Doradca prezydenta Dudy prof. Andrzej Zybertowicz przekonywał w Polsacie, że o szczepionkach wiemy wciąż niewiele i dlatego nie możemy np. wprowadzić obowiązkowych szczepień. Tymczasem można przeciwko takiemu obowiązkowi wytoczyć argumenty prawne albo etyczne, ale naukowych - nie
Zybertowicz – socjolog, doradca społeczny prezydenta Dudy i doradca szefa Biura Bezpieczeństwa Narodowego, wypowiedział się w niedzielę 20 listopada w sprawie szczepień w „Śniadaniu Rymanowskiego" na portalu Interia. Politycy dyskutowali w tradycyjnie męskim gronie.
Doradca prezydenta w swoich wypowiedziach na temat szczepień przeciw COVID-19 zademonstrował doskonałą znajomość antyszczepionkowych tez. To frapujące w przypadku bliskiego współpracownika głowy państwa, ale może pozwala zrozumieć, dlaczego prezydent Duda w swoich wypowiedziach na temat szczepień bywał bardzo dwuznaczny i ogólnie rzecz biorąc nieentuzjastyczny.
Szczepienia przeciw COVID-19 nie powinny być obowiązkowe ze względu na długofalowe konsekwencje, które nie są znane.
Obawa przed nie tyle długofalowymi, ile odległymi w czasie skutkami szczepionek (skoro według Zybertowicza nie są znane) jest poniekąd zrozumiała – nigdy dotychczas nie przeprowadzono na świecie tak masowej i skondensowanej w czasie akcji szczepień.
W dodatku po raz pierwszy użyto na masową skalę technologii mRNA – znanej od 10 lat, ale dotychczas stosowanej w wąskim klinicznym zakresie. A ponieważ ludzie, jak inne zwierzęta, boją się tego, co nieznane – bo może być niebezpieczne – więc i obawy przed szczepionkami przeciw COVID-19 musiały się pojawić.
Jednak eksperci są pewni, że nie będzie odległych w czasie skutków ubocznych szczepionek. Dlaczego? Przede wszystkim dlatego, że nie mają ich inne stosowane od dziesiątek lat szczepionki. Na prowadzonej przez Narodowy Instytut Zdrowia Publicznego stronie szczepienia.info cytowany jest prof. Paul Offit, dyrektor Centrum Edukacji Szczepionkowej w Szpitalu Pediatrycznym w Filadelfii i członek Komitetu Doradczego ds. Produktów Biologicznych (VRBPAC) w amerykańskiej Agencji Żywności i Leków:
„Nie znam precedensu długoterminowych działań niepożądanych występujących po podaniu szczepionek, np. po pięciu lub 10 latach”
Prof. Offit jest jednym z najbardziej znanych wakcynologów, ekspertów w dziedzinie bezpieczeństwa szczepionek.
Jak tłumaczy inny ekspert, immunolog prof. Andrew L. Croxford, proces uodparniania się, który wyzwalają szczepienia, trwa do trzech miesięcy. Najpierw, pobudzony przez patogen (albo przez stworzoną w laboratorium genetyczną instrukcję budowy jego fragmentu przez nasz organizm), uruchamia się system immunologiczny. Powstają przeciwciała, takie pociski rakietowe nakierowane na walkę z konkretnym wirusem. Tworzy się odporność komórkowa – czyli wyspecjalizowane komórki (limfocyty T i B), które w przypadku infekcji rozpoznają intruza i uruchomią produkcję przeciwciał. Można powiedzieć, że to dowódcy, strategowie tej bitwy.
Jak tłumaczyła OKO.press dr hab. Ewa Augustynowicz, specjalistka od szczepień z Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego, „kluczowe są zawsze pierwsze miesiące. Raportuje się te działania niepożądane, które wystąpiły do miesiąca po podaniu szczepionki" – czyli podczas bitwy. Na stronie szczepienia.info można przeczytać o najpoważniejszych w historii szczepień takich NOP-ach.
W momencie, kiedy bitwa się kończy – czyli znikają z organizmu „harcownicy" udający wirusa w przypadku szczepionek mRNA (Pfizer/BioNTech, Moderna) lub wektorowych (AstraZeneca, J&J) albo wirusy, którym wyrwano zęby, pozbawiając zdolności namnażania się (taki osłabiony wirus SARS-CoV-2 jest na przykład w chińskiej szczepionce Sinovac) - sytuacja się uspokaja.
A znikają, bo nie są do niczego potrzebne, z niczym nie mogą się wiązać, ani też namnażać. Nie mamy genów, które nakazałyby taką reakcję. Rakiety wracają więc z powrotem do schronów. Liczba przeciwciał maleje, u niektórych zanikają one całkowicie (ale limfocyty-stratedzy nadal mają plany bitwy i mogą je wykorzystać w następnej potyczce). I wtedy ryzyko związane ze szczepieniem również znika.
Dlatego np. w przypadku preparatu Comirnaty Pfizera/BioNTechu obserwacja bezpieczeństwa w badaniu klinicznym zakończyła się po sześciu miesiącach od drugiej dawki. Pfizer będzie jeszcze do maja 2023 roku (albo dłużej w związku z koniecznością podania dawki przypominającej) badać grupę ochotników, którzy wzięli w nim udział. Chodzi w tym jednak przede wszystkim o informacje na temat poziomu ich odporności na COVID-19.
Szczepionka Comirnaty została już w sierpniu 2021 roku w pełni dopuszczona do użytku przez amerykańską Agencję Żywności i Leków (FDA), bo ta uznała, że jest skuteczna i bezpieczna również dla szerokiej populacji. We wrześniu preparaty Pfizera i Moderny dopuścił do pełnego użytku kanadyjski regulator Health Canada.
Sceptycy powiedzą – no dobrze, to jasne w przypadku tych już od dawna używanych szczepionek, ale czy ta nowa, mRNA nie wywinie nam jednak jakiegoś numeru?
Prof. Ben Croxford tłumaczy, że to akurat najprostszy z preparatów, potrzebuje małej ilości składników, a wszystkie one są znane i spożywane przez nas na co dzień np. „w mleku, napojach i owocach". Wyjątkiem jest to mRNA, instrukcja dla naszych komórek, by wyprodukować białko szczytowe koronawirusa SARS-CoV-2. Ale ono właśnie ulega szybkiej dezintegracji, tak samo jak i białko S.
Tym właśnie szczepionki różnią się od leków, z których niektóre w znaczący sposób zmieniają biologiczne funkcje organizmu i mogą mieć odległe w czasie skutki uboczne. Nie używamy ich również stale jak leków w chorobach przewlekłych.
Irlandia, która ma wysoki poziom wyszczepienia, ma także sporo zachorowań. Pandemia ciągle ma wiele niejasności i zagadek.
Prof. Zybertowicz ma rację mówiąc, że pandemia ma wiele niejasności i zagadek – z tej prostej przyczyny, że wciąż trwa, więc trzeba by mieć szklaną kulę, żeby przewidzieć przebieg pandemii wywołanej przez nowy patogen. Ale tylko w tym ma rację. W Irlandii rzeczywiście wzrastają teraz zakażenia, podobnie jak w innych krajach o porównywalnym poziomie szczepień, na przykład w Belgii czy w Holandii.
Ale po pierwsze, te zakażenia, porównywalne z wielkimi falami z jesieni 2020 roku, przekładają się na o wiele mniejszą liczbę zgonów – bo w przypadku grasującego obecnie wariantu Delta szczepienia dobrze chronią przed ciężkim przebiegiem choroby i śmiercią.
Poza tym nadal jedna czwarta mieszkańców tych krajów jest niezaszczepiona, a osoby, które drugą dawkę szczepionki dostały przed wakacjami, doświadczają teraz spadku odporności i powinny wziąć dawkę przypominającą. To proces, który trwa - część osób nie zdąży się doszczepić, część uzna, że nie warto. I już mamy miliony potencjalnych nosicieli wirusa.
Dla epidemiologów wzrastająca liczba zakażeń w Irlandii nie jest więc żadną niespodzianką. Nadal z ich obliczeń wynika, że szczepionki używane w Unii Europejskiej są bardzo skuteczne: w przypadku ciężkiego przebiegu COVID-19 czy zgonu ich efektywność (czyli skuteczność w prawdziwym życiu, nie w badaniu klinicznym) ocenia się na ponad 90 proc. O tyle będzie mniejsza grupa chorych i zmarłych w zaszczepionej populacji.
Zwraca jednak uwagę jak dobrze prof. Zybertowicz zna narrację środowisk antyszczepionkowych. Opowieść o możliwych „długofalowych" skutkach szczepionek jest propagowana przez nie od początku. Miało to się dziać na najróżniejsze sposoby – szkody miało wywoływać „białko kolca" wiążąc się z naszymi komórkami, szkodzić miał rzekomo zawarty w nich grafen.
Ostatnio mowa była również o rozchwianiu systemu immunologicznego – ten argument mógłby być bliski prof. Zybertowiczowi, który proponował, by „rozwibrować" służby specjalne (choć akurat w szczytnym celu oczyszczenia ich z podejrzanych elementów).
Ostatnio przeciwnicy szczepień podają sobie informację o raporcie FDA, z którego wynika, że po pół roku od pierwszej dawki w grupie zaszczepionych ochotników Pfizera zmarło więcej osób niż w grupie kontrolnej. Tylko że mowa o 21 jeden zgonach wśród zaszczepionych i 17 w grupie kontrolnej na 43 tys. uczestników - to za mały odsetek, żeby wyciągać z tego jakieś wnioski.
I właśnie Irlandia, a nie na przykład Belgia czy Holandia, jest teraz na tapecie - bo rozniosła się wiadomość, że „wszyscy zmarli na COVID-19 w ciągu ostatniego tygodnia byli zaszczepieni".
To również nie powinno dziwić – bo średnia wieku zmarłych w Irlandii od kwietnia na COVID-19 wynosi 80 lat, a mediana 81 lat, a w Irlandii zaszczepieni są praktycznie wszyscy powyżej 80. roku życia, a nawet powyżej 60. roku życia. Nie ma więc osób starszych, schorowanych i nieszczepionych. Tymczasem im ktoś jest starszy, tym mimo szczepienia jest mniej odporny na wirusa, a młodym i niezaszczepionym z racji wieku i tak wirus daje fory.
Nie dziwi więc, że wypowiedzią Zybertowicza o możliwych długofalowych skutkach ubocznych szczepionek z radością podzielił się w mediach społecznościowych Piotr Witczak, jeden z najbardziej aktywnych w Polsce głosicieli „alternatywnej" wiedzy o COVID-19.
Zdrowie
Andrzej Zybertowicz
antyszczepionkowcy
COVID-19
epidemia
Irlandia
koronawirus
szczepienia przeciw COVID-19
Miłada Jędrysik – dziennikarka, publicystka. Przez prawie 20 lat związana z „Gazetą Wyborczą". Była korespondentką podczas konfliktu na Bałkanach (Bośnia, Serbia i Kosowo) i w Iraku. Publikowała też m.in. w „Tygodniku Powszechnym", kwartalniku „Książki. Magazyn do Czytania". Była szefową bazy wiedzy w serwisie Culture.pl. Od listopada 2018 roku do marca 2020 roku pełniła funkcję redaktorki naczelnej kwartalnika „Przekrój".
Miłada Jędrysik – dziennikarka, publicystka. Przez prawie 20 lat związana z „Gazetą Wyborczą". Była korespondentką podczas konfliktu na Bałkanach (Bośnia, Serbia i Kosowo) i w Iraku. Publikowała też m.in. w „Tygodniku Powszechnym", kwartalniku „Książki. Magazyn do Czytania". Była szefową bazy wiedzy w serwisie Culture.pl. Od listopada 2018 roku do marca 2020 roku pełniła funkcję redaktorki naczelnej kwartalnika „Przekrój".
Komentarze