0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Daniel MIHAILESCU / AFPFot. Daniel MIHAILES...

Na zdjęciu u góry: po lewej stronie w jasnym żakiecie prezydentka Mołdawii Maia Sandu

Zwolennicy proeuropejskiego obozu kładli się w niedzielę spać w paskudnych nastrojach: po zliczeniu wyników z prawie 92 proc. komisji przeciwnicy współpracy z Unią wygrywali 53 do 47 proc., a obecna prezydent, prozachodnia Maia Sandu prowadziła o zaledwie kilka punktów procentowych ze swoim konkurentem Alexandrem Stoianoglo, który reprezentował tradycyjnie prorosyjską Partię Socjalistów Republiki Mołdawii. Na domiar złego przeważająca większość pozostałych głosów została oddana na kandydatów powiązanych z Moskwą.

Dopiero poniedziałkowy poranek i popołudnie przyniosły odmianę losu.

Przy przeliczeniu 99,7 proc. głosów w referendum, okazało się, ze 50,46 proc. uprawnionych do głosowania zagłosowało na „tak”, a 49,54 proc. na „nie”. Sytuację odwróciły głosy z zagranicy (w szczególności z państw zachodnich), które napłynęły dopiero w poniedziałek.

Frekwencja mołdawskiej diaspory była rekordowa – stanowiła ona około 10 proc. z ponad półtora miliona głosujących. Szacuje się, że głosy oddało około 51 proc. uprawionych do głosowania, znacząco przekraczając próg 33, 33 proc. (1/3 uprawnionych) frekwencji wymaganej dla ważności referendum.

Dystans między Sandu a Stoianoglo również w poniedziałek się powiększył: Sandu otrzymała ok. 42 proc., a nieco ponad 26 proc. przypadło Stoianoglo. Dalej 13,5 proc. dostał otwarcie prorosyjski Renato Usati, a 5,5 proc. pochodząca z Gagauzji, również prorosyjska Irina Vlah.

Sandu i Stoianoglo staną naprzeciwko siebie w drugiej turze wyborów, która planowana jest na 3 listopada.

Przeczytaj także:

Głosowanie w cieniu rosyjskich prowokacji

Wyborom i referendum towarzyszyła atmosfera skandalu – od miesięcy Rosja rękami mołdawskich polityków i oligarchów, z Ilianem Shorem na czele, dokonywała szeregu prowokacji i manipulacji, by wpłynąć na wynik głosowania. Obok kupowania głosów, cyberataków czy dezinformacji, mołdawskie służby zgłosiły też wykrycie sieci infiltratorów wyszkolonych przez Grupę Wagnera, którzy przenikali do Mołdawii w ostatnich miesiącach.

Także podczas ciszy wyborczej oraz w samym dniu wyborów nie zabrakło groźnych incydentów.

Podczas sobotniej ciszy wyborczej poinformowano o włamaniu się i wykradzeniu zawartości serwerów parlamentu Mołdawii, a dziesiątki tysięcy wyborców zostały zaspamowane wiadomościami na Telegramie i WhatsAppie, przekonującymi do głosowania na konkretnych kandydatów lub głosowania na „nie” w referendum.

W Bolonii ogłoszono alarm bombowy w miejscu głosowania włoskiej diaspory. Misja obserwacyjna NGO Promo-Lex zgłosiła prawie 800 naruszeń kodeksu wyborczego – pośród których były przypadki kupowania głosów, agitowanie w miejscu głosowania, zorganizowanego transportu wyborców do urn przez przedstawicieli ugrupowań politycznych czy nawet gróźb i aktów przemocy przy urnach.

Co się działo w Naddniestrzu

Podczas wyborów miałem okazję obserwować głosowanie osób, które zamieszkują teren autonomicznej Republiki Naddniestrza – separatystycznego regionu, który nie uznaje się za część Mołdawii, jest pod silnym wpływem Rosji, ale większość jego mieszkańców posiada prawo do głosu w mołdawskich wyborach.

Administracja Naddniestrza ogłosiła na krótko przed referendum, że jest gotowa zorganizować stanowiska do głosowania, jednak jedynie w referendum (jako że nie uznaje zwierzchnictwa prezydenta Mołdawii). Propozycja ta została odrzucona przez rząd w Kiszyniowie, który obawiał się braku kontroli nad uczciwością procesu wyborczego. W efekcie, jak z poprzednich latach, mieszkańcy Naddniestrza zmuszeni byli przekroczyć granicę między separatystyczną republiką a Mołdawią i głosować w jednych z 30 specjalnie przygotowanych dla nich punktów wyborczych, położonych w miejscowościach wzdłuż granicy.

Frekwencja Naddniestrzan była bardzo duża – głosowanie np. w miejscowości Varnitsa wiązało się z wielogodzinnym staniem w kolejce do granicy. Miałem okazję towarzyszyć w drodze na wybory dwóm grupom młodych prozachodnich mieszkańców Naddniestrza, którzy potwierdzili, że zarówno w tych, jak i w poprzednich wyborach istniała praktyka zorganizowanego zabierania starszych Naddniestrzań z mołdawskimi paszportami na głosowanie. Wyjazdy miały organizować osoby powiązane z blokiem prorosyjskim, a wyborcom mieli być wskazywani wybrani kandydaci.

Jedna z moich rozmówczyń wspominała też o propozycji pracy w NGO Euroazja, który miał organizować prorosyjskie wydarzenia w trakcie kampanii wyborczej, jednocześnie nie będąc otwarcie powiązanym z żadnym z kandydatów. Za pracę oferowano jej wynagrodzenie kilkukrotnie przekraczające średnie wynagrodzenie – zarówno to w Naddniestrzu jak i w Mołdawii.

Rosja zaprzecza oskarżeniom o ingerencję

W nocnym przemówieniu Maia Sandu jako urzędująca prezydent ogłosiła, że wybory zostały zmanipulowane przez grupy przestępcze sterowane przez zagranicę i zapowiedziała ostre działania. Wezwała też Mołdawian do mobilizacji podczas drugiej tury.

Peter Sano, rzecznik Unii Europejskiej w zakresie polityki zagranicznej oraz bezpieczeństwa wewnętrznego ostro potępił naruszenia podczas wyborów: „Głosowanie odbyło się w warunkach bezprecedensowej ingerencji i zastraszania ze strony Rosji, mającej na celu destabilizację procesów demokratycznych w Mołdawii” – powiedział Stano.

„To w rzeczywistości również działania przeciwko naszym krajom – i to jest długoterminowa walka. My jako Unia Europejska przestrzegamy pewnych zasad i praw, podczas gdy Rosja i jej aktorzy oraz poplecznicy ich nie znają” – dodał.

Rosja zaprzecza oskarżeniom o ingerencję. Kreml opisał głosowanie w Mołdawii jako „pozbawione wolności”, sugerując, że Partia Działania i Solidarności, która rządzi w Mołdawii oraz z której pochodzi Sandu, manipulowała przy wyborach, wspierając opcję europejską.

Próba przed wyborami parlamentarnymi

Sandu, obecna prezydent, była ministra edukacji i ekonomistka z historią pracy w Banku Światowym, stanie w drugiej turze przed trudnym wyzwaniem. Spośród 10 jej kontrkandydatów prawie wszyscy są otwarcie prorosyjscy lub posiadają powiązania z Kremlem.

Głosy na nich przejdą zapewne na głównego przeciwnika Sandu, którym został Alexandr Stoianoglo, były prokurator, który został w 2021, już za rządów Partii Działania i Solidarności, aresztowany pod zarzutem korupcji. Europejski Trybunał Praw Człowieka uznał jednak w 2023 r., że prawo Stoianoglo do uczciwego procesu zostało naruszone i przyznał mu odszkodowanie.

Sytuacja ta zadziałała jak trampolina dla jego kariery politycznej.

Stał się symbolem niewinnej ofiary prześladowań politycznych i sam zaczął snuć narrację o tym, że obecny rząd oskarżą go o przestępstwa, aby zablokować jego karierę polityczną.

Stoianoglo zamiast tradycyjnego dla jego partii prorosyjskiego stanowiska prezentuje się jako kandydat neutralności i równowagi – postuluje utrzymanie równego dystansu i współpracy zarówno z Rosją, UE, Chinami i USA. Mimo wcześniejszych zapewnień o wspieraniu procesu integracji z UE Stoianoglo w dniu wyborów ogłosił, że zbojkotuje referendum w geście protestu przeciwko działaniom obecnego rządu.

Wyważona i neutralna postawa Stoianoglo robi z niego niebezpiecznego przeciwnika dla Sandu – ponieważ zapewnia mu w drugiej turze zarówno głosy zwolenników kursu prorosyjskiego, jak i szerokiego grona niezdecydowanych, zwolenników neutralności, czy osób, które obwiniają Sandu za rosnące ceny rosyjskiego gazu i inflację. Jego wizerunek ofiary prześladowań politycznych też pomaga mu w sytuacji, bo przynajmniej część działań podejmowanych przez obecny rząd w celu kontrowania rosyjskich wpływów (takie jak seria aresztowań i konfiskaty gotówki osób oskarżonych o przywożenie jej z Rosji) znajduje się na granicy prawa.

Wydaje się więc, że Sandu brakujących głosów w drugiej turze powinna szukać wśród ok. 40 proc. wyborców, którzy nie poszli w niedzielę na wybory, ponieważ szacuje się, że przepływ głosów na jej rzecz ze strony pozostałych kontrkandydatów będzie niewielki i niewystarczający do osiągnięcia większości w drugiej turze.

Galiya Ibragimowa, analityczka Carnegie Endowment for International Peace i dziennikarka, z którą rozmawiam w Kiszyniowie, zwraca uwagę, że wybory prezydenckie w Mołdawii są jedynie przygotowaniem sceny pod przyszłoroczne wybory parlamentarne. Środowiska prorosyjskie miałyby w takim scenariuszu w wyborach prezydenckich z jednej strony sprawdzać granice tego, do czego mogą się posunąć, z drugiej – prowokować obecny rzad do agresywnych działań, które odstraszą wyważonych wyborców, ale przede wszystkim – badać nastroje społeczne, szukając optymalnego rozwiązania dla wyborów parlamentarnych.

;
Paweł Jędral

Analityk Fundacji Kaleckiego, absolwent MISH, realizował projekty badawcze m.in. związane z Partnerstwem Wschodnim

Komentarze