Kiedy złożyłem zawiadomienie do rzecznika dyscyplinarnego uniwersytetu na antysemicki wpis znanego naukowca, natychmiast do obrony ruszyły prawicowe media. Manipulując ile wlezie - a wszystko w atmosferze antysemickiego hejtu. O reakcjach na wpis prof. Jacka Bartyzela pisze Adam Leszczyński
Wniosek o wszczęcie postępowania dyscyplinarnego wobec prof. Jacka Bartyzela, dawnego opozycjonisty, a obecnie profesora Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, wysłałem na adres rektora UMK w sobotę 23 lutego 2019. Kilkanaście godzin wcześniej, w piątek wieczorem, prof. Bartyzel opublikował na Facebooku publiczny post o jednoznacznie antysemickiej treści:
Dlaczego wpis jest antysemicki? Prof. Bartyzel pisze o Żydach, że:
Kluczowe jest tutaj nie tylko wykorzystanie antysemickich stereotypów (pycha, nieuczciwość, nieumiejętność okazywania wdzięczności), ale też przypisanie tych cech Żydom w ogóle - tylko z tego powodu, że są Żydami. Jest to pogląd antysemicki w czystej postaci, rodem z przedwojennej endeckiej lub nazistowskiej prasy.
Kiedy minister spraw zagranicznych Izraela Izrael Katz, powiedział - cytując innego izraelskiego polityka - że „Polacy wyssali antysemityzm z mlekiem matki”, rząd RP się oburzył i oskarżył Katza o rasizm. Wpis prof. Bartyzela należy do dokładnie tej samej kategorii, co skandaliczna wypowiedź Katza. Wpisuje się też w długą i bardzo bogatą tradycję polskiego antysemityzmu.
Co więcej, prof. Bartyzel wzywa także do agresji fizycznej wobec naukowców - bo to o nich chodzi - którzy mówią otwarcie o współudziale części Polaków w Zagładzie. Nie zostało to powiedziane wprost, ale wpis prof. Bartyzela pojawił się w kontekście debaty dotyczącej konferencji poświęconej polskiej szkole badań nad Zagładą, która odbyła się w Paryżu 21-22 lutego i obfitowała w incydenty wywołane przez protestujących przedstawicieli Polonii.
Oburzony wpisem prof. Bartyzela, napisałem list do rektora Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu.
Prosiłem w nim - jako dziennikarz i jako naukowiec - o odpowiedź na pytanie:
„Czy uważa Pan te wypowiedzi za licujące z godnością pracownika naukowego - profesora - Uniwersytetu?”
oraz wnioskowałem o wszczęcie procedury dyscyplinarnej. Uznałem bowiem, że publiczne głoszenie antysemickich i rasistowskich poglądów dyskwalifikuje nauczyciela akademickiego. Zgodnie z „Regulaminem pracy UMK w Toruniu” z 2011 roku (par. 101) „Nauczyciele akademiccy podlegają odpowiedzialności dyscyplinarnej za postępowanie uchybiające obowiązkom nauczyciela akademickiego lub godności zawodu nauczycielskiego”.
Potem opublikowałem swój list i zrzut ekranu z wpisem prof. Bartyzela na Facebooku.
Prof. Bartyzel zareagował szybko. Nazwał naukowców z PAN występujących na konferencji w Paryżu „oszczercami i łgarzami”, a mnie - „publicznym sykofantem w służbie publicznego kultu judeolatrii” (w przekładnie na polski: „publicznym donosicielem w służbie publicznego kultu uwielbienia Żydów”) oraz podgatunkiem naukowca.
Oba te posty były publiczne. Facebook usunął je jednak po kilkunastu godzinach za naruszenie standardów społeczności (na Facebooku nie można głosić rasistowskich i antysemickich poglądów). Ktoś musiał zgłosić oba posty prof. Bartyzela moderatorom Facebooka.
Sprawą zainteresowały się media - napisał o niej m.in. Onet, „Gazeta Wyborcza”, „Fakt” oraz Wirtualna Polska.
Dziennikarz „Onetu” zadzwonił do prof. Bartyzela i zapytał go, czy sam usunął wpisy „targany wyrzutami sumienia”:
"Zaczyna pan od insynuacji. Nie mam żadnych wyrzutów sumienia. Wpis zniknął nie z mojej woli, tylko dlatego, że zostałem ocenzurowany. Nie rozmawiam z portalem niemieckim. Czy jest to jasne?"
- zakończył profesor, rzuciwszy słuchawką, nie chcąc nawet wysłuchać, że Onet nie jest portalem niemieckim. Chwilę potem pochwalił się na Facebooku, że odmówił komentarza.
W poniedziałek 25 lutego dostałem także odpowiedź na maila wysłanego do UMK. Rektor nie odpowiedział na pytanie, czy jego zdaniem wpis prof. Bartyzela licuje z godnością nauczyciela akademickiego. Kolegium rektorskie (rektor i prorektorzy) zdecydowało się jednak skierować sprawę do rzecznika dyscyplinarnego, który ma teraz trzy miesiące na jej zbadanie. O postępowaniu dyscyplinarnym poinformowały media.
Wtedy w obronie prof. Bartyzela stanął portal wPolityce.pl braci Karnowskich, który w krótkim czasie opublikował cztery materiały:
Pominę insynuacje pod moim adresem; kto jest zainteresowany, niech sam przeczyta. Nie jestem na nie wrażliwy.
Ustalmy jednak fakty:
Na zakończenie: dlaczego w ogóle chciałem się tym zająć? W demokratycznym państwie prawa ludzie ufają instytucjom - w tym wypadku powołanym po to, żeby chronić godność nauczyciela akademickiego. W cywilizowanym kraju nie jest to zawód dla osób, które głoszą antysemickie poglądy. Podobnie jak kłamstwo oświęcimskie wyłączają one osobę, która je głosi, z demokratycznej debaty.
Pod postami na portalu wPolityce pojawiły się natychmiast dziesiątki antysemickich komentarzy. Oto reprezentatywna próbka, która przekonała mnie, że warto było się nad wpisami prof. Bartyzela pochylić.
Udostępnij:
Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.
Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.
Komentarze