0:00
0:00

0:00

Jak poinformowały Lasy Państwowe, do zdarzenia doszło rankiem 8 kwietnia w leśnictwie Rozdroże w Nadleśnictwie Szklarska Poręba (RDLP Wrocław). Sprawcy (bądź sprawca) oblali ropą maszyny do wycinki i wywozu drewna - harvester (kombajn zrębowy) i forwarder - i podpalili. Pierwszy pojazd spłonął całkowicie. Straty to nawet kilka milionów złotych.

„Maszyny były używane do usuwania drzew zniszczonych podczas wichury w październiku ubiegłego roku. Zniszczenie maszyn oznacza, że nie można usuwać połamanych drzew, a tym samym zostanie opóźnione odnawianie tego terenu” - napisały LP na swojej stronie internetowej. Pojazdy są własnością prywatnej firmy - jednego z zakładów usług leśnych. Sprawę zgłoszono na policję, zostało wszczęte śledztwo. Firmy leśne wyznaczyły nagrodę za pomoc w wyjaśnieniu sprawy - 20 tys. zł.

Podpalacze - lub podpalacz - zostawili list napisany na kartonie: „Za niszczenie lasu, starych ścieżek i dróg wycofajcie się! Zielony Front” (pisownia oryginalna).
Karton z hasłem podpisany przez anonimowy "Zielony Front". Fot. Krzysztof Trębski / Twitter

Ekolodzy: przemoc w obronie przyrody jest niedopuszczalna

Temat podchwyciły niektóre prawicowe media, na ogół negatywnie nastawione do środowisk ekologicznych. "Czas ekoterroryzmu?" - pytał w tytule materiału na ten temat prorządowy portal Niezalezna.pl. A związany ze środowiskami konserwatywno-liberalnymi "Najwyższy Czas" pisał o "szaleństwie ekooszołomów". Krzysztof Trębski, rzecznik prasowy LP, jeden z tweetów o tym incydencie oznaczył hasztagiem #ekoterror.

OKO.press zapytało aktywistów i organizacje ekologiczne, co sądzą o wydarzeniach w Nadleśnictwie Szklarska Poręba.

"W związku ze spaleniem harwestera i forwardera w nadleśnictwie Szklarska Poręba i oskarżeniami jakie zaczęły pojawiać się w niektórych mediach, chcielibyśmy po raz kolejny podkreślić, że wszystkie działania Obozu dla Puszczy są całkowicie pokojowe. Wielokrotnie to udowodniliśmy, a sednem naszej działalności jest troska o dobro wspólne, współpraca i dialog" - napisał nam Obóz dla Puszczy.

"Pozostajemy wierni zasadzie działania bez przemocy, i tylko w taki sposób będziemy walczyć o ochronę Puszczy. Zdajemy sobie sprawę z wielkiego zagrożenia pożarowego, jakie mogła wywołać sytuacja w Szklarskiej Porębie - działania na rzecz przyrody nie powinny jej zagrażać" - dodali aktywiści.

Bohdan Pękacki, dyrektor Greenpeace Polska, powiedział w rozmowie z OKO.press, że oczekują szybkiego wyjaśnienia sprawy.

"Bez względu na to, jakimi motywami kierował się sprawca, warto podkreślić, że Greenpeace nie używał i nie będzie używał przemocy w swoich działaniach na rzecz ochrony przyrody - inne metody nie są zgodne z naszymi wartościami" - dodał.

Również Stowarzyszenie Pracownia na rzecz Wszystkich Istot jednoznacznie potępiło ten incydent. "Od 30 lat zajmujemy się obroną przyrody, wywodzimy się z ruchów, które działały zawsze bez przemocy" - mówi OKO.press Radosław Ślusarczyk z Pracowni na rzecz Wszystkich Istot.

Tylko ten rodzaj walki jest etyczny i skuteczny. Byliśmy temu zawsze wierni, choć podczas protestów w Puszczy Białowieskiej czy nad Rospudą bywało gorąco" - dodaje.

Przeczytaj także:

Ekoterror? Poczekajmy na wyniki śledztwa

OKO.press zapytało również rzecznika prasowego LP Krzysztofa Trębskiego, czy nie sądzi, że określanie tego wydarzenia jako aktu ekoterroru nie jest jednak za mocne i na wyrost. Bo przecież nie wiadomo, kto kryje się za "Zielonym Frontem". I czy ma cokolwiek wspólnego z działalnością na rzecz ochrony przyrody.

Rzecznik odpisał nam, że "ekoterroryzm" to pojęcie określonego zjawiska, funkcjonujące i uznane międzynarodowo, najlepiej i najkrócej zdefiniowane przez FBI: "użycie lub grożenie użyciem przemocy o naturze przestępczej przeciwko ludziom lub własności przez zorientowaną na środowisko naturalne, mniejszościową grupę, z ekologiczno-politycznych powodów lub ukierunkowane na publiczność poza celem, zazwyczaj natury symbolicznej".

"Jeśli motywy wskazane przez samego sprawcę są prawdziwe - a do czasu wyjaśnienia sprawy przez organy ścigania jest to jedyne, czym dysponujemy - to ten akt wandalizmu, w taki sposób przez sprawcę uzasadniony, byłby »podręcznikowym« przykładem »ekoterroryzmu« według wspomnianej wyżej definicji FBI" - napisał nam Trębski. "Staram się używać precyzyjnych pojęć w ich poprawnym znaczeniu, stąd - zresztą po raz pierwszy w jakiejkolwiek wypowiedzi, komentarzu, wpisie etc. - użyłem tego określenia" - dodał rzecznik prasowy Lasów.

Problem w tym, że nie wiadomo, czy - jak pisze Trębski - "motywy wskazane przez samego sprawcę są prawdziwe". W ocenie OKO.press kwalifikowanie tego incydentu jako aktu ekoterroru to niepotrzebne podgrzewanie atmosfery.

Tym bardziej, że w przeszłości zdarzały się już przypadki podpaleń czy uszkadzania sprzętu leśnego, do których nie przyznawali się żadni "ekoterroryści". Przykładowo, w kwietniu 2016 roku ktoś podpalił harvestera i forwardera w Tokarzewie k. Ostrzeszowa (woj. wielkopolskie). Do podpalenia harvestera doszło też niedawno, w styczniu 2019 w pobliżu miejscowości Żelazna Góra (woj. pomorskie).

;

Udostępnij:

Robert Jurszo

Dziennikarz i publicysta. W OKO.press pisze o ochronie przyrody, łowiectwie, prawach zwierząt, smogu i klimacie oraz dokonaniach komisji smoleńskiej. Stały współpracownik miesięcznika „Dzikie Życie”.

Komentarze