"Jestem Basia, chcemy edukacji seksualnej w szkole”. "RedTube ci nie wystarczy, żeby się uświadomić?" - śmieje się Biedroń. "Nie głosujemy, to byłoby upokarzające. Po prostu zapiszmy: Godne płace w budżetówce". Ludzie chcą 500 plus tylko dla pracujących? Biedroń zapisuje: "Sprawiedliwa i rozważna opieka społeczna". Burza mózgów przed niedzielną premierą
Gdy wychodzi na scenę, gasną światła. "Zamknijcie oczy. Wyobraźcie sobie Polskę swoich marzeń" - zaczyna powoli. “Polska wojny polsko-polskiej? A może Polska solidarna? W jakiej Polsce chcielibyście żyć? Dobry wieczór, Wałbrzych!".
Chwilę wcześniej z głośników płynie przyjemny kobiecy głos: “Od lat udowadnia, że polityka może być inna. Że politycy mogą być odpowiedzialni i dojrzali. Podczas wielu spotkań w całej Polsce pokazuje, jak może wyglądać Polska naszych marzeń. Miłośnik zwierząt, czytania i biegania”.
Nie mówi się o nim inaczej niż „Robert”. Robert zaraz do was przyjdzie, po spotkaniu będziecie mogli zrobić sobie z Robertem selfie. Aula główna Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej im. Angelusa Silesiona w Wałbrzychu 7 grudnia 2018 szybko się zapełnia. Ludzie siadają na dostawionych krzesłach.
Już jutro, w niedzielę 3 lutego 2019, Robert Biedroń ujawni nazwę i program swojej partii. To będzie podsumowanie ponad dwudziestu spotkań z cyklu "Burza Mózgów", z którym jeździł w ostatnich miesiącach po całej Polsce. OKO.press publikuje relację z jednego z nich.
Najpierw rozgrzewka. Czy wszyscy są tu z Wałbrzycha? Po podniesieniu rąk okazuje się, że zaledwie połowa sali. "To kto jest tu uchodźcą? Kto poprosił o azyl?" - pyta Biedroń. Zaczyna się rajd po miejscowościach. A mieszkasz tam czy pracujesz? A ile kilometrów przejechaliście? Atmosfera radosna, Biedroń na każde zdanie ma ripostę.
"Szczawnica Zdrój? Rzeczywiście mała miejscowość. Ale małe jest piękne, ja też się tak pocieszam”.
"Przyjechaliście we trójkę z Wrocławia? Ha, to pewnie jesteście za nowoczesnym modelem związków partnerskich”.
"Boguszów - Gorce? Nie ma takiej miejscowości!”
"Pani trzeci raz na Burzy Mózgów? Patrzcie! Moja psychofanka!"
“Przyjechałeś na Burzę Mózgów, bo ci żona w domu nie robi? Nie masz żony? To pewnie masz chłopaka, wiedziałem!”
Żarty spadają kaskadami. Biedroń żartuje z gości, z siebie. Są też żarty z polityków PiS, z Jarosława Kaczyńskiego, Nowogrodzkiej, ale raczej dobroduszne. Nic z wachlarza "kaczor-dyktator", czy "dojna zmiana".
Po rozgrzewce Biedroń wyjaśnia zasady spotkania. “Pozwolicie, że się rozbiorę” - i zdejmuje marynarkę.
“My też się mamy rozbierać?” - pyta donośnie mężczyzna z pierwszych rzędów. “Który to powiedział? A, pan? Pan może!” - odparowuje mu Biedroń ku uciesze całej sali.
I zaczyna wyjaśniać.
Będzie osiem postulatów. Głosowanie "będzie jak w Sejmie - w nocy i szybko!". I obowiązuje parytet - zgłasza raz chłopiec, raz dziewczynka. Jeśli ktoś nie da rady zgłosić, może je zapisać na kartce i wrzucić do pudełka po spotkaniu. “Nie bójcie się swoich marzeń. Wszystko, co mi tu napiszecie, bardzo mi pomoże”.
Pierwszy postulat: “Przyjazne państwo dla osób z niepełnosprawnościami i dla rodzin”. Proponuje matka dziecka z niepełnosprawnością.
“Nie chodzi tylko o finansowanie, ale o aktywizację zawodową. Jako opiekunka jestem na świadczeniu, a nie mogę zarobić nawet złotówki więcej”.
“A słyszała pani o programie Dostępność plus?” - pyta Biedroń o jedną z obietnic PiS.
Kobieta się śmieje. “To nie tak powinno wyglądać, to powinno być bardziej elastyczne”. Kilka minut później odezwie się organizatorka protestu wspierającego opiekunów walczących wiosną w Sejmie:
“Wyrolowano nas. Trzy lata spełzły na niczym. A jak się poczyta, to czyje to pieniądze? Rząd daje 5 proc. Reszta to Unia i samorządy!”.
Zgłaszają się kolejne osoby. Wszyscy są opiekunami osób z niepełnosprawnościami lub sami mają orzeczenia lekarskie. Sypią się pomysły. Zamiast wydzielanych świadczeń - dyżury rehabilitantów i asystentów. Ulgi albo zwolnienie ze składek ZUS dla niepełnosprawnych prowadzących działalność gospodarczą. Urlopy wytchnieniowe.
Biedroń cały czas pyta, kto się nie zgadza. Cisza. “To ja będę adwokatem diabła. A jeśli wszyscy będą chcieli zostać osobami z niepełnosprawnościami?”.
Dziwna prowokacja, ale ludzie odpowiadają: “Nie da się", "trzeba mieć orzeczenie", "to nie będzie się opłacało”.
Po kilkunastu minutach pierwsze głosowanie nad postulatem “Państwo przyjazne dla osób z niepełnosprawnościami i ich rodzin”.
Biedroń dopytuje autorkę: “A dodajemy te urlopy wytchnieniowe?". Odpowiedź jest twierdząca, ale postulat brzmi jak brzmiał.
Las rąk za. Tylko dwie osoby wstrzymują się.
Na sali jest prezydent Świdnicy, Beata Moskal-Słaniewska. Widać, że z Biedroniem znają się długo i lubią. Zwraca się do niej “Beatka” i prosi o jej postulat.
“Sprawiedliwa i rozważna opieka społeczna - zaczyna prezydentka. - W tym haśle każde słowo jest ważne, bo teraz nie mamy systemu opieki, tylko system wypłaty zasiłków, ani sprawiedliwy, ani rozważny”.
Pieniądze trafiają nie do tych, co trzeba, a do tych, co trzeba - nie trafiają. Wystarczy, że ktoś przekroczy kryterium dochodowe o złotówkę (nawiązuje do zasady „złotówka za złotówkę” np. w zasiłkach dla ubogich rodzin z dziećmi: po przekroczeniu kryterium dochodowego wypłacane są nadal, ale ich wysokość zmniejsza się o kwotę, o jaką dochody rodziny przekroczyły kryterium - zobacz tekst o tym).
"Nie ma gorszego uczucia, kiedy jest się prezydentem miasta, niż bezsilność. Nic nie możemy zrobić, blokuje nas przepis. W systemie jest tyle błędów! Dotykają najczęściej samotnych matek, ubogich rodzin. Zmieniłabym kryteria w oparciu o dochód i to, czy matka może i chce pracować. Bo czasem nie może” - prezydentka dostaje gromkie brawa.
Ostatnie zdanie ustawia przebieg dyskusji. Postulat o “rozważnej opiece społecznej” staje się debatą o 500 plus. W tej rundzie nie zabierają głosu beneficjenci programu. A przynajmniej nikt nie przyznaje.
Kobieta z drugiego rzędu ma do opowiedzenia dwie historie:
“Na promie ze Sztokholmu słuchałam tirowców: »Mnie się już nie chce robić. Zrobię sobie bachora«. Jako lekarz pediatra jestem świadkiem, jak matki rodzą, a mężczyźni siedzą w domu, nie pracują i za przeproszeniem, robią te dzieci. Zapijają się, znikają” - kończy kategorycznie.
“Czyli kryteria?” - dopytuje Robert Biedroń. Kobieta potwierdza: praca zarobkowa jako kryterium otrzymywania 500 plus. Znowu - cała sala oklaskuje postulat, słychać okrzyki: “dokładnie”! Jakby zmierzali w stronę Nowoczesnej, która proponuje zasiłki jako ulgi podatkowe dla pracujących.
Biedroń interweniuje: “Moi rodzice w latach 90. stracili pracę w szkole. Byli bezrobotni, a mieli czworo dzieci. Musieli wyjechać na zmywak do USA. Gdyby wtedy było 500 plus i kryterium zatrudnienia, to by go nie dostali. I co?”.
Ktoś odkrzykuje, że to inna sytuacja. Kolejne komentarze. Nikt nie postuluje zniesienia 500 plus, ale widać, jak wiele negatywnych emocji gromadzi się wokół programu. “Mamy z mężem tylko jedno dziecko, oboje pracujemy. I nie przysługuje nam nic - zaczyna kobieta. - Moje dziecko nie jest gorsze niż czyjeś drugie, trzecie, czy czwarte”.
Na przekór Biedroniowi powtarza się postulat: nie dla bezrobotnych. Żeby pracował chociaż jeden rodzic.
Starsza kobieta: “Widzę wokół siebie, nie mówię o wszystkich, bo nie można generalizować...
Ale to 500 plus jest demoralizujące. Kobiety specjalnie rzucają pracę i idą na nasz garnuszek”.
“Wypadają z rynku pracy” - koryguje Biedroń.
“I czego dzieci się uczą, patrząc na to? Lawirowania?” - pyta retorycznie kobieta.
“To jak by to pani rozwiązała? Bo trzeba robić zasady dla wszystkich” - nie odpuszcza Biedroń. I żartuje dla rozładowania atmosfery: “Niech pani sobie wyobrazi, że jest premier Szydło”.
Sala się śmieje.
“Lubiłam broszki, ale przestałam nosić” - odpowiada żartem kobieta. I precyzuje warunki, które już się w dyskusji przewijały: zabrać 500 plus bogatszym [na 2. i kolejne dzieci - red.], dołożyć wymóg pracy zawodowej.
Biedroń nie odpuszcza. Krąży po sali, kto ma gotowy postulat, rozwiązanie? Nie do końca jasne, o co mu chodzi, bo postulaty w toku dyskusji były jasne i konkretne. Jeszcze urzędniczka uściśla, by skoordynować 500 plus z informacjami z urzędu pracy. I cofać świadczenie, gdy rodzic odmówi podjęcia pracy.
Koniec debaty. Biedroń wraca do prezydent Świdnicy i prosi o podsumowanie. Beata Moskal-Słaniewska tłumaczy, żeby mówić o całym systemie opieki społecznej, o podchodzeniu świadczeń indywidualnie. Nie sprowadzać tego do 500 plus.
Ostatecznie na tablicy ląduje wyjściowy postulat “sprawiedliwa i rozważna opieka społeczna”. Co się za nim kryje? Nie wiadomo.
Wiadomo za czym głosowałaby sala. Za kryteriami dochodowymi w programie 500 plus i odbieraniem świadczeń legendarnym “matkom, którym się nie chce pracować”.
Ostatecznie nikt nie zgłosił postulatu “500 plus tylko dla pracujących rodziców”. A gdyby zgłosił i sala by przegłosowała? Biedroń wpisałby go na kartkę? Poszedłby z nim do wyborów?
Szczęśliwie bomba została rozbrojona przez panią prezydent. A nie można dublować postulatów z tej samej działki.
Do kolejnego postulatu zgłasza się jak go określa Biedroń, chłopak: “Niektórzy mnie tu znają i wiedzą, że od lat działam przeciw sekcie katolickiej”.
“Prowokator!” - krzyczy rozbawiony Biedroń, a po sali przechodzi pomruk ekscytacji. Rozdział Kościoła i państwa to obowiązkowy punkt programu.
“Konkordat wynocha do Watykanu. I ZUS zlikwidować” - precyzuje mężczyzna. “To są moje postulaty”
“Zaraz, zaraz, obgadajmy najpierw konkordat. Kto tu jest prawnikiem lub prawniczką?” - Biedroń biegnie do zgłaszającego się z drugiego końca sali mężczyzny.
Prawnik spokojnym głosem tłumaczy: "Konkordat to umowa międzynarodowa między Rzeczpospolitą Polską a państwem Watykańskim”.
Czy samo rozwiązanie konkordatu coś rozwiąże cokolwiek?” - pyta retorycznie Biedroń i rzuca postulat: “Konkordat musimy renegocjować. Bo chyba jakąś umowę musimy mieć”.
Wraca do "chłopaka", który rozpoczął dyskusję: “Co by pan tam chciał zmienić? Co pana wkurza?”.
Mężczyzna jest nieugięty: “Żadnych stosunków z Watykanem. To nasi wrogowie”.
Po sali idzie pomruk zaskoczenia “oooo”. Część osób uśmiecha się z politowaniem, część z radością - ale heca!
“Ostro” - mówi Biedroń i tym razem jest poważny. “Skupmy się na tym konkordacie. Co by państwo zmienili w stosunkach państwo - Kościół?”
Wypowiedzi stają się stonowane.
“Niech konkordat sobie będzie. Tylko wpływ na społeczeństwo jest za duży” - starszy mężczyzna wymienia po kolei: lekcje religii w szkołach, Fundusz Kościelny (“156 milionów w tym roku!” - dopowiada Biedroń), obecność Kościoła w każdej instytucji, przy każdych obchodach.
“Po prostu musimy egzekwować to, co mamy w konstytucji - rozdzielność!” - kończy wypowiedź mężczyzna. Sala bije brawo.
"A pan wie, że pójdzie do piekła? Ja tylko ostrzegam" - mówi Biedroń.
Zaczyna się rozmowa o konkretach. Jak zorganizować lekcje religii? Biedroń szuka ludzi w różnym wieku. Kto miał religię w szkole? A kto chodził do salek katechetycznych? Dla większości jest oczywiste, że to nie państwo powinno płacić za religię. “Powinniśmy wprowadzić podatek kościelny jak w Niemczech” - proponuje młody chłopak.
Każdy chce się wypowiedzieć. Biedroń biega z mikrofonem: “Jezu, ja przez was koło kościoła nie przejdę”.
To oczywiście okrzyki zagrzewające. Ale Biedroń pilnuje, by rozmowa dotyczyła renegocjacji konkordatu, a nie zerwaniu: “Ja was tylko uprzedzam: nie wyobrażam sobie, że Polska nie będzie miała stosunków dyplomatycznych z Watykanem”.
“To sobie wyobraź!” - odkrzykuje ktoś.
Zaczynają się głosowania. Renegocjacja konkordatu? Przechodzi. Likwidacja funduszu kościelnego? Przechodzi.
“Pani prezydent teeeż?” - Biedroń zwraca się do Beaty Moskal-Słaniewskiej. “Ciekawe, co na to biskup! Zróbcie jej zdjęcie!”.
Ostatni postulat: wycofanie religii ze szkół. Cała sala karnie "za". Nie ma zdań odrębnych.
“Wow! Pójdziecie do piekła! Widać, że byliście na »Klerze«” - kwituje Biedroń.
Młody mężczyzna zgłasza: godne płace w sferze budżetowej.
"Policjanci, nauczyciele, pielęgniarki - wszyscy zarabiają tyle co nic. To kuriozum. W prywatnych firmach płace rosną, a sfera budżetowa stoi.
Tanie państwo to populizm. Tanie państwo to państwo z kartonu" - podsumowuje mężczyzna.
"A jakbyś to rozwiązał? - pyta Biedroń. - Bo jest postulat, żeby powiązać płacę minimalną ze średnim wynagrodzeniem. Na przykład płaca minimalna wynosiłaby 60 proc. średniej krajowej".
Biedroń szuka na sali osób pracujących w budżetówce. Zgłasza się pracowniczka ZUS-u (obowiązkowy żart "haha, ZUS, poznęcajmy się nad nią!"), wyższe wykształcenie, zarabia dwa tysiące na rękę. Pracownica biblioteki miejskiej. Trzy fakultety, dwa lata w placówce, pensja - 40 zł powyżej płacy minimalnej. Ale skarży się nie tylko budżetówka, okazuje się, że w korporacjach pensje też potrafią być głodowe.
Biedroń dopytuje, komentuje ze zrozumieniem i oburzeniem, że w takich warunkach przyszło im żyć.
Wyjątkowy moment. Ludzie pytają go "jak żyć?", są pełni pretensji. Ale nie do Biedronia jako reprezentanta klasy politycznej, która zawodzi obywateli. On jest tu odbierany jak trybun, któremu można się poskarżyć.
Dla wszystkich jest oczywiste, że gospodarz i jego goście są po tej samej stronie barykady.
“Nie będziemy głosować nad tym, to byłoby upokarzające. Po prostu zapiszemy godne płace w budżetówce” - podsumowuje Biedroń.
Z drugiego końca sali starsza kobieta pyta jeszcze, co z pensjami polityków i samorządowców. No, właśnie, co z nimi?
Biedroń sprawdza, czy ktoś wie, ile zarabiają prezydenci miast. "Moja pensja to 5600 zł, a mam pod sobą 4 tysiące osób" - opowiada.
Prezydentka Beata Moskal-Słaniewska mówi, że 6500, a zarządza kilkuset instytucjami. W dodatku PiS w ramach pokazowej akcji oszczędnego państwa obciął prezydentom pensje o 20 proc.
Rzecz karkołomna, ale pensje samorządowców zmieściły się w tym samym postulacie, co pracowników budżetówki najniższego szczebla. Przy aprobacie sali. Biedroń pyta, ile powinni zarabiać prezydenci miast, którzy mają tyle obowiązków. Padają kwoty rzędu 15, nawet 20 tysięcy miesięcznie.
Pojawiają się postulaty egzotyczne. Trzydziestoletni mężczyzna proponuje dziewięciomiesięczną obowiązkową służbę wojskową dla kobiet i mężczyzn. Sala się śmieje, ale debata nad plusami i minusami przymusu wojskowego trwa dobry kwadrans. Czy wojsko jest w ogóle potrzebne? A czy kobiety bardziej czy mniej nadają się do wojska? Ostatecznie postulat upada, ale przy okazji odkrywamy, że nie wszyscy goście żyją w progresywnej bańce bez stereotypów ról płciowych.
Starsza pani postuluje wygaszanie mandatów poselskich powyżej 67. roku życia, za głosują przede wszystkim osoby starsze. Twierdzą, że widzą po sobie, że nie mają już tyle odwagi, co za młodu. A w polityce liczy się wigor i determinacja! Nie muszą się z politykiem zgadzać, ale musi być przekonujący, świeża krew, gotowy zmieniać stary porządek.
Jeszcze krótka rozmowa o potrzebie inwestowania w energię odnawialną "nawet kosztem odchodzenia od węgla" (postulat przechodzi jednomyślnie) i rozmowa o marihuanie. Po sali biegają żarty o różnicach pokoleniowych, ostatecznie zebrani przyjmują, że odpowiednia będzie nie legalizacja lecz dekryminalizacja "trawy" czy "zioła" na własny użytek, czyli tak, jak jest np. w Portugalii, często wskazywanej jako wzorcowy przykład traktowania środków psychoaktywnych.
Przy marihuanie grupka młodych omijanych do tej pory w debacie do reszty traci cierpliwość i wstaje z krzeseł. Siedzący wokół dorośli krzyczą: "Tutaj, tutaj, dajcie im tutaj, w tym roku głosują pierwszy raz!".
"O, ci tutaj chcą o seksie. Widać, że czytali #sexedpl" - podchodzi w końcu do nich Biedroń [#sexedpl to popularne w sieci rozmowy Anji Rubik o dojrzewaniu, seksie i miłości; celebrytka zastępuje edukację szkolną - red.].
"Jestem Basia, chcemy edukacji seksualnej w szkole" - przedstawia się dziewczyna. Biedroń żartuje, że ksiądz się dowie, co takiego wygaduje na tych "kompletach rewolucyjnych".
Całą rozmowę z nastolatkami Biedroń prowadzi przy pomocy żartów-prowokacji.
Nastolatki wchodzą tę grę, cierpliwie odpowiadają, chociaż wiadomo, że Biedroń się z nimi zgadza. Zwracają się do niego per "proszę pana...", ale mówią też per "my": "przyda nam się więcej osób w armii".
Po zapisaniu ostatniego postulatu Biedroń zaprasza wszystkich 3 lutego na Konwencję na Hali Torwaru w Warszawie. "Nam nie jest wszystko jedno" - mówi cytatem ze starej piosenki Andrzeja Jareckiego ("Mnie nie jest wszystko jedno"), sztandarowego utworu Teatru STS (1954-1975) i mottem "Gazety Wyborczej". "To nieprawda, że społeczeństwo kłóci się tylko o pomniki" - zamyka spotkanie.
Ustawia się ogromna kolejka. Przez kolejne pół godziny będzie podpisywał książki, robił z fanami selfie, z każdym i każdą zamieni parę słów.
Mężczyźnie siedzącemu obok nie udaje się zgłosić postulatów. A chciał zaproponować reformę systemu emerytalnego. Swoje poglądy określa jako liberalne. “Ale obyczajowo czy gospodarczo?” - dopytuję. “Gospodarczo, jestem z wykształcenia ekonomistą. Wiem, że Biedroń jest trochę bardziej na lewo, ale ja też rozumiem postulaty polityki społecznej. Że to jest potrzebne”. Na Biedronia chętnie zagłosuje. Spotkanie bardzo mu się podobało.
Podobało się też dwóm dwudziestokilkulatkom z Wrocławia. Jeden z nich interesuje się zwłaszcza polityką miejską. "O tym dziś nie było za wiele, ale działania Biedronia z pustostanami w Słupsku mogą być wzorem dla innych miast".
Zaczepiam grupkę na oko studentów przy wyjściu. “Rozczarowanie” powtarza cała trójka. Dlaczego? Żadnych konkretów, dyskusja na ogólnym poziomie, a spodziewali się rzeczowej debaty, za i przeciw różnym wariantom.
“Pewnie, jest światowo, fajnie, a jak przyjdzie co do czego, to na listach będą te same twarze, co zawsze - dopowiada jedna z dziewczyn. - Już wiadomo, że będą ludzie z SLD”. Skąd to przekonanie? Wiedzą, bo są miejscowymi aktywistami, udzielają się w strukturach Razem i Zielonych. W spotkaniu nie podobała im się także forma. "One man show".
Im starsze osoby pytam o wrażenia, tym mniej konkretne odpowiedzi. Najczęściej mówią, że przyszli z ciekawości.
Nazywają Biedronia "kontrowersyjną postacią", ale im się podoba, nie wiadomo czy mimo tego, czy właśnie dlatego, że kontrowersyjny.
Jakie ma poglądy? “No, trochę wiadomo, bo jest wyoutowanym gejem i był u Palikota".
Biedroniowi wolno żartować ze stereotypów płciowych, przypisywać komuś orientację taka czy inną seksualną, dowcipkować o sprawach intymnych. To jego siła, z której korzysta. Wiadomo też, że jest progresywny i jeśli żartuje z "nudnej żony" to nabija się ze stereotypu, a nie z kobiet. Wiadomo, że chciałby dla kobiet pełni praw reprodukcyjnych.
Ale im dalej w program, tym mniej jest oczywistości, choć wielu uczestników jest przekonanych, że partia będzie miała profil zgodny z ich poglądami. Tak myślą zarówno lewicowe aktywistki, jak mężczyźni w średnim wieku, którzy proponowali "obcięcie podatków do minimum, bo to złodziejstwo".
Taka jest ta Burza Mózgów. Z jednej strony Biedroń zaprasza do rozmowy: "chcę was wysłuchać", "podajcie mi swoje postulaty", "jakiej chcecie Polski?", ale zarazem bada, jakie poglądy ma potencjalny elektorat.
I sprawdza, na jakie kompromisy ideowe gotowe są różne grupy, które go popierają, bo kojarzy im się z nową energią, europejskimi wartościami, bo jest nowoczesny, bo jest po prostu fajny. Inny niż politycy sztywniacy i sztywniaczki.
Robert Biedroń i jego sztabu podczas serii wielogodzinnych spotkań raczej nie oczekują, że ktoś dorzuci rewolucyjny pomysł do partyjnego programu. Chodzi raczej o wsłuchiwanie się w ton, w jakim ludzie mówią o wartościach i rozwiązaniach politycznych.
Sondowanie, na jakie hasła reagują dobrze, z czego są gotowi zrezygnować, co odpuścić, bo w wielkim ruchu, jaki Biedroń chce stworzyć, wszyscy muszą z czegoś zrezygnować.
Robert Biedroń sprawdza, czym może pociągnąć tłumy.
Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.
Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.
Komentarze