Opóźnione nominacje dla ambasadorów to najnowszy akt w sporze na linii MSZ - Kancelaria Prezydenta. Nie wiadomo ani dlaczego Kancelaria zwlekała miesiąc z ich ogłoszeniem, ani kiedy i czy należy się spodziewać nominacji na 10 innych placówek, które czekają na podpis Andrzeja Dudy. Jedyne co jest zrozumiałe, to połajanki szefa MSZ z prezydenckim ministrem
"Wypowiedź pana ministra Waszczykowskiego była szkodliwa i gorsząca. Przynosi zgorszenie w środowisku dobrej zmiany i ona nigdy nie powinna była paść. Żaden minister, zwłaszcza tego rządu, wobec tego prezydenta nie ma prawa wypowiadać tego typu słów. Sugeruję ministrowi Waszczykowskiemu podjęcie teraz działań na rzecz odbudowy dobrych relacji z głową polskiego państwa . Tak gorliwych działań, jak gorliwie podpisuje się pod sukcesami prezydenta, kiedy one następują, jeżeli chodzi o Radę Bezpieczeństwa, wizytę prezydenta Trumpa w Warszawie, czy szczyt NATO" - powiedział w Polskim Radiu szef gabinetu prezydenta Krzysztof Szczerski.
To odpowiedź na zarzut, jaki publicznie postawił szef MSZ w Radio RMF FM, mówiąc, że zaproponowane przez niego nominacje na ambasadorów trafiły w Kancelarii Prezydenta „do zamrażarki”. I dodał dość obcesowo: "Na biurku pana prezydenta jest wiele nominacji, wiele kandydatów, których można by wysłać. Oczekuję wyjaśnień, o co chodzi, jakie zarzuty, jakie problemy stawia się tym kandydatom, ewentualnie centrali MSZ".
W Kancelarii od kilku miesięcy na podpis prezydenta czekało kilkunastu kandydatów na ambasadorów wytypowanych przez MSZ i pozytywnie ocenionych przez komisje spraw zagranicznych w Sejmie i Senacie. We wtorek po tej awanturze między min. Waszczykowskim a min. Szczerskim w Monitorze Polskim ogłoszono niespodziewanie, że prezydent nominował czterech nowych ambasadorów:
Oraz Andrzeja Kanthaka, ambasadora w RPA, dodatkowo uczynił ambasadorem w Mozambiku, a Zbigniewa Gniatkowskiego, ambasadora w Nowej Zelandii, dodatkowo ambasadorem w Samoa.
Nie jest jasne dlaczego nominacje, pod którymi podpis prezydent złożył jeszcze w maju, zostały ogłoszone teraz, a nie od razu.
Od momentu wygrania przez PiS wyborów minister Waszczykowski dokonał zmian (licząc najnowsze nominacje) na 29 placówkach spośród 87, jakie Polska ma na świecie. Kandydaci na objęcie kolejnych dziesięciu czekają na zgodę prezydenta, wśród nich najważniejszy jest kandydat do objęcia ambasady we Francji, gdzie Polska nie ma swojego ambasadora od prawie roku.
Dalszych dziesięć placówek, w Chinach, Indiach, Indonezji, Iraku, Arabii Saudyjskiej, Czarnogórze, Islandii, Kenii, Senegalu czy Wenezueli, pozostaje nieobsadzonych, a MSZ nie znalazł dla nich jeszcze kandydatów.
Dyplomaci przynosili wstyd
Zgodnie z polityką kadrową ministra Witolda Waszczykowskiego większość ambasadorów już wysłanych na placówki i tych oczekujących na podpis Andrzeja Dudy to ludzie niezwiązani z dyplomacją. Na jednym z posiedzeń sejmowej komisji spraw zagranicznych wytłumaczył on, że uważa, że przez ostatnie 28 lat ambasadorowie RP przynosili krajowi wstyd. – „(…) intensywnie poszukiwaliśmy właściwego kandydata, który łączyłby w sobie doświadczenie, wiedzę o Francji, Unii Europejskiej, a jednocześnie po 28 latach od transformacji mógłby być bez wstydu twarzą nowej Polski. Poprzedni, którzy byli odwoływani, taką twarzą być nie mogli. Prawda?” – czytamy w stenogramie posiedzenia komisji z 24 maja tego roku. Na tym posiedzeniu MSZ prezentował kandydatów na placówki we Francji (nieobsadzona od prawie roku) i Finlandii.
Podobnie, jak niemal bez wyjątku wobec każdej innej kandydatury, komisja wybór MSZ zaakceptowała. Mimo braku doświadczenia w dyplomacji, a czasem wątpliwych kompetencji, jedynie w dwóch głosowaniach na kilkunastu kandydatów część posłów opozycji głosowała przeciwko. Było tak w przypadku Selima Chazbijewicza, który ma jechać do Kazachstanu i Jarosława Łasińskiego, którego wytypowano do Norwegii.
Ten pierwszy to były szef Związku Tatarów, z wykształcenia polonista. Nigdy nie pracował w MSZ, ani nie miał do czynienia z dyplomacją. – Powiem na swoją obronę, że być może ten eksperyment powiedzie się – tłumaczył posłom zdziwionym wyborem MSZ. Chazbijewicz chwali się przyjaźnią z prezesem PiS od 25 lat; napisał nawet dla niego odę pochwalną, której jakości bronił przed komisją SZ. – Oda Mickiewicza nie była arcydziełem – stwierdził, być może sugerując, że ta jego autorstwa, wzorowana na pisanej łaciną poezji wieszcza, jest lepsza.
Chazbijewicz zdawał się sam nie być przekonany do swojej kandydatury. W prezentacji zaczął od mówienia o Chinach (którymi, jako ambasador w Kazachstanie, nie będzie się zajmował), a później argumentował m.in.: „wniesienie trochę świeżego powietrza być może przyda się”, nawiązując do swojego braku doświadczenia.
Drugim, który otrzymał 10 głosów sprzeciwu (na 25 członków komisji), był Jarosław Łasiński typowany na placówkę w Norwegii. Podczas jego przesłuchania posłowie się pokłócili, bo „Gazeta Wyborcza” podała, że współpracował on przy tworzeniu nowelizacji ustawy o służbie zagranicznej, tzw. ustawy dekomunizującej MSZ. Ma doprowadzić do powstania komisji weryfikującej przeszłość pracowników resortu. W MSZ wciąż jakoby pracuje około 100 osób współpracujących w PRL-u ze służbami, w tym Andrzej Przyłębski, maż magister Julii Przyłębskiej, prezes Trybunału Konstytucyjnego, którego PiS wysłało na ambasadora w Niemczech.
Opozycja wyjątkowo zgodna z rządem
Pozostali kandydaci pozytywnie zaopiniowani (nikt nie głosował przeciwko żadnemu z nich) przez Sejm i którzy czekają na prezydenckie nominacje to:
Nie jest jasne, czy Aleksander Kropiwnicki zaopiniowany pozytywnie do Etiopii (oraz Sudanu Południowego i Dżibuti) w tym kraju kiedykolwiek był. Prezentując go komisji, MSZ zachwalał m.in. jego reportaże z Egiptu i RPA. Podczas posiedzenia nie zadano mu żadnych pytań. Nikt nie głosował przeciw, nikt się nie wstrzymał.
Takich kwiatków na przesłuchaniach było znacznie więcej. Większość kandydatów MSZ wybieranych od czasów wygrania przez PiS wyborów to ludzie bez doświadczenia w dyplomacji, choć część z nich posiada akademicką wiedzę na temat krajów, lub przynajmniej regionów, do których jadą - choć i od tego są wyjątki. Doświadczenia w dyplomacji nie mają nawet ambasadorowie w krajach o takim znaczeniu, jak Niemcy, Wielka Brytania, czy USA. Mimo to, regułą jest, że posłowie opozycji ani kandydatów skrupulatnie nie przepytują, ani tym bardziej nie głosują przeciw wyborom MSZ.
Polska reputacja za granicą uległa skrajnemu pogorszeniu odkąd wybory wygrał PiS. Rząd PiS stracił inicjatywę w polityce wschodniej, skonfliktował się zarówno z Berlinem, jak i Paryżem (nowy prezydent Francji zapowiada surowe kary dla Polski), niedoszły sojusznik PiS Wielka Brytania występuje z UE. PiS stawia na sojusze regionalne, ale poparcia nie ma nawet w ramach Grupy Wyszehradzkiej.
Polska pod rządami PiS postrzegana jest za granicą często jako kraj bezprawia (przez łamanie konstytucji, zmarginalizowanie Trybunału Konstytucyjnego i konflikt z sędziami) i rasizmu (przez odmowę solidarności z UE ws. Uchodźców). Jedynie Andrzej Kurnicki, kandydat na ambasadora w Kanadzie został zapytany o to, jak będzie przed takimi zarzutami Polski bronił, lecz na pytanie to nie odpowiedział.
Wszystkie dane oparliśmy na informacjach dostępnych publicznie, m.in. na stronach MSZ, Sejmu i Kancelarii Prezydenta. Próbowaliśmy potwierdzić nasze informacje i wyliczenia w MSZ, ale nie uzyskaliśmy odpowiedzi.
Komentarze