Zemsta Ziobry. Zdegradował sędzię, przed którą się skompromitował

Justyna Koska-Janusz jest sędzią Sądu Rejonowego w Warszawie. W lipcu otrzymała zgodę na delegację do Sądu Okręgowego. W realiach wymiaru sprawiedliwości to awans zawodowy - sędziowie sądów okręgowych otrzymują do rozpoznania trudniejsze, bardziej złożone sprawy oraz kontrolują, jako sąd drugiej instancji, wyroki wydawane w sądach rejonowych.

Jednak już po podpisaniu nominacji przez wiceministra sprawiedliwości została ona nagle cofnięta. Zgodnie z ustawą o ustroju sądów powszechnych ministerstwo sprawiedliwości ma taką możliwość. Media zajmują się sprawą od kilku dni, OKO.press porządkuje fakty i ocenia oficjalną wypowiedź Ministerstwa Sprawiedliwości.

Nieudolnie to broni się ministerstwo

Radio TOK FM ujawniło jednak, że Zbigniew Ziobro miał inny powód, żeby odwołać sędzię: Justyna Koska-Janusz prowadziła przegraną przez dzisiejszego ministra sprawiedliwości sprawę z prywatnego aktu oskarżenia Ziobry przeciwko byłemu szefowi PZU, Jaromirowi Netzlowi.

Po informacji TOK FM na stronie ministerstwa pojawiło się "Oświadczenie w sprawie skrócenia delegacji sędzi" podpisane przez "wydział komunikacji społecznej i promocji".

Sędzia Koska-Janusz miała niewiele wspólnego ze sprawą kobiety, która prowadząc samochód pod wpływem alkoholu wjechała do przejścia podziemnego w centrum Warszawy. Wydarzenie miało miejsce 17 grudnia 2013. Po wyjściu przez szyberdach kobieta została zatrzymana przez policję, a po wytrzeźwieniu stanęła przed sądem 24-godzinnym.

Rozprawę prowadzoną przez dyżurną sędzię - była nią właśnie Justyna Koska-Janusz - rejestrowały kamery. Mając wątpliwości co do poczytalności oskarżonej, sędzia nie miała prawa wydać wyroku w trybie przyspieszonym - zdecydowała więc o zastosowaniu środków zapobiegawczych (zakaz opuszczania kraju, dozór policyjny) i skierowała sprawę do prokuratury. Sędzia Koska-Janusz uznała, że przed skierowaniem sprawy do sądu prokuratura powinna zamówić opinię biegłych na temat poczytalności..

Podejrzenia sędzi o poczytalności Izabeli Ch., były jej wypowiedzi podczas rozprawy. Oskarżona ogłosiła np., że zakaz opuszczania kraju jest "nienormalny", ponieważ "mocno koliduje z jej planami na święta".

Decyzji Koski-Janusz w tej sprawie broni również Sąd Okręgowy, który stanowczo sprzeciwił się opisowi wydarzeń zaprezentowanemu przez Ministerstwo Sprawiedliwości: "sędzia wykazała się właściwą intuicją i doświadczeniem życiowym we wstępnej ocenie stanu podejrzanej, co w powiązaniu z faktem rozpoznania wniosku w trybie przyspieszonym w ciągu jednego dnia nie może być postrzegane w kategoriach nieudolności w prowadzeniu sprawy".

W tej sytuacji argumentację ministerstwa sprawiedliwości należy uznać za fałszywą i bezsensowną.

Zadra w sercu Ziobry

Ziobro stawął przed sędzią Koską-Janusz na sali sądowej w 2012 roku. Orzekała w sprawie, którą wytoczył z prywatnego aktu oskarżenia byłemu szefowi PZU, Jaromirowi Netzlowi. O tej sprawie milczy komunikat Ministra Sprawiedliwości.

W 2010 roku, podczas konfrontacji przed sejmową komisją śledczą Netzel ujawnił, że Zbigniew Ziobro namawiał go przez telefon do obciążenia fałszywymi zeznaniami Janusza Kaczmarka. Netzel mówił jednak, że nie może tego udowodnić, ponieważ zaginęły nagrania z założonego mu podsłuchu. Zdaniem Netzla, nieprzypadkowo. "Minister Ziobro, wówczas prokurator generalny, o to zadbał" - mówił były szef PZU.

Zbigniew Ziobro twierdził natomiast, że w ogóle nie rozmawiał z Netzlem i do niczego go nie namawiał - a zarzut doprowadzenia do zaginięcia nagrań uznał za zniesławienie i wytoczył Netzlowi proces.

Sędzia przyznała rację Netzlowi, a Ziobro nie tylko przegrał, ale również najadł się wstydu.

Dodatkową zadrą w sercu ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego może być to, że został przez sędzię Koskę-Janusz ukarany wysoką grzywną - 2 tys. złotych - za spóźnienie się na jedną z rozpraw.