Złagodzenie ustawy o IPN nie objęło zapisu o ochronie dobrego imienia Rzeczypospolitej Polskiej i Narodu Polskiego na drodze cywilnej. IPN i organizacje prawicowe mogą występować z powództwem. Gnębienie zagranicznych podmiotów jest niemożliwe, ale publicystów, nauczycieli i polityków krajowych - owszem. Cenzura obowiązuje, tyle że nie grozi pójście za kraty
Nowelizacja nowelizacji ustawy o IPN, przeprowadzona 27 czerwca 2018 w trybie nagłym, i błyskawicznie przyjęta przez Senat i podpisana przez prezydenta, została powszechnie uznana za klęskę PiS i załatwienie problemu, jakim jest nałożenie cenzury polityki historycznej na swobodę wypowiedzi. To drugie jest prawdziwe tylko częściowo.
Nowelizacja faktycznie likwiduje feralne artykuły 55 a i 55 b, które wprowadzały karalność (grzywna lub do trzech lat więzienia) za "publiczne i wbrew faktom przypisywanie Narodowi Polskiemu lub Państwu Polskiemu odpowiedzialności lub współodpowiedzialności za popełnione przez III Rzeszę Niemiecką zbrodnie nazistowskie (...)" i to "niezależnie od przepisów obowiązujących w miejscu popełnienia czynu zabronionego", czyli na całym świecie.
Ze styczniowej nowelizacji pozostaje jednak art. 53o, p i r, które dają możliwość "ochrony dobrego imienia Rzeczypospolitej Polskiej i Narodu Polskiego" w oparciu o zapis w kodeksie cywilnym o ochronie dóbr osobistych.
Znowelizowana ustawa stanowi, że z takim właśnie cywilnym "powództwem o ochronę dobrego imienia Rzeczypospolitej Polskiej lub Narodu Polskiego" może wystąpić:
przy czym odszkodowanie lub zadośćuczynienie przysługuje Skarbowi Państwa. I to "niezależnie od tego, jakie prawo jest właściwe", co miałoby oznaczać objęcie także zagranicznych "naruszycieli".
Na tej właśnie zasadzie wystąpiła do Sądu Okręgowego o Warszawie fundacja Reduta Dobrego Imienia, pozywając argentyński portal Pagina12 za to, że artykuł o zabijaniu przez polskich sąsiadów Żydów w Jedwabnem został zilustrowany zdjęciem zabitych przez UB „wyklętych” zrobionym w 1950 roku (do samego tekstu Reduta nie zgłaszała zastrzeżeń).
"Jest to pierwszy proces, w którym korzystamy z nowego prawa. Ustawa [o IPN], która wczoraj weszła w życie, uprawnia organizacje zajmujące się obroną dobrego imienia Polski, czyli takie jak Reduta Dobrego Imienia, do występowania w sprawach sądowych jako Powód. Świadkowie wydarzeń nieuchronnie odchodzą, teraz także my jako organizacja możemy wystąpić z pozwem sądowym przeciwko oszczerstwom historycznym" - triumfowała Reduta.
Prof. Ewa Łętowska w opinii, która ukazała się 27 czerwca w Archiwum Osiatyńskiego, zwraca uwagę, że droga cywilna w przypadku naruszenia dobrego imienia Polski za granicą nie jest tak oczywista jak się zdaje Reducie Dobrego Imienia, a także premierowi Morawieckiemu, który "roztacza miraże milionowych rekompensat".
"Problem w tym, że art. 53r o prawie właściwym (w domyśle: polskie przepisy ustawy o IPN) nie rozstrzyga sprawy, jaki sąd ma to sądzić – bo to sprawa jurysdykcji, a nie prawa właściwego" - pisze prof. Łętowska i przywołuje art. 1103 kpc., który mówi, że
"sprawy procesowe należą do jurysdykcji krajowej (polskiej), gdy pozwany (ten kto szarga dobrym imieniem) mieszka albo ma miejsce zwykłego pobytu albo siedzibę w Polsce.
Jeżeli szkodzić imieniu polskiego państwa lub narodu będzie zagraniczna publikacja lub wypowiedź – właściwe będą sądy zagraniczne. To oznacza koszty i trudności prowadzenia sporu zagranicą".
Zdaniem prof. Łętowskiej, wniesienie powództwa przed sąd polski musi skończyć się odrzuceniem pozwu – na gruncie art. 1099 § 1 Kodeksu Postępowania Cywilnego.
Oznaczałoby to, że obcokrajowiec może bezkarnie "szargać dobre imię Narodu Polskiego", chyba że zamieszka w Polsce lub założy tu np. fundację. Dotyczy to także Polaków mieszkających za granicą, nawet jeśli zachowali polskie obywatelstwo.
Oznaczałoby to, że ustawa o IPN, która - w deklaracjach miała chronić dobre imię Rzeczpospolitej lub "Narodu Polskiego" - za granicą jest tygrysem bez zębów. Ujmując rzecz inaczej, IPN czy Reduta Dobrego Imienia nie będą mogły kompromitować siebie (i Polski przy okazji) pozwami cywilnymi nawet za wyrażenia typu "Polish death camp".
Co innego, gdy IPN lub jakaś prawicowa organizacja pozarządowa będzie chciała pozwać publicystę, nauczycielkę lub polityka za wypowiedź - ich zdaniem - naruszającą dobre imię narodu lub państwa polskiego. W oparciu o ustawę o IPN może to zrobić i zażądać odszkodowania dla Skarbu Państwa. Pozostanie wtedy kwestia, na ile niezawisły będzie sąd, który taki wniosek rozpatrzy.
Do tej pory z powództwem cywilnym mógł do sądu wystąpić konkretny Kowalski twierdząc, że np. wypowiedź publicystyczna Jana Grossa lub lekcja o Holocauście w szkole jego dziecka, narusza jego dobra osobiste (np. poczucie dumy czy godności narodowej).
Teraz z pozwem w imieniu "Narodu Polskiego" może wystąpić IPN czy fundacja Reduta Dobrego Imienia, czyli organizacje wyspecjalizowane w forsowaniu "polityki historycznej PiS".
Dostały takie prawo niezależnie od tego, że używanie w tym kontekście pojęcia "Rzeczpospolitej Polskiej", a zwłaszcza "Narodu Polskiego", jest szeroko krytykowane. Jak analizowała w OKO.press Anna Wójcik, "pomawianie narodu w krajach Rady Europy ściga tylko Turcja".
Ciekawe, że w listopadzie 2016 użycie obu pojęć w projekcie ustawy o IPN kwestionował Jarosław Wyrembak, obecny sędzia Trybunału Konstytucyjnego, wtedy ekspert Biura Analiz Sejmowych. Pisał, że: "Model odpowiedzialności wynikającej z naruszenia dóbr osobistych został jednakże zaprojektowany w Kodeksie cywilnym dla osób, które mogą być podmiotami stosunków cywilnoprawnych.
Według aktualnego stanu prawnego nie należą do nich ani »Rzeczpospolita Polska« – która w badanej perspektywie nie może być oczywiście w prosty sposób utożsamiana ze Skarbem Państwa (jako osobą prawną) – ani też: »Naród Polski«”.
Ale zapis o "Narodzie Polskim" i "Rzeczpospolitej Polskiej" pozostał, a na straży - cokolwiek to znaczy - ich dóbr osobistych stają wyspecjalizowane agendy polityki historycznej PiS. Cenzura - już bez sankcji karnej i tylko wobec mieszkańców Polski - nadal obowiązuje.
Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".
Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".
Komentarze