0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Cezary Aszkielowicz / Agencja GazetaCezary Aszkielowicz ...

"Wspieramy strajk, podpisaliśmy referendum, ale niestety często nie stać nas, żeby w nim uczestniczyć” - tłumaczą pracownicy administracji i obsługi w placówkach oświatowych.

Ich pensje - kucharek, sprzątaczek, woźnych - utrzymują się na poziomie minimum krajowego, podwyżki ledwo pokrywają inflację, a dodatek stażowy jest włączany do pensji, tak żeby nie była niższa od rosnącej płacy minimalnej.

Część niepedagogicznych pracowników oświaty czuje przy tym, że to nie ich strajk. „Czy ktoś o nas pamięta? Czy walczy się o nas tak samo, jak o nauczycieli?” - pytają. Tak - zapewnia ZNP. Ale to walka o wiele bardziej skomplikowana niż ta nauczycieli.

Strajkowalibyśmy, ale nas nie stać

„U nas część administracji strajkowała jeden dzień, a obsługa niestety w ogóle. Podpisaliśmy referendum i bardzo tę akcję wspieramy, ale na więcej nas nie stać” - mówi pracownica Szkoły Podstawowej im. Mikołaja Kopernika w Pszczewie.

Nie stać - dosłownie. Pracownicy administracji zarabiają około 2200 zł na rękę, obsługi - około minimum krajowego. „Jeśli się dostaje trochę ponad 1600 zł na rękę, to naprawdę trudno strajkować. Święta za pasem i zęby w ścianę” - tłumaczy pracownica podstawówki. „A każdy ma jakieś kredyty, rachunki do opłacenia".

„Zresztą, ten strajk to chyba bardziej nauczycieli, mało się mówi innych pracownikach oświaty. Ale sercem jesteśmy oczywiście ze strajkującymi” - zapewnia.

Czujemy się oszukani

„Ile zarabiamy? Zaraz pani powiem” - A., pracownica administracji jednego z gdańskich przedszkoli, zaczyna obchód.

„Ja zarabiam jako samodzielny referent 2440 zł brutto zasadniczej pensji, ale zapytamy też w kuchni".

„Dzień dobry, jestem szefową kuchni, mam niecałe 2200 na rękę.” A pomoc kuchenna? 1800 zł. Woźna oddziałowa: „Zarabiam 1800 na rękę, na umowie o pracę".

W gdańskim przedszkolu do niedawna strajkowało 100 proc załogi. Ale już nie strajkują. „Czujemy się oszukani” - mówi A. „Decydowaliśmy się na strajk, kiedy postulowano 1000 zł podwyżki dla wszystkich pracowników oświaty, także tych niepedagogicznych. Zdecydowaliśmy, że to nasza jedyna szansa na zmianę".

„Nie udało się wywalczyć 1000 zł, rozumiem, ale czy teraz też jesteśmy traktowani na równi z innymi pracownikami oświaty?”

ZNP: walczymy o wszystkich

„Chcemy wszystkich jeszcze raz zapewnić, że walczymy o 30 proc. podwyżek dla wszystkich grup pracowników oświaty, także niepedagogicznych. To właśnie w ich sprawie spotykaliśmy się z minister rodziny Elżbietą Rafalską, bo to jej resort odpowiada za ich sytuację” - mówi Sławomir Broniarz, przewodniczący ZNP.

Ale przyznaje, że w przypadku pracowników administracji i obsługi zagwarantowanie podwyżek jest bardziej skomplikowane niż w przypadku nauczycieli, bo za ich wynagrodzenia odpowiadają samorządy.

Jakie rozwiązania dla poprawienia sytuacji niepedagogicznych pracowników oświaty proponują związki?

  • wyłączenie z podstawy wynagrodzenia dodatku stażowego;
  • zmiana tabeli wynagrodzeń minimalnych na konkretnych stanowiskach (uwzględniając płacę minimalną);
  • odciążenie samorządów, żeby mogły przeznaczyć więcej pieniędzy na podwyżki dla pracowników niepedagogicznych.

Dodatek, który nie dodaje

Pierwszy postulat ma na razie największe szanse powodzenia. "Jest już właściwie z rządem ustalony, ale nie został jeszcze wdrożony” - mówi Sławomir Wittkowicz, przewodniczący Wolnego Związku Zawodowego „Solidarność-Oświata” i przewodniczący Branży Nauki, Oświaty i Kultury Forum Związków Zawodowych.

O co chodzi z dodatkiem stażowym? Aktualnie pensja zasadnicza (bez dodatków i premii) wielu pracowników niepedagogicznych jest niższa niż płaca minimalna, która wynosi 2250 zł brutto, czyli około 1630 zł netto. Zamiast podwyżki dorównującej do pensji minimalnej, do podstawowej pensji wlicza się im tzw. stażowe, czyli dodatek za wysługę lat (1 proc. za każdy rok pracy aż do 20 proc).

W efekcie pieniądze, które powinny być premią za staż pracy, nie są żadnym dodatkiem, a jedynie pozwalają wyrównać płacę do poziomu minimalnej krajowej bez podwyższania pensji zasadniczej.

Niesprawiedliwość tego mechanizmu widać najdotkliwiej, kiedy nowi pracownicy, którym z konieczności ustala się pensję na podstawie aktualnej płacy minimalnej, zarabiają tyle samo lub więcej, co osoby, które na tym samym stanowisku pracują od lat.

„Problem dotyczy sprzątaczek, kucharek, woźnych” - wylicza Ewa Radanowicz, dyrektorka podstawówki w Radowie Małym. „Jest u nas kucharka, która zaraz przechodzi na emeryturę. Pół życia przepracowała w szkole gotując dzieciom, a cały czas dostaje ledwie płacę minimalną". Niskie wynagrodzenie przekłada się oczywiście na niskie emerytury.

Postulat wyłączenia dodatku stażowego z pensji podstawowej ma na razie największe szanse powodzenia, także dlatego, że rząd sam chciał to wprowadzić. Projekt ustawy o zmianie ustawy o minimalnym wynagrodzeniu za pracę, który przewidywał tę zmianę, został skierowany do konsultacji w grudniu 2018 roku.

Ale dla wielu pracowników, to minimalna zmiana” - argumentuje A.

„Większość pracowników administracji ma pensję minimalnie wyższą niż krajowa, dla wielu z nas nie zmieni to więc nic. Słyszymy propozycje konkretnych kwot dla nauczycieli mianowanych czy dla stażystów, a nie pada żadna kwota w związku z podniesieniem pensji zasadniczej reszty. Czujemy się pominięci".

„Trudno się dziwić pracownikom niepedagogicznym, że się niepokoją, ich sytuacja jest trochę bardziej skomplikowana niż nauczycieli, wzrost ich pensji trudniej będzie zabezpieczyć” - tłumaczy OKO.press Radanowicz

Naczynia połączone

„Żeby szkoły i przedszkola funkcjonowały, pracownicy administracji i obsługi muszą mieć zagwarantowane dobre zarobki” - mówi przewodniczący ZNP Sławomir Broniarz. „Także dlatego, że za tak małe pieniądze niedługo nikt nie będzie chciał pracować. W dużych miastach braki kadrowe wśród pracowników niepedagogicznych już dziś są poważnym problemem, a co, kiedy obecni pracownicy odejdą na emeryturę?".

„Wyłączenie stażowego z podstawy wynagrodzenia zasadniczego, to mechanizm, który pozwala na podwyższenie wynagrodzeń wszystkim, niezależnie od tego, jaka jest polityka płacowa danego samorządu. To oczywiście plan minimalny, który nie rozwiązuje problemu”.

„Potrzebne są dalsze rozmowy, żeby wpłynąć na tabelę wynagrodzeń minimalnych dla poszczególnych kategorii pracowników. Niestety na razie negocjacje z rządem utknęły w martwym punkcie".

Chociaż na poziomie negocjacji z rządem nie można zagwarantować podwyżek, to związki przekonują, że postulowany przez nich wzrost subwencji oświatowej dla samorządów przełoży się na podwyżki dla pracowników administracji i obsługi. Jeśli tylko samorządy zdecydują się przekazać dla nich pieniądze, którymi dotychczas łatały lukę oświatową.

„W obecnym systemie pracownicy oświaty są jak naczynia połączone. Sytuacja nauczycieli ma bezpośredni wpływ na sytuację pracowników administracji i obsługi. Jeśli trzeba będzie potem dalej walczyć o podwyżki na poziomie samorządów, będziemy walczyć” - mówi Kazimierz Piekarz, prezes rybnickiego oddziału ZNP.

Szkoła na głowie samorządów

Podczas gdy pensje nauczycieli zależą od Ministerstwa Edukacji Narodowej, które ustala je rozporządzeniem i przekazuje samorządom na ich opłacenie subwencje, płace pracowników niepedagogicznych są zależne od samorządów.

Kłopot w tym, że pieniądze na edukację przekazywane przez MEN nie pokrywają realnych wydatków, samorządy muszą dopłacać do pensji nauczycieli, a na podwyżki dla reszty pracowników nie mają pieniędzy.

Przeczytaj także:

„Szkoła, jej funkcjonowanie, budynek, leżą głównie po stronie samorządów "- mówi Radanowicz. „Podwyżki, które co jakiś czas udaje się uzyskać dla pracowników niepedagogicznych często nie pokrywają nawet inflacji. Jeszcze mniejszą dopłatę samorządy dostają na przedszkola.

"Subwencja zupełnie nie odpowiada rzeczywistym kosztom funkcjonowania placówek".

Samorządy wydają w tej chwili na edukację 70,5 mld zł, a z budżetu państwa dostały w formie subwencji tylko 47 mld zł.

„Luka oświatowa”, czyli różnica między wpływami z MEN a realnymi wydatkami na funkcjonowanie szkół rośnie, bo rząd PiS odmawia finansowania wzrostu kosztów edukacji, który wywołała reforma Zalewskiej.

Już w tej chwili wiele gmin jest niebezpiecznie zadłużonych. 1 stycznia 2019 roku prezydent Andrzej Duda podpisał ustawę, która likwiduje gminę Ostrowice z powodu bankructwa i dzieli jej tereny pomiędzy sąsiednie Drawsko Pomorskie i Złocieniec. Bardzo poważnie też zadłużony jest Rewal, Byczyna czy Wałbrzych, a także wiele mniejszych gmin w całym kraju.

;

Udostępnij:

Marta K. Nowak

Absolwentka MISH na UAM, ukończyła latynoamerykanistykę w ramach programu Master Internacional en Estudios Latinoamericanos. 3 lata mieszkała w Ameryce Łacińskiej. Polka z urodzenia, Brazylijka z powołania. W OKO.press pisze o zdrowiu, migrantach i pograniczach więziennictwa (ośrodek w Gostyninie).

Komentarze