0:00
0:00

0:00

„Mnie dzisiaj, teraz, w najbliższych tygodniach interesuje to, żeby dotrzeć do jak największej liczby osób z prospołecznym, wolnościowym programem. Żeby przekonać ich do tego, że nie są skazani na wybór: albo kandydaci rządowi, albo Mentzen bis, czyli pan Nawrocki” – mówi w rozmowie z dziennikarkami OKO.press Adrian Zandberg.

Zandberg chce być alternatywą nie tylko dla kandydatów partii Tuska i Kaczyńskiego, ale również dla osób, które skłaniały się do głosowania na Sławomira Mentzena. Dlatego kandydat dystansuje się dziś od takich określeń jak „lewica” czy „prawica” – chce przyciągnąć niezadowolonych różnych barw.

Obecnie sondaże dają Zandbergowi średnio 4,4 proc. (za portalem eWybory). W sondażu pracowni Opinia24 dla TVN24 poparcie dla Zandberga zadeklarowało 5 proc. osób, tyle samo poparcia ma jego partia. Gdyby taki wynik utrzymał się do wyborów, faktycznie oznaczałoby to, że Zandbergowi udało się przyciągnąć wyborców, którzy dotąd na Razem nie głosowali.

Ostateczne rozejście się z Nową Lewicą

Start Adriana Zandberga ma jednak dodatkowy wymiar polityczny. To przypieczętowanie rozbratu Razem z Nową Lewicą, która jako kandydatkę w wyborach wystawiła Magdalenę Biejat, współzałożycielkę, a do grudnia 2024 także członkinię i współprzewodniczącą Razem. Starcie byłych partyjnych współpracowników i liderów to pojedynek dwóch wizji lewicowej polityki.

Biejat zdecydowała się opuścić Razem i pozostać w klubie Nowej Lewicy, który współtworzy rząd Donalda Tuska, bo wierzy, że w koalicji z liberałami da się realizować prospołeczne postulaty. Zandberg i Razem z klubu wyszli, by stać się w końcu pełnoprawną opozycją wobec rządu, który w ich ocenie zajmuje się rozmontowywaniem usług publicznych i przydzielaniem stołków działaczom.

W rozmowie z dziennikarkami OKO.press Zandberg zapowiada, że w 2027 roku Razem wystartuje do parlamentu samodzielnie. W 2015 roku debiutancki start Razem był jedną z głównych przyczyn tego, że lewica znalazła się poza Sejmem, bo głosy lewicowych wyborców się podzieliły. Porażkę lewicy przypieczętował strategiczny błąd liderów ówczesnego SLD, którzy zdecydowali o starcie z koalicyjnego komitetu wyborczego, co podwyższyło próg do 8 proc. Razem zdobyło wtedy 3,62 proc. głosów, a SLD – 7,55 proc.

Teraz Razem obrało kurs na bycie opozycją wobec wszystkich dominujących sił politycznych.

„Podstawy błąd, który popełniliśmy, polegał na tym, że zbyt późno przeszliśmy do jednoznacznej opozycji wobec tego rządu. Konfederacja miała bardzo długi rozbieg, kiedy dla setek tysięcy, milionów ludzi była identyfikowana jako jedyna opozycja, inna niż PiS wobec tego rządu” – mówi OKO.press Zandberg.

Przeczytaj także:

Skąd pieniądze na zdrowie? Legalna marihuana?

Dominika Sitnicka i Agata Szczęśniak pytają Zandberga, jakie są strategiczne cele startu w wyborach. Co planuje partia Razem? Gdzie chce łowić wyborców? I co jego zdaniem wydarzy się w polskiej polityce w ciągu najbliższych dwóch lat, które dzielą nas od wyborów parlamentarnych.

Zandberg krytykuje podjęcie obecnego rządu do ochrony zdrowia, więc mówimy mu: „sprawdzam”. Pytamy, skąd brać środki na system ochrony zdrowia? Czy chciałby podnieść składkę zdrowotną? Czy prowadzi nagonkę na lekarzy? Czy walka z zamykaniem porodówek na pewno ma sens?

Rozmawiamy też o tym, jak powinna wyglądać polska polityka migracyjna, czy należy zalegalizować w Polsce sprzedaż marihuany i z kim z politycznych oponentów byłby gotowy współpracować.

Poniżej przytaczamy fragment wywiadu, który w całości obejrzeć można na Youtube, Spotify i w Apple Podcasts.

„Nasi wyborcy to niekoniecznie wyborcy ś.p. komitetu Lewica”

Plan Razem jest taki, że rośniecie na sentymencie antyrządowym, na zniechęceniu wobec rządu Donalda Tuska i w 2027 startujecie jako samodzielny komitet? I wykręcacie wynik taki jak Konfederacja. Albo lepszy. Czy taki jest plan?

Jest to dosyć naturalny plan. Nie trzeba być szczególnie przenikliwym analitykiem, żeby uznać go za domyślny.

Czyli samodzielny start partii Razem w najbliższych wyborach parlamentarnych?

Tak, na to się nastawiamy. Natomiast tu i teraz walczymy o jak najwięcej głosów w tych wyborach, które są przed nami. One są ważne dlatego, że będą ustawiały scenę polityczną na przyszłość. Myślę, że bardzo długo było tak, że w Polsce partie duopolu miały poczucie, że muszą się kłaniać i starać się o głosy wyborców skrajnie prawicowych, nacjonalistycznych, wyborców ostro neoliberalnych. A głosami wyborców postępowych, prospołecznych można się było nie przejmować. Nie starać się o nie. I myślę, że to wynikało w dużym stopniu z tego, jak wyglądał też rozkład głosów w wyborach parlamentarnych.

A nie boi się Pan, że właśnie taki będzie tutaj scenariusz? Trudno w kilka tygodni, miesięcy kampanii coś zmienić. To jest walka o zmianę świadomości społecznej, o przekonanie do siebie wyborców, którzy są dość mocno prawicowo nastawieni. Bo ci, którzy autodefiniują się jako lewicowi, głosują na Koalicję Obywatelską. Gdzie pan teraz łowi?

Powiem szczerze, że jestem zdystansowany wobec tych etykietek lewicowy wyborca, prawicowy wyborca. Kiedy rozmawiam z tymi ludźmi, którzy przychodzą na nasze spotkania otwarte, to naprawdę niekoniecznie są to byli wyborcy świętej pamięci komitetu Lewica. Bardzo często są to na przykład ludzie, którzy dopiero idą pierwszy raz, drugi raz zagłosować.

Wiele razy spotykałem osoby, które kiedyś głosowały na PiS, a potem się PiS-em rozczarowały. Kiedy przyszły czasy Mateusza Morawieckiego, kiedy patrzyli na to obsceniczne rozkradanie państwa. Mieli poczucie, że oni z tym nie chcą mieć nic wspólnego. Teraz się zastanawiają, na kogo zagłosować.

Albo na przykład uwierzyli Tuskowi, jak mówił przed poprzednimi wyborami, że skończy z traktowaniem państwa, jakby to była nagroda, którą mogą rozdać między siebie ci, którzy wzięli władzę. No i się boleśnie rozczarowali, bo okazało się, że Tusk wskoczył po prostu w buty Kaczyńskiego. I też rozglądają się, zastanawiają się, komu oddać swój głos.

Bardzo często słyszę: ja co prawda nigdy nie myślałem, że jestem lewicowy, ale z tym, co Pan mówi w tej, w tej, w tej sprawie się zgadzam. Czyli na przykład zarządzanie majątkiem publicznym. Czyli na przykład duże publiczne inwestycje. Czyli na przykład zwiększenie nakładów publicznych na ochronę zdrowia i twarde rozdzielenie publicznego i prywatnego w tym sektorze. Konkretne rozwiązania, czyli na przykład postawienie na miks energetyczny w istotnym stopniu oparty o bloki jądrowe.

Bo o tym rozmawiamy. O sprawach, od których będzie zależała przyszłość Polski za 10, za 15, za 20 lat. I mam poczucie, że etykietki zaczynają dla ludzi naprawdę mniej znaczyć, niż odpowiedź na pytanie, w jakiej chcą żyć Polsce. I ja mam też bardzo silne przekonanie, że jeżeli chcemy w Polsce mieć politykę, która jest prospołeczna i wolnościowa zarazem, to musimy mówić zupełnie inaczej i szerzej, niż dotąd robiły te siły polityczne, które prospołeczną i wolnościową agendę przynajmniej teoretycznie przedstawiały.

A nie przedstawiały takiej agendy? Miałam wrażenie, że Razem udało się zdominować program wyborczy SLD, a później Nowej Lewicy. On był mocno prospołeczny. To, jaki miał obraz w mediach, że był głównie kojarzony z postulatami dotyczącymi praw osób LGBT, czy z aborcją, jest trochę obok tego tematu.

Zgadzam się. Nawet powiem więcej. Uważam, że w 2023 roku szliśmy z bardzo dobrym programem wyborczym. Jest tylko jeden mały szkopuł. On nie jest realizowany.

Pan go bardziej realizuje?

Myślę, że nie da się go realizować mniej niż ten rząd. Przepraszam. Mówimy o rządzie, który przegłosował 20-miliardowy deficyt publiczny na ochronie zdrowia, a na dokładkę dowalił kolejne 6 miliardów wyjęte z systemu.

(...)

W ostatnich wyborach, tych w 2023, Lewica startująca wspólnie zdobyła niecałe 9 proc. głosów. Teraz poparcie dla pana i dla Magdaleny Biejat nie składa się nawet na to 9 proc., a jednocześnie to, co głosicie, jest bardzo podobne. Miałybyśmy problem z pokazaniem postulatów, które są wyraźnie sprzeczne. Czy ta strategia, którą Pan prezentuje, tak naprawdę nie doprowadzi do zmniejszenia poparcia dla lewicy przez podział?

Wydaje mi się, że łowienie w coraz bardziej wysychającym, mniejszym jeziorku, które nazywa się Byli Wyborcy Komitetu Lewica, jest drogą do śmierci. My potrzebujemy dla prospołecznej wolnościowej polityki w Polsce zdobyć głosy ludzi, którzy dotąd zupełnie nie rozważali głosów na tamten komitet. Inaczej po prostu nie będzie reprezentacji takich poglądów w polskim parlamencie i w polskim rządzie.

To, co jest dzisiaj moim zdaniem największym zadaniem, to dotarcie tam, gdzie są niezadowoleni z tej władzy.

Bo to tam są ludzie, których interesy jako pracowników, jako pacjentów, jako emerytów, jako lokatorów są naruszane przez politykę realizowaną przez ten rząd. I naszym zadaniem jest mobilizowanie ich do tego, żeby poszli na wybory i żeby mieli po co pójść na wybory. Wrócę klamrą do pytania, od którego zaczęliśmy: właśnie po to startuję.

;
Na zdjęciu Dominika Sitnicka
Dominika Sitnicka

Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.

Na zdjęciu Agata Szczęśniak
Agata Szczęśniak

Redaktorka, publicystka. Współzałożycielka i wieloletnia wicenaczelna Krytyki Politycznej. Pracowała w „Gazecie Wyborczej”. Socjolożka, studiowała też filozofię i stosunki międzynarodowe. Uczy na Uniwersytecie SWPS. W radiu TOK FM prowadzi audycję „Jest temat!” W OKO.press pisze o mediach, polityce polskiej i zagranicznej oraz prawach kobiet.

Komentarze