Nie przyjechałam tu na truskawki – w Polsce mieszkam od 12 lat i jestem z Polską głęboko związana. A z Rosją nic mnie już nie łączy. Została tam mi mama i to tyle – opowiada Rosjanka, której grozi deportacja z Polski. Jak wygląda polska praktyka deportacji Rosjan?
Xenia Uranova potrafi bardzo długo opowiadać o swoich związkach z Polską, ale Urzędu ds. Cudzoziemców nie udało jej się przekonać. Rosyjska artystka powinna była opuścić Polskę już w 2019 roku, jednak została. Dziś walczy o prawo do pobytu, bo – jak sama mówi – nie chce wracać do totalitarnej Rosji.
Xenia Uranova – pseudonim artystyczny, pod którym chce występować w publikacji – przebywała w Polsce z przerwami od wielu lat – najczęściej w ramach pozwolenia na pracę. W wyniku formalnych uchybień, urzędowych komplikacji oraz splotu przypadkowych okoliczności – w 2021 roku dostała nakaz opuszczenia Polski. Nie wyjechała. A ponieważ dziś Rosja prowadzi wojnę – Uranova ubiega się o zgodę na pobyt humanitarny.
Do totalitarnego kraju, gdzie – jak sama mówi – każdemu grozi niebezpieczeństwo, wracać nie chce. Szuka wsparcia, zbiera podpisy pod petycją „Xenia zostaje”.
„Tyle tego było, że nawet nie wiem, od czego zacząć” – odpowiada Uranova, gdy pytam ją o to, co łączy ją z Polską.
„Moja mama przyjechała do Obwodu Kaliningradzkiego z górniczego regionu, z nad Donu, w poszukiwaniu lepszego życia. Część mojej rodziny pochodzi z Ukrainy, a rodzina od strony mojego ojca pochodzi z Białorusi”.
„Moje dzieciństwo przypadło na trudny czas pierestrojki. Pamiętam głód w zimie i pamietam wykradanie ze statków podstawowych produktów spożywczych, takich jak mleko UHT i makaron”.
„Pamiętam też żołnierzy na ulicach. Bawiło nas, jak maszerują po placu i śpiewają patriotyczne pieśni. Razem z innymi dzieciakami rzucaliśmy w nich kamieniami z dachów garaży, dla zabawy”.
Dorastając w Kaliningradzie Uranova obserwowała transformację ustrojową lat 90. Wspomina ciężkie czasy oraz długie cienie, jakie padały na cały poradziecki świat.
„Wraz ze swoim ówczesnym partnerem archeologiem zjeździłam cały Obwód Kalingradzki, fotografując zabytki. Widziałam, jak wszystko upada, jak niszczeje to, co nie jest w centrum, to co nie jest komercyjne, widziałam, jak nie inwestuje się w kulturę, jak nikt nie chce ratować XVII–wiecznej architektury”.
Dużo później – już w Polsce – na swoim Facebooku napisze, że jedyne co dobre w Rosji to legalna aborcja i to, że służba zdrowia jest bezpłatna.
Ten wciśnięty między Polskę a Litwę skrawek Rosji mierzy: z północy na południe niewiele ponad 100 kilometrów, a z zachodu na wschód niewiele ponad 200.
„A ja od zawsze chciałam podróżować, poznawać ludzi i świat, aby nie żywić się stereotypami. Ale jeśli nie masz pieniędzy, to nie będziesz podróżować” – mówi Uranova.
„Loty na Zachód zawsze były bardzo drogie, jedyne co zostawało to pociąg do Rosji, przez Litwę, z którego nie można było wysiąść, bo strażnicy pilnowali nas stacjach” – dodaje.
„Pierwszy raz udało mi się w 2005, wyjechałam na roczny wolontariat do Polski. Zajmowałam się konserwacją zabytków na Warmii i Mazurach. To wtedy nauczyłam się języka. Pamiętam, że w zamku w Kętrzynie miałam swoją pierwszą wystawę fotograficzną” – opowiada
Po powrocie do domu Uranova próbowała jakoś poukładać sobie życie w Rosji. Zatrudniła się w telewizji, była operatorką, ale nie było kolorowo.
„Pieniądze były nędzne, choć pracowałam na pełen etat, a była to największa telewizja w Obwodzie. Co gorsza, stacja była skorumpowana. Materiały montowało się tak, aby były zgodne z oficjalną linią władz. To była czysta propaganda. Gdy raz się postawiłam, zapytali mnie wprost: – chcesz dalej pracować?”.
Gdy nadarzyła się więc kolejna okazja do wyjazdu, Uranova skorzystała i postanowiła na stałe do Rosji już nie wracać.
„Współpracowałam z rosyjskim Centrum Sztuki Współczesnej, które prowadziło programy z Litwą i Polską. Po kilku latach udało mi się wyjechać na pół roku, na staż artystyczny Narodowego Centrum Kultury w łódzkiej filmówce. I wtedy stwierdziłam, że muszę zrobić wszystko – aby do Rosji nie wracać”.
„Znalazłam piękne archiwa fotograficzne z lat 60. i udało mi się zahaczyć z Fundacją Archeologia Fotografii. Nawiązałam z nimi współpracę, jako wolontariuszka, ale wizy dla wolontariuszek państwo polskie nie daje – więc mnie zatrudnili”.
„Ilekroć nie znajdowałam sposobu, by w Polsce zostać na dłużej – wracałam na kilka miesięcy, pół roku do Kaliningradu, ale cały czas kombinowałam, aby z Rosji wyjeżdżać”.
Jak to więc możliwe, że w pewnym momencie – przez bzdurę tak naprawdę – nie dostała zgody na dalszy pobyt i wpadła w kłopoty?
„Wszystko zaczęło się w 2018 roku. Zapisałam się do szkoły, na kurs masażu, a we wrześniu kończyła mi się zgoda na pobyt. Złożyłam papiery i czekałam na decyzję. A w kwietniu 2019 roku przyszła do mnie straż graniczna, powiedziała, że jestem nielegalna i muszą mnie deportować”.
„Zdarzało się, że Urzędy gubiły dokumenty, przeciągały terminy – za to oczywiście nikt nie ponosił żadnej odpowiedzialności, ale gdy ja się spóźniłam, to groza”.
Listu z Urzędu nie dostała z winy poczty, która zawaliła ustanowienie pełnomocnictwa do odbioru korespondencji.
Uranova złożyła więc do Urzędu wniosek o przywrócenie terminu, by móc uzupełnić braki. Tym razem złożyła wszystkie wymagane dokumenty – 14 załączników – a także informację, że pełnomocnictwo pocztowe było wadliwie wykonane przez pełnomocnika poczty. Mimo że tym razem w papierach był porządek, Urząd orzekł, że terminu nie przywraca. I Uranova Polskę musi opuścić.
„Załamałam się. Poczułam, jakby chcieli zniszczyć całe moje życie”.
Stworzyła zespół muzyki ludowej Emigrah, sama uczyła muzyki, angażowała się w życie artystyczne i aktywistyczne. Nie chciała wyjeżdżać.
„Decyzję ostateczną w mojej sprawie wydano w 2021 roku, ale znów jej nie dostałam, tym razem jednak z mojej winy, bo pomyliłam jedną cyferkę w adresie do korespondencji.
W tym czasie wybuchła pandemia, bałam się więc, że jak wrócę, to już nigdy z Rosji nie wyjadę. Zadziałał więc mój instynkt samozachowawczy i wzięłam to na przeczekanie. Nie przychodzi papier? To mieszkam dalej w Polsce”.
A gdy wybuchła wojna zaczęła angażować się w ruch wspierający Ukrainę – chodziła na protesty, współorganizowała konwoje humanitarne, wyrażała swój sprzeciw wobec wojny publicznie, także w mediach społecznościowych. I dziś w Rosji grożą jej za to represje.
„To jak więc mam wracać?” – pyta Uranova.
Na początku roku Uranova wystąpiła do Urzędu ds. Cudzoziemców o odpis wydanej decyzji. W długim uzasadnieniu przeczytała, że naruszyła przepisy przez „brak należytej staranności w dbaniu o własne interesy”, a za to, że przebywała w Polsce nielegalnie, należą jej się sankcje „w postaci zobowiązania (…) do powrotu oraz do orzeczenia zakazu ponownego wjazdu przez określony czas”. Urząd uznał także, że „konieczność powrotu [Uranovej] [nie] będzie stanowiła nieuzasadnioną ingerencję w jej życie prywatne”.
„A przecież teraz jest wojna”.
Tyle że dla państwa polskiego wojna – także w podobnych sprawach – nie jest argumentem. W zeszłym roku dziennikarz Radia Zet Maciej Bąk ujawnił, że Rosjanie mieszkający w Polsce spotykają się z masowymi odmowami przedłużenia zgody na pobyt. Decyzje motywowano względami bezpieczeństwa.
„Sprawa jest szczególnie widoczna w województwie pomorskim, gdzie zapadło w tym roku 97 decyzji negatywnych wobec Rosjan, ubiegających się o przedłużenie pobytu czasowego - przy zaledwie dwunastu w 2021 roku” – informował Bąk.
Rosjanie, do których dotarł Bąk, również przekonywali, że ich życie toczy się już w Polsce oraz że nie popierają ani Putina, ani tym bardziej jego agresji na sąsiednią Ukrainę. Co więcej – przeciw tej wojnie wyrażali niejednokrotnie jasny sprzeciw.
"Kiedy dostałam odmowną decyzję, przeżyłam szok. Tu w Polsce jest mój dom i tu jest całe moje życie"
- mówiła Radiu ZET jedna z Rosjanek, z którą rozmawiał Bąk.
W Rosji jest deficyt leków i nie byłam w stanie zapewnić jej tam odpowiedniej opieki zdrowotnej. Córka ma cukrzycę, jest pod opieką poradni. Jeśli będę musiała wrócić do Rosji, zostanie od niej odcięta. To będzie tragedia - tłumaczyła swoje obawy inna.
"Kiedy zaczęła się wojna, przyjęliśmy do siebie kuzynkę, która uciekała przed wojną. Mieszkała u nas cztery miesiące. Nawet tego nikt nie wziął pod uwagę" - mówili kolejni Rosjanie w rozmowie z Bąkiem. Według ustaleń Zetki najczęstszym powodem braku przedłużenia zgody na pobyt jest niejawna notatka ABW, mówiąca o tym, że "wymagają tego względy obronności lub bezpieczeństwa państwa".
"Wzrost decyzji odmownych wobec Rosjan podyktowany jest wojną i działaniem kontrwywiadu" – tłumaczył Radiu ZET wiceminister spraw wewnętrznych i administracji Maciej Wąsik.
„Musimy zdawać sobie sprawę, że każda tego typu decyzja jest poprzedzona głęboką analizą, także kontrwywiadowczą. I wszędzie, gdzie są wątpliwości, tam korzystamy ze swojego prawa nieprzedłużania pobytu pewnych osób w Polsce” - przekonywał minister.
Zapytaliśmy więc w Urzędzie ds. Cudzoziemców o liczby. I co prawda UdsC nie rozróżnia w swoich statystykach narodowości obywateli Federacji Rosyjskiej, a więc uwzględnia np. Czeczenów, którzy od lat mają problem z wjazdem do Polski celem złożenia wniosku o azyl, to widać jasno, że wzrost odmów jest – jednocześnie ze wzrostem zezwoleń.
O wydalaniu Rosjan z Polski w sytuacji, gdy Rosja prowadzi wojnę na terenie Ukrainy, a jednocześnie nasila represje wobec wszelkich przejawów opozycji wobec tej wojny, zapytaliśmy przedstawicieli Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka oraz Biura Rzecznika Praw Obywatelskich. Obie instytucje przyglądały się sytuacji Rosjan, o których pisał Bąk, przyglądają się też sprawie Uranovej.
Obie instytucje potwierdzają, że deportacje do Rosji są wykonywane – ale obie zalecają daleko posuniętą ostrożność w indywidualnych przypadkach.
Marta Górczyńska z HFPCz wskazuje, że wraz z wykluczeniem Rosji z Rady Europy nie ma żadnych gwarancji, że respektowany jest tam zakaz tortur. „W zależności od indywidualnych okoliczności można oczywiście ubiegać się o wykazanie, że Rosja nie jest krajem bezpiecznym dla danej osoby” – dodaje Górczyńska.
W podobnym tonie ustami Macieja Grześkowiaka wypowiada się RPO.
„Represje wobec dysydentów zaostrzyły się gwałtownie. Najmniejsze wyrażenie protestu wobec tego, co dzieje się w Ukrainie może być powodem zagrożenia. Najmniejszy przejaw działalności dysydenckiej, czy nawet wyrażenie publicznie zdania na temat wojny może być powodem zagrożenia. I taka deportacja, w świetle prawa międzynarodowego, byłaby niedopuszczalna. Państwo musi być bardzo ostrożne” – mówi Grześkowiak.
Zapytaliśmy więc Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji, jaką politykę prowadzi wobec Rosjan przebywających na terenie Polski. Zapytaliśmy też, jak pogodzić deportowanie obywateli Federacji Rosyjskiej z przyjętą przez Sejm uchwałą, w której stwierdza się, że Rosja jest państwem terrorystycznym.
W dokumencie przyjętym 14 grudnia 2022 roku napisano: Sejm Rzeczypospolitej Polskiej stwierdza, że Federacja Rosyjska systematycznie narusza prawa człowieka, prawo międzynarodowe oraz Kartę Narodów Zjednoczonych i szereg innych zobowiązań. Dokonuje aneksji terytoriów innych państw, napaści zbrojnych, zbrodni wojennych i ludobójstw, podejmuje wrogie działania gospodarcze, w szczególności w sferze energetyki.
W chwili pisania tego tekstu odpowiedzi z ministerstwa nie dostaliśmy, natomiast więcej światła na politykę państwa rzuca odpowiedź Urzędu ds. Cudzoziemców na skargę, którą Xenia Uranova wniosła do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego.
UdsC domaga się odrzucenia skargi, powołując się na wielokrotne niedotrzymywanie terminów urzędowych przez Uranovą, których okoliczności już opisaliśmy. Jeśli chodzi zaś o zagrożenia wynikające z prowadzonej przez Rosję wojny, UdsC pisze: „konflikt pomiędzy Federacją Rosyjską a Ukrainą toczy się tylko i wyłącznie na terytorium Ukrainy.
Terytorium Federacji Rosyjskiej nie jest w żaden sposób zagrożony, gdyż jak wynika z ogólnodostępnych informacji władz ukraińskich, ich celem jest powstrzymanie agresji i wyparcie agresora z terytorium Ukrainy.
Rosjanie, których losy opisywał Maciej Bąk z Radia ZET, nie chcieli z nami rozmawiać. Ich sprawy jeszcze trwają. Trwa także sprawa Uranovej – artystka zbiera podpisy pod petycją pod hasłem #Xeniazostaje.
Uranova jest świadoma własnych zaniedbań, szczerze mówi, że w trakcie całego urzędowego zamieszania czuła się zagubiona, kierowała się więc strachem przed deportacją w czasie pandemii, a później już w czasie wojny.
W skardze wniesionej do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego napisała: Rosja jest krajem niedemokratycznym, w którym wiele spośród praw człowieka jest fikcją. Samo życie w Rosji stanowi zagrożenie dla wolności i bezpieczeństwa osobistego, zwłaszcza w sytuacji wojennej.
Wcześniej, w social mediach podzieliła się swoimi gorzkimi obserwacjami na temat Rosji oraz Rosjan.
"Administracja Rosji za taki wpis może Cię skazać na wiele lat więzienia co najmniej” – słusznie zauważył jeden z komentujących.
„A administracja polska i społeczność znajomych ma to tam, gdzie samemu trudno sobie zaglądnąć…".
Na zdjęciu u góry: Demonstracja antyputinowska Rosjan, Ukrainców i Bialorusinów przed ambasadą rosyjską pod hasłem "Dzień Niepodległości Rosji od putinizmu". Fot Sławomir Kamiński/Agencja Wyborcza.pl
Komentarze