy uprawniający do świadczenia 500 złotowego na pierwsze dziecko działa jak gilotyna. Co więc z tego, że zwiększając nieco dochody nie straci się na zasiłkach rodzinnych kiedy nadal wisi groźba utraty 500 zł? Różnica pomiędzy progami dochodowymi dla zasiłków rodzinnych i 500 plus jest niewielka – teraz to 126 zł, a od listopada 46 zł.

Biurokracja boi się mitręgi

Ministerstwo broni się przed wprowadzeniem zasady „złotówka za złotówkę” do programu 500 plus. Powołuje się przy tym na mitręgę pracowników gmin związaną z liczeniem wysokości zasiłków rodzinnych, gdy dochód przekracza ustalony próg. Jednak mitręgi pracowników i rodzin byłoby dużo mniej, gdyby zadbano o ujednolicenie systemu świadczeń dla rodzin ustalając jednolity próg dochodów dla zasiłków rodzinnych i pierwszego dziecka w programie 500 plus. Wtedy nie trzeba by dwukrotnie składać wniosków i licznych dokumentów – osobno o zasiłki rodzinne, osobno o dodatek 500 plus na pierwsze dziecko, nie trzeba by ich też dwukrotnie analizować.

Niestety, program 500 plus wrzucono w rozbudowany system świadczeń rodzinnych bez żadnej troski o spójność.

Ministerstwo woli grozić palcem i karać tych, którzy ośmielą się szukać sposobów by poprawić swój byt, niż usuwać pułapki, które samo na nich zastawiło. Kryje się za tym pewna filozofia rządzenia: kija i marchewki.

Łagodzić biedę czy z biedy wyciągać?

Cała ta historia pokazuje dylemat pomagania: czy łagodzić biedę, czy również pomagać się z niej wydostać? Pierwsze przynosi ulgę, ale petryfikuje obszary niskich dochodów.

Drugie jest znacznie trudniejsze i bardziej kosztowne, wymaga przekierowania polityki społecznej na usuwanie barier ograniczających aktywność zawodową biednych rodzin. Jak pokazują doświadczenia innych krajów, kluczowe jest usuwanie pułapek ubóstwa i dobrze skrojone zachęty materialne do podejmowania lub zwiększenia intensywności pracy zawodowej. Ważny jest też dostęp do taniej i wysokiej jakości opieki nad małym dzieckiem. Szerzej myśląc - to również kwestia dostępu do profilaktyki zdrowotnej, dobrego systemu kształcenia zawodowego oraz podnoszenia i aktualizacji kwalifikacji zawodowych.

To prawda, program 500 plus radykalnie zmniejsza zasięg ubóstwa skrajnego wśród rodzin z dziećmi. Ale będzie tylko plastrem na biedę, jeśli nie pójdą za tym inne działania.

Irena Wóycicka*, ekonomistka, specjalistka w dziedzinie polityki społecznej. W latach 1977-1980 założycielka i redaktorka podziemnego dwutygodnika „Robotnik”. Jako badaczka zajmowała się problematyką ubóstwa i wykluczenia społecznego, równością płci, polityką rodzinną, oraz systemami zabezpieczenia społecznego. Była podsekretarzem stanu w Ministerstwie Pracy i Polityki Socjalnej (1991 do 1994) , potem sekretarzem stanu ds. społecznych w Kancelarii Prezydenta Bronisława Komorowskiego. W latach 2004-2010 była ekspertką Komisji Europejskiej ds. ubóstwa i wykluczenia społecznego.

;

Udostępnij:

Irena Wóycicka

Ekonomistka, specjalistka w dziedzinie polityki społecznej. W latach 1977-1980 założycielka i redaktorka podziemnego dwutygodnika „Robotnik”. Jako badaczka zajmowała się problematyką ubóstwa i wykluczenia społecznego, równością płci, polityką rodzinną, oraz systemami zabezpieczenia społecznego. Była podsekretarzem stanu w Ministerstwie Pracy i Polityki Socjalnej (1991 do 1994) , potem sekretarzem stanu ds. społecznych w Kancelarii Prezydenta Bronisława Komorowskiego. W latach 2004-2010 była ekspertką Komisji Europejskiej ds. ubóstwa i wykluczenia społecznego.

Komentarze