Zmarł Adam Zagajewski, jeden z najwybitniejszych polskich poetów drugiej połowy XX w. Miał 75 lat. Bardzo znany na świecie, wielokrotnie typowany do nagrody Nobla, mistrz wysokiego stylu w poezji - przez całe życie zaangażowany po stronie demokracji i wolności
O śmierci poety poinformowała "Gazeta Wyborcza" 21 marca wieczorem.
„Piszę tak powoli, jakbym miał żyć dwieście lat.
Szukam obrazów, których nie ma,
a jeśli są to zwinięte i schowane
jak letnie ubrania w zimie,
gdy mróz kaleczy usta.
Marzę o absolutnym skupieniu; gdybym je znalazł
zapewne przestałbym oddychać”.
- pisał Zagajewski w wierszu „Pokój” (2000).
Urodził się w 1945 roku we Lwowie; w tym samym roku jego rodzina repatriowała się do Gliwic. Skończył filozofię i psychologię na Uniwersytecie Jagiellońskim, wykładał na Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie.
Powołaniem Zagajewskiego była jednak nie akademia, ale literatura (i w mniejszym stopniu - polityczne zaangażowanie). Był jednym z najbardziej znanych przedstawicieli „Nowej Fali” w poezji - obok m.in. Juliana Kornhausera, Stanisława Barańczaka i Ryszarda Krynickiego - oraz wybitnym eseistą.
„Sam druk pierwszego wiersza był nagrodą. Nosił tytuł «Muzyka» i ukazał się w 1967 r. w «Życiu Literackim» – wybrany przez Wisławę Szymborską. Pamiętam nieśmiałość młodego poety, który marzy o tym, by coś opublikować, i na początku wydaje mu się to niemożliwe, bo wszyscy koledzy, którzy wysyłają wiersze do czasopism, dostają listy z odmową”
- wspominał swój debiut w wywiadzie dla „Tygodnika Powszechnego” w 2017 roku.
Pokolenie poetów urodzonych tuż po wojnie weszło w dużej części na drogę politycznej opozycji wobec komunistycznego reżimu. Zagajewski m.in. był sygnatariuszem „Listu 59” (1975), głośnego protestu ludzi sztuki, nauki i kultury przeciwko zmianom w konstytucji PRL, do której wpisano wówczas m.in. sojusz ze Związkiem Radzieckim.
Za karę został później objęty zapisem cenzury. Podobnie jak wielu zaangażowanych w działalność opozycyjną intelektualistów, po wprowadzeniu stanu wojennego (1981) znalazł się na emigracji, na której spędził 20 lat.
Pisał poezję wzniosłą i wysoką, zajmując się fundamentalnymi kwestiami egzystencjalnymi i moralnymi („Poezja wzywa do życia, do odwagi / w obliczu cienia, który się powiększa” - pisał w jednym z wierszy).
Lista jego poetyckich nagród jest zbyt długa, aby ją przytaczać; otrzymał m.in. nagrodę Kościelskich (1975), Chińską Nagrodę Literacką Zhongkun (2013, tzw. chiński Nobel) oraz Międzynarodową Nagrodę Literacką Neustadt (2004, tzw. mały Nobel).
„Wielkiego” Nobla nigdy nie dostał, chociaż był wielokrotnie typowany na jednego z wiodących kandydatów.
„Wiem, że w codzienność tego, kto Nobla dostaje, wkrada się element koszmaru - zabrany jest mu rok z życia. Doris Lessing powiedziała, że był on najgorszy w jej życiu. To nie żarty, przed tym nie da się schować. I jednocześnie przychodzi gigantyczny zaszczyt. W każdym razie ja przez rok o Noblu nie myślę w ogóle - tylko te dwa dni są wyjątkiem, potem znowu przychodzi zapomnienie. 363 dni spokoju”
- komentował to w „TP” w 2017 roku.
Zagajewski do końca życia był bardzo zaangażowany politycznie. W 2015 roku dołączył do oficjalnego komitetu poparcia Bronisława Komorowskiego w wyborach na prezydenta RP.
„Polska była szanowana na świecie i przestała. Doprowadzili do tego ci fanatyczni patrioci. Podróżuję dużo i naprawdę widzę, do jak niesamowitego obniżenia rangi naszego kraju doszło. Znowu jesteśmy pariasem, państwem peryferyjnym, którego nikt nie słucha i nikt nie traktuje poważnie”
- krytykował rządzących w wywiadzie dla „Wyborczej” w 2019 roku.
Przypominamy dwa wiersze poety.
Naprawdę potrafimy żyć dopiero w klęsce.
Przyjaźnie pogłębiają się,
miłość czujnie podnosi głowę.
Nawet rzeczy stają się czyste.
Jerzyki tańczą w powietrzu
zadomowione w otchłani.
Drżą liście topoli,
tylko wiatr jest nieruchomy.
Ciemne sylwetki wrogów odcinają się
od jasnego tła nadziei. Rośnie męstwo.
Oni, mówimy o nich, my - o sobie,
ty o mnie. Gorzka herbata smakuje
jak biblijne przepowiednie. Oby
nie zaskoczyło nas zwycięstwo.
Wiersz opublikowany w 1983 roku jako część tomiku „List. Oda do wielości”. W 2017 r. przypomniał go Timothy Garton Ash w wykładzie "Zmarnowana rewolucja 1989. Polacy, czy naprawdę żyć umiecie dopiero w klęsce?" wygłoszonym 3 czerwca 2017 r. na zaproszenie Archiwum Osiatyńskiego.
Z pamięci wyłania się wąska ulica
- niech to będzie krtań tego wiersza
-i siwy, gęsty dym nad koksownią,
która jak wulkan rzucała iskry w niebo,
spłacając dług gwiazdom.
Moja ulica: dwie dumne stare panny
o wąskich wargach - przeżyły Syberię i Stalina;
młody aktor, łaknący sławy,
i profesor G., który stracił ramię w Powstaniu i nosił rękaw pusty jak żagiel.
Jeszcze nic nie wiem, nic się nie stało,
nie licząc wojny i zagłady Żydów.
W zimie szary śnieg leży na dachach
czujnie jak Indianin i boi się wiosny.
Nadchodzą wakacje, obrana pomarańcza.
Łakomy ksiądz połyka Ewangelię
w neogotyckim, czerwonym kościele;
o serce serc, Chrystus ma ranę w piersi.
Na szczęście po mszy można zjeść kremówki
i zapomnieć o łacińskiej męce.
W koszarach ćwiczą nowi rekruci,
jeden z moich kolegów gra na trąbce
jak Miles Davis, tylko lepiej.
Dziewczęta wychodzą na korso
w nakrochmalonych, szerokich spódnicach.
Ta brzydka ziemia, pocięta płytkimi,
czarnymi rzekami, pokryta bliznami
jak policzek niemieckiego studenta,
w dzień milczała, za to po nocach nuciła
piosenki w obu językach.
I my także żyliśmy w dwu narzeczach,
w wąskim żargonie zwykłości, zawiści
i w języku wielkiego marzenia.
W południe otwierało się łagodnie
oko obłoków, oko łez i światła.
Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.
Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.
Komentarze