0:000:00

0:00

Paradoksem najnowszych polskich dziejów - nie pierwszym, i nie ostatnim - jest to, że tak zasadniczy zwrot w polityce kraju był możliwy dzięki wynikowi wyborczemu z 25 października 2015 , który wcale nie był imponujący. Był raczej przeciętny, dokładnie – piąty z dziewięciu polskich wyborów.

polskie wybory procent poparcia, procent foteli
polskie wybory procent poparcia, procent foteli
W XXI wieku wszyscy zwycięzcy wyborów parlamentarnych mieli poparcie większe, z jednym wyjątkiem - tego samego PiS w 2005 roku.

Jak widać na wykresie, lepszy wynik niż PiS w 2015 uzyskała PO w obu poprzednich wyborach (2007 i 2011), SLD w 2001 i oczywiście Komitet Obywatelski przy Lechu Wałęsie w "demokratycznej części" wyborów 1989 roku (według szacunków 60 proc., co dało tylko 35 proc. miejsc, bo tyle wynegocjowała opozycja przy Okrągłym Stole).

Nieco gorzej wypadła AWS w 1997, sporo gorzej PiS w 2005 i SLD w 1993, bez porównania gorzej Unia Demokratyczna w 1991, gdy dopiero kształtował się układ partyjny, a ordynacja wyborcza dała miejsca w Sejmie 19 komitetom.

Dlaczego przeciętny wynik PiS przełożył się po raz pierwszy w III RP na większość parlamentarną? Przecież ordynacja wyborcza (metoda d' Hondta) od 1993 roku w podobnym stopniu faworyzuje duże partie, za wyjątkiem niechlubnej zagrywki koalicji AWS-UW, która na wybory 2001 w obawie przed triumfem SLD zmieniła d' Hondta na Sainte-Lague'a.

Kluczem do „triumfu” PiS okazała się niezwykle wysoka – aż 17 proc. - liczba głosów zmarnowanych, czyli oddanych na partie, które do Sejmu nie weszły. Wynik PiS liczył się zatem tylko wśród 83 proc. oddanych głosów, i ta baza było o prawie 10 pkt. proc. mniejsza niż w dwóch poprzednich wyborach! To sprawiło, że przeciętne poparcie społeczne 37,6 proc., przełożyło się aż na 51,1 proc. mandatów, co daje umowną „premię dla zwycięzcy” prawie 14 pkt. proc.

Tylko raz w polskich wyborach zmarnowało się więcej głosów - aż 34 proc. W 1993 roku 30 komitetów nie przekroczyło progu 5 proc.! Dlatego „premia zwycięzcy” dla SLD Aleksandra Kwaśniewskiego była jeszcze większa i wyniosła 17 pkt. proc. Wynik wyborczy ledwie 20,4 proc. zamienił się w 37,17 proc. foteli w Sejmie, bo liczony był wśród tylko 66 proc. oddanych głosów.

O sukcesie PiS w 2015 roku zdecydował fakt, że Zjednoczona Lewica - choć uzyskała 1 147 102 głosy i 7,55 proc. głosów - nie weszła do Sejmu. Do wysokiego (bo dla koalicji) progu 8 procent zabrakło jej 68 370 głosów.

Lewica byłaby w stanie ten próg pokonać, gdyby do koalicji przystąpiła Partia Razem, która samodzielnie uzyskała grubo ponad pół miliona głosów (3,62 proc.).

Według analizy Jarosława Flisa gdyby Partia Razem przyłączyła się do Zjednoczonej Lewicy (co jego zdaniem wymagałoby odsunięcia się Leszka Millera i Janusza Palikota),

cała lewica zdobyłaby 47 mandatów. Pozostałe partie dostałyby oczywiście mniej niż w wyborach. PiS miałby tylko 211 mandatów.

Takie jest źródło dysproporcji między przeciętnym poparciem społecznym a wyjątkową siłą polityczną, jaką uzyskał PiS, która pozwala mu sprawować w skrajny sposób "tyranię większości", przed którą przestrzegał demokratyczne ustroje John Stuart Mill.

Październikowe zwycięstwo wyborcze PiS w 2015 bywa określane jako „miażdżące”, ale miażdżące są tylko jego konsekwencje.

(w pierwszej wersji ten tekst ukazał się w styczniu 2016 w "Newsweeku").

;

Udostępnij:

Piotr Pacewicz

Naczelny OKO.press. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".

Komentarze