Konrad Szczygieł
Konrad Szczygieł
Warszawski sąd apelacyjny zezwolił na przywrócenie teksu OKO.press - części międzynarodowego dziennikarskiego śledztwa o dotacjach UE, które trafiają do zatruwających środowisko przemysłowych producentów drobiu. Do usunięcia tekstu zmusił nas wcześniej Mirosław Koźlakiewicz, były poseł PO, jeden z właścicieli ferm i szef rady nadzorczej Cedrobu
24 kwietnia 2018 roku opublikowaliśmy na OKO.press tekst pt. „Śmierdzący biznes za unijne pieniądze. Międzynarodowe śledztwo z udziałem OKO.press”.
Ujawniliśmy w nim, że przemysłowi hodowcy drobiu i trzody chlewnej to jedni z największych trucicieli środowiska w Polsce. Jednocześnie często ci sami hodowcy to odbiorcy największych dotacji unijnych.
W artykule pisaliśmy m.in. o Mirosławie Koźlakiewiczu, byłym pośle PO. Jest on współwłaścicielem wielkopowierzchniowych ferm drobiarskich, przez co nazywany jest w mediach „królem drobiu”.
Od kilku lat spółka Cedrob, w której Koźlakiewicz jest przewodniczącym rady nadzorczej, jest jednym z głównych reklamodawców prawicowych mediów (m.in. tygodnika „Sieci”, należącego do spółki senatora Grzegorza Biereckiego i do braci Karnowskich). Sponsoruje również prawicowe imprezy. Była np. partnerem wspierającym gali tygodnika „Sieci”, podczas której Julia Przyłębska została ogłoszona Człowiekiem Roku 2017. Wspierała również Kongres 590 - prawicową alternatywę dla Forum Ekonomicznego w Krynicy.
Koźlakiewicz zapowiedział, że wytoczy redakcji OKO.press proces o ochronę dóbr osobistych. Ale jeszcze zanim to zrobił, 30 kwietnia 2018 roku, wystąpił do Sądu Okręgowego w Warszawie o zabezpieczenie przyszłego roszczenia. Domagał się, by sąd nakazał nam usunięcie artykułu.
22 maja 2018 roku sąd przychylił się do żądania biznesmena. A w lipcu nadał postanowieniu klauzulę wykonalności, co oznaczało, że biznesmen mógł żądać egzekucji postanowienia, czyli usunięcia tekstu z portalu OKO.press.
Prowadząca nasz portal Fundacja Ośrodek Kontroli Obywatelskiej zaskarżyła postanowienie i wystąpiła z wnioskiem o wstrzymanie wykonania zabezpieczenia. Wcześniej jednak byliśmy zmuszeni usunąć artykuł.
W naszej skardze na postanowienie sądu pierwszej instancji argumentowaliśmy, że
W październiku Sąd Apelacyjny w Warszawie przychylił się do naszej argumentacji. W uzasadnieniu, które przedstawił 7 grudnia 2018 roku, odniósł się jednak tylko do naszego pierwszego zastrzeżenia.
Stwierdził, że „rację ma skarżąca [Fundacja OKO - przyp. red.], że uprawniony
nie uprawdopodobnił istnienia po jego stronie roszczenia o ochronę dóbr osobistych, gdyż nie sprecyzował, jakimi konkretnie roszczeniami z tego tytułu zamierza wystąpić w przyszłości przeciwko uczestniczce i, w konsekwencji, zabezpieczenia jakich roszczeń się domaga”.
Sąd podniósł również, że twierdzenia oraz dokumentacja zawarta we wniosku o zabezpieczenie roszczenia, „zmierza do uprawdopodobnienia samego naruszenia przez obowiązaną dóbr osobistych Mirosława Koźlakiewicza, nie precyzuje zaś roszczeń, które wywodzi on z tego tytułu”.
Postanowienie sądu oznacza, że OKO.press może ponownie opublikować artykuł na naszej stronie internetowej. Co też oczywiście robimy. Przeczytacie go tutaj:
Po orzeczeniu sądu pierwszej instancji, by przyspieszyć usunięcie tekstu, Koźlakiewicz - za pośrednictwem swego pełnomocnika - zwrócił się do Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego, które nadzoruje Fundację OKO z wnioskiem o „podjęcie czynności w ramach nadzoru sprawowanego nad Fundacją”.
Jak stwierdził później resort nauki w piśmie do Fundacji OKO, biznesmen poskarżył się, że OKO.press nie zastosowało się do postanowienia sądu i nie usunęło artykułu. Resort zwrócił się do Fundacji OKO o wyjaśnienie sytuacji.
W ślad za pełnomocnikiem Koźlakiewicza, ministerstwo powołało się na ustawę o fundacjach, zgodnie z którą, minister nadzorujący daną fundację, może wystąpić do sądu o stwierdzenie „zgodności działania fundacji z przepisami prawa”.
Jeśli zaś minister uznałby, że zarząd fundacji „w istotny sposób narusza przepisy prawa”, mógłby nawet wystąpić do sądu o jego zawieszenie i wyznaczenie zarządu przymusowego.
Redakcja OKO.press zrealizowała już w międzyczasie postanowienie sądu i usunęła artykuł ze strony internetowej.
Sprawą zainteresowali się zagraniczni dziennikarze, którzy razem z OKO.press uczestniczyli w międzynarodowym śledztwie.
Greenpeace Polska, który publikował na swojej stronie internetowej wyniki śledztwa, tak odniósł się do próby blokowania przez Koźlakiewicza naszego tekstu:
"Dzięki pracy dziennikarzy dowiedzieliśmy się po pierwsze, że nasze podatki przekazywane jako wsparcie w ramach Wspólnej Polityki Rolnej finansują szkodliwe dla ludzi i środowiska zanieczyszczenia z wielkich ferm przemysłowych, a po drugie, że system kontroli tych zanieczyszczeń jest dziurawy - i to nie tylko w Polsce.
To co powinniśmy zrobić w Polsce i innych krajach unijnych, to zmienić funkcjonowanie Wspólnej Polityki Rolnej, by służyła ona naszemu zdrowiu i przyrodzie, a nie przede wszystkim wielkim przedsiębiorstwom, które - jak wynika z raportu - często są również wielkimi trucicielami. (…)
Gorączka nie minie, kiedy stłuczemy termometr, gigantyczne fermy drobiowe nie przestaną być utrapieniem lokalnych społeczności, kiedy artykuł zostanie usunięty z sieci. Niezależne dziennikarstwo to często ostatnia nadzieja ludzi cierpiących z powodu bliskiego sąsiedztwa uciążliwych zakładów”.
Ekologia
Media
Sądownictwo
fermy drobiu
Mirosław Koźlakiewicz
Sąd Apelacyjny w Warszawie
Sąd Okręgowy w Warszawie
wolność słowa
zatruwanie środowiska
Dziennikarz FRONTSTORY.PL. Wcześniej w OKO.press i Superwizjerze TVN. Finalista Nagrody Radia ZET oraz Nagrody im. Dariusza Fikusa za cykl tekstów o "układzie wrocławskim". Czterokrotnie nominowany do nagrody Grand Press.
Dziennikarz FRONTSTORY.PL. Wcześniej w OKO.press i Superwizjerze TVN. Finalista Nagrody Radia ZET oraz Nagrody im. Dariusza Fikusa za cykl tekstów o "układzie wrocławskim". Czterokrotnie nominowany do nagrody Grand Press.
Komentarze