0:000:00

0:00

Prawa autorskie: 26.06.2020 Rybnik . Fot. Grzegorz Celejewski / Agencja Wyborcza26.06.2020 Rybnik . ...

Sąd Okręgowy w Krakowie w poniedziałek prawomocnie rozstrzygnął sprawę wypadku z 2017 roku z udziałem rządowej kolumny aut wiozącej premier Beatę Szydło. Podobnie jak sąd pierwszej instancji stwierdził, że winnym jest Sebastian Kościelnik, kierowca seicento, który zajechał drogę rządowej limuzynie. Umorzył też warunkowo postępowanie, co oznacza, że zrezygnował z wymierzenia kary, i zwolnił Kościelnika z opłacenia kosztów procesu.

Sąd zmienił jednak opis przebiegu zdarzenia, dodając, że współwinny wypadku jest oficer Biura Ochrony Rządu (dziś Służby Ochrony Państwa), który kierował jedną z limuzyn.

— W sposób niebudzący wątpliwości ustalono, że oskarżony naruszył przepisy, wykonując nieprawidłowy manewr skrętu w lewo, ale z drugiej strony kierowca BOR prowadzący ostatni samochód w kolumnie przyczynił się do wypadku, nie włączając sygnałów dźwiękowych — mówił sędzia Sławomir Noga.

Wypadek miał miejsce 10 lutego 2017 roku około godziny 18:30. Złożona z trzech samochodów kolumna rządowa, w której jechało auto wiozące Beatę Szydło, wyprzedzała fiata seicento. Kiedy pierwszy rządowy samochód minął seicento, Kościelnik skręcił w lewo w ulicę podporządkowaną.

Wtedy doszło do wypadku: limuzyna, w której jechała premier Szydło, odbiła w lewo, by uniknąć bezpośredniego zderzenia z seicento. Otarła się o nie i uderzyła w drzewo stojące przy drodze. Obrażeń doznali premier, jej kierowca i szef ochrony.

Fałszywe zeznania

Wokół śledztwa od początku narosło mnóstwo wątpliwości. Najważniejsza z nich dotyczyła tego, czy rządowa kolumna używała sygnałów dźwiękowych, które sygnalizują, że zbliża się pojazd uprzywilejowany. Oficerowie BOR, wiozący wtedy Szydło zeznali, że sygnały włączyli.

Sygnałów nie słyszało ich kilkunastu uczestników grupy Anonimowych Alkoholików, którzy wychodzili z terapii, gdy doszło do wypadku. Od skrzyżowania, na którym rozbiło się auto premier Szydło, dzieliło ich 30-40 metrów. Prokurator próbował podważać ich wiarygodność. W dzisiejszym ustnym uzasadnieniu wyroku sędzia Noga podkreślił, że fakt nadużywanie alkoholu nie wpływa na ich wiarygodność.

Kluczowe było jednak zeznanie Piotra Piątka, jednego z borowców, którzy prowadzili kolumnę z Szydło. W 2021 roku przyznał, że on sam i jego koledzy w sprawie włączenia sygnałów po prostu kłamali.

W rozmowie z „Wyborczą” przyznał: „Żeby ludzie nie widzieli, że władza »się wozi i panoszy«. Za każdym razem, gdy jeździłem do domu pani premier, nie włączaliśmy syren. Jechaliśmy po cichu, żeby nie wzbudzać sensacji”.

Sąd Okręgowy w Krakowie uwzględnił nowe zeznania Piątka. Zaznaczył jednak, że brak włączonej sygnalizacji dźwiękowej nie eliminuje zupełnie winy Kościelnika.

— Decyzja o wznowieniu ruchu, bez ponownego upewnienia się pozostaje w związku przyczynowo-skutkowym sytuacji, do której doszło 10 lutego 2017 w Oświęcimiu — uzasadniał sędzia Sławomir Noga.

Prokuratura jak dotąd nie wszczęła postępowania w sprawie składania fałszywych zeznań przez oficerów BOR.

Zniszczona płyta

Prokuratura Okręgowa w Krakowie prowadziła za to śledztwo w sprawie uszkodzenia płyty z zapisem monitoringu z miejsca wypadku, która była dowodem w sprawie Kościelnika.

„Płyta pękła akurat w tym miejscu, w którym zaczyna się zapis danych. Jaki pech, prawda? Być może na tej płycie rzeczywiście nie było niczego istotnego. A być może był tam zarejestrowany przejazd samochodu kluczowego świadka, który zatrzymał się bezpośrednio za moim klientem tuż przed wypadkiem. Musiał zatem widzieć wszystko” - mówił OKO.press mec. Władysław Pociej, obrońca Sebastiana Kościelnika.

Gdy krakowska prokuratura umorzyła śledztwo ws. zniszczenia płyty, mec. Pociej zaskarżył tę decyzję. Opinia Instytutu Ekspertyz Sądowych nie wykluczyła możliwości umyślnego uszkodzenia płyt. Sąd nakazał wznowienie śledztwa i przesłuchanie świadków, którzy mieli bezpośredni kontakt ze zniszczonym dowodem. Mimo to śledztwo zostało ponownie umorzone.

;

Udostępnij:

Daniel Flis

Dziennikarz OKO.press. Absolwent filozofii UW i Polskiej Szkoły Reportażu. Wcześniej pisał dla "Gazety Wyborczej". Był nominowany do nagród dziennikarskich.

Komentarze