OKO.press publikuje czwarty odcinek dziennika Marianny (imię zmienione) z Podlasia, która mieszka w strefie stanu wyjątkowego i razem z grupką przyjaciół prowadzi tuż przy granicy z Białorusią – nazwijmy to tak – obywatelską akcję ratunkową. Próbują uchronić przed głodem, chłodem, a nawet śmiercią uchodźców, mężczyzn, kobiety i dzieci, którym udało się dostać na teren Polski. Wymusić uruchomienie procedury azylowej. Ścigają się ze Strażą Graniczną. Starają się powstrzymać wypychanie (push back) wycieńczonych ludzi na granicę, z powrotem do lasu. Opisaliśmy już trzy „interwencje”.
Marianna zapowiada następne relacje, które będą ukazywać się w OKO.press. O ile uda jej się uniknąć zatrzymania. Nie podajemy nazwisk, a nawet imion uchodźców, nazw miejscowości, dat. Kolejność odcinków nie odpowiada chronologii zdarzeń. Wszystko po to, by utrudnić identyfikację grupy i osób, którym pomaga.
Akcja 4. „Yes, yes – krzyczą – take us to prison!”
Szukamy ich może z godzinę, bo miejsce, w którym mają być, wydawaje się absurdalne – kępa zabagnionych krzaków niedaleko szosy. Nasłuchujemy, szukamy śladów, jednocześnie wymachując koszykami na grzyby, by usprawiedliwić naszą obecność w tym totalnie niegrzybowym lesie.
Usłyszeli nas wreszcie. 10 młodych mężczyzn, właściwie chłopaków. Niemal sini z zimna, przemoczeni, przemarznięci. Część nie ma butów w ogóle, są na bosaka, inni w klapkach. Jeden bez palców u nóg. Próbowali uciekać, ale teraz nie są już w stanie nawet chodzić.
Jeden ma niewielką torebkę, z której wystają ukradzione z pola kolby kukurydzy, pilnuje ich, jak największego skarbu. Większość ma puste ręce.
M. biegnie po ubrania i jedzenie, ja zostaję z chłopakami sama i staram się tłumaczyć, jak możemy im pomóc (nijak!).
„Madame, take us to your office! Belarus no! Please, Belarus no!” – błagają.
Wyjaśniam powoli, że jedyne, co można zrobić, to wszcząć procedurę azylową. Wtedy trafią do ośrodka zamkniętego. „Yes, yes – krzyczą – take us to prison!”.
Razem spędzimy w tym lesie parę godzin. Mamy już chleb, pomidory, banany, ale przede wszystkim gęstą, ciepłą zupę. Okrywamy przemarznięte plecy, zakładamy czapki, pomagamy zdejmować przemoczone skarpetki. Każdy dotyk boli… Nie dla wszystkich starczyło butów, M. jedzie więc do pobliskiej miejscowości po kolejne pary. Stopy bolą jednak tak, że trudno je obuć.
Na miejscu zjawiają się dziennikarze. Niektórzy stoją w „bezpiecznej” odległości, inni pomagają nam opiekować się chłopakami. Ich stan jest jednak tak zły, że dzwonimy po karetkę. Dyspozytor oczywiście pyta, czy zawiadomiliśmy straż graniczną.
Wychodzę z P. na drogę, żeby określić miejsce, w którym jesteśmy. Mija nas dwóch myśliwych. Od M. dowiaduję się, że kiedy szedł drogą, myśliwi zrównali się z nim. W tym samym momencie z plantacji róż tuż obok wyszedł, a właściwie wytoczył się mężczyzna.
„O, czarnuch!” – ucieszyli się myśliwi i od razu zadzwonili po straż.
Ten mężczyzna to J. Nie ma jeszcze 20 lat i jest w najgorszym stanie. Odłączył od innej grupy i zgubił się. Jest zupełnie przemoczony, nie jadł od kilku dni, pił – jak wszyscy – wodę z kałuży. Ubieramy go w ubrania, jakie zostały. Próbujemy ogrzać, kładziemy. Leży na ziemi, prawie bez kontaktu.
Smutnooki ratownik chce wziąć ich do szpitala, Straż – „tam gdzie zawsze”
W końcu przyjeżdża karetka. Razem ze Strażą Graniczną podchodzi smutnooki ratownik. U wszystkich 10 mężczyzn stwierdza hipotermię. Pytam, czy w takim razie wezmą ich do szpitala.
„A jak inaczej sobie to pani wyobraża?!” – obrusza się.
Po konsultacji ze Strażą Graniczną okazuje się jednak, że wyobraźnia mnie nie zawiodła – do szpitala pojedzie tylko jeden z mężczyzn. Dlaczego? Nie wiadomo, próbujemy przekonywać, bez skutku. Później mają zabrać dwóch kolejnych.
Pozostali mają trafić do izolatorium w siedzibie Straży. Nie są w stanie wdrapać się do wysokiej wojskowej ciężarówki.
„Nie możecie im pomóc?” – pytam uzbrojonego żołnierza, widząc, jak się w środku czołgają, nie mogąc się podnieść.
„Proszę, proszę, niech pani pomaga” – odpowiada z ironicznym uśmiechem.
Żołnierze zasłaniają ciężarówce tablice rejestracyjne. Dwóch funkcjonariuszy rozmawia ściszonym głosem co z nimi zrobić. Słyszę jak jeden pyta, czy „tam gdzie zawsze”. Na nasz widok milkną.
Powoli wycofujemy się z lasu. Łapie nas jeszcze smutnooki ratownik i tłumaczy, jak powinniśmy pomagać ludziom w hipotermii. W końcu dzie zima…
Happy end (prawdopodobnie)
Dzięki działaniom obecnej na miejscu prawniczki, a także nagłośnieniu sprawy przez media, mężczyźni nie zostali odwiezieni „tam gdzie zawsze”, czyli z powrotem na granicę. Trafili do placówki Straży Granicznej i rozpoczęła się wobec nich procedura azylowa.
Niżej jak upadliśmy nie da się.
Da się, da się. Trochę poczytać o naszym współudziale w Holocaust, i już widać, że to nie nowość.
Sprostowanie : Powinno być – niżej niż ferajna z Nowogrodzkiej zwana Partią i Spółki upaść się nie da. Ale zapewniam Pana, oni dadzą radę, pobiją ten smutny rekord. Niestety
Niestety, nie tylko z Nowogrodzkiej, bo dokładnie tak wygląda oficjalna polityka UE. O ludziach tonących na Morzu Śródziemnym chyba wszyscy słyszeli, prawda? A tu sprzed 4 dni:
"Dyrektor wykonawczy Frontexu Fabrice Leggeri podczas roboczej wizyty na granicy polsko-białoruskiej podziękował władzom Polski za współpracę z tą chroniącą unijnych granic agencją. Dodał, że jest pod wrażeniem środków zastosowanych w celu ochrony polskiej granicy."
Europa nie daje sobie już rady z tymi imigrantami bo jest ich za duuuużo.Czy Wy tego nie rozumiecie.TO samo juz robi Wielka Brytania…odsyła na morzu do Francji a Francja ich też nie chce….Dania wezcie przykład ..A może tak ? który kraj chce uchodzców na utrzymanie..może Ktos odpowie.
Ferajna sama siebie do władzy nie wybrała. Nieustannie mają poparcie mniej więcej co trzeciego Polaka. Byliśmy i jesteśmy narodem szmalcowników.
Dziennik handlarza żywym towarem, cz. 4
Komentarz został usunięty ponieważ nie spełniał standardów społeczności.
Ratowanie ludzi przed śmiercią to nie handel. Matka nie nauczyła, że ludzi się nie torturuje ani nie zabija?
Komentarz został usunięty ponieważ nie spełniał standardów społeczności.
Ta mieszka ludność pochodzenia ukrainskiego i to co robią powinno być karane grzywną rzędu kilkudziesięciu tysięcy plus kilka lata więzienia, to zwykły przemyt ludzi. Zapewne nie robią tego pierwszy raz.
Pochodzenia ukraińskiego na granicy z Białorusią? Sugerujesz, że czyści rasowo i etnicznie Polacy przemytem się nie zajmują?
Są otwarte przejścia graniczne i to nieopodal, jeżeli ktoś jest uchodźcą nie imigrantem to idzie legalnie i stara się o azyl, po czym trafia do ośrodka. Każda inna próba przekroczenia granicy powinna być blokowana, pomoc bardzo dotkliwie karane. Te wszystkie przemyty służą tylko destabilizacji,komu na tym zależy.
Po IIWŚ w Polsce zostało mln ukrancow mln ruskch mln niemcow obecnie jest ich około pięciu mln każdych, są w sądach, uczelniach, polityce, mediach etc. Kto niszczy Polskę.
ale wiesz, że nasz kraj ma przegraną sprawę za nieprzyjmowanie wniosków o azyl przez ludzi którzy chcieli przekroczyć granicę legalnie?
Opisana sytuacja jest dramatyczna może jakieś zdjęcie dla podbicia tematu?
Komentarz został usunięty ponieważ nie spełniał standardów społeczności.
łał… w czasie okupacji miałbyś żniwa…
Komentarz został usunięty ponieważ nie spełniał standardów społeczności.
Dawno nie czytałam takiego steku bzdur jak Twoje słowa xD
A nie, w sumie czytałam też komentarze innych trolli.
Komentarz został usunięty ponieważ nie spełniał standardów społeczności.
Daniel Morawski ile masz lat? Brzmisz jakbyś miał lat 11 i był niewychowanym zakompleksionym klasowym pajacem, który im głośniej wykrzykuje antysemickie i rasistowskie hasła to tym większą ma szansę na poklask części klasy. Przyjrzyj się biedaczku uśmiechowi politowania, który wywołujesz u pozostałych.
Daniel Morawski..bardzo dobra odpowiedz….
A skąd wiadomo, że to nie zmyślone, żeby zaszkodzić znienawidzonemu przez oczko PiSowi?