Ostateczne (prawie) wyniki wyborów potwierdziły katastrofę torysów, jednak nie tak druzgocąca, jak przewidywały niektóre sondaże. Konserwatyści zdobyli 121 mandatów, tracąc aż 250 miejsc w Izbie Gmin. Partia Pracy, zdobywając 412 mandatów, osiągnęła drugi najlepszy wynik w najnowszej historii tego ugrupowania
Mieszkańcy Wysp są zmęczeni sytuacją polityczną w kraju. „Torysi wierzyli, że jedne zasady obowiązują ich, a inne resztę społeczeństwa. Oczekuję, że nowy rząd będzie działał z nieco większą uczciwością, chociaż wiem, że kraj pogrążony jest w kryzysie, a naprawienie błędów po 14 latach nieudolnych rządów torysów będzie trudne”, zaznacza Andy, nauczyciel z Hillington. „Dla mnie w polityce ma znaczenie efektywność i profesjonalizm. Jako Hindusowi, trochę szkoda mi Rishiego Sunaka, zwłaszcza że działał dość skutecznie. Płaci cenę za bycie kojarzonym z Partią Konserwatywną, która jest obecnie w całkowitej rozsypce”, mówił mi z kolei wyborca z północno-zachodniego Londynu. Wielka Brytania czeka na zmiany.
O 650 mandatów w Izbie Gmin, odpowiedniku polskiego Sejmu, walczą osoby kandydujące z Anglii, Walii, Szkocji i Irlandii Północnej w jednomandatowych okręgach wyborczych. Deputowanym zostaje osoba, która uzyska największą liczbę głosów w danym okręgu. Taki system głosowania większościowego nazywa się „first past the post” („zwycięzca bierze wszystko”). Członkowie Izby Gmin reprezentują swój okręg wyborczy przez maksymalnie 5 lat.
Zdobywając 412 mandatów (9,7 mln głosów), Partia Pracy ponad dwukrotnie zwiększyła swój wynik sprzed pięciu lat. Torysi z kolei uzyskali niemal 3 razy mniej mandatów niż w 2019 roku, jednak ich porażka jest mniej dotkliwa, niż się spodziewano: ostatecznie uzyskali 121 mandatów (6,8 mln głosów). Wyjaśnieniem tego niedoszacowania może być tak zwany efekt “nieśmiałych torysów", czyli osób, które nie przyznawały się do głosowania na Partię Konserwatywną ankieterom badania exit poll (z podobnych przyczyn PiS często otrzymuje w rzeczywistości więcej głosów, niż przewidują sondaże wyborcze). W Pałacu Westminsterskim nie zobaczymy jednak wielu doświadczonych politycznie torysów jak np. była premier Lizz Truss, były Sekretarz Obrony Grant Shapps czy ekscentryczny polityk Jacob Rees-Mogg.
Trzecie miejsce na politycznym podium w Wielkiej Brytanii przypadło proeuropejskim Liberalnym Demokratom, którzy zdobyli rekordowe dla swojego ugrupowania 71 mandatów (3,5 mln głosów). Jest to ponad sześciokrotnie lepszy wynik niż w wyborach z 2019 roku, kiedy to Lib Dems wprowadzili do Izby Gmin zaledwie 11 deputowanych.
A pozostałe partie? W Izbie Gmin zobaczymy deputowanych z dążącej do niepodległości Szkocji, odnotowującej znaczącą stratę, SNP (9 mandatów) i z antyimigranckiego ugrupowania Nigela Farage Reform UK (4 mandaty). A także z walijskiego Plaid Cymru i północnoirlandzkiego Sinn Féin.
Liczbę mandatów czterokrotnie zwiększyli też Zieloni. Zdobywając 4 mandaty, przechwycili część tradycyjnych wyborców Partii Pracy, zwłaszcza przedstawicieli mniejszości etnicznych. Badania sondażowe wykazały, że przyczyną zmiany preferencji wyborczych tej grupy elektoratu mogło być mało konkretne stanowisko Keira Starmera wobec konfliktu w Strefie Gazy.
Partia Pracy zdecydowanie wygrała w Londynie, północnych i północno-wschodnich częściach Anglii oraz w Szkocji i Walii. Partia Konserwatywna wygrywała na zachodzie Anglii, a Lib Dems najbardziej umocnili się na południowym wschodzie. Co ciekawe, najmniejszą stratę mandatów torysi odnotowali w samym Londynie (-11), a największą na południu Anglii (-106). BBC wskazuje, że frekwencja wyborcza w całej Wielkiej Brytanii wyniosła 60 proc., co jest drugim najniższym wynikiem w wyborach powszechnych od 1885 roku.
Badania YouGov z tego roku wskazały, że wyzwania, na które najczęściej zwracają uwagę brytyjscy wyborcy i wyborczynie to kryzys kosztów życia i ogólny stan gospodarki, coraz mniej wydolny system publicznej opieki zdrowotnej oraz imigracja.
– W Wielkiej Brytanii w ostatnich latach obserwuje się wzrost poziomu ubóstwa, co powinno stać się priorytetem dla nowego rządu. Grupy, które będą wymagały szczególnego wsparcia to dzieci i pracujące rodziny – podkreśla Dr Manu Savani, ekspertka w zakresie polityk publicznych z Brunel University London. Kryzys kosztów życia na Wyspach eskalował od 2021 roku z uwagi między innymi na wysoką inflację, rosnące ceny energii i żywności oraz bariery handlowe związane z brexitem. Jak wskazuje raport przygotowany przez badaczki związane z UCL Public Policy, w rezultacie 4,3 miliona osób z gospodarstw domowych o najniższych dochodach deklarowało, że musi czasami rezygnować z podstawowych wydatków. Najmniej zamożnym Brytyjczykom brakowało pieniędzy na zakupy żywności czy opłaty za prąd i ogrzewanie.
Również ceny wynajmu mieszkań osiągnęły rekordowy poziom, by w pierwszym kwartale 2024 roku w niektórych regionach wzrosnąć nawet o 20 proc. Badania wykazały, że w 2023 roku w samej Anglii 19,7 miliona osób (35 proc. populacji) doświadczyło problemów związanych z lokalami mieszkalnymi, z czego 6,3 miliona (11 proc.) miało trudności z opłaceniem hipoteki lub czynszu, a 3,1 miliona (5,3 proc.) obawiało się eksmisji. Ekspertki przewidują, że w związku z tym pierwsze inicjatywy nowego rządu będą prawdopodobnie dotyczyły budownictwa mieszkaniowego.
Wiele wyzwań dla rządu laburzystów wiąże się z publicznym systemem opieki zdrowotnej (NHS). „Problemy, które paraliżują świadczenie usług to braki kadrowe, spotęgowane odpływem personelu z powodu brexitu i niskich wynagrodzeń, brak skutecznej strategii szkolenia i zatrzymywania personelu oraz wyzwania związane z budżetem NHS, który uważany jest za zbyt niski, aby sprostać brakom kadrowym i przyczynić się do skrócenia czasu oczekiwania na usługi”, wyjaśnia mi Natalia Phillips, pracownica socjalna NHS w Londynie. Dr Savani zaznacza jednak, że z uwagi na brak przestrzeni fiskalnej, nowy rząd prawdopodobnie będzie musiał skupić się na wewnętrznych reformach i poprawianiu efektywności NHS, a nie na zwiększeniu finansowania i nowych inwestycjach.
Eksperci wskazują też, że w początkowym okresie rządów laburzyści, aby ustabilizować gospodarkę, będą utrzymywać dyscyplinę finansową podobną do tej, którą przedstawili torysi. Zwiększenie wydatków między innymi na finansowanie usług publicznych może nastąpić w późniejszym okresie.
Niepokój mieszkańców i mieszkanek Wysp budzi zjawisko nie tyle imigracji jako takiej, a imigracja nieregularna, czyli próby nielegalnego przekroczenia kanału La Manche. „Nowy rząd będzie pod presją, aby zmniejszyć liczbę przybywających małymi łodziami, szczególnie że ich liczba prawdopodobnie wzrośnie w miesiącach letnich”, tłumaczy Dr Matilde Rosina, ekspertka w zakresie stosunków międzynarodowych i polityk publicznych związana z London School of Economics and Political Science oraz Brunel University London.
Pomiędzy marcem 2023 a marcem 2024 roku odnotowano 38,5 tysięcy przekroczeń kanału La Manche. To o 28 proc. mniej niż rok wcześniej, ale hasła dotyczące zatrzymania imigrantów czy slogany polityczne, takie jak „Stop the boats” stały się wodą na polityczny młyn radykalnej prawicy. „Partia Pracy proponuje rozwiązanie tego problemu poprzez wzmocnienie operacji przeciwko przemytnikom i negocjowanie umów o readmisji, w tym z Unią Europejską”, wskazuje dr Rosina.
Kontrowersje budził też plan torysów polegający na wysyłaniu do Rwandy części osób ubiegających się o azyl. Partia Pracy zobowiązała się do porzucenia tego pomysłu. „Liczba osób, które mają zostać wysłane do Rwandy, ma być niska (około 300 rocznie), a sami migranci wskazali, że ten plan ich nie zniechęca. W rzeczywistości polityka ta jedynie zwiększa koszty migracji, nie zajmując się jej fundamentalnymi przyczynami, takimi jak ubóstwo, konflikty i brak bezpieczeństwa”, mówi Dr Rosina. „Rezygnując z umowy z Rwandą, Wielka Brytania może opracować bardziej skuteczną i humanitarną politykę migracyjną, zgodną z jej prawnymi i moralnymi zobowiązaniami”, podsumowuje badaczka.
Nowy rząd stanie przed szansą przedefiniowania relacji z Unią Europejską na bardziej partnerskich zasadach. Keir Starmer deklarował też niezmienne zaangażowanie w działania NATO i wojnę w Ukrainie. W manifeście wyborczym lider Partii Pracy przekonywał, że laburzyści będą dążyć do przeznaczenia 2,5 proc. PKB na wydatki obronne „tak szybko, jak to możliwe” (w 2023 roku wydatki obronne Wielkiej Brytanii wynosiły około 2,07 proc. PKB).
Część torysów włączyła do swojej strategii politycznej tak zwane „wojny kulturowe”, zmieniając retorykę i planując rozwiązania prawne dotyczące przede wszystkim osób transpłciowych. W ostatnim czasie konserwatyści dążyli między innymi do zmiany ustawy o równości (The Equality Act), aby płeć była definiowana wyłącznie jako nadana przy urodzeniu płeć biologiczna. Miało to ułatwić zakazywanie wstępu osobom transpłciowym, zwłaszcza trans kobietom, do tak zwanych przestrzeni jednopłciowych, takich jak toalety damskie, cele więzienne czy przebieralnie. Te działania oraz ogólna retoryka potępiająca „ideologię gender” przyczyniły się między innymi do wzrostu liczby przestępstw z nienawiści wobec osób transpłciowych.
„Rząd laburzystów zabiega o głosy społecznie konserwatywnych wyborców i jest mało prawdopodobne, aby uczynił ustawodawstwo anty-trans priorytetem. Nie będzie też skupiał się na postępowości ani na powstrzymywaniu lobbingu ultrakonserwatywnych grup”, tak ocenia potencjał zmian w tym zakresie Dr Phoenix Andrews z Centrum Polityk Demokratycznych na University of Leeds.
„W lokalu wyborczym rozmawiałam z wieloma osobami i byłam zdziwiona, jak niewiele z nich rozumie, jak działa polityka. To kryzys edukacji obywatelskiej. Jest to coś, co trzeba zmienić przed kolejnymi wyborami”, mówiła podczas wieczoru wyborczego na LSE antropolożka dr Mukulika Banerjee. To właśnie poziom aktywności obywatelskiej wskazywano jako jeden z kluczowych czynników, który pomoże zachować jakość demokracji i oprzeć się prawicowemu zwrotowi w brytyjskiej polityce. Widmo takiej zmiany, na razie w zalążku, pojawiło się wraz z powrotem na scenę polityczną Reform UK, czyli nowego ugrupowania jednego z architektów brexitu, Nigela Farage.
„Włączyłem się w politykę z powodu zmian klimatycznych. Zmobilizował mnie do tego też brexit. Gdy się zaangażowałem, rozumiem znacznie lepiej, ile naprawdę jest problemów i jak zasadniczo niesprawiedliwy jest nasz kraj” – tak swoją decyzję o starcie w wyborach wyjaśniał mi Charlie Clinton, kandydat Liberalnych Demokratów na Holborn i St Pancras w Londynie.
Kampania wyborcza Charliego Clintona jest interesująca również dlatego, że o mandat konkurował on bezpośrednio z Keirem Starmerem, czyli politycznym „pewniakiem”, a do tego przyszłym premierem. Starmer nie przystąpił do debaty z pozostałymi kandydatami w swoim okręgu wyborczym, ponieważ, jak twierdzi Clinton, nie musiał: „Wiedział, że zdobędzie mandat z powodu naszego wadliwie funkcjonującego systemu wyborczego »first past the post«”.
Początkujący polityk wskazuje, że największym wyzwaniem dla niego było zaangażowanie ludzi w swoją kampanię wyborczą. Wiele osób pytało go: “Jaki to ma sens, przecież Starmer i tak wygra?” „Za każdym razem odpowiadałem im, że jeżeli zagłosują na inną partię, będzie on zwracał większą uwagę na nasz okręg wyborczy w przyszłości”, podsumowuje Clinton.
Sir Keir Starmer jest liderem Partii Pracy od kwietnia 2020 roku. Pochodzi z rodziny o tradycjach pracowniczych – jego matka była pielęgniarką a ojciec narzędziowcem. Przed rozpoczęciem kariery politycznej był uznanym prawnikiem specjalizującym się w prawach człowieka. Starmer znany jest ze swojego pragmatycznego podejścia i dążeń do odbudowy atrakcyjności Partii Pracy w oczach szerszego spektrum wyborców.
„Nie jest tak ekscytujący ani ekstrawagancki jak chociażby Boris Johnson. W wielu aspektach nie jest też szczególnie inspirujący. Jednocześnie, po latach dość chaotycznej polityki brytyjskiej, kraj prawdopodobnie jest gotowy na większą stabilność, a z większą stabilnością nieuchronnie przychodzą mniej charyzmatyczni liderzy”, konkluduje prof. Justin Fisher, politolog z Brunel University London.
Doktora nauk społecznych w zakresie nauk o polityce i specjalistka w dziedzinie komunikacji badań naukowych. Od 2019 roku mieszka w Londynie i pracuje na Brunel University London. Jej zainteresowania badawcze obejmują kwestie pracy kobiet oraz proces prekaryzacji pracy (i jego wpływ na polityki publiczne i społeczeństwo). Jest również członkinią jednostki Brunel Public Policy, która koncentruje się na wykorzystywaniu wyników badań naukowych w procesach tworzenia polityk publicznych.
Doktora nauk społecznych w zakresie nauk o polityce i specjalistka w dziedzinie komunikacji badań naukowych. Od 2019 roku mieszka w Londynie i pracuje na Brunel University London. Jej zainteresowania badawcze obejmują kwestie pracy kobiet oraz proces prekaryzacji pracy (i jego wpływ na polityki publiczne i społeczeństwo). Jest również członkinią jednostki Brunel Public Policy, która koncentruje się na wykorzystywaniu wyników badań naukowych w procesach tworzenia polityk publicznych.
Komentarze