Jest kilka powodów, dla których pomysł minister Emilewicz wyprowadzki urzędów może kusić. Jako udręczony klient kolei państwowych, liczyłbym na to, że pracownicy przeniesionych urzędów – kursujący między nową siedzibą a Warszawą – będą w stanie wywrzeć na politycznych decydentach skuteczniejszą presję, żeby na kolei zaprowadzić minimalny europejski standard.
-
które urzędy PiS chce przenieść
T
Lista urzędów centralnych o najwyższych ocenach:
- Urząd Regulacji Energetyki
- Centrum Projektów Polska Cyfrowa
- Centralna Komisja Egzaminacyjna
- Urząd Komunikacji Elektronicznej
- Agencja Rezerw Materiałowych
- Centrum Unijnych Projektów Transportowych
- Główny Urząd Nadzoru Budowlanego
- Krajowy Zasób Nieruchomości
- Polski Instytut Sztuki Filmowej
- Urząd Zamówień Publicznych
- Polska Agencja Rozwoju Przedsiębiorczości
- Urząd Dozoru Technicznego
- Biuro Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych;
- Centrala Zakładu Ubezpieczeń Społecznych
- Główny Inspektorat Jakości Handlowej Artykułów Rolno-Spożywczych
- Główny Inspektorat Ochrony Roślin i Nasiennictwa
- Agencja Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa
- Agencja Mienia Wojskowego
- Centralny Ośrodek Sportu
- Polska Agencja Antydopingowa
- Generalna Dyrekcja Ochrony Środowiska
- Państwowa Agencji Atomistyki
- Biuro Nasiennictwa Leśnego
- Państwowe Gospodarstwo Leśne Lasy Państwowe w Warszawie.
- Główny Inspektor Farmaceutyczny
- Centrum Systemów Informacyjnych Ochrony Zdrowia
- Narodowe Centrum Krwi
- Centrala Narodowego Fundusz Zdrowia
- Komenda Główna Straży Granicznej
- Centrum Personalizacji Dokumentów MSWiA
- Szef Obrony Cywilnej Kraju
Przeczytaj raport resortu Jadwigi Emilewicz o deglomeracji
Deglomeracja skarg
Ucieszą się również niektórzy interesanci przeniesionych urzędów, którzy będą mogli czekać krócej na rozstrzygnięcie ich spraw przez sąd administracyjny. Dziś do WSA w Warszawie spływa 1/3 wszystkich skarg trafiających do sądów administracyjnych, co przekłada się na najdłuższy czas oczekiwania na wyrok. Wyprowadzka urzędów poza Warszawę oznaczać będzie również przejęcie skarg na decyzje tych organów przez inne wojewódzkie sądy administracyjne.
Zadowolone powinno być też Ministerstwo Finansów. Dzięki relokacji powinna osłabnąć presja na zwiększenie wynagrodzeń w centralnej administracji rządowej. Dziś administracja rządowa z kretesem przegrywa rywalizację o najlepszych pracowników z sektorem prywatnym na warszawskim rynku pracy, głównie ze względu na niekonkurencyjne płace.
Czy są chętni do pracy?
Dramatycznie spada zainteresowanie pracą w rządowym aparacie. Jeszcze w 2013 roku na każdy wakat w administracji rządowej zgłaszało się średnio 36 kandydatów, a w 2018 roku – już tylko sześciu. Może poza Warszawą łatwiej będzie o odpowiednią pulę kandydatów, którzy zadowolą się pensjami, które w stolicy mało kogo kuszą?
Przeniesienie urzędów na pewno stworzy też nowe miejsca pracy w miastach, do których te instytucje trafią. Optymistycznie można założyć, bazując na badaniach dotyczących efektów relokacji w Norwegii czy Niemczech, że na 100 urzędników przypadnie około pięćdziesiąt nowych miejsc pracy w sektorze prywatnym. Chodzi o personel techniczny obsługujący urząd, ale też np. nauczycieli w szkołach uczących dzieci urzędników czy pracowników lokalnego sektora usługowego – sklepów, restauracji, instytucji kultury.
300 pracowników URE
Czy to efekt uzasadniający koszty przeniesienia urzędu? Weźmy pierwszy z listy ministerstwa Urząd Regulacji Energetyki. Zatrudnia on dziś około 300 osób. W swojej nowej lokalizacji może on więc przyczynić się do wytworzenia ok. 150 nowych miejsc pracy. To dużo, ale tylko w skali miasta kilku- czy kilkunastotysięcznego.
W perspektywie miast powyżej 100 tysięcy mieszkańców, a tam zapewne trafi tak ważny urząd centralny, to efekt pomijalny, który szybciej i bez tak istotnych kosztów ubocznych, może osiągnąć samorząd lokalny. Wystarczy, że będzie miał więcej pieniędzy i możliwości działania.
Nie trzeba szukać kwadratowych jaj
I tu docieramy do sedna problemu. Jeżeli za pomysłem relokacji urzędów kryje się postulat dowartościowania i wzmocnienia miast średniej wielkości, to doprawdy nie trzeba szukać kwadratowych jaj, tylko sięgnąć po rozwiązania sprawdzone i o znacznie szerszym oddziaływaniu.
Wystarczy, że w samorządach zostanie więcej pieniędzy i możliwości działania, żeby mogły samodzielnie kształtować i rozwijać strategie rozwojowe.
W raporcie „Polska samorządów”, który wydaliśmy właśnie w Fundacji Batorego, proponujemy kilkanaście konkretnych pomysłów na to, jak wzmocnić „Polskę powiatową” od dołu, a nie poprzez jednorazowe prezenty z Warszawy.
- Potrzeba więc decentralizacji ochrony zdrowia, która sprawi, że dziesiątki miliardów złotych na ten cel będą rozdzielane lokalnie i regionalnie, a nie przez NFZ.
- Potrzeba nowych źródeł finansowania na dobry transport publiczny organizowany przez samorządy.
- Wreszcie, trzeba zwiększyć dochody podatkowe samorządów (zwłaszcza o nowy podatek gminny zastępujący dzisiejszy podatek od nieruchomości), aby mogły samodzielnie tworzyć dla swoich mieszkańców dobre miejsce do życia i pracy.
Rząd woli strategię szafarza darów
Nietrudno zgadnąć, dlaczego rząd woli relokację urzędów centralnych zamiast dać więcej narzędzi lokalnym społecznościom, aby mogły samodzielnie tworzyć i realizować strategie swojego rozwoju. Większe korzyści polityczne daje strategia rządu jako dobrego księcia czy szafarza darów, który swoją łaską obdarza lokalne społeczności.
Takie podejście jest zresztą znakiem rozpoznawczym polityki obecnej ekipy wobec samorządów.
- Samorządom odebrano już prawo do samodzielnego decydowania o sieci szkół, aby po zgodę na zmiany w tej kwestii musiały pielgrzymować do rządowych kuratorów oświaty.
- Województwom samorządowym odebrano kontrolę nad funduszami ochrony środowiska, aby to rządowi nominaci mogli rozdzielać pieniądze między samorządy.
- Powołano do życia Fundusz Dróg Samorządowych, który daje wojewodom i premierowi prawo do uznaniowego przyznawania samorządom pieniędzy na inwestycje w drogi lokalne.
Jednocześnie obcina się samorządom dochody z PIT, aby jeszcze bardziej uzależnić je od arbitralnie rozdzielanej kroplówki rządowej.
Pomysł relokacji urzędów niestety stanowi kolejne wcielenie tego mechanizmu. Ustawia samorządy w roli klienta rządu, który teraz będzie rozdzielał instytucje jako kolejny dar.
Kolejka na betonowym parkingu resortu
Wyobrażam więc już sobie delegacje samorządowców ustawiających się w kolejce po dary na świeżo wyremontowanym parkingu Ministerstwa Przedsiębiorczości i Technologii przy Placu Trzech Krzyży w Warszawie.
Czystka w białych rękawiczkach
Kto w tej rywalizacji wygra? Obawiam się, że nie unikniemy w niej czystej polityki, czyli decyzji, które będą sprzyjały interesowi wyborczemu partii rządzącej. Skoro nie udało się uniknąć politycznych wyborów przy okazji relokacji instytucji w Norwegii czy Australii, to dlaczego miałoby się to udać w Polsce?
O politykę zahaczamy także w innym aspekcie całego pomysłu. Wyprowadzka ze stolicy ma objąć istniejące, a nie tylko nowo tworzone instytucje. I tu pojawia się pytanie, czy nie jest to sposób na niemal całkowitą wymianę kadr w białych rękawiczkach?
Doświadczenia innych państw pokazują bowiem, że przy okazji relokacji duża część, niekiedy większość pracowników, rezygnowała z pracy. W Szwecji po przeprowadzce ostał się tylko 1 proc. pracowników przeniesionych instytucji.
Spodziewam się więc, że i w Polsce tylko niektórzy będą skłonni wraz ze swoimi rodzinami przenieść się kilkaset kilometrów od dotychczasowego miejsca zamieszkania.
To prawda, że pomysł wyprowadzania urzędów poza stolicę był w ostatnich kilkunastu latach dyskutowany i częściowo realizowany w różnych krajach, choć nigdzie na skalę proponowaną w Polsce. Efekty są jednak słabo zmierzone, a istniejące analizy – zwłaszcza krajowych odpowiedników polskiej NIK – przynoszą raczej mieszany obraz.
Jeżeli rząd chce podążać za międzynarodowymi trendami, powinien jednak zacząć od innego ćwiczenia niż relokacja. Dużo bardziej potrzebny jest krytyczny przegląd istniejącego pogłowia instytucji rządowych, które w ostatnich latach wzrosło.
Lepiej posprzątać
Warto podążyć tu śladem wielu państw europejskich i zaordynować wielkie sprzątanie administracji rządowej. W Wielkiej Brytanii czy Irlandii przyniosło ono efekt w postaci zredukowania liczby instytucji rządowych o ponad 200. Część z nich połączono, część zlikwidowano, a inne zadania przekazano samorządom.
Nie wiem, o ile za dużo urzędów i agencji centralnych mamy w Polsce, ale wydaje mi się, że zanim zaczniemy przenosić instytucje, powinniśmy się zastanowić, czy każdej z nich w ogóle potrzebujemy w obecnej formule organizacyjnej. Zanim zabierzemy się za wielką wyprowadzkę, pomyślmy więc najpierw o porządnym sprzątaniu.
Dodajmy na koniec jeszcze jeden wątek. Dziś na każdą inicjatywę w sferze polityki publicznej musimy patrzeć również z perspektywy zmian klimatycznych. Wyprowadzka urzędów nie wygląda w tym świetle najlepiej. Nie sądzę, by dało się uniknąć zwiększenia śladu węglowego administracji rządowej.
Liczba podróży samochodowych, kolejowych i zapewne także samolotowych się zwiększy. Kursować będą nie tylko urzędnicy (np. między siedzibą urzędu a ministerstwem zlokalizowanym w Warszawie), ale także interesanci, partnerzy czy goście zagraniczni. Mrzonką jest przeniesienie komunikacji całkowicie w świat wirtualny, szczególnie w kulturze organizacyjnej polskiej administracji.
dr hab. Dawid Sześciło – Kierownik Zakładu Nauki Administracji na Wydziale Prawa UW, ekspert organizacji międzynarodowych do spraw reform administracji publicznej. Kierował zespołem, który przygotował raport „Polska samorządów. Silna demokracja, skuteczne państwo” opublikowany przez Fundację im. Stefana Batorego.
Komentarz został usunięty ponieważ nie spełniał standardów społeczności.
Czy nie możecie wywalić tego bełkocącego pajaca (AZ) z dostępu do komentowania?
Komentarz został usunięty ponieważ nie spełniał standardów społeczności.
anty….zoo… po prostu pracuje; pytanie, czy za wierszówkę? Taka podła robota.
A wracając do samorządów- to była tylko kwestia czasu uderzenie w samorządy
Lokator budynku przy Nowogrodzkiej w wyborach do samorządów oficjalnie powiedział, że pieniądze będą dostawały popierające PiS. O żadnym wzmocnieniu tych struktur niema co marzyć, ale będzie można więcej podróży samolotami odbywać, chociaż może dyktator przeniesie się na Podkarpacie.
Zadałem sobie trochę trudu by znaleźć "rodowód" Antyszechteremita Zoologicznego. Oczywiście jest to osobnik mający w krwi zapiekłą nienawiść do wszystkiego co żydowskie. Swój nick wywiódł od nazwiska faktycznie nieciekawej, a wręcz paskudnie zapisanej w historii….. postaci Ozjasza Szechtera (kto ciekaw niech sięgnie do Wikipedii). Przeglądając wpisy w OKO i nie tylko wnioskuję, a nawet jestem pewien, że to postać bardzo mocno zaangażowana w działalność Prawicy Narodowej i stworzenie skrajnej, nacjonalistycznego tworu na bazie partyjek – LPR, UPR, Prawicy, PSL „Piast”, NP, , której przywódcami są Korwin-Mike, byli kukizowcy: Marek Jakubiak, Piotr Liroy-Marzec , a także reżyser Braun. Po tym krótkim przedstawieniu możemy sobie wyobrazić jakich wypowiedzi się spodziewać. Jestem przekonany, że Administratorzy w przypadku przekroczenia granic regulaminowych tego użytkownika zbanują. Nam pozostaje ignorowanie tej postaci.
Zgadzam się z Autorem, że przekazanie, vel. przywrócenie kompetencji samorządom powinno być celem priorytetowym. Nie zgadzam się za to z tezą, ze przeniesienie urzędów centralnych do innych miast nie byłoby pożyteczne. Przykład Niemiec wskazuje, ze wraz z tym maleją koszty utrzymania. Argument kosztów podróży jest nie trafiony – głównie podróżuje petent, a nie urzędnik. No chyba, że rozpatrujemy problem z perspektywy społecznej, jako jedynej słusznej. Oczywiście akt przeniesienia przyniesie takze krótkotrwałą korzyść polityczną rządzącej partii. Ale w dłuższej perspektywie przyczyni się do rozwoju świadomości ogólnopaństwowej, a nie li tylko regionalnej poza :. I tego od ustrojów federalnych powinniśmy się uczyć.
Miało być "stołecznej" oraz "poza stolicą"
Antyszechteremita Zoologiczny
Bełkot prawiczka wyklętego.
Czyli że z tą relokacją będzie tak jak z 5oo+. Jesteśmy przeciw bo to się nie uda, bo wprowadza to PiS, a jeśli PiS to mają w tym swoje brudne interesy. Ale gdy PiS już wprowadzi, i pomysł się sprawdzi, tym bardziej, że świetnie się sprawdza np. w Niemczech, to opozycja ogłosi, że oczywiście oni tego nie zmienią, a jedynie dadzą prowincji więcej urzędów.
Produkuje się w ten sposób u zwykłego wyborcy legendę imposybilizmu opozycji: myśmy nic nie robili bo jesteśmy odpowiedzialni, a PiS co chwilę wyrzuca pieniądze na swe podejrzane gierki, i to jest granda, hańba i peerelizm! Poczem, z podkulonymi ogonem trzeba będzie przyznać że PiS co prawda robi rzeczy pozytywne ale przecież to wszystko by przekupić wyborcow