0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Sławomir Kamiński / Agencja GazetaSławomir Kamiński / ...

Ustawa "za życiem" jest prawdopodobnie pierwszym na świecie antyaborcyjnym aktem prawnym, który stosuje nie zakazy, ale materialne zachęty do donoszenia ciąży z uszkodzonym płodem.

Pomysł takiej finansowej zachęty obudził szeroki odruch oburzenia, którego sarkastycznym wyrazem jest makabryczna nazwa - "trumienkowe" - nadana nowemu świadczeniu.

Rzadziej wspomina się o tym, że aby otrzymać owe 4000 zł, kobieta musi spełnić aż trzy warunki. Po pierwsze, musi posiadać zaświadczenie o nieodwracalnej chorobie lub niepełnosprawności, wydane przez lekarza spełniającego warunki określone w ustawie. Po drugie, złożyć "w terminie 12 miesięcy od dnia narodzin dziecka" wniosek o wypłatę świadczenia.

Gorzej jest z art. 4, ust. 5 ustawy: "Jednorazowe świadczenie przysługuje, jeżeli kobieta pozostawała pod opieką medyczną nie później niż od 10 tygodnia ciąży do porodu". Innymi słowy 4000 złotych przepadnie, jeżeli kobieta zbyt późno zauważy ciążę lub zapisze się na wizytę do ginekologa w 11 tygodniu ciąży, 4000 zł przepadnie.

Ta kara nie obejmuje innych przywilejów, które ma dawać matkom ustawa - ogólnikowo zapowiedzianych ułatwień w dostępie do świadczeń medycznych, rehabilitacyjnych i aptekarskich. Nie wiadomo, jak często przysługiwałyby 10-dniowe okresy "opieki wyręczającej", kiedy rodzice lub opiekunowie będą mieli móc oddać dziecko do hospicjum.

Przeczytaj także:

Tego akurat PiS nie wymyślił

"Ustawodawca zrobił to na zasadzie kopiuj-wklej zapisu z innych ustaw, np. o becikowym. Także tam wypłata świadczenia zależy od zgłoszenia się w terminie do ginekologa" - tłumaczy Joanna Pietrusiewcz, szefowa fundacji "Rodzić po ludzku".

Intencją ustawodawcy było skłonienie kobiety do wcześniejszych wizyt lekarskich. "Intencje może dobre, ale zapis jest zły. Prawo powinno być równe dla wszystkich, bo cie cierpieć ma dziecko, którego mama spóźniła się z wizytą?" - pyta Pietrusiewicz.

Skutki "10 tygodnia"

Do fundacji "Rodzić po Ludzku" docierają sygnały, że problemy wynikające z zapisu bywają załatwiane nieformalnie. Lekarze naciągają daty pierwszej wizyty, a urzędnicy decydują o wypłacie becikowego mimo naruszenia przepisu.

Ale nie zawsze. W przypadku becikowego - 1000 zł za urodzenie dziecka - zdarzały się skargi kobiet. Beata Czech z Nowego Sącza opowiedziała "Gazecie Krakowskiej", jak w październiku 2015 r. Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej odmówił jej wypłaty becikowego, bo do ginekologa zgłosiła się w 14 tygodniu ciąży. "Chciałam się wcześniej dostać na wizytę, ale nie było już wolnych terminów na NFZ, a na prywatnego lekarza nie mogłam sobie pozwolić" - tłumaczyła kobieta.

Przykład wskazuje, że na otrzymanie świadczenia może mieć dochód kobiety, a także miejsce jej zamieszkania - oba te czynniki wiążą się z dostępnością do usług medycznych.

Wydaje się, że takie zróżnicowanie dostępu do świadczenia może naruszać konstytucyjną zasadę równości wobec prawa - zarówno rodziców, jak samego dziecka. Zgodnie z art. 32 konstytucji "Wszyscy są wobec prawa równi. Wszyscy mają prawo do równego traktowania przez władze publiczne. Nikt nie może być dyskryminowany w życiu politycznym, społecznym lub gospodarczym z jakiejkolwiek przyczyny".

;

Udostępnij:

Piotr Pacewicz

Naczelny OKO.press. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".

Komentarze