„Nie popisali się” – mówi OKO.press ekspert o posłach i posłankach, którzy wyrzucili prawo pracy z ustawy o sygnalistach. Ministra Dziemianowicz-Bąk: KO głosowało razem z Konfederacją. W rozmowie z OKO.press posłanki KO bronią swojej decyzji
W piątek 14 czerwca 2024 Sejm przyjął rządowy projekt ustawy o sygnalistach. Tyle że przyjął go w wersji okrojonej – z ustawy wypadły zgłoszenia o prawie pracy. Tym samym parlament przyznał, że w Polsce mamy ogromny problem ze stosowaniem prawa pracy.
„Ręce opadają” – komentuje w rozmowie z OKO.press Grzegorz Markowski z Fundacji Batorego.
W rozmowie z OKO.press ekspert wyjaśnia, dlaczego Agnieszka Dziemianowicz-Bąk ma rację. Ministra po głosowaniu napisała, że od teraz będzie chroniony pracownik, który „zgłosi złe traktowanie świni w hodowli”, a nie będzie ten, który „zgłosi, że szef molestuje jego koleżanki”. Cała rozmowa w dalszej części tekstu.
Ustawa o sygnalistach była projektem rządowym, jednak większość członków rządu poparła poprawkę Senatu, która go zmieniła i okroiła. Wyrzucili z niego prawo pracy. Protestowała ministra Dziemianowicz-Bąk, ministra rodziny, pracy i polityki społecznej (na zdjęciu u góry – próbuje przekonać Sejm)oraz cała Lewica. Posłanki Koalicji Obywatelskiej, które poparły poprawkę Senatu, mówią OKO.press, że są inne instrumenty prawne, by chronić sygnalistów-pracowników.
Debata nad ustawą momentami sięgała absurdu. Senator Andrzej Kalata z PiS pytał, czy napisał ją sam Stalin. A sygnalistów nazywał donosicielami.
O co tak naprawdę chodzi?
Ustawa o sygnalistach daje ochronę osobom, które w interesie publicznym zgłaszają nieprawidłowości w miejscu pracy. Pracodawcom zaś daje sposób na naprawianie tych nieprawidłowości bez robienia gigantycznych awantur i upubliczniania sprawy.
To wykonanie unijnej dyrektywy. Unia dawno już spostrzegła, że stanowione prawo to jedno, a praktyka – to co innego. Niepisane kultury omijania przepisów, łamania ich i obchodzenia są zaś nie do ogarnięcia dla kogoś, kto tej kultury nie zna. Więc europejski rynek nie może się przez to rozwinąć, bo inwestorzy nie dadzą rady ogarnąć tych niepisanych zasad postępowania. Przepisy dające sygnalistom ochronę, zdejmujące z nich piętno „donosicieli”, nie tylko więc wzmacniają systemy naprawcze w firmach i instytucjach, ale sprawiają, że prawo znaczy prawo. I przeczytanie przepisów wystarczy do zrozumienia, czego należy się spodziewać.
Wdrożenie dyrektywy unijnej szło w Polsce z ogromnymi oporami. Ustawodawca próbował na różne sposoby wyłączać różne dziedziny prawa. Co osłabiało ustawę. Bo człowiek widzący nieprawidłowość musiałby najpierw ustalić, czy ustawa je obejmuje – bo jak nie, żadna ochrona by mu nie przysługiwała.
Najlepsze jednak czekało nas na koniec. Już w Senacie koalicja rządząca wyrzuciła z ustawy prawo pracy. A Sejm to dziś przyklepał. Co po prostu jest przyznaniem się do tego, że w Polsce prawo pracy nie jest stosowane. Nie przyjęło się.
Skoro ustawa ma tak potężną dziurę, to jak jej bronią ci, którzy za nią głosowali?
Okrojona ustawa przeszła sporą większością. A była to większość zaskakująca. KO z Konfederacją, Lewica z PiS-em.
Za odrzuceniem poprawki Senatu, która wyrzuca z ustawy prawo pracy, głosował cały klub Lewicy i większość klubu PiS (przeciwko był m.in. Dariusz Matecki).
Okrojenie ustawy poparł prawie cały klub Koalicji Obywatelskiej (wyjątkiem był Franciszek Sterczewski, a trzy osoby się wstrzymały), prawie cały klub Polski 2050 (wstrzymał się Szymon Hołownia), PSL (wstrzymał się Jarosław Rzepa) i Konfederacja w komplecie.
Posłanka Koalicji Obywatelskiej/Nowoczesnej Monika Rosa powiedziała OKO.press, że docelowo trzeba będzie dopisać prawo pracy do ustawy o sygnalistach. Dlaczego więc teraz zagłosowała za tym, by tej możliwości nie było?
Rosa uzasadnia to szybkim tempem pracy i brakiem konsultacji społecznych. „Na tym etapie pracodawcy mogli być obciążeni bardzo dużymi zadaniami”. Dodaje, że trzeba wzmocnić narzędzia, którymi dysponuje Państwowa Inspekcja Pracy.
O uzasadnienie swojego głosu poprosiliśmy też wiceministrę rodziny, pracy i polityki społecznej, Aleksandrę Gajewską (KO).
„Wewnątrz klubu ustaliliśmy, że istnieją możliwości ochrony pracowników przez inne formy, a nie przez tę ustawę” – mówi nam Gajewska. Podkreśla, że jest za tym, żeby chronić pracowników zgłaszających nadużycia pracodawców i zgadza się z większością argumentów ministry Dziemianowicz-Bąk. Zaznacza też, że zaangażowała się w to, by ustawa miała jak najszerszy zakres.
„Włożyłam bardzo dużo wysiłku w to, żebyśmy pracowali na argumentach. Kwestii spornych było znacznie więcej. Doprowadziliśmy do sytuacji, że tylko jedna kwestia budziła wątpliwości, inne udało się rozwiązać”. Dlaczego ta jedna sprawa budziła taki opór i Gajewska ostatecznie ją odpuściła?
Jej zdaniem w ustawie chodzi o ochronę interesu publicznego, a poprawka o prawie pracy sprowadzałaby ją do obrony indywidualnych pracowników. „Są inne narzędzia i instrumenty prawne, żeby zabezpieczyć interesy pracowników”. Jednym z tych instrumentów jest działalność Państwowej Inspekcji Pracy, ale powszechnie wiadomo, że w wielu obszarach PIP zwyczajnie nie działa. „I poprawimy to, wprowadzając dodatkowy przepis w ustawie?” – odpowiada na ten argument Aleksandra Gajewska.
Wiceministra deklaruje, że jeśli kierownictwo jej ministerstwa wypracuje zmiany prawne, które poprawią sytuację pracowników-sygnalistów, to ona je poprze. „Łączą nas wspólne cele. Tu będzie ponownie pełna współpraca”.
„Sejm przyjął bardzo złą poprawkę Senatu, wyłączającą z zakresu przedmiotowego prawo pracy. W konsekwencji ludzie, którzy będą informowali o łamaniu prawa pracy, nie będą chronieni. Chodzi nie tylko o molestowanie, ale również np. o bezpieczeństwo pracy” – powiedział OKO.press dr hab Grzegorz Makowski, ekspert forumIdei Fundacji im. Stefana Batorego.
„Zwyciężył lobbing części pracodawców, przede wszystkim Konfederacji Lewiatan” – ocenia Makowski.
Makowski wymienia instrumenty, które ich dziś chronią: skarga pracownicza, prawo pracy, procedury antymobbingowe. Zwraca jednak uwagę, że „jest wystarczająco wiele dowodów, które pokazują, że PIP nie pracuje tak, jak powinno”. Przypomnijmy: np. w przypadku mobbingu PIP sprawdza jedynie, czy w danej firmie istnieją procedury antymobbingowe, a nie ocenia, czy do mobbingu doszło.
W parlamentarnych debatach nad ustawą pojawiał się argument, że wpisanie prawa pracy do ustawy wykracza poza zakres unijnej dyrektywy, którą ustawa ma realizować.
„Państwo nie powinno tępo przeklejać tego, co mówi dyrektywa” – odpowiada na takie argumenty Makowski. I tutaj możemy wytłumaczyć, o co chodzi ze zgłoszeniami dotyczącymi złego traktowania zwierząt i molestowania, o których mówiła ministra Dziemianowicz-Bąk.
W prawie unijnym są przepisy dotyczące np. dobrostanu zwierząt. W związku z czym w dyrektywie są wprost wymienione przestępstwa dotyczące ochrony zwierząt. Nie ma jednak unijnego prawa pracy, tylko cząstkowe regulacje. Na przykład dotyczące czasu pracy kierowców.
„Sama dyrektywa mówi, że określa standard minimum, państwo powinno przyjąć takie przepisy, żeby najlepiej wykonać jej ducha, a nie literę”.
Co więcej, ostateczna ustawa i tak wykracza poza literę dyrektywy, bo dodaje korupcję do przestępstw, o których mogą informować sygnaliści.
Bo pracownicy zalaliby ich zgłoszeniami. I to tak absurdalnymi jak np. to, że kawa w ekspresie jest za zimna (takie przykłady padały w debacie).
„Systemy ochrony sygnalistów już istnieją, głównie w większych firmach, zwłaszcza z udziałem kapitału zagranicznego. Nie znam ani jednego pracodawcy, który ma taki system od lat i zostałby zalany zgłoszeniami i nie mógłby sobie poradzić z odsianiem zgłoszeń znaczących od nieznaczących. Nie ma ani jednego raportu ze strony pracodawców, który by wspierał ten argument” – mówi nam dr hab. Makowski.
Ekspert uważa też, że nietrafny zarzut, jakoby osoby zgłaszające złamanie prawa pracy działały tylko we własnych interesie. One również działają w interesie publicznym
Co dalej? Polska musiała w jakimś kształcie implementować unijną dyrektywę. Za brak ustawy płacimy kary. Te kary są spadkiem po rządach PiS, który takiej ustawy nie zgłosił. Dziś jednak głosował za nią.
Ustawę może jeszcze zawetować Andrzej Duda. Wydaje się jednak mało prawdopodobne, by zrobił to ze względu na ten jeden jej brak.
Czy to znaczy, że prawo pracy nie znajdzie się już w polskim prawie o sygnalistach? Nadzieja w Komisji Europejskiej, która za pół roku ogłosi rewizję dyrektywy. Być może znajdą się tam zalecenia dotyczące prawa pracy, które tym razem Polska będzie musiała spełnić.
Eksperci i aktywiści walczący od lat o to, by ustawa naprawdę wdrażała europejską ideę ochrony sygnalistów, a nie była nieznaczącym kadłubkiem, wydali bardzo mocne stanowisko w tej sprawie. Z jeszcze mocniejszymi przykładami, co to znaczy wyłączyć prawo pracy z ustawy o sygnalistach:
"Głośnych przykładów zdarzeń, w których sygnaliści starali się zapobiec katastrofom wynikającym między innymi z nieprzestrzegania przepisów prawa pracy i spotkali się retorsjami, jest wiele.
Takie sytuacje powtarzały się w kolejnych latach. W 2014 roku zdarzył się podobny wypadek, w kopalni Mysłowice-Wesoła, w którym ucierpiało kilkunastu górników, a jeden zginął.
Po tej katastrofie Fundacja im. Stefana Batorego wraz z partnerskimi organizacjami wezwała ówczesny rząd do opracowania ustawy chroniącej sygnalistów. Mimo to, dopiero dziś, po niemal dekadzie doszło do uchwalenia ustawy o ochronie sygnalistów. W tym kontekście poprawka Senatu wyłączająca całkowicie ochronę sygnalistów zgłaszających naruszenia prawa pracy musi budzić sprzeciw" – piszą przedtsawiciele organizacji spoólecznych.
Gospodarka
Prawa człowieka
Agnieszka Dziemianowicz-Bąk
Sejm X kadencji
Fundacja Batorego
ustawa o sygnalistach
Redaktorka, publicystka. Współzałożycielka i wieloletnia wicenaczelna Krytyki Politycznej. Pracowała w „Gazecie Wyborczej”. Socjolożka, studiowała też filozofię i stosunki międzynarodowe. Uczy na Uniwersytecie SWPS. W radiu TOK FM prowadzi audycję „Jest temat!” W OKO.press pisze o mediach, polityce polskiej i zagranicznej oraz prawach kobiet.
Redaktorka, publicystka. Współzałożycielka i wieloletnia wicenaczelna Krytyki Politycznej. Pracowała w „Gazecie Wyborczej”. Socjolożka, studiowała też filozofię i stosunki międzynarodowe. Uczy na Uniwersytecie SWPS. W radiu TOK FM prowadzi audycję „Jest temat!” W OKO.press pisze o mediach, polityce polskiej i zagranicznej oraz prawach kobiet.
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)
Komentarze