0:000:00

0:00

Nie ma powodu, by prezes spółki zarabiający milion rocznie płacił 19 proc., a ktoś zarabiający wielokrotnie mniej - 60 proc.
PÓŁPRAWDA Kowalczyk mówi prawdę i nieprawdę jednocześnie
Wywiad PAP,10 października 2016

Sprawa, o której mówi minister, dotyczy tego, ile podatków płaci „przeciętny prezes”. Według Kowalczyka mniej niż księgowa firmy prezesa a nawet jego sprzątaczka .

„Prezes” nie jest stanowiskiem w sensie prawa pracy, ale funkcją w rozumieniu kodeksu spółek handlowych (stąd prezesa się „powołuje”, a nie po prostu zatrudnia). Stosunek pracy jest osobnym bytem prawnym i można teoretycznie piastować funkcję prezesa i nie otrzymywać żadnego wynagrodzenia nie będąc na etacie.

Piszemy cały czas "prezes", a nie "prezeska", bo jest to rola społeczna silnie zmaskulinizowana. Niektóre kraje próbują temu przeciwdziałać wprowadzając nawet kwoty płci - wymóg 40 proc. kobiet w radach nadzorczych w Norwegii nie przełożył się jednak na zwiększenie liczby prezesek.

Przeczytaj także:

Zamiast umowy o pracę

Minister ma jednak prawdopodobnie na myśli sytuację najbogatszych szefów spółek. Ci w pracują na podstawie różnych umów – zleceń, kontraktów i opcji menadżerskich, ale najczęściej są to jednak umowy o pracę. Zazwyczaj przy wyborze rodzaju stosunku pracy zarząd i rada nadzorcza kierują się tym, aby koszty dla firmy były jak najmniejsze - a więc także wysokością danin i składek. Jeśli jednak firmy stosują „kreatywne” metody opłacania wierchuszki, mogą liczyć się z organami skarbowymi. To, jakie podatki i daniny potrąca się z pensji prezesa jest przedmiotem interpretacji Urzędów Skarbowych. Według prawa członkowie zarządu muszą odprowadzać standardowy podatek PIT z dochodu niezależnie od jego podstawy. Nieco inaczej rozlicza się składki (pasjonatom prawa podatkowego polecamy ten artykuł).

Przez lata popularną praktyką było jednak „zatrudnianie” na podstawie umów cywilno-prawnych. Przy taki (fikcyjnym) rozwiązaniu szef spółki X bierze pieniądze w ramach kontraktu, jaki spółka X zawarła z firmą zewnętrzną Y (w której prezes ma udziały) lub na podstawie działalności gospodarczej, na firmę prezesa. W takiej sytuacji prezes płaci jednolitą stawkę - CIT, która wynosi 19 proc.

Takie praktyki są jednak zabronione i zwalczane, tak więc biznesmeni, którzy to robią muszą się liczyć z karą. Sęk w tym, że urzędy skarbowe statystycznie rzadziej kontrolują zwłaszcza mniejsze firmy. Szansa na uniknięcie konsekwencji jest więc duża.

Popularne jest też wynagradzanie prezesa pakietem akcji firmy. Przychód z tego tytułu a także następne dochody kapitałowe z tych akcji (o ile ich notowania się poprawiają) oprocentowane są na poziomie 19 proc. Podobnie nisko opodatkowane są inne dochody z kapitału (np. odsetek bankowych, czy wynajmowania posiadanych nieruchomości).

Jest to jedno ze źródeł powiększających się różnic majątkowych między ludźmi, opisanych w słynnej książce Thomasa Piketty'ego "Kapitał w XXI wieku". Dochody z kapitału rosną szybciej niż dochody z pracy.

Prezes jest dla firmy tańszy niż sprzątaczka

Zupełnie co innego ma na myśli Kowalczyk mówiąc o 60 proc. "podatku zwykłego pracownika" (co nie świadczt najlepiej o precyzji myśli ministra). Idzie tu o łączny koszt pracy, który ponosi zarówno pracownik, jak pracodawca, w tym ogół składek - zdrowotnych, emerytalnych i dodatkowych kosztów pracodawcy (np. funduszu płac).

Przy pensji netto 3500 zł pracodawca wydaje ok. 6000 zł, a więc ponad 40 proc. więcej niż dostaje pracownik. Rzecz w tym, że im pensja jest wyższa, tym procentowa wartość składek i podatków jest proporcjonalnie niższa.

Na przykład składki emerytalne przy wysokich zarobkach mają górną granicę "trzydziestokrotności prognozowanego przeciętnego wynagrodzenia miesięcznego w gospodarce narodowej na dany rok kalendarzowy", jeśli prezes zarobi więcej ZUS przestaje pobierać środki. To właśnie oznacza określenie „degresywność” w odniesieniu do polskiego systemu podatkowego. to daje

Życie na firmę

To nie wszystko.

Z firmy, którą właścielsko kontroluje prezes można wyprowadzić pieniądze na inne sposoby, unikając opodatkowania. Tego typu metody są znane i znajdują się np. w dostępnych publicznie ofertach usług radców prawnych. Popularną praktyką jest „wrzucanie w koszta” firmy dóbr i usług, z których korzysta się prywatnie. Wachlarz jest szeroki: od nieruchomości, przez remonty, po auta i benzynę.

Autor tego artykułu był świadkiem sytuacji, kiedy przedsiębiorca brał fakturę na kwiaty kupione żonie na dzień kobiet.

W wyniku takich praktyk budżet państwa traci.

Coś, co jest dochodem i powinno być oprocentowane tak, jak zarobki innych obywateli staje się przywilejem pomysłowych biznesmenów i biznesmenek.

To wszystko ma się na myśli mówiąc, że „prezes płaci niższe podatki niż jego sekretarka". Termin do obiegu wprowadził amerykański miliarder, spekulant giełdowy Warren Buffett. Był to jaskrawy przykład niesprawiedliwości, który według niego pokazywał, że należy zmienić amerykańskie (i światowe) prawo podatkowe. Wbrew interesom prezesów, w tym Buffeta.

Udostępnij:

Filip Konopczyński

Zajmuje się w regulacjami sztucznej inteligencji, analizami polityk cyfrowych oraz badaniami biznesowego i społecznego wykorzystania nowych technologii. Współzałożyciel Fundacji Kaleckiego, pracował w IDEAS NCBR, NASK, OKO.press, Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Publikował m.in. w Rzeczpospolitej, Gazecie Wyborczej, Polityce, Krytyce Politycznej, Przekroju, Kulturze Liberalnej, Newsweeku czy Visegrad Insight. Prawnik i kulturoznawca, absolwent Uniwersytetu Warszawskiego.

Komentarze