0:000:00

0:00

Szefowa Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen przedstawiła 4 marca 2020 w Brukseli projekt europejskiego prawa klimatycznego. Ma być kluczowym narzędziem do osiągnięcia strategicznego celu Unii Europejskiej – neutralności klimatycznej w roku 2050.

Czy tak się stanie? Ostateczny kształt regulacji będzie wykuwał się jeszcze miesiącami, o ile nie latami. Następny epizod sagi we wrześniu, gdy poznamy nowy unijny cel redukcji emisji gazów cieplarnianych na rok 2030. Spory na ten temat zaczęły się już dzień po prezentacji von der Leyen.

Niewątpliwie Komisja Europejska wykazuje się ambicją wobec reszty świata, wprowadzając do prawa cel „zero netto” do 2050 roku. Oznacza to zmniejszenie emisji i jednocześnie ich neutralizację, np. przez lasy.

Emisje UE to co prawda tylko 10 proc. światowych, ale prawo klimatyczne może stać się narzędziem presji politycznej na pozostałych dużych emitentów. Nie będzie to łatwe: na horyzoncie jest już prawdopodobna druga kadencja denialisty klimatycznego Donalda Trumpa...

Na kursie, na ścieżce

By zrealizować cel, KE zaproponowała przyjęcie „ogólnounijnej ścieżki redukcji emisji gazów cieplarnianych na lata 2030-2050 w celu pomiaru postępów i zapewnienia przewidywalności organom publicznym, przedsiębiorstwom i obywatelom” – czytamy w komunikacie Komisji.

„Projekt Komisji do duży krok naprzód. Twarde i prawnie wiążące zobowiązanie UE do osiągnięcia neutralności klimatycznej do 2050 roku ma bezprecedensowe znaczenie, nie tylko dla samej Unii, ale stanowi też silny sygnał dla pozostałych państw świata. Szczególnie ważne jest zawarcie w projekcie trajektorii dojścia do celu net zero.

Nadanie nowemu prawu formy rozporządzenia, obowiązującego bezpośrednio we wszystkich krajach UE, oznacza, że rządy poszczególnych państw nie będą miały pola manewru we wdrażaniu regulacji”

– komentuje Wojciech Kukuła, prawnik ClientEarth.

Potwierdzają się więc nasze wcześniejsze analizy, że dwukrotny sprzeciw Polski na szczytach UE wobec neutralności klimatycznej w 2050 roku był w istocie chwytem propagandowym rządu w okresie kampanii przed wyborami parlamentarnymi.

Unijna polityka klimatyczna przyspieszyła i wejdzie na krajową scenę jak nieproszony - z punktu widzenia rządu PiS - gość w znanym powiedzeniu – jak nie drzwiami, to oknem.

Bez węgla i bez gazu...

„Prawo klimatyczne pokazuje, że przyjęty przez UE kurs na neutralność klimatyczną nie ulegnie już zmianie. Dla Polski oznacza to konieczność ponownego zastanowienia się nad kilkoma kwestiami, np. nad rolą węgla, ale również gazu, w energetyce, bo neutralność całej gospodarki w 2050 roku wymaga odejścia od paliw kopalnych w sektorze energii już w 2040 roku” – mówi Izabela Zygmunt z Polskiej Zielonej Sieci.

„Przede wszystkim jednak musimy odpowiedzieć sobie na ogólniejsze pytanie, czy w tej sytuacji stać nas na podążanie po śladach innych - przez wszystkie przejściowe etapy, takie jak uzależnienie od gazu albo biomasy leśnej, jeśli chodzi o wytwarzanie ciepła, czy może raczej powinniśmy odważyć się poszukać własnej, krótszej drogi prowadzącej prosto do przyjaznej dla środowiska zeroemisyjnej gospodarki” – dodaje ekspertka.

...czyli atom?

Niewątpliwie będzie to jedna z najgorętszych polskich dyskusji w najbliższych latach. Doświadczenia krajów takich, jak Francja pokazują, że polska droga do zeroemisyjnej gospodarki mogłaby prowadzić przez rozwój energetyki atomowej.

Budowę reaktorów ma w programie Prawo i Sprawiedliwość oraz – z większych partii – Lewica, choć tylko za sprawą najmniejszej składowej, czyli Partii Razem. Pozostali opowiadają się za mniej lub bardziej hybrydowym modelem opartym na odnawialnych źródłach energii (OZE) i gazie ze stopniowym przejściem do gospodarki opartej wyłącznie na OZE.

Według wielu eksperckich opracowań jest to jednak niemożliwe do zrealizowania w krótkim czasie, jaki mamy na wdrożenie skutecznej polityki klimatycznej.

Prawda ta wydaje się powoli docierać do jednych z głównych orędowników eliminacji atomu z miksu energetycznego, czyli do Zielonych. Przynajmniej w niektórych krajach członkowskich Unii.

Dzień po prezentacji prawa klimatycznego UE przez von der Leyen odbyło się spotkanie unijnej rady ds. środowiska, w czasie której ministra środowiska Isabella Lövin - ze szwedzkiej Partii Zielonych - powiedziała, że do redukcji emisji należy wykorzystać wszystkie metody produkcji energii „w tym energię atomową i odnawialną.” Być może takie myślenie pojawi się wśród zwolenników opcji „100 proc. OZE” w Polsce.

Szczegóły ścieżki obniżki emisji do 2050 roku będą opublikowane przez Komisję Europejską nieco później w tym roku po zakończeniu analizy wpływu różnych jej wariantów. Ścieżka redukcji będzie podlegać bieżącym korektom, zaznaczył na konferencji prasowej wiceprzewodniczący KE Frans Timmermans.

Terrain ahead!

Oczywiście nie wszyscy są zadowoleni z projektu. „Unijne prawo klimatyczne to akt kapitulacji” – tak zareagowali młodzi aktywiści klimatyczni z Gretą Thunberg na czele na treść dokumentu ujawnioną w licznych przeciekach medialnych.

O co chodzi? Przede wszystkim o – tak twierdzą młodzi – wygodne odsuwanie celu na kilkadziesiąt lat do przodu w czasie, gdy redukcja emisji CO2 potrzebna jest już w tym roku, i w kolejnych, a nie za 30 lat. W przeciwnym razie grozi nam zderzenie z brutalną rzeczywistością na Ziemi cieplejszej o 3 lub więcej stopni Celsjusza.

Nie można ignorować kurczącego się budżetu węglowego

„Nie potrzebujemy tylko celów na 2030 lub 2050 r. Przede wszystkim potrzebujemy ich na 2020 roku. I na każdy następny miesiąc i rok. Ponieważ odległe cele w zakresie zerowej emisji netto nie będą miały absolutnie żadnego znaczenia, jeśli będziemy nadal ignorować budżet węglowy - który obowiązuje dziś, a nie w dalekiej przyszłości” – napisali aktywiści w liście otwartym opublikowanym w serwisie Carbon Brief.

Co to jest budżet węglowy? W skrócie to ilość węgla, ropy i gazu, jakie możemy spalić zanim ograniczenie wzrostu temperatury do 1,5°C stanie się niemożliwe do osiągnięcia. Cel 1,5°C został wyznaczony w Porozumieniu Paryskim z 2015 roku. Niestety, aktualne wielkości emisji wyczerpią ów „budżet 1,5°C” w zaledwie 8 lat.

Przyspieszenie redukcji do 2030

Inne znaczące rozczarowanie projektu to brak konkretnej propozycji zwiększenia celu klimatycznego na rok 2030. Zapowiedziała to sama von der Leyen jeszcze w zeszłym roku – cel miałby zostać zwiększony z redukcji o 40 proc. (względem roku 1990) do 50 lub nawet 55 proc. Na razie jednak KE analizuje potencjalne skutki zwiększenia ambicji w bieżącej dekadzie.

„Pracujemy nad oszacowaniem wpływu zwiększonego celu redukcyjnego w roku 2030. To duże przedsięwzięcie, dlatego chcemy przeprowadzić analizy zanim ogłosimy jakiekolwiek liczby” – powiedział na konferencji prasowej Frans Timmermans.

UE ryzykuje w ten sposób, że pojawi się z pustymi rękami na szczycie klimatycznym ONZ w Glasgow, tzw. COP26, w listopadzie tego roku. Harmonogram KE, aby zakończyć analizy dopiero we wrześniu, jest postrzegany przez 12 państw członkowskich UE jako zbyt napięty. Np. Francja i Włochy chcą, aby zwiększone cele UE na rok 2030 zostały przyjęte w terminie umożliwiającym przedłożenie ich ONZ do końca września, kiedy to w Mediolanie odbędzie się spotkanie przygotowawcze do COP26.

Rząd rozczarowany

Rządzący w Polsce przyjęli projekt KE z „rozczarowaniem”. W komunikacie Ministerstwa klimatu czytamy: „Dokument Komisji Europejskiej w sposób jednostronny podchodzi do neutralności klimatycznej. Po raz kolejny, w dyskusji trwającej od wielu miesięcy, nacisk położony jest na określenie sposobu określenia i wysokości kolejnych celów redukcyjnych, pomijając praktycznie określenie możliwości i sposobu osiągnięcia tych celów. Przedwczesne jest wyciąganie wniosków przed uzyskaniem wszystkim potrzebnych informacji, w tym przed wynikami oceny wpływu” - napisał resort Michała Kurtyki w komunikacie.

Czyli rząd PiS chce najpierw pieniądze, a potem powie kiedy zrezygnuje z paliw kopalnych w energetyce. “Koncentrowanie się tylko na celach jest bezproduktywne, jeżeli nie można udowodnić, że mogą zostać osiągnięte” - mówił w Brukseli wiceminister klimatu Adam Guibourge-Czetwertyński, cytowany przez PAP.

Eksperci i aktywiści wytykają także KE brak przepisu przewidującego dokonywanie co pięć lat przeglądu długoterminowej strategii UE w zakresie klimatu i energii, zgodnie z cyklem rewizji krajowych planów na rzecz energii i klimatu.

;

Udostępnij:

Wojciech Kość

W OKO.press pisze głównie o kryzysie klimatycznym i ochronie środowiska. Publikuje także relacje z Polski w mediach anglojęzycznych: Politico Europe, IntelliNews, czy Notes from Poland. Twitter: https://twitter.com/WojciechKosc

Komentarze