0:000:00

0:00

Szacunek wstępny GUS mówi: wzrost gospodarczy w 2019 roku wyniósł 4 proc. To mniej niż w 2017 (4,6 proc.) i w 2018 (5,1 proc.). To także mniej niż przewidywała letnia prognoza Komisji Europejskiej (4,4 proc.). Jednak wciąż będzie to jeden z najwyższych wyników w Europie. W połowie 2019 roku KE prognozowała wyższy wzrost tylko na niewielkiej Malcie, a na Węgrzech - taki sam.

Bank Światowy prognozował dla Polski 4,3 proc. Rząd był ostrożny, i założył jedynie 3,8 proc. Dzięki temu z budżetem na 2019 nie było wielkich problemów. A co czeka nas w 2020 roku?

Chociaż jesteśmy wciąż na czele Europy, to wynik niższy niż prognozowany może niepokoić. A są sygnały, że grozi nam recesja, nawet jeśli nie głęboka.

Analitycy mBanku dynamikę PKB w IV kwartale 2019 nazywają "szokującą":

"PKB w 2019 roku wzrósł o 4,0 proc. w cenach stałych. To wartość niższa od mediany oczekiwań (4,2 proc.) i naszej prognozy (4,1 proc.). Szokujący jest jednak wynik IV kwartału i jego kompozycja, bo można zaryzykować stwierdzenie, że takiego biegu wydarzeń nie przewidział nikt". Oto wykres z analizy mBanku:

Na wykresie wyraźnie widać, że wzrost w porównaniach rok do roku spowalnia, ale jest wciąż dodatni.

W IV kwartale 2019 - gospodarka wzrosła o 2,9 proc. w stosunku do IV kwartału 2018. To najmniejszy wzrost od trzech lat.

Z danych GUS i poprzednich danych kwartalnych można jednak oszacować wzrost PKB kwartał do kwartału.

Okazuje się, że najpewniej nastąpił spadek PKB, być może aż o 0,5 proc. Czyli w IV kwartale 2019 gospodarka zmalała w porównaniu do III kwartału.

To o tyle istotne, że recesję (tzw. techniczną) stwierdza się wtedy, gdy przez dwa kwartały z rzędu występuje spadek PKB (kwartał do kwartału). W Polsce nie było takiej sytuacji od opanowania kryzysu na początku lat 90.

PKB to najpopularniejszy wskaźnik, mierzący wielkość gospodarki. Pokazuje on łączną wartość dóbr i usług wytworzonych na terenie danego kraju. Dane GUS oznaczają, że polska gospodarka w 2019 roku była o 4 proc. większa niż w 2018 roku. Ale spadek w IV kwartale w stosunku do III kwartału w 2019 roku oznacza, że w ostatnich trzech miesiącach roku wartość całej gospodarki była mniejsza niż między lipcem i wrześniem.

I to jest zaskakująca, zła wiadomość. W 2017 roku kwartał IV rósł w porównaniu z III o 1,4 proc., w 2018 - o 0,8 proc. Teraz maleje.

Czy w takim razie grozi nam kryzys? - pytamy dr Adama Czerniaka, kierownika Zakładu Ekonomii Instytucjonalnej i Politycznej SGH.

To właśnie dr Czerniak napisał na Twitterze, że zapewne nastąpił spadek PKB w IV kwartale i że może nam grozić recesja. "Nikt nie zakładał, że w ujęciu kwartał do kwartału dynamika będzie ujemna" - mówi OKO.press.

Jakub Szymczak, OKO.press: GUS podał dziś tylko swój szacunek wzrostu gospodarczego na cały rok. Skąd więc informacja, że możemy być na skraju recesji?

Adam Czerniak: Na podstawie danych rocznych i danych za pierwsze trzy kwartały 2019 roku, które już zostały opublikowane, można oszacować dane za czwarty kwartał.

Oficjalny szacunek za cały rok wynosi 4,0. W zależności od tego, czy jest to 4,04 czy 3,96, mamy dynamikę wzrostu PKB w czwartym kwartale pomiędzy 2,8 a 3,1 proc. [w stosunku do IV kwartału 2018 - przyp. OKO.press] To spadek tempa wzrostu w stosunku do III kwartału, kiedy wyniósł on 3,9 proc. Żeby oszacować, jak to wygląda w stosunku kwartalnym, musimy uwzględnić zmiany sezonowe, czyli to, że czwarty kwartał jest zwykle najlepszy w roku. Po oczyszczeniu z tych czynników wychodzi, że w stosunku do trzeciego kwartału 2019 mieliśmy spadek na poziomie ok. -0,5 proc., czyli dosyć silny.

Nawet jeżeli GUS zrewiduje te dane, jeżeli wpływ zmian sezonowych będzie mniejszy, to prawdopodobnie i tak skończymy na minusie, nawet przy przyjęciu maksymalnego pułapu 3,1 proc. wzrostu rok do roku.

Można się było tego spodziewać?

Nie, to jest zdecydowanie zaskakujące. Ja spodziewałem się dużo lepszego wyniku, zbliżonego do 4 proc. w IV kwartale 2019 w stosunku do IV kwartału 2018. Rynek prognozował nieco mniej, bo około 3,5 proc. – to wciąż więcej niż wychodzi z podanych dziś przez GUS danych.

Ale nikt nie zakładał, że w ujęciu kwartał do kwartału ta dynamika będzie ujemna.

Napływające dane miesięczne sygnalizowały, że mamy spowolnienie. Widać wolniejszy wzrost eksportu, nieco mniejszą dynamikę konsumpcji, ale nie aż tak mocno, jak wynika z danych w tej chwili. Interesująca będzie publikacja GUS w połowie lutego, gdy poznamy oficjalne szacunki kwartalne. Na ten moment wygląda to nieciekawie.

Jak często kwartalny wzrost gospodarczy w porównaniu do ubiegłego roku jest na minusie?

Ostatni raz mieliśmy z takim zjawiskiem do czynienia w czwartym kwartale 2012. Do recesji jednak wtedy nie doszło. Możliwość, że spadek utrzyma się także w pierwszym kwartale 2020 roku, oceniam na znacznie mniej niż 50 proc. Po takim tąpnięciu zwykle następuje odbicie, ale nie jest to regułą.

Ostatnie dane sygnalne z NBP pokazują ponadto, że przedsiębiorcy z dużą niepewnością patrzą na 2020 rok, mocno ograniczają inwestycje. Czwarty kwartał był dla inwestycji bardzo dobry – dane wskazują, że rosły w tempie około 7 proc. wobec trzeciego kwartału. Jeżeli one w pierwszym kwartale tąpną, to może nas zaskoczyć recesja.

Oczywiście to nie będzie recesja, w której wzrost PKB w skali całego roku będzie ujemny. Ale taka techniczna recesja (dwa kwartały spadku PKB z rzędu to właśnie definicja recesji technicznej) może rzeczywiście nastąpić.

Co by to oznaczało dla rządu?

Tego typu recesja oczywiście będzie uderzać w dochody podatkowe. Mniejszy wzrost gospodarki przekłada się na niższe wpływy. Napięty budżet państwa na 2020 rok, który zakłada brak deficytu, będzie mocno zagrożony. Rząd będzie musiał albo szukać dodatkowych dochodów, albo rewidować budżet, co zdarzyło się ostatnio właśnie w 2013 roku, gdy mieliśmy do czynienia z taką samą sytuacją. Wówczas rząd prognozował niezły wzrost gospodarczy w 2013, ale czwarty kwartał 2012 okazał się bardzo słaby. Ustawę budżetową znowelizowano.

Jak rząd może się uratować?

To paradoks, ale rząd w tej chwili ratuje wysoka inflacja.

To ona napędza nominalne przychody budżetu. Gdy rosną ceny, rosną również wpływy podatkowe. Sytuacja, w której będziemy mieli do czynienia z mocniejszym od prognoz tąpnięciem wzrostu gospodarczego przy równoczesnym, dużo wyższym od oczekiwań wzroście cen, powinno rządowi wystarczyć do tego, żeby ten budżet się spiął.

Ale wciąż jesteśmy w napiętej sytuacji, jeśli chodzi o budżet państwa. Plan wykonania budżetu jest bardzo optymistyczny, i gdyby wzrost siadł, rząd może mieć problem.

Jeżeli wejdziemy w recesję, nawet tylko techniczną – jak wpłynie to na pracowników?

To oznaczałoby bezpośrednie przełożenie na wzrost wynagrodzeń. W tej chwili pracodawcy i tak są już dotknięci podwyżką płacy minimalnej, wprowadzeniem Pracowniczych Planów Kapitałowych, które podnosi ich koszty. Jeżeli w międzyczasie ich obroty rosną wolniej, a w niektórych przypadkach spadają, to pole do podnoszenia płac się kurczy. Odbije się to na dochodach gospodarstw domowych.

Wzrostu bezrobocia się nie spodziewam, bo mamy na rynku pracy niedobory. To w niczym nie przypomina sytuacji z lat 2009-2010, kiedy pracodawcy mogli pozwolić sobie na zwolnienia.

Będzie dominować myślenie: teraz gospodarka zwolni, ale zaraz przyspieszy, a ja znów będę szukał pracownika miesiącami, więc lepiej go zostawić. Ale podwyżki mu nie dam.

Zagraża nam więc recesja techniczna, dwa kwartały z rzędu spadków. Ale głębokiej recesji nie musimy się obawiać?

Tego ani ja, ani żaden z moich kolegów po fachu nie oczekujemy. W otoczeniu gospodarczym Polski sytuacja nieco się poprawia. Niemcy były na skraju recesji, ale udało się jej uniknąć. Wskaźniki koniunktury sygnalizują, że dobrze nie jest, ale sytuacja się nie pogarsza. To samo dotyczy innych krajów strefy euro. Gospodarka USA też raczej osiągnęła już dno w tym cyklu i będzie się od niego odbijać. Zobaczymy, jak potoczy się historia z koronawirusem, bo to jest duże zagrożenie dla globalnej gospodarki. Nie wiemy teraz, czy rzeczywiście będzie miało to duży, negatywny wpływ na chińską gospodarkę. Na ten moment, poza mało prawdopodobnymi czarnymi scenariuszami, dużego zagrożenia spadkiem PKB w ujęciu rocznym nie widać.

Udostępnij:

Jakub Szymczak

Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.

Komentarze