0:000:00

0:00

Protesty, które wybuchły w październiku 2020 roku w reakcji na wyrok Trybunału Julii Przyłębskiej, zaostrzający ustawę antyaborcyjną, zaskoczyły nie tylko masową skalą, ale przede wszystkim niespotykanym wcześniej na polskich ulicach bogactwem wizualnych form. Tysiące własnoręcznie wykonanych banerów, plakatów, transparentów, kartonów wyrażało gniew, ale też kreatywność i poczucie humoru uczestniczek i uczestników demonstracji. Hasła, takie jak „Kot może zostać, reszta wypierdalać”, „Prosimy uciekać prędziutko” czy „Kuria mać!”, weszły do słownika kobiecej rewolucji obok „Nigdy nie będziesz szła sama”, „Myślę, czuję, decyduję” i „To jest wojna”.

O sztuce kobiecego protestu pisaliśmy w OKO.press, kiedy demonstracje jeszcze trwały na ulicach:

„W porównaniu z protestami pokolenia »Solidarności« w obronie sądów z lat 2016-2018, erupcja twórczości i kreatywności jest wręcz niebywała. Nad tłumami unosi się las haseł. Analogowy internet – co trzecia, czwarta osoba, czasem w parach, niesie swój bon mot na kartonie, czasem kawałku płótna. Jak wpis z FB czy Instagrama, który uciekł z ekranu”.

„NIEDZIELA CIĘ ZASKOCZY” to cykl OKO.press na najspokojniejszy dzień tygodnia. Chcemy zaoferować naszym Czytelniczkom i Czytelnikom „pożywienie dla myśli” – analizy, wywiady, reportaże i multimedia, które pokazują znane tematy z innej strony, wytrącają nasze myślenie z utartych ścieżek, zaskakują właśnie.

Przeczytaj także:

Duch czasu zapisany na kartonie

Jednym z pierwszych twórców, którzy dostrzegli artystyczny potencjał protestów, był fotografik Krzysztof Powierża. W piątek 30 października 2020 roku, w momencie kumulacji protestów, kiedy na ulice Warszawy wyszło blisko 200 tysięcy ludzi, Powierża zaczął zbierać porzucone na ulicach kartony i banery z myślą o ich zachowaniu i wykorzystaniu.

– To był najintensywniejszy dzień protestów, morze ludzi, starcia z policją, latające helikoptery, hałas. Demonstracje odbywały się w całym mieście. Cały czas byłem w ruchu, jeździłem na rowerze od akcji do akcji, czułem niepokój i ekscytację – wspomina fotografik.

– Myślałem już wcześniej, aby zbierać banery, interesowało mnie, jakie myśli ludzie zapisują na kartonach. Kiedy zobaczyłem, jak wiele osób po demonstracji pozostawia banery, uznałem, że zbiorę ich jak najwięcej.

Porzucone kartony artysta zbierał na Placu Wilsona, w Alejach Jerozolimskich i na Marszałkowskiej, koło budującego się Muzeum Sztuki Nowoczesnej. Pomysł, aby wykonać z nich kolaż, a następnie go sfotografować, powstał następnego dnia.

– Chciałem pokazać skalę protestu, pomyślałem, skoro mam tyle materiału, to dlaczego nie stworzyć pracy? Zafascynował mnie zapisany w nich duch czasu, realne wk...nie społeczeństwa.

manifestanci idą całą szerokością ulicy z transparentami
Demonstracja Strajku Kobiet w Warszawie 30 października w Warszawie. Fot. Mateusz Skwarczek / Agencja Wyborcza.pl

Obywatelska sztuka protestu ku pokrzepieniu

Kolekcję banerów Powierża uzupełniał w kolejnych dniach, jeżdżąc po znajomych. W ten sposób zebrał blisko 150 kartonów i plakatów. Następnie w wynajętym studiu fotograficznym z pomocą znajomych stworzył kolaż na ścianie i sfotografował.

W tej formie „Banery z Placu Wilsona” pojawiły się na stronie fotografika i w Instagramie. Zdjęcie przedstawia panoramę haseł z protestów, wykonanych różnymi technikami: długopisem, mazakiem, farbą, sprayem. Od tych najbardziej popularnych, jak „PiS OFF”, „Moje ciało mój wybór” i „Rewolucja jest kobietą”, przez dowcipy, kalambury i ulotne wiersze: „Jarek bije w szczepionkę”, „Don't duck with my freedom”, „Nawet mefedron ma lepszy skład niż rząd”, po czystą poezję: „Musimy być jak szalona rzeka”.

W grudniu 2020 roku Powierża zawiózł zebrane przez siebie banery do lubelskiej Galerii Labirynt na wystawę „Nigdy nie będziesz szła sama”, poświęconą demonstracjom Strajku Kobiet. Stały się częścią multimedialnej instalacji, pokazującej dokumentację październikowych protestów na polskich ulicach.

O wystawie, którą przygotowali kuratorzy Nadia Wójcik i Waldemar Tatarczuk, pisaliśmy w OKO.press:

„Jest to autentyczny przykład sztuki publicznej tworzonej oddolnie przez tysiące obywatelek i obywateli. Sztuka mas ku pokrzepieniu i radości serc strapionych autorytaryzmem państwa PiS-u”.

Cenzura prewencyjna w Cricotece

W maju 2021 roku kolaż Krzysztofa Powierży miał być pokazany w formie instalacji w Ośrodku Dokumentacji Sztuki Tadeusza Kantora Cricoteka w Krakowie na wystawie „Powaga sytuacji”, jednym z głównych punktów programu 19. Festiwalu Miesiąc Fotografii. Na wystawie, poświęconej formom sprzeciwu i protestu, miały być prezentowane prace takich artystów i kolektywów, jak m.in. Czarne Szmaty, Maurycy Gomulicki, Zbigniew Libera, Łódź Kaliska i Karolina Wojtas.

Trzy dni przed otwarciem, dyrekcja Cricoteki poinformowała organizatorów festiwalu, że nie zgadza się na prezentację pracy Krzysztofa Powierży.

- O problemie z banerami dowiedziałem się, kiedy po montażu wróciłem z Krakowa do Warszawy. Byłem zaskoczony, wcześniej pracownicy Cricoteki wyrażali zainteresowanie i entuzjazm. Jedna z osób związanych z instytucją mówiła mi, że widzi w „Banerach z Placu Wilsona” nawiązanie do estetyki protestowej z lat 80. - opowiada fotografik.

Dwa dni później artysta wziął udział w spotkaniu, na którym dyrektorka Cricoteki Natalia Zarzecka oficjalnie poinformowała o wycofaniu zgody na prezentację pracy.

– Na spotkaniu byli ci sami ludzie, z którymi wcześniej rozmawiałem, ale teraz zajmowali kompletnie inne stanowisko. Tłumaczyli, że Tadeusz Kantor był artystą apolitycznym. Różne dziwne argumenty, dosyć groteskowe. To był teatr, coś nie grało. Bardzo starali się uzasadnić sens tej decyzji, żeby nie sprawiać wrażenia, że ktoś im to kazał. Ale efektem było ośmieszenie instytucji.

pusta ściana w galerii
Pusta ściana w krakowskiej Cricotece po zdjęciu instalacji "Banery z Placu Wilsona" Krzysztofa Powierży. Fot. archiwum artysty.

Apolityczna sztuka pod patronatem PiS

Cricoteka podlega Urzędowi Marszałkowskiemu Województwa Małopolskiego, na którego czele stoi marszałek Witold Kozłowski z PiS.

Dyrektorka Natalia Zarzecka w swoim oświadczeniu powołała się na założyciela i patrona instytucji, reżysera i malarza Tadeusza Kantora:

„Kantor świadomie unikał bezpośredniego angażowania się w bieżącą rzeczywistość i odżegnywał od konfrontacyjnego języka. (...) Czasy opresji, najpierw faszystowskiej, potem komunistycznej, nauczyły go, że sztuka powinna pozostać wolna od ideologii. Taki też program Cricoteka realizuje po śmierci swojego założyciela, również w kontekście podejmowanej współpracy”.

Dyrektorka dodała, że Cricoteka jest instytucją publiczną, której program skierowany jest do całego społeczeństwa „nie zaś do wybranych grup”. Dlatego „instytucja odmawia uczestnictwa w przedsięwzięciach mogących pogłębiać podziały i eskalujących wrogość”.

Początkowo Cricoteka i Fundacja Sztuk Wizualnych, organizator Miesiąca Fotografii, planowały przeniesienie „Banerów z Placu Wilsona” do innej przestrzeni w mieście, jednak artyści biorący udział w wystawie „Powaga sytuacji” zagrozili wycofaniem swoich prac, jeśli instalacja Powierży zostanie usunięta z Cricoteki. W efekcie Joanna Gorlach i Tomasz Gutkowski, dwuosobowy zarząd MF, oraz Agnieszka Rayss, kuratorka „Powagi sytuacji”, podjęli decyzję o odwołaniu całej wystawy.

Zamiast uroczystego otwarcia festiwalu i wernisażu, przed Cricoteką odbyła się spontaniczna manifestacja przeciwko cenzurze, w której obok artystów udział wziął kolektyw „Czarne Szmaty” - druga ofiara cenzury prewencyjnej.

Ich planowany w ramach wystawy happening „Czerwony dywan”, polegający na grze z obiektem przypominającym flagę Polski oraz queerowaniu opresyjności policji, wzbudził wątpliwości Cricoteki i został odwołany, zanim jeszcze zdjęto pracę Powierży.

Zamiast „Czerwonego dywanu”, aktywistki zrealizowały akcję „Aresztowanie Cricoteki”. Przebrane w stroje policjantów, z doklejonymi wąsami, nadawały przez megafon policyjne komunikaty o cenzurze. Następnie na bulwarze pod Cricoteką ułożyły banery z hasłami: „Artystki decydują, co pokazują”, „Wasz lęk to wasza odpowiedzialność za nasze znikanie”, „Przyszłość i tak nadejdzie”.

Jak widać, decyzja Cricoteki, zamiast zablokować przekaz artystów, jeszcze go wzmocniła.

OKO.press prowadziło transmisję z protestu pod Cricoteką.

demonstranci trzymaja w rękach plakaty z hasłami w obronie kobiet
Protest przeciw cenzurze przed budynkiem krakowskiej Cricoteki 28 maja 2021. W środku: Krzysztof Powierża. Fot. Archiwum Protestów Publicznych
demonstranci trzymaja w rękach plakaty z hasłami w obronie kobiet
Protest przeciwko cenzurze przed budynkiem krakowskiej Cricoteki 28 maja 2021. Fot. Archiwum Protestów Publicznych

Banery z ulic do muzeów i galerii

„Banery z Placu Wilsona” wisiały w sali ekspozycyjnej Cricoteki pół dnia. Po zdjęciu instalacji została pusta ściana. Cztery paczki z kartonami, zapakowane w bąbelkową folię, wróciły do domu Krzysztofa Powierży, gdzie znajdują się do dzisiaj.

– Zastanawiam się nad przekazaniem tej pracy do muzeum, archiwum czy jakiejś kolekcji, aby ktoś o to zadbał – mówi fotografik, który obecnie mieszka i pracuje w Berlinie.

Są duże szanse, że praca Powierży znajdzie swoje miejsce. Banery Strajku Kobiet przeżywają życie po życiu. W przeciwieństwie do Cricoteki, wiele instytucji publicznych i prywatnych zbiera i prezentuje materialne ślady protestów Strajku Kobiet.

Pierwszą zbiórkę plakatów i transparentów ogłosił jeszcze w czasie trwania protestów Warszawski Strajk Kobiet. 30 października, tego samego dnia kiedy Krzysztof Powierża zbierał na ulicach swoje banery, pod Muzeum Sztuki Nowoczesnej nad Wisłą w Warszawie powstała instalacja „Las transparentów”, stworzona przez samych uczestników i uczestniczki demonstracji. - To akcja spontaniczna, muzeum jej nie organizuje – komentowała Joanna Mytkowska, dyrektorka MSN. I zapowiedziała, że muzeum skorzysta z okazji, żeby zarchiwizować historię protestów.

Zbiórkę banerów i plakatów z Trójmiasta zorganizowało także Muzeum Miasta Gdańska. Chyba największą kolekcję banerów, plakatów, memów, a nawet piosenek i świadectw uczestników i uczestniczek Strajku Kobiet zebrał Ośrodek „Brama Grodzka - Teatr NN” z Lublina. Na ich stronie można obejrzeć wirtualną wystawę „Kobiety. Rewolucja. Słowa 2020⚡️”.

Dokumentację fotograficzną protestów zawiera książka "Strajk" Rafała Milacha, fotografa i współtwórcy archiwum Protestów Publicznych. Grafikę na okładkę przygotowała Ola Jasionowska, autorka identyfikacji wizualnej Strajku Kobiet i protestowej czerwonej błyskawicy. Publikacja ma charakter interwencyjny i solidarnościowy. Część dochodu ze sprzedaży przeznaczona jest na rzecz organizacji walczących o prawa kobiet.

uczestnicy demonstracji ud z plakatami ulicą
Demonstracja Strajku Kobiet w Warszawie 30 października w Warszawie. Fot. Mateusz Skwarczek / Agencja Wyborcza.pl

Błyskawice, memy i waginy na kartonach

Na czym polegał fenomen wizualnych form protestu Strajku Kobiet?

– Mimo iż z imponującymi protestami mamy do czynienia regularnie od 2016 roku, protesty kobiet spowodowane wyrokiem Trybunału Julii Przyłębskiej wniosły na polskie ulice nową jakość – jakość radykalną, prześmiewczą, bogatą wizualnie i pełną gniewu wobec przemocowych rządów PIS – uważa Karolina Gembara, fotografka, członkini kolektywu Archiwum Protestów Publicznych, dokumentującego od 2019 roku wszelkie publiczne protesty i manifestacje.

– Hasła określane przez niektóre media jako wulgarne były oczywistą reakcją na nieskuteczność innych, wyważonych form sprzeciwu, ale także konsekwencją języka pogardy, stosowanego od lat wobec kobiet i innych wykluczonych grup. Łatwo się skupić na przekleństwach, ale poza nimi uczestniczki i uczestnicy protestów wykazali się niespotykaną kreatywnością — błyskawice, memy i waginy maszerowały dumnie na kartonach.

Był w tym świadomy performans młodego pokolenia, który szybko multiplikowal się w mediach społecznościowych i zachęcał do wciąż nowych pomysłów. Kobiety było widać i słychać

– mówi fotografka.

Materialne ślady protestów z 2020 roku trafiają do muzealnych kolekcji, ale nie odchodzą w przeszłość. Jak mówi Krzysztof Powierża, w każdej chwili można znów podnieść „Banery z Placu Wilsona” i wyjść z nimi na ulice. Nie straciły niestety aktualności.

;

Udostępnij:

Roman Pawłowski

publicysta, kurator teatralny, dramaturg. Absolwent teatrologii Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie, w latach 1994-2012 dziennikarz działu kultury „Gazety Wyborczej”. Laureat Nagrody im. Zbigniewa Raszewskiego dla najlepszego polskiego krytyka teatralnego (1995). Opublikował m.in. antologie polskich sztuk współczesnych „Pokolenie porno i inne niesmaczne utwory teatralne” (2003) i „Made in Poland. Dziewięć sztuk teatralnych z Polski” (2006), a także zbiór wywiadów z czołowymi polskimi ludźmi kultury „Bitwa o kulturę #przyszłość” (2015), wyróżniony nagrodą „Gazety Wyborczej” w Lublinie „Strzała 2015”. Od 2014 związany z TR Warszawa, gdzie odpowiada za rozwój linii programowej teatru oraz pracę z młodymi twórcami i twórczyniami.

Komentarze