Kobiety mają szansę zmienić wynik wyborów do PE i politykę europejską. Od ich mobilizacji zależy, czy do PE dostaną się ludzie, którzy zadbają o ich prawa, prawa mniejszości, politykę klimatyczną i migracyjną. Akcja "Los Kobiet Głos Kobiet" ma im to uświadomić. Sprawdzamy sondaże: faktycznie Polki są bardziej za demokracją niż Polacy. I głosują mądrzej
"Głos w wyborach wprost przekłada się na los kobiet: czy będą mogły decydować o własnym ciele, będą miały dostęp do antykoncepcji. Czy będą miały godne płace, bez dyskryminacji ze względu na płeć? Czy rządy i Unia Europejska zadbają o jakość powietrza i stawią czoła wyzwaniom, jakie niosą ze sobą zmiany klimatu? Czy będziemy żyć w świecie, który potrafi postawić tamę dla homofobii, nacjonalizmu i deptania praw kobiet?"
W taki sposób aktywistki i aktywiści z Akcji Demokracja zachęcają kobiety do udziału w wyborach do Parlamentu Europejskiego. W niedzielę 19 maja o godz. 13.00 w Warszawie pod pomnikiem Kopernika odbędzie się happening. Głos zabiorą działaczki na rzecz klimatu, praw kobiet, praw osób LGBTQ, praw pracowniczych, antyfaszystki. Analogiczne wydarzenia odbędą się w kilkunastu innych polskich miastach, m.in. Częstochowie, Olsztynie, Krakowie, Lublinie.
Akcja Demokracja szykuje też wideo kobiet. By się w nim znaleźć wystarczy zrobić sobie zdjęcie z plakatem promującym akcję "Los Kobiet Głos Kobiet" (plakat dostępny jest w weekendowym wydaniu Gazety Wyborczej oraz w dobrej rozdzielczości na stronie fundacji) i wysłać formularzem ze strony https://wyboryue.akcjademokracja.pl
Zdjęcie można też zamieścić w mediach społecznościowych z hasztagiem #LosKobietGlosKobiet i oznaczeniem @akcjademokracja
Inicjatywa Akcji Demokracja odbywa się w ramach szerszego europejskiego ruchu - Yes to Change. Zamysł jest taki, by zmobilizować do głosowania w wyborach do Parlamentu Europejskiego jak największą ilość osób, dla których ważna jest walka o klimat, prawa mniejszości, prawa kobiet, prawa pracownicze.
Wysoka frekwencja progresywnie zorientowanych obywateli UE ma zminimalizować wynik wyborczy ruchów narodowo-radykalnych, mniej lub bardziej otwarcie faszyzujących.
"Europa obrała zły kurs, ale warto walczyć o lepszą Europę. Tylko jednocząc się, będziemy w stanie odeprzeć siłę skrajnej prawicy, ograniczyć kontrolę korporacyjną, naprawdę zająć się kryzysem klimatycznym oraz dyskryminacją i łamaniem praw, czy to związanym z prawami kobiet, czy imigracją".
W niedzielę 19 maja w Berlinie, Frankfurcie, Kopenhadze, Wiedniu, Budapeszcie, Bukareszcie i kilkudziesięciu innych europejskich miastach odbędą się związane z tym wydarzenia. Zazwyczaj będą przybierały formę spotkania z kandydatami do Parlamentu Europejskiego i otwartych koncertów.
Polską inicjatywę w ramach Yes To Change wyróżnia to, że jako jedyna skierowana jest wprost do kobiet. Dlaczego?
Weronika Paszewska, dyrektorka i założycielka Akcji Demokracja: "Skierowaliśmy akcję do kobiet, żeby uhonorować te wszystkie ruchy, aktywistki, które w Polsce działają i odegrały tak wielką rolę. Ale też z badań wiemy, że to kobiety najczęściej głosują na progresywne partie, kandydatów i kandydatki. Dlatego są naturalnymi sojuszniczkami kluczowych spraw, o które walczymy".
Ogromne różnice w preferencjach wyborczych Polek i Polaków nie są tajemnicą. W lutym 2019 OKO.press zrobiło sondaż, z których wynikało, że Sejm wybierany tylko przez kobiety wyglądałby zupełnie inaczej, niż Sejm mężczyzn.
Tak wyglądałby rozkład miejsc w Sejmie kobiet:
Jak widać, Sejm kobiet byłby zdominowany przez blok demokratyczny (KE + Wiosna) z 257 mandatami i mocną opozycję PiS (189 mandatów). Kukiz'15 w postaci szczątkowej (13 mandatów), narodowców nie ma wcale.
Tymczasem Sejm mężczyzn byłby taki:
Sejm według mężczyzn daje PiS nieco mniej (174 mandaty) kosztem dwóch prawicowych skrajności: narodowo-populistycznego Kukiz'15 (41) i narodowo-radykalnych konserwatywnych libertarian spod znaku Konfederacji (47). Te trzy ugrupowania uzbierałyby bezpieczne koalicyjne 262 mandaty, ale rządzić mogliby tylko razem.
Czytaj więcej:
Jeszcze wyraźniejszy podział występuje wśród kobiet i mężczyzn wśród najmłodszych wyborców. W kwietniowym sondażu Kantaru dla "Gazety Wyborczej" powiększono próbę osób w wieku 18-30 lat do 788 badanych (cała próba wyniosła 1600 osób), co pozwoliło na głębszą analizę.
Zarówno w Sejmie kobiet jak i mężczyzn duopol KE-PiS ustępuje miejsca innym ugrupowaniom. Sejm kobiet jednak jest demokratyczny i rządzi nim koalicja Wiosny i KE...
... z kolei w Sejmie mężczyzn narodowo-radykalny sojusz Konfederacji i PiS.
Znaczące były też różnice aktywności społecznej.
Wśród młodych mężczyzn aż 40 proc. odpowiedziało, że w nic się nie angażuje. Wśród kobiet było to tylko 17 proc.
Kiedy już się włączają w jakieś inicjatywy to kobiety wybierają ruchy progresywne, walczące o ich prawa; mężczyźni - narodowe. Różnice w poparciu dla związków partnerskich, małżeństw jednopłciowych, czy aborcji na żądania sięgają kilkudziesięciu procent ze wskazaniem na kobiety.
Z badań "Wyborczej" wynika też, że młode kobiety w porównaniu z młodymi mężczyznami:
"Wyborcza" tłumaczy te różnice znacznie lepszym wykształceniem kobiet, a także frustracją młodych mężczyzn wynikającą z ich …. samotności i braku partnerek.
Singielek w wieku do 30 lat jest 20 proc., męskich singli aż 47 proc.
Bardzo możliwe, że dużą rolę w "społecznym przebudzeniu" młodych kobiet odegrała próba odebrania im resztek wyboru, czyli ustawa o całkowitym zakazie aborcji. Sukces Czarnego Marszu był tym większy, że to jedyny przypadek w ostatnich latach zatrzymania działania rządu, które odbyło się siłami samej ulicy. Zaostrzenie tzw. ustawy antyaborcyjnej odbywałoby się w polu, na którym jak na razie organy Unii Europejskiej nie mają ostatniego słowa. Nie doszłoby więc do takiej interwencji jak w sprawie wycinki Puszczy Białowieskiej, czy w kwestiach sądownictwa.
Na fali tego sukcesu w siłę urosło wiele organizacji jak chociażby Ogólnopolski Strajk Kobiet (w sondażu Wyborczej aż 45 proc. badanych kobiet zadeklarowało, że z tą organizacją się utożsamia). Ruch na rzecz praw kobiet był dla wielu osób trampoliną do dalszego aktywizmu - antyfaszystowskiego, na rzecz klimatu, czy wolnych sądów.
Warto też pamiętać, że największy w ciągu ostatnich 25 lat strajk pracowniczy w Polsce dotyczył również wyjątkowo sfeminizowanej grupy zawodowej. Pomimo przyjętej nazwy "strajk nauczycieli" i faktu, że jego twarzami byli dwaj mężczyźni, to kobiety-nauczycielki stanowią aż 87 proc. "nauczycieli".
Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.
Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.
Komentarze