PO chce dwukrotnie wyższej kwoty wolnej od podatku, Konfederacja podatku liniowego w wysokości 12 proc. Sprawdzamy wyborcze pomysły opozycji na podatki. I rozważamy ich konsekwencje
Proste i niskie podatki – mówi Konfederacja
„Podatki powinny być: sprawiedliwe, proste i przejrzyste” – pisze na swojej stronie Lewica.
„Naprawimy i uprościmy podatki” – mówi Szymon Hołownia.
„Podatki będą stabilne, przewidywalne, proste, no i niskie, żeby motywować do pracy” – to Izabela Leszczyna z Koalicji Obywatelskiej.
Wszystkie partie mówią to samo – system podatkowy trzeba naprawić, chcemy prostych podatków. Każda jednak rozumie przez to coś innego.
Kampania wyborcza już de facto trwa, propozycje obniżenia podatków zawsze są jej częścią. W tym roku jednak propozycje idą dalej niż zwykle, a wszystko dzieje się po czterech latach mocnego obniżania podatków przez PiS.
Sprawdźmy więc, co w sprawach podatkowych do zaproponowania mają nam dziś główne partie.
Platforma Obywatelska już w maju przedstawiła projekt podniesienia kwoty wolnej od podatku do 60 tys. zł.
„Kwota wolna od podatku dochodowego w wysokości 60 tys. zł, zgodnie z projektem ustawy złożonym przez Klub KO, wejdzie w życie od 1 stycznia 2024 roku” – mówiła w maju dla OKO.press posłanka KO Izabela Leszczyna.
„W uzasadnieniu do tej ustawy wskazaliśmy, że przepisy, które pozwolą uzupełnić powstałą w ten sposób lukę w dochodach samorządów, wprowadzimy ustawą o dochodach jednostek samorządu terytorialnego. Obie ustawy wejdą w życie jednocześnie. Niedopuszczalne, naszym zdaniem, jest ograbianie samorządów z ich dochodów własnych, a następnie rozdawanie tekturowych czeków według uznania partyjnych działaczy”.
Izabela Leszczyna dodaje, że podobne rozwiązania zastosuje, by ograniczyć straty organizacji pożytku publicznego, które dziś dostają 1,5 proc. podatku PIT.
Logika stojąca za takimi pomysłami jest nawet zrozumiała. KO chce podebrać wolnorynkowych wyborców Konfederacji. Nie wiadomo jednak, czy jest to rzeczywiście przemyślany pod tym względem pomysł.
Bo podjęcie decyzji wyborczej jest zwykle skomplikowane i każdy bierze pod uwagę wiele czynników. Konfederacja skupia wokół siebie wyborców rozczarowanych dotychczasowym sposobem uprawiania polityki. Czy zdecydują się oni poprzeć PO, jeśli da się im wyższą kwotę wolną od podatku?
Dla wielu z nich Donald Tusk jest takim samym złem jak Kaczyński. W czerwcowym sondażu Ipsos dla OKO.press i TOK FM pytaliśmy, kto lepiej sprostałby wyzwaniom stojącym dziś przed Polską – Tusk, Kaczyński czy może żaden z nich.
Wśród wyborców Konfederacji 77 proc. wybrało tę trzecią opcję, odpowiedzi wskazujące Tuska i Kaczyńskiego ledwo przekroczyły 10 proc. W żadnym innym elektoracie odpowiedzi „żaden z nich” nie zbliżyły się nawet do 50 proc.
Wniosek z tego jest taki, że potencjał do podbierania wyborców Konfederacji przez KO jest najpewniej ograniczony. Czy warto w takim razie kolejny raz wywracać polski system podatkowy do góry nogami?
Konfederacja, której twarzą jest doradca podatkowy Sławomir Mentzen, idzie do wyborów pod sztandarem uproszczenia systemu podatkowego. To w ogóle uniwersalne hasło, często puste. W przypadku podatku PIT Mentzen rzeczywiście proponuje radykalne uproszczenie. Zniknąć miałaby górna stawka PIT 32 proc., a pozostałaby tylko jedna, czyli 12 proc.
Jeszcze niższe podatki Konfederacja proponuje przedsiębiorcom. Dwie stawki ryczałtu wynosiłyby
Dziś stawki są dużo bardziej zróżnicowana, a najwyższa wynosi 17 proc.
Mentzen chce też zlikwidować większość ulg podatkowych, pozostawiając ulgę dla dzieci, ale zmniejszając maksymalne odliczenie na dziecko do 720 zł (dziś to 1112 na pierwszą dwójkę, a na kolejne więcej).
Wzrosłaby też kwota wolna, która zostałaby powiązana z pensją minimalną. Ta od 1 lipca 2023 wynosi 3600 zł miesięcznie, kwota wolna wynosiłaby więc 43,2 tys. zł w skali roku.
Jest to program jasno skierowany do dobrze zarabiających i do bogatych. Osoby z przeciętnymi zarobkami zyskają niewiele lub nic, stracą natomiast część ulg i ostatecznie wyjdą na tym niekorzystnie.
Tak o projektach Mentzena pisał na portalu LinkedIn inny doradca podatkowy, Wojciech Kliś:
"Projekty te cofają nas faktycznie do lat 90., gdzie optymalizować można było prawie wszystko. Na podstawie tych projektów można robić agresywne schematy optymalizacji, które przestały działać kilka, kilkanaście lat temu. Co to oznacza dla tych, których będzie stać na doradcę podatkowego? Mokry sen Mentzena: brak podatku dochodowego (ale tylko dla bogatszych – ty robaczku na umowie o pracę płać 12 proc.).
Po drugie, z tych ustaw wyziera lenistwo. Zdecydowana większość przepisów to nie praca twórcza a parafraza albo cytaty przepisów już istniejących (i to wstawionych chaotycznie)”.
Lewica ma inny pomysł. Obok słowa „proste” w filozofii podatkowej Lewicy pojawia się też „sprawiedliwe”. Lewica zamierza utrzymać obecną kwotę wolną na poziomie 30 tys. złotych. Ale chciałaby progresywnych podatków, zarówno w PIT, jak i CIT. Stawki PIT powinny się według pomysłów Lewicy zaczynać już od 1 proc. i rosnąć w zależności od dochodów do 38,4 proc.
Lewica proponuje też jednolitą stawkę VAT w wysokości 15 proc. (oraz część produktów z zerową stawką VAT).
Szymon Hołownia zobowiązał się początkowo nie zmieniać kluczowych podatków do 2026 roku. Później jednak w imieniu Trzeciej Drogi posłowie PSL zaproponowali zmiany w podatkach dla przedsiębiorców — 10 proc. podatku dla firm z obrotami do 10 mln zł i 15 proc. podatku dla dużych firm, z większymi obrotami. Widać więc, że pomysły wciąż powstają.
Ogólnie jednak Trzecia Droga i Lewica nie biorą udziału w wojnie na dalsze radykalne obniżanie podatków.
Główny nurt dyskusji o podatkach idzie jednak w stronę populistycznej licytacji ze szkodą dla poważnego myślenia o państwie. Jasne jest, że indywidualnie każdy chce otrzymywać coraz więcej pieniędzy do własnej kieszeni. Ale bycie obywatelem to też obowiązki, nie tylko przywileje.
Usługi publiczne można też finansować z długu. Ale to wiąże się z długoterminowym ryzykiem. I nie ma problemu, by rozsądnie korzystać z zadłużania się i nie rezygnować z pobierania podatków. Podatki mogą być niepopularne, ale pełnią swoją funkcję w systemie, dzięki któremu nasze państwo funkcjonuje na odpowiednim poziomie.
W Polsce w kontekście wyborczym od dawna mówi się o ciągłym obniżaniu podatków, nie o ich podnoszeniu. PiS jednak przyspieszył obniżki na nieznaną wcześniej skalę.
Rządy PiS obniżyły dolną stawkę PIT najpierw z 19 do 18 proc., później do 17 proc., by następnie obniżyć ją aż do 12 proc.
Długo krygował się też przed podniesieniem kwoty wolnej od podatku. A gdy już się to stało, podniesiono ją niemal dziesięciokrotnie, do 30 tys. złotych. Kwotę wolną trzeba było podnieść, ale tak nagłe i wysokie podniesienie to też skokowa obniżka podatków i zmniejszenie dochodów do budżetu.
W konsekwencji spada udział podatku PIT w dochodach państwa. W pierwszej kadencji PiS mieścił się między 15 a 16 proc., ze szczytem w 2019 roku w wysokości 16,3 proc. Wówczas PiS rozpoczął silniejsze obniżanie podatków. Od tego czasu co roku udział był mniejszy, w 2022 roku wyniósł 13,5 proc.
I nie jest to tylko wynik rosnących dochodów z VAT, bo rosły one też stabilnie w pierwszej kadencji PiS, ale wówczas udział PIT w dochodach był stabilny. Silna obniżka podatków w ramach Polskiego Ładu zaowocowała tym, że dochody z PIT w 2022 roku spadły o 5,5 mld zł.
Partie opozycyjne – w tym przypadku przede wszystkim PO i Konfederacja – chcą dać więcej i zaproponować jeszcze niższe podatki. W ten sposób możemy stać się w Europie ewenementem.
Bo już teraz polskie podatki są bardzo niskie. Według danych OECD za 2022 rok klin podatkowy (czyli odsetek kosztu pracy – podatków i składek – w pensji brutto) osoby, która zarabiała 167 proc. średniej pensji (czyli ponad 10 tys. zł) wynosił w Polsce 35,5 proc.
Wśród 22 krajów UE zrzeszonych w OECD to najniższy wynik. Średnia w tej grupie to 45,7 proc. Chociaż będzie to jedna z lepszych pensji w całym rozkładzie, obciążenia wobec 2021 roku spadły o 0,4 punktu procentowego. Jest przestrzeń, by podnosić podatki.
Istnieje popularna teoria ekonomiczna zwana krzywą Laffera, według której powyżej pewnego progu podwyżki podatku nie przynoszą dodatkowych dochodów do budżetu. Bo zbyt wysokie opodatkowanie bogaczy sprawia, że w kreatywny sposób unikają oni płacenia swoich zobowiązań, na przykład przenosząc swoje biznesy do rajów podatkowych.
Osoby o neoliberalnych poglądach używają często krzywej Laffera jako ostatecznego argumentu, że podatków nie należy podnosić, a raczej obniżać.
Gdzie w Polsce znajduje się górna granica, powyżej której dochody podatkowe zaczęłyby spadać? W 2019 roku policzył to badacz Paweł Doligalski. Według jego obliczeń górna granica wyższej stawki podatkowej w Polsce może wynieść 48 proc. w wypadku pracy najemnej i 45 proc. w wypadku działalności gospodarczej.
W 2019 roku w pierwszym wypadku było to 38 proc., w drugim – 19 proc. Dziś przedsiębiorcy do podatku liniowego muszą doliczyć jeszcze składkę zdrowotną (4,9 proc.), powyżej miliona złotych obowiązuje jeszcze danina solidarnościowa w wysokości dodatkowych 4 proc.
Nawet jednak po dołożeniu tych rozwiązań, efektywna stawka będzie znacząco niższa niż 45 proc. Czyli – można podatki dla najbogatszych podnieść, bez ryzyka, że baza podatkowa się zmniejszy.
Mimo tego partie myślą przede wszystkim o tym, co przyniesie im głosy. Oczywiście trudno oczekiwać, że partie będą się licytować na wyższe podatki. Jedną z ważnych przyczyn, dlaczego partia Razem pomimo swojej niszowości miała w 2015 roku również spory elektorat negatywny, był pomysł progresji podatkowej z krańcową stawką w wysokości 75 proc.
Natomiast proponowanie kolejnej radykalnej obniżki podatków w postaci pozbycia się górnej stawki PIT czy podwojeniu kwoty wolnej od podatku, to pomysły radykalne, które przesuwają debatę w stronę dalszego, niekończącego się obniżania podatków.
W czasach, gdy dramatycznie niedofinansowane są choćby system ochrony zdrowia czy nauka, a pracownicy budżetówki lub nauczyciele od lat nie mogą się doprosić o godne podwyżki, brzmi to, jak pomysł na dalsze psucie państwa.
Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.
Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.
Komentarze