Większe klasy bez dodatkowego wsparcia - tak można podsumować zmiany, które Anna Zalewska szykuje dla najmłodszych uczniów. W ten sposób minister chce walczyć ze zmianowością w polskich szkołach
Pierwsze trzy klasy podstawówki mogą liczyć maksymalnie 25 uczniów. Gdyby miało być więcej, dyrektor/ka szkoły musi podzielić klasę. Ma też drugie wyjście - zatrudnić asystentkę nauczycielki (ogromna większość zatrudnionych to kobiety), ale może tak zrobić tylko do limitu 27 dzieci . Czyli mamy klasy:
Tak było do tej pory.
Asystentki wprowadziła minister edukacji w rządzie PO-PSL, Joanna Kluzik-Rostkowska. W 2014 roku Sejm zdecydował, że będą wsparciem nauczycielek w prowadzeniu zajęć dydaktycznych, wychowawczych i świetlicowych. Było to spełnienie oczekiwań rodziców sześciolatków, których od września 2015 objął obowiązek szkolny. Obawiali się oni, że maluchy nie zostaną otoczone wystarczającą opieką.
Asystentki muszą mieć wykształcenie nauczycielskie i pedagogiczne. Są jednak zatrudnione na gorszych warunkach - wyjęte spod Karty Nauczyciela. Oznacza to, że dyrektor/ka może zatrudniać dodatkowe osoby do opieki nad maluchami bez limitu godzin tablicowych, który w nauczaniu początkowym wynosi 18 godzin (po 45 minut) tygodniowo. W praktyce oznaczało to pracę asystentek w kilku klasach.
Praca w parach (nauczycielka + asystentka) ma dodatkowa zaletę - przełamuje typową dla polskiej edukacji "samotność nauczyciela", niższy niż w innych krajach poziom współpracy, wymiany doświadczeń, pracy zespołowej.
Zmieniona w październiku 2017 roku ustawa o finansowaniu zadań oświatowych odebrała dyrektorom możliwość zatrudnienia asystentów w klasach 1-3. Osoby już są zatrudnione pozostaną w placówkach nie dłużej niż do 31 sierpnia 2020 roku.
Oczywiście, PiS wycofał się z obowiązku szkolnego dla sześciolatków, a wraz z tą decyzją zniknął główny powód wprowadzenia dodatkowej pomocy. Jednak oznacza to zagrożenie dla ogólnego trendu, jakim jest zmniejszanie wielkości oddziałów przypadających na jednego nauczyciela, a nie podnoszenie limitów.
Mimo to w projekcie rozporządzenia w sprawie szczegółowej organizacji publicznych szkół i przedszkoli, które pojawiło się na stronie MEN 29 stycznia 2018 roku, minister Anna Zalewska proponuje, żeby od września 2018, dyrektor miał obowiązek dzielić oddział dopiero powyżej dwóch dodatkowych uczniów.
A to w praktyce oznacza, że możliwe będzie tworzenie 27-osobowych klas.
Minister Anna Zalewska może w ten sposób próbować rozwiązywać problem zmianowości w polskich szkołach. Dorota Łoboda, działaczka edukacyjna i liderka ruchu „Rodzice przeciwko reformie edukacji”, mówi OKO.press: "Jeżeli zwiększymy limit uczniów w klasie, to możliwe będzie rozwiązanie dwudziestoosobowej klasy i rozdzielenie uczniów do klas równoległych. A mniejsza liczba klas, to mniejszy problem z organizacją pracy".
Polskie szkoły z problemem zmianowości borykają się od lat, ale zdaniem Łobody "nie tędy droga. Większa liczba dzieci w klasie, to mniej czasu nauczyciela dla każdego dziecka. W takiej sytuacji nie ma mowy o indywidualizacji pracy i podejścia do małego człowieka. W przepełnionych klasach gubi się także wszystkie te dzieci, które nie są tzw. średniakami. Chodzi zarówno o dzieci z trudnościami, jak i te ze szczególnymi zdolnościami.
Nauczyciel będzie zajęty głównie opanowaniem dużej grupy, a nie wychwytywaniem problemów czy obserwowaniem rozwoju uczniów i uczennic".
Na zmianowość nie ma prostej recepty. Sytuacja pogorszyła się, gdy w wyniku reformy edukacji szkoły podstawowe przyjęły klasy siódme. We wrześniu 2018 roku pojawi się kolejny rocznik.
Na tle krajów OECD Polska plasuje się poniżej średniej pod względem liczby uczniów w klasie (dane z raportu Education at Glance). W 2015 roku było to średnio 18 osób na oddział w szkole podstawowej. Średnia dla wszystkich krajów wynosiła - 21. Jednak walka ze zmianowością może to zmienić.
Dorota Łoboda mówi OKO.press: "Pamiętajmy, że w starszych klasach w ogóle nie ma limitów. Trzeba obserwować, czy szkoły, które borykają się z problemem zmianowości nie będą rozwiązywać klas i rozdzielać uczniów do równoległych oddziałów".
Takie praktyki mogą być premiowane. MEN szykuje bowiem przepisy, które będą wynagradzać szkoły, w których nie będzie systemu zmianowego. Chodzi o zmiany w sposobie naliczania subwencji. Oprócz walki ze zmianowością premiowana mają być też odpowiednie proporcje pomiędzy liczbą sal a liczbą uczniów. Póki co, MEN nie przedstawił konkretów.
Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.
Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.
Komentarze