0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Dawid Chalimoniuk / Agencja Wyborcza.pl *** Local Caption ***Fot. Dawid Chalimoni...

Obwieszczony przez Bogdana Święczkowskiego i podbity przez Jarosława Kaczyńskiego “zamach stanu” to już co najmniej czwarty pucz ogłoszony przez Prawo i Sprawiedliwość w ostatniej dekadzie. Na czym polega tym razem?

Otóż ni stąd, ni zowąd w środę 5 lutego prezes Trybunału Konstytucyjnego (oraz były poseł PiS i były zastępca Zbigniewa Ziobry) Bogdan Święczkowski ogłosił, że zawiadomił prokuraturę ws. zamachu stanu, który jego zdaniem trwa w Polsce od 13 grudnia 2023 roku, a jest kierowany przez “zorganizowaną grupę przestępczą” złożoną z "Prezesa Rady Ministrów, ministrów, Marszałka Sejmu, Marszałka Senatu, posłów i senatorów koalicji rządzącej, Prezesa Rządowego Centrum Legislacji, niektórych sędziów i prokuratorów oraz inne osoby”.

Osoby te, jak wskazuje w swoim zawiadomieniu Święczkowski, “działając w zorganizowanej grupie przestępczej, (...) mając na celu zmianę konstytucyjnego ustroju Rzeczypospolitej Polskiej oraz działając w celu usunięcia lub zaprzestania działalności (...) – Trybunału Konstytucyjnego oraz innych organów konstytucyjnych, w tym Krajowej Rady Sądownictwa i Sądu Najwyższego – podjęły, w porozumieniu z innymi osobami, działalność zmierzającą do urzeczywistnienia tychże celów przemocą oraz groźbą bezprawną (...)”.

Święczkowski poinformował również, że Michał Ostrowski, jego wieloletni podwładny w Prokuraturze Krajowej, a dziś zastępca Prokuratora Generalnego jeszcze z nominacji Zbigniewa Ziobry (w myśl znowelizowanych przez PiS przepisów można go odwołać tylko za zgodą prezydenta) wszczął śledztwo w tej sprawie. Satysfakcję z tego powodu wyraził prezes Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński, który podziela diagnozę swojego byłego partyjnego kompana Święczkowskiego:

mamy zamach.

Nazajutrz, w czwartek 6 lutego, Święczkowski wystąpił w radiu RMF FM, gdzie ubogacił słuchaczy kolejnymi rewelacjami. Stwierdził między innymi, że w zamachu stanu biorą udział również niesprecyzowane osoby z zagranicy, wkrótce na ulice zostanie wyprowadzone wojsko, ponieważ społeczeństwo masowo wyjdzie na ulice przeciwko puczystom, a szef puczu Donald Tusk to właściwie nowy Mussolini, choć tego Święczkowski ostatecznie nie przesądza.

„Widzę to tak” to cykl, w którym od czasu do czasu pozwalamy sobie i autorom zewnętrznym na bardziej publicystyczne podejście do opisu rzeczywistości. Zachęcamy do polemik.

Zamach stanu za 38 tys. miesięcznie

Zrekapitulujmy więc, jakie cechy ma obecnie państwo polskie według Święczkowskiego i Kaczyńskiego:

  • po pierwsze, trwa w nim zamach stanu, czyli, jak definiuje to kodeks karny w artykule 127, trwają działania „mające na celu pozbawienie niepodległości, oderwanie części obszaru lub zmianę przemocą konstytucyjnego ustroju Rzeczypospolitej Polskiej”;
  • po drugie, jest to kraj, w którym puczyści z sobie tylko znanych powodów przestrzegają prawa i nie odwołują przedstawicieli poprzedniej władzy z kluczowych wysokich stanowisk w prokuraturze;
  • po trzecie, zamach stanu nie wpływa na niezależne media o największych w Polsce zasięgach, które zapraszają dysydentów prześladowanych przez puczystów i dają im się swobodnie wypowiadać na temat przeprowadzanego przemocą zamachu;
  • po czwarte, dysydent Bogdan Święczkowski przez rok od początku zamachu przyjmował od puczystów pensję w podstawowej wysokości 35 tys. zł brutto. Pozostaje wyjaśnić w śledztwie prokuratorskim, czy w takim razie był z nimi w zmowie.

Jak wspomnieliśmy wcześniej, to już czwarty zamach proklamowany przez PiS w ostatnich latach (pierwszy był “pucz sejmowy” opozycji w 2016 roku), w tym, co ciekawe, wśród tych czterech przypadków znajdujemy jeden, w którym de facto sami się do zamachu przyznali.

Otóż 26 maja 2023 roku prezes Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński stwierdził, co następuje: “Uważamy, że po 2015 roku dokonaliśmy w Polsce zmiany ustroju”. Jako że PiS nigdy nie miał po 2015 r. większości konstytucyjnej wymaganej do korekty lub zmiany ustrojowej, należałoby więc uznać, że zmiana ustroju dokonała się bezprawnie, a jeśli bezprawnie, to z udziałem jakiegoś rodzaju przemocy.

Po raz trzeci zamach stanu prezes Kaczyński ogłosił w maju ubiegłego roku w Dąbrowie Białostockiej, no i po raz czwarty teraz, a nie można do końca wykluczyć, że jeszcze jakiś przewrót przegapiliśmy.

Przeczytaj także:

Cyniczni politycy jako dealerzy emocji

Wystąpienie Święczkowskiego to kolejny akt teatralizacji realnego i głębokiego sporu politycznego i ustrojowego w Polsce. Teatralizacji, której radykalnie groteskowa forma jest jednocześnie jakoś tam rozpaczliwie śmieszna, ale również skrajnie cyniczna i tym samym groźnie dysfunkcjonalna.

Sam spór jest oczywiście realny i jeśli mielibyśmy przyjąć rolę adwokatów diabła, beznamiętnie rekapitulując racje obu stron, można byłoby je przedstawić w dwóch zwięzłych streszczeniach.

Prawo i Sprawiedliwość twierdzi, że podczas swoich rządów dokonało za pomocą uchwalonych przez Sejm ustaw podpisanych przez prezydenta legalnych zmian instytucjonalnych dotyczących przede wszystkim Trybunału Konstytucyjnego, Krajowej Rady Sądownictwa i Sądu Najwyższego. I jeśli nawet konstytucyjność zmian była kwestionowana przez autorytety prawnicze i sądy międzynarodowe, formalnie nie zostały one definitywnie zakwestionowane i są obowiązującym ładem instytucjonalnym, którego należy przestrzegać.

Partie Koalicji 15 Października twierdzą natomiast, że podczas rządów Prawa i Sprawiedliwości doszło do uzurpacji i tylko pozornej legalizacji zmian instytucjonalnych, począwszy od obsadzenia trzech miejsc w Trybunale Konstytucyjnym nieuprawnionymi osobami, a na zmianach w Sądzie Najwyższym kończąc. Na rzecz swoich racji Koalicja ma konsensus większości środowiska prawniczego w Polsce, opinię Komisji Weneckiej dotyczącej zmian w TK oraz wiele wyroków Trybunału Sprawiedliwości UE oraz Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, które kwestionowały zmiany przeprowadzone przez PiS i powinny być zaimplementowane w polskim systemie prawnym.

Konflikt jest więc prawdziwy i fundamentalny, ale w poprawnie działającym i funkcjonalnym systemie demokratycznym powinien być możliwy do rozwiązania przynajmniej na tak podstawowym poziomie, by żadna ze stron nie kwestionowała legitymizacji systemu. Ale jak doskonale widać w przypadku formułowanych absurdalnych zarzutów o zamach stanu, w Polsce roku 2025 jest to całkowicie nierealne.

Jest to ponury paradoks, że po dwóch dekadach bezprecedensowego w historii Polski rozwoju, postępu cywilizacyjnego, gospodarczej prosperity i niemal czterech dekadach demokratycznych swobód, wyborów i rozwoju społeczeństwa obywatelskiego, Polska jest przedstawiana przez polityków jako państwo w zasadzie upadłe, albo – by odwołać się do słów Święczkowskiego w RMF FM – rodzaj afrykańskiej satrapii.

Jest to jednocześnie głęboko cyniczne.

Wszyscy aktorzy życia politycznego doskonale wiedzą, że nie żyjemy teraz, ani nie żyliśmy wcześniej, w rzeczywistości stanu wyjątkowego, tylko w bardziej lub mniej ułomnej demokracji, nawet jeśli władzę przejmuje partia o autorytarnym charakterze: mamy nieprzerwanie wolne wybory, media i wolność ekspresji choćby najgłupszych poglądów politycznych. Politycy pobierają pensje wypłacane przez tych lub owych „puczystów” i odgrywają role radykałów, warcząc na siebie, by następnie podać sobie ręce. Kłócą się do upadłego o kolejne zamachy, odmawiają sobie patriotyzmu, by po wyłączeniu kamer podziękować sobie za rozmowę.

Tak jak za rządów PiS część demokratyczno-liberalnych wyborców bywała zszokowana przykładami normalnych stosunków “naszych” polityków z “ich” politykami, tak dziś wyborcy PiS oglądający na ekranach ulubionej Telewizji Republika histeryczne czerwone paski o “zamachu stanu”, byliby zszokowani dobrymi relacjami niektórych “prześladowanych” z niektórymi “puczystami”.

Politycy sprzedają nam ekstremalne emocje, przekonani, że zadziała to na ich korzyść: będzie mobilizować i aktywizować elektorat, utrzymywać go w stanie ciągłego alertu. Niektórzy wskazują, że taka emocjonalna eskalacja może się źle skończyć i w końcu skoczymy sobie do gardeł. Ale jest jeszcze inny, tak samo groźny, a może nawet groźniejszy scenariusz: że w ciągu kilku lat zainteresowanie obywateli polityką zmieni się w obojętność, a dzisiejsze zaangażowanie w jutrzejszą apatyczną frustrację. A wtedy wyjałowiona polska przestrzeń publiczna zmieni się w idealne pole działania dla tych, którzy rzeczywiście chcą tu zrobić prawdziwy zamach stanu: Władimira z Moskwy i Aleksandra z Mińska.

;
Na zdjęciu Michał Danielewski
Michał Danielewski

Naczelny OKO.press, redaktor, socjolog po Instytucie Stosowanych Nauk Społecznych UW. W OKO.press od 2019 roku, pisze o polityce, sondażach, propagandzie. Wcześniej przez ponad 13 lat w "Gazecie Wyborczej" jako dziennikarz od spraw wszelakich, publicysta, redaktor, m.in. wydawca strony głównej Wyborcza.pl i zastępca szefa Działu Krajowego. Pochodzi z Sieradza, ma futbolowego hopla, kibicuje Widzewowi Łódź i Arsenalowi

Komentarze