0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Tomasz Pietrzyk / Agencja GazetaTomasz Pietrzyk / Ag...

Aktualizacja, poniedziałek godz. 18:00. Rodzinie zmarłego Bartka nie pozwolono na obejrzenie ciała przed sekcją zwłok. Prokurator powiedział posłowi Piotrowi Borysowi, że według ratownika z karetki medycznej, który przyjechała na wezwanie policjantów, Bartek, leżący na chodniku, już nie żył.

Wieczorem w niedzielę (8 sierpnia) w Lubinie (woj. dolnośląskie) trwały zamieszki pod komendą Policji. Demonstrujący obrzucili budynek kostką brukową, butelkami z benzyną, podpalili śmietniki. Policja odpowiedziała z użyciem broni gładkolufowej, armatek wodnych, gazu. W akcji brały udział oddziały specjalne wyposażone w sprzęt wojskowej klasy, w tym transporter opancerzony TUR. Ponad 40 osób zostało zatrzymanych.

Zamieszki wybuchły po demonstracji w hołdzie dla 34-letniego Bartka, który zmarł w piątek po interwencji Policji. W internecie są nagrania wideo, dokonane smartfonem przez rodzinę ukazujące fatalny przebieg interwencji najpierw dwójki policjantów, potem czwórki. Po około 20 minutach szarpania i przyciskania go do chodnika, Bartek nagle przestaje się ruszać.

W niedzielę pod komendę, nieopodal której doszło do śmierci Bartka, zebrało się kilkaset osób. Stanęli na chodniku naprzeciw wejścia do komendy. "Przyszliśmy tutaj, żeby zaprotestować przeciwko brutalności policji" - mówili. Część z przyniosła znicze. Inni skandowali: "Chodź, klęknij na mnie" i "j...ać policję". Krótko po rozpoczęciu protestu w stronę komendy poleciały jajka. A tłum zaczął krzyczeć: "Zawsze i wszędzie policja j...ana będzie" i "Mordercy".

Wkrótce po gwałtownej interwencji policji i rozpędzeniu protestujących, na miejscu był reporter OKO.press. Resztę wydarzeń relacjonował na żywo, mimo licznych prób uniemożliwienia interwencji prasowej przez funkcjonariuszy, także z użyciem przemocy i gróźb.

Na naszym profilu relację obejrzało ok. miliona odbiorców, którzy zostawili ponad 40 tys. komentarzy.

Borys: Dużo pytań do policji. Zabrakło też słowa "Przepraszamy"

Od początku w wyjaśnianie śmierci mężczyzny zaangażowany jest poseł Koalicji Obywatelskiej Piotr Borys, były wicemarszałek województwa dolnośląskiego. Lubin należy do jego okręgu wyborczego. O interwencję poselską zwróciła się do niego rodzina zmarłego. Był też w nocy pod budynkiem zdewastowanego komisariatu. Na naszej relacji odpowiada na pytania dziennikarzy od 56 minuty.

OKO.press rozmawia z nim w poniedziałek 9 sierpnia w jego biurze poselskim w Lubinie. Na półce stoi statuetka przekazana mu przez funkcjonariuszy z okazji lokalnego Święta Policji. Poseł dziękował tam za wzorowe zabezpieczanie Strajków Kobiet w mieście.

Maciek Piasecki, OKO.press: Co wiemy o tragedii w Lubinie? Policja odsyła jedynie do swojego komunikatu. Pan twierdzi, że wie więcej.

Piotr Borys, Koalicja Obywatelska: Wiemy, że pan Bartek zmarł bezpośrednio po interwencji. W szpitalu ustaliłem, że stało się to przed przywiezieniem do szpitala – to pierwszy fakt niezgodny z tym, co przekazała Policja. Wiemy, że to mama zadzwoniła prosząc o interwencję wobec swojego syna, który był osobą uzależnioną od narkotyków. Wcześniej leczył się, był w ośrodku. Wiemy na pewno, jak policja reagowała. Widać to na filmach publikowanych w internecie przez sąsiadów, jak również z kamery monitoringu, bezpośrednio naprzeciwko tego zdarzenia. Ma je rodzina. Z całą pewnością wynika z nich, że

policjanci siedzieli na Bartku, stosowali przyduszanie. Wiemy, że dwukrotnie Bartek tracił przytomność. Wiemy też, że nie między interwencją a przyjazdem karetki nie była podjęta akcja reanimacyjna.

Jak wyglądają pana działania w celu wyjaśnienia sprawy?

Dziś interweniowałem z ojcem Bartka w prokuraturze, aby rodzina mogła mieć bezpośredni kontakt z informacjami. Jutro [10 sierpnia] będzie przeprowadzana sekcja zwłok, może pomóc wstępnie odpowiedzieć na wiele wątpliwości. Wyjaśnienie prawdy leży także w interesie policjantów, bo mam pełne przeświadczenie, że ich intencją zatrzymania nie było spowodowanie śmierci.

Ale nie żyje człowiek.

To jest tragedia dla rodziny, ale też dla tych policjantów. Oni zapewne służyli przez lata i nie mieli wcześniej takich doświadczeń. Pytania są jednak bardzo trudne, Policja wraz z prokuraturą powinny jak najszybciej je wyjaśnić. Jedno z nich to to, jak policja obeszła się z mamą i ciocią Bartka bezpośrednio po zdarzeniu.

Zabrano im telefon siłą, wykręcając rękę cioci, nauczycielce z lubińskiej szkoły. To jest rodzina poszkodowanego, nagrania mogą być dowodem, ale dlaczego interweniuje się siłowo wobec kobiet, które przed chwilą straciły osobę najbliższą? Nie powoduje to zaufania, że działania prowadzone są obiektywnie.

Lokalna „Wyborcza” pisze, że pan Bartek był znany funkcjonariuszom. Mogli zatem widzieć, że będzie nadpobudliwy, nawet agresywny i odpowiednio do niego podejść.

Niezależnie od czyichś problemów, od tego, czy się leczy, to jest człowiek, który ma takie same prawa, jak my wszyscy. Rodzina mówi, że Bartek nie bywał agresywny, że próbował wyjść z nałogu. Mają ogromny wyrzut sumienia, że to oni zadzwonili na Policję w celu uzyskania pomocy, a syn nie żyje. Ale to jest czas, żeby sprawę ocenili eksperci, na razie nie przesądzając. Tylko prawda może to oczyścić.

Policja wydała jednak komunikat, który – jak pan mówi – jest niezgodny z faktami. To niedopatrzenie czy celowe zaciemnianie sprawy?

Nie chcę tego oceniać. Na pewno Komenda Wojewódzka Policji powiedziała coś, co nie było prawdziwe.

Gdy relacjonowałem atak na komendę policjanci wielokrotnie utrudniali mi pracę, siłą odpychali, grozili zatrzymaniem. Telefony rzeczników milczały. Jakby chcieli odwrócić oczy społeczeństwa od problemu.

Wydarzyło się coś bardzo złego. Zamieszki – kamienie, butelki, walka z policją broniącą komisariatu – to jest bardzo zła rzecz. Jednak pewne rzeczy się powtarzają: spójrzmy na to, co stało się po śmierci Igora Stachowiaka we Wrocławiu, na to, co zdarzyło się w Słupsku [kiedy Policja próbowała zatuszować okoliczności śmierci 13-letniego kibica, doprowadzając do zamieszek – przyp. aut.] i bardzo podobne przypadki innych osób, które giną na skutek interwencji Policji. Zawsze wywołuje to określone zachowania wśród osób, które oglądają filmy z tych zdarzeń. Zawsze dochodzi do eskalacji. Można przeciwdziałać, deeskalować.

Dało się deeskalować?

Byłem na samym początku zdarzeń pod komendą.

Gdyby wtedy wyszedł ktoś, powiedział „przepraszamy, zdarzyła się obiektywnie rzecz tragiczna, sprawa będzie wyjaśniona kompletnie transparentnie”, gdyby padło to słowo „przepraszam”, gdyby Policja wcześniej nawiązała kontakt z rodziną, która mogła zaapelować, by zgromadzeni pokojowo wrócili do domów…

Rodzina była na to gotowa, ale nikt nie podjął takiej rozmowy. To, co wydarzyło się później, wymknęło się spod kontroli. Wyjaśnienia wymagają też szczególnie zatrzymania 15-, 16-latków. Nie wiemy, czy te osoby tylko przechodziły, czy brały udział w zdarzeniach. Wiemy za to, że kazano dzieciom klęczeć. Trzeba to spokojnie wyjaśnić.

Dlaczego aparat państwa nie zadziałał właściwie?

Taka sytuacja mogła się wydarzyć wszędzie. Zdarzyła się w USA, zdarzała się w innych miastach w Polsce. Nikt nie ma złych intencji, ale czasem rzeczywistość powoduje tragiczne skutki. Trzeba wiedzieć, jak się zachować. Wtedy potrzebna jest pełna transparentność, prawda, pomoc rodzinie, próba dialogu i rozładowania agresji, narastających emocji. Ta sytuacja powinna dać wnioski na przyszłość.

Ale jak nie dopuszczać do sytuacji, kiedy ktoś ginie w rękach służb powołanych do zapewnienia bezpieczeństwa?

Na przykład wyszkolenie policjantów jak postępować z osobami pobudzonymi, które mogą być agresywne – żeby stosowali najpierw gaz i kajdanki, a nie podduszanie. Warto, by przechodnie wiedzieli, jak się zachować. Także rodzice, którzy widzą niepokojące sygnały u swoich dzieci, choć oczywiście nie mają pełnego wpływu na ich zachowania.

Co powinien zrobić wicepremier ds. bezpieczeństwa Jarosław Kaczyński, rząd, sejm?

Przyglądam się tym sprawom dopiero od kilku dni, ale to moje pierwsze wnioski:

• jeżeli osoba wychodzi z leczenia związanego z nałogami, powinna być jej zapewniona pomoc terapeutyczna, aby osoba nie trafiła od razu do swojego dawnego środowiska.

• przeszkolenie policji, jak reagować, a jak nie reagować – jak mając dobre intencje używać środków przymusu bezpośredniego tak, aby pomóc

• zapewnienie pomocy prawnej i psychologicznej najbliższym, gdy dochodzi do tragedii

• jeśli dochodzi do eskalacji tak, jak w Lubinie, potrzebni są mediatorzy, którzy odpowiednio zminimalizują napięcia.

Trzeba podejść do tego systemowo. Nie wiem, czy ktoś to analizuje. Będziemy o tym rozmawiać w tym tygodniu w Sejmie.

Rządy PiS pogłębiły problemy w Policji? Część naszych czytelników wskazuje, że za rządów Platformy też dochodziło do tragicznych policyjnych nadużyć.

Policja potrzebuje stałego wsparcia. Jest wiele wakatów. A tam powinny trafiać osoby najlepsze, mające znakomite predyspozycje fizyczne i psychiczne, przygotowanie, wyszkolenie, odporność. Policja to jedna z najpoważniejszych służb zaufania publicznego. Nie ma znaczenia kto kiedy rządzi, nie chcę oskarżać PiS-u, chodzi o to, by znaleźć rozwiązania systemowe w tej sytuacji. Być może będzie to wymagało zadania pytań wicepremierowi Kaczyńskiemu, osobom odpowiedzialnym za polską Policję.

Te wydarzenia zostawią rysę na życiu społeczności miasta?

Z zaufaniem jest tak, jak z lasem. Rośnie latami, a pali się chwilę. Trzeba to wyjaśnić, aby odbudować poczucie bezpieczeństwa.

Udostępnij:

Maciek Piasecki

Maciek Piasecki (1988) – studiował historię sztuki i dziennikarstwo na Uniwersytecie Warszawskim, praktykował m.in. w Instytucie Kultury Polskiej w Londynie. W OKO.press relacjonuje na żywo protesty i sprawy sądowe aktywistów. W 2020 r. relacjonował demokratyczny zryw w Białorusi. Stypendysta programu bezpieczeństwa cyfrowego Internews.

Komentarze