0:000:00

0:00

3 minuty – dokładnie tyle czasu zabrało mi sprawdzenie za pomocą wyszukiwarki Google, że informacja o wspólnym zdjęciu Edwarda Gierka i I prezes Sądu Najwyższego Małgorzaty Gersdorf to fake. Znalazłam nie tylko wyjaśnienie, ale też wpisy prawicowych publicystów, którzy w swoim gronie zdementowali to fotograficzne powiązanie Gierka i prezes SN już w grudniu 2017 roku, czyli siedem miesięcy temu.

Premier Mateusz Morawiecki odkrył jednak to archiwalne zdjęcie dopiero 4 lipca, w dniu swego wystąpienia w Parlamencie Europejskim. Według informacji „Gazety Wyborczej” miał tego dnia dopytywać polskiego eurodeputowanego Bogusława Liberadzkiego, czy na zdjęciu jest Gersdorf. Informował jednocześnie, że fotografię dostał z Instytutu Pamięci Narodowej.

Marek Suski, szef gabinetu premiera, po publikacji „Wyborczej”, w TV Republika zapewnił, że to on pokazywał zdjęcie (które miał dostać MMS-em od znajomego) na obiedzie w Brukseli, a nie premier, choć rzeczywiście o wyjaśnienie, kim jest występująca na nim kobieta, obaj zwrócili się do uczestniczącego w obiedzie Bogusława Liberadzkiego, eurodeputowanego SLD i wiceprzewodniczącego PE.

Liberadzki zdementował pogłoskę o obecności Gersdorf jako nastolatki na spotkaniu z I sekretarzem Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej i temat podobno się zakończył. Jednak w obiedzie brało udział ponad 20 osób. Byli to poza premierem przede wszystkim eurodeputowani i dyplomaci.

Sprawa zdjęcia nie była więc wyjaśniana w wąskim gronie, lecz na szerokim forum. Spory błąd. Świadczy on albo o nieznajomości mechanizmów polityki i dyplomacji, albo o braku profesjonalnej osłony PR-owej i riserczerskiej w otoczeniu premiera. A może o jednym i drugim.

Premier, ktokolwiek by nim nie był, nie powinien otrzymywać niesprawdzonych materiałów od swoich współpracowników ani tym bardziej publicznie ich prezentować. Bo naraża się na to, czego właśnie doświadczył Mateusz Morawiecki – że ośmiesza się posługując się fake'em.

Ta sytuacja podważa po raz kolejny wiarygodność premiera Morawieckiego, który wielokrotnie powtarza w swoich wystąpieniach kłamstwa. OKO.press pisało o tym wielokrotnie.

Przeczytaj także:

„Kompromitująca fota, prawica ma używanie”

Prześledźmy skąd w ogóle wzięła się informacja, że kobieta na zdjęciu obok Gierka to Małgorzata Gersdorf. Historia tej fotografii w sieci ma kilka miesięcy. Pojawiła się w listopadzie 2017 roku na Facebooku i Twitterze, była wówczas rozpowszechniana przez wiele prawicowych kont.

Już wtedy informację, że obok Edwarda Gierka stoi Małgorzata Gersdorf, zdementowała Hanna Gronkiewicz-Waltz, ale to dla prawicy nie miało znaczenia. Sprawa stawała się coraz głośniejsza. 1 grudnia 2017 artykuł na ten temat opublikował popularny, słynący z sensacyjnych oraz niesprawdzonych informacji portal internetowy Pikio.pl. „Kompromitująca fota Gersdorf z czasów młodości. Prawica ma używanie” – brzmiał tytuł, a w artykule zawarto dane oparte wyłącznie na tym, co rozpowszechniano w sieci. Czyli że na zdjęciu z Gierkiem są: Aleksander Kwaśniewski, Małgorzata Gersdorf i Włodzimierz Czarzasty (zdementujmy od razu – Czarzastego również na nim nie ma).

Tego samego dnia ukazał się też obszerny tekst na temat biografii Małgorzaty Gersdorf na Pressmania.pl. To portal, na którym każdy, kto się zarejestruje, może publikować teksty. Anonimowy autor artykułu szczegółowo poinformował czytelników, kim byli rodzice obecnej prezes SN.

Cytował obficie fragmenty ze słynnej na prawicy książki Macieja Marosza „Resortowe togi”, w której zaprezentowano szczegóły biograficzne albo samych sędziów, albo członków ich rodzin tak, by udowodnić tezę o powiązaniach dzisiejszych sędziów z komunizmem.

W artykule na Pressmania.pl pojawiło się także słynne zdjęcie z Gierkiem. Miało ono wtedy już formę internetowego mema, a w podpisie zamieszczono po prostu nazwiska tych, którzy stoją obok Gierka.

Nawet TVP dementuje

Również 1 grudnia 2017 roku zdjęcie udostępnił na Twitterze prawicowy publicysta Rafał Ziemkiewicz (podając dalej tweet z nieistniejącego już dziś konta), pytając jednocześnie, czy kobieta na zdjęciu to rzeczywiście pani prezes Gersdorf.

To właśnie pod jego tweetem bardzo szybko wskazano, że prezes SN i kobieta na zdjęciu to nie są te same osoby, zaś zdjęcie pochodzi z archiwum Polskiej Agencji Prasowej, z akcji Chełm z 1980 roku i spotkania studentów z przywódcą partii komunistycznej, gdy tymczasem Małgorzata Gersdorf skończyła studia w 1975 roku.

Mimo że prawica we własnym gronie „ujawniła prawdę”, fotografia dalej krążyła po sieci. Jednocześnie już wtedy w mediach społecznościowych udostępniano infografikę zawierającą dementi: ze znamiennym napisem „Stop fake news!”, na której pokazano zarówno prawdziwe zdjęcie prezes Gersdorf z czasów studenckich, jaki i archiwalny cytat opisujący spotkanie udokumentowane na fotografii.

Z cytatu wynika, że Gierka w Chełmie witali studenci Politechniki Białostockiej i Politechniki Rzeszowskiej – a nie Uniwersytetu Warszawskiego, na którym studiowała Gersdorf.

Co ciekawe,16 grudnia 2017 "Studio Wschód", czyli program TVP, na swoim oficjalnym fanpage'u na Facebooku podawał przykłady fake newsów. Wśród nich opisano informację o rzekomym wspólnym zdjęciu Gierka i Gersdorf. Jak podsumowano we wpisie: „Ktoś zamierzał świadomie wprowadzić prawicę w błąd, wykorzystując przy tym jej niechęć do obecnego wymiaru sprawiedliwości. I się nie przeliczył.”

„Młode kociątka komunizmu z ojcem Edwardem Gierkiem”

Wydaje się, że od grudnia 2017 do czerwca 2018 roku fotografia nie była wykorzystywana w sieci. Wróciła dopiero pod koniec czerwca, wraz z tematem zmian w ustawie o Sądzie Najwyższym. 29 czerwca na Facebookowej grupie „Popieram Zbigniewa Ziobrę” Andrzej M. (konto prywatne, nazwisko do wiad. red.) udostępnił grafikę z archiwalnym zdjęciem, która wcześniej, w grudniu, została zamieszczona na fanpage'u Polska Moja Ojczyzna.

Andrzej M. napisał w poście przy fotografii: „Młode kociątka komunizmu z ojcem Edwardem Gierkiem. I pomyśleć, że taka osoba jak Gersdorf, komunistka, działaczka wrogiego systemu, została głównym sędzią w Polsce. I nie można ją od stołka oderwać.” (pisownia oryginalna).

Post cieszył się ogromną popularnością. Co prawda nie miał zbyt dużo reakcji, bo 455, za to aż 1928 dalszych udostępnień. Prawicowy polski Facebook zaczął po raz drugi żyć zdjęciem Gierka.

Kim jest Andrzej M., który udostępnił wpis? Nie wiadomo. Jego aktywność na własnym profilu FB ogranicza się w zasadzie wyłącznie (poza drobnymi wyjątkami) do… linkowania Facebookowej gry „Wiejskie życie”. Ma tylko kilkudziesięciu znajomych, nie podaje o sobie żadnych informacji, jego zdjęcie profilowe to fotka sprzętu do odtwarzania muzyki, a jedyne zdjęcia, jakie zamieścił, to polityczne fotografie uderzające w Bronisława Komorowskiego (jeszcze z czasów kampanii prezydenckiej 2015) i Donalda Tuska.

Trochę mówią o nim polubienia – lubi fanpage Patryka Jakiego oraz Prawa i Sprawiedliwości, a także takie strony jak „Bastion Europy” czy „Stop z antypolonizmem”, czyli radykalnie prawicowe. Ale na tym informacje się kończą. Andrzej M. może być więc każdym – albo w ogóle nie istnieć.

Grupa, na której udostępniono ów post, jest zbiorem infografik najniższego lotu, które mają uderzać nie tylko w opozycję, ale też we wszystkie środowiska nietolerowane przez radykalnych. Kto jest wrażliwy estetycznie, lepiej niech tam nie zagląda. Grupa ma 28 tys. członków, ale zazwyczaj nie są oni na tyle aktywni pod postami, by wygenerować taką liczbę reakcji jak pod zdjęciem z Gierkiem.

Kiedy bliżej przyjrzymy się kontom, które udostępniły ten post, okaże się, że wiele z nich wygląda równie nietypowo co konto Andrzeja M. Nie ma na nich dyskusji znajomych czy komentarzy, reakcje pod postami są nieliczne (jeśli w ogóle są), zaś posty to najczęściej linki i udostępnienia innych wpisów.

Oczywiście, nie wszystkie aktywne pod zdjęciem Gierka konta wyglądają w ten sposób. Wydaje się jednak, że wykorzystano konta fake`owe do zbudowania popularności postu, a ponieważ algorytm FB najbardziej popularne posty wyświetla częściej innym użytkownikom, w udostępnianie go po pewnym czasie włączyli się prawdziwi użytkownicy FB.

Czy ktoś celowo wprowadzał w błąd… prawicę?

Prawdopodobnie mieliśmy więc do czynienia z klasyczną manipulacją ilościową postem, by ten rozszedł się jak najszerzej w sieci. To zjawisko bardzo częste w social media, ale tym razem robi się ciekawiej. Zestawmy wiedzę o manipulacji ilościowej z grudniowym wpisem Studia Wschód TVP.

Przypominam – stwierdzono tam, że ktoś celowo wprowadził prawicę w błąd. Czyli że post udostępniono ze świadomością, że przekazuje on fałszywą treść. Kto to zrobił i po co? Niestety, ogólnodostępne dane nie pozwala dziś odpowiedzieć na to pytanie.

Wiemy za to na pewno, że od 29 czerwca zdjęcie po raz drugi bije rekordy popularności w social media. Do dziś jest masowo udostępniane. Zapewne ta popularność sprawiła, że 11 lipca ukazał się kolejny artykuł – tym razem na portalu wpolityce.pl o fotografii napisał Jerzy Jachowicz, przyjmując za pewnik, że kobietą na zdjęciu jest Małgorzata Gersdorf. Popularność oraz perfekcyjne dopasowanie do propagandowej rządowej tezy było zapewne powodem dyskusji na temat fotografii podczas brukselskiego obiadu.

18 lipca do gry ponownie włączył się portal Pikio.pl. Nie zmieniając swego tekstu z grudnia tym razem zamieścił artykuł o zupełnie innej treści. Zatytułował go: „Tym zdjęciem żyją wyborcy PiS. Prawda jest dla nich okrutna” i poinformował, że na zdjęciu nie ma Małgorzaty Gersdorf. Oba te sprzeczne ze sobą artykuły: jeden o tym, że na fotografii widać prezes SN, a drugi o tym, że jej tam nie ma, 25 lipca nadal były dostępne na portalu.

Suski się tłumaczy

W mainstreamie sprawa wybuchła dopiero 25 lipca, gdy o dyskusji między premierem Morawieckim a eurodeputowanym Bogusławem Liberadzkim napisała „Gazeta Wyborcza”. Tego dnia w TV Republika Marek Suski tłumaczył, że to nie premier przyjechał ze zdjęciem do Brukseli, tylko on dostał je MMS-em od znajomego i zaprezentował podczas dyplomatycznego obiadu. Kolega ponoć napisał mu jeszcze, że wśród osób na zdjęciu jest też Włodzimierz Cimoszewicz (to również nieprawda).

Stop fake news

Z tej historii płynie jeden wniosek dla polityków, wszystkich, i tych z lewa i z prawa: z fake newsami naprawdę trzeba zacząć w Polsce walczyć, i to na poważnie. Nawet jeśli partii rządzącej wydaje się, że propagandowe fake newsy działają na jej rzecz, z wpadki Morawieckiego widać, że to broń obosieczna, która może uderzyć w każdego polityka i w każde ugrupowanie.

Za chwilę upowszechnią się techniki, które pozwalają zmieniać tekst wypowiedzi w nagraniach video – wtedy problem zrobi się jeszcze bardziej poważny. Co gorsza, fake newsy są też wymarzonym sposobem wpływania z zewnątrz na sytuacją wewnętrzną Polski.

Wystarczy dobra fałszywka i kilka narzędzi informatycznych, by móc poważnie namieszać w polskiej polityce czy życiu społecznym, a nawet zdestabilizować państwo. Tymczasem u nas tego zagrożenia raczej się nie dostrzega.

Edukacja w dziedzinie rozpoznawania fake newsów pozostaje w fazie eksperymentów, choć powinna być jednym z fundamentów przygotowania do życia w społeczeństwie. W Szwecji przed tegorocznymi wyborami mainstreamowe media stworzyły specjalną stronę szybkiego reagowania, której zadaniem ma być jak najszybsze dementowanie fake newsów, zaś od września uczniowie w szkołach będą uczyć się odróżniania prawdziwych informacji od fałszywych.

U nas nikt z osób decyzyjnych o tym nie myśli. A przynajmniej o tym nie mówi.

Udostępnij:

Anna Mierzyńska

Analizuje funkcjonowanie polityki w sieci. Specjalistka marketingu sektora publicznego, pracuje dla instytucji publicznych, uczelni wyższych i organizacji pozarządowych. Stała współpracowniczka OKO.press

Przeczytaj także:

Komentarze