"To, że polityczka pozwala sobie na taki gest, zwłaszcza na sali sejmowej pokazuje, w jak bardzo rynsztokowych czasach żyjemy, a sam kontekst jest wyjątkowo niekorzystny dla partii rządzącej. Opozycji udało się przedstawić wybór: albo TVP, albo onkologia" - mówi OKO.press socjolożka dr Helena Chmielewska-Szlajfer
Wieczorne głosowanie 13 lutego 2020 w sprawie przekazania mediom narodowym 1,95 mld zł posłanka PiS Joanna Lichocka podsumowała gestem. Opozycja, dziennikarze i dziesiątki tysięcy odbiorców mediów społecznościowych zobaczyły "Fuck you!" ("Pierd...cie się"). Posłanka tłumaczyła jednak, że tylko dwukrotnie i energicznie pocierała oko. Równie energicznie się tłumaczyła, powtarzając wielokrotnie swój gest, między innymi przed Jarosławem Kaczyńskim.
Chwilę wcześniej triumfowała, z sejmowej trybuny drwiła z opozycji i posłanki Lewicy Joanny Scheuring-Wielgus, która miała przemawiać, ale PiS w ostatniej chwili złamał obyczaje sejmowe i pozbawił ją roli sprawozdawczyni ustawy abonamentowej. A jednak to triumfująca Lichocka stała się przyczyną kryzysu wizerunkowego PiS.
Reakcje PiS i bliskich im mediów były z grubsza cztery, przy czym i wieczorem, i rano przenikały się dwie strategie odpowiedzi:
I Lichocka przeprosiła. Zrobiła coś, co politycy PiS robią niezwykle rzadko, najwidoczniej kryzys został w partii uznany za poważny. Zrobiła to jednak w znanym stylu „non-apology” (przeprosiny, które nie są przeprosinami). W rozmowie z „Faktem” powiedziała:
„Mogłam pamiętać, że jesteśmy w trakcie bardzo ostrej kampanii politycznej i wszystko może być wykorzystane przeciwko nam. Mimowolnie popełniłam błąd. Jeśli ktoś poczuł się urażony tym gestem, gestem, który nie miał złych intencji, to chciałabym wyrazić ubolewanie i przeprosić”.
Lichocka jednocześnie przeprasza i powtarza, że tylko odgarniała włos spod oka, a sama stała się ofiarą kampanii nienawiści.
Rozmawiamy z dr Heleną Chmielewską-Szlajfer, socjolożką z Akademii Leona Koźmińskiego, badaczką tabloidów.
Agata Szczęśniak, OKO.press: Z czymś się Pani kojarzy gest Joanny Lichockiej?
Helena Chmielewska-Szlajfer: W polityce w ostatnich latach było trochę podobnych gestów. Np. prezydent Filipin Rodrigo Duterte pokazał w 2016 roku środkowy palec delegacji Unii Europejskiej. Potem był ciężko zdziwiony, że delegacja nie była specjalnie zachwycona.
Jest multum przykładów gestów Donalda Trumpa. Również dlatego, że filmowany jest praktycznie każdy jego ruch. Parę miesięcy temu pokazał „gest frykcyjny” w trakcie jednego ze spotkań z wyborcami. Na sali głośno protestowała przeciwko niemu kobieta, kiedy została wyprowadzona, Trump zasymulował właśnie ten niedwuznaczny gest dłońmi i biodrami.
W grudniu Donald Tusk zrobił gest pistoletu wbijanego Trumpowi w plecy. To miał być żart, ale w dzisiejszych czasach wszystkie żarty są narzędziem wojennym.
I oczywiście gest darcia kartki papieru. W Stanach Zjednoczonych zrobiła to Nancy Pelosi — podarła treść orędzia Trumpa za jego plecami tuż po tym, jak je wygłosił. W Polsce powtórzył to sędzia Nawacki, zresztą wprost przyznając się do inspiracji Pelosi.
Są też gesty, do których w zasadzie zdążyliśmy się już przyzwyczaić, np. odrzucona wyciągnięta dłoń na przywitanie. Trump zignorował wyciągniętą rękę Pelosi, nie ma pewności, czy robił to celowo, czy nie. Na naszym podwórku: w trakcie wizyty Donalda Trumpa Agata Kornhauser-Duda przywitała się najpierw z Melanią. Spotkało się z pozytywnym odzewem, mówiono, że uprawia własną politykę drobnych gestów.
Jak odbiera Pani gest Lichockiej?
Jednoznacznie źle. Jest po prostu wulgarny. To, że polityczka pozwala sobie na taki gest, zwłaszcza na sali sejmowej jest przykładem na to, w jak bardzo rynsztokowych czasach żyjemy, a sam kontekst jest wyjątkowo niekorzystny dla partii rządzącej. Opozycji udało się przedstawić wybór: albo TVP, albo onkologia. Zabierać pieniądze ludziom chorym na raka? Już sam komunikat jest niekorzystny dla PiS. A dochodzi do tego jeszcze ten gest triumfalizmu. Nie trzeba się specjalnie starać, żeby zinterpretować to jako pogardę wobec ludzi, dla których mogły pójść te pieniądze.
To od początku była zła sytuacja dla PiS-u, a ten gest to wisienka na torcie pogardy.
A może jakaś część odbiorców pozytywnie odbierze ten gest? Postawiła się, pokazała wrzeszczącej opozycji, gdzie jej miejsce? Elektorat PiS lubi, kiedy ich politycy okazują pogardę różnym grupom (sędziom, politykom drugiej strony).
Może posłanka Lichocka tak sądziła. Nie wiem, co myślała. Ale naprawdę trudno bronić tego gestu.
Konsekwencje są dwie. Po pierwsze dała opozycji w prezencie jednoznaczny, niesłychanie negatywny i bardzo agresywny obraz. Opozycja może się tylko cieszyć.
Po drugie może to zmienić dynamikę polityczną. Po tym geście jest teraz dużo mniej pewne, że prezydent podpisze ustawę o dodatkowych pieniądzach dla TVP. Może podpisać, żeby lepiej wypadać w kampanii prezydenckiej, bo TVP mu pomoże.
Ale może też pokazać się jako maż stanu: nie będzie dawał pieniędzy na TVP, kiedy cierpią na tym pacjenci. W kontekście gestu Lichockiej będzie to dużo bardziej zrozumiałe.
Jak odebrały to tabloidy?
Nasze tabloidy nie są bardzo propisowskie. Gest Lichockiej jest pokazywany jako skandal. Na stronie "Faktu" jest nawet taki hasztag przy artykule.
„Gest Lichockiej” będzie żył długo czy umrze w ciągu weekendu? Platforma Obywatelska rozpowszechnia memy, Robert Biedroń skomentował: "Walentynka. From PiS with love #PolskaPogardy".
Żywot memów jest krótki. To szybkie i prześmiewcze, emocjonalne strzały. Ale może się stać elementem strategii opozycji, przekazu o Andrzeju Dudzie jako kimś, kto firmuje tego rodzaju pogardliwy stosunek do cierpiących ludzi. Że PiS traktuje politykę, jako domenę łupów.
PiS z tego wybrnie? Próbują różnych strategii: zaprzeczają, przepraszają.
PiS wielokrotnie był w stanie wybrnąć z takich sytuacji. Ich wyporność jest znana. Najlepsza z punktu widzenia PiS strategia byłaby: nie mówić o tym. Jeżeli o czymś się nie mówi, to ludzie zapominają. A rzeczywistość newsowa jest taka, że czekamy na kolejną rzecz, która przykryje poprzednią. To, czy ten temat będzie żył, zależy też od priorytetów dziennikarzy. Czy chcą pokazywać w pędzie ciągle nowe rzeczy, czy dłuższe procesy.
Joachim Brudziński napisał, że „nawet jak jest brutalnie atakowanym, to powinien mieć w sobie siłę i przeprosić gdy poniosą go złe emocje na sali sejmowej”, a posłanka opublikowała w „Fakcie” przeprosiny.
W normalnych czasach reakcja Joachima Brudzińskiego byłaby jedyną odpowiednią. W warunkach elementarnej przyzwoitości się przeprasza. A ludzie generalnie wybaczają, kiedy ktoś przeprosi.
To powinna być błyskawiczna reakcja. I to powinno skończyć sprawę. Jednak PiS wielokrotnie pokazywał, że idzie w zaparte. Tutaj też tego próbował, mówiąc o Pucku. To próba zasłony dumnej: „a inni biją bardziej”. Taka odpowiedź to toksyczne zachowanie. W normalnych warunkach sytuacje konfliktowe należy wygaszać. Ktoś mówi, że przesadził, przeprasza i dochodzimy do konsensusu.
Przeprosiny posłanki Lichockiej to typowe „non-apology”: „jeśli ktoś poczuł się urażony tym gestem, to chciałabym wyrazić ubolewanie”. To nie są przeprosiny. Nie przeprasza się dlatego, że ktoś się czuje urażony, ale dlatego, że zrobiło się coś niewłaściwego.
Czasy kiedy Krystyna Pawłowicz wcinała sałatkę na sali sejmowej, wydają się okresem niesłychanej kultury w porównaniu z tym, co dzieje się obecnie.
Redaktorka, publicystka. Współzałożycielka i wieloletnia wicenaczelna Krytyki Politycznej. Pracowała w „Gazecie Wyborczej”. Socjolożka, studiowała też filozofię i stosunki międzynarodowe. Uczy na Uniwersytecie SWPS. W radiu TOK FM prowadzi audycję „Jest temat!” W OKO.press pisze o mediach, polityce polskiej i zagranicznej oraz prawach kobiet.
Redaktorka, publicystka. Współzałożycielka i wieloletnia wicenaczelna Krytyki Politycznej. Pracowała w „Gazecie Wyborczej”. Socjolożka, studiowała też filozofię i stosunki międzynarodowe. Uczy na Uniwersytecie SWPS. W radiu TOK FM prowadzi audycję „Jest temat!” W OKO.press pisze o mediach, polityce polskiej i zagranicznej oraz prawach kobiet.
Komentarze