Surowe prawo stanu wyjątkowego wprowadzone przez Prawo i Sprawiedliwość stało się narzędziem cenzurowania sztuki, karania aktów manifestowania swoich poglądów, w szczególności poglądów krytykujących obecną władzę, a nawet odstraszania od przebywania w okolicach Sejmu - pisze adwokatka i działaczka społeczna Beata Siemieniako
Reakcja władzy - policji i sanepidu - na akcję artystyczną „List” pokazała, w jak absurdalnej rzeczywistości żyjemy. Za jeden czyn można zostać ukaranym dwa razy, funkcjonariusze Policji wystawiają mandaty na podstawie nieistniejących przepisów, a jeśli z nagrania video wynika co innego niż z notatki funkcjonariusza naocznego świadka, tym gorzej dla nagrania video - pisze dla OKO.press Beata Siemieniako, prawniczka.
Przyjrzyjmy się więc krok po kroku sytuacji, w której prawo powszechnie obowiązujące zlewa się z prawem stanu wyjątkowego i staje się narzędziem surowej, choć bezpodstawnej represji wobec obywateli i obywatelek.
Na nagraniu wykonanym przez dziennikarza OKO.press Macieja Piaseckiego funkcjonariusz Policji tłumaczy jednemu z artystów: „Nieznajomość prawa szkodzi”. Piękna paremia z prawa rzymskiego, szkoda tylko, że prawa nie zna nawet ją wypowiadający.
Ów policjant, wystawiając mandat na 500 złotych każdemu z uczestników akcji, powołał się bowiem na nieistniejący przepis.
Zdaniem policjanta według § 14 Rozporządzenia Rady Ministrów z dnia 2 maja 2020 roku w sprawie ustanowienia określonych ograniczeń, nakazów i zakazów w związku z wystąpieniem stanu epidemii, w dniu akcji “List” obowiązywał zakaz przemieszczania się.
Nie jest to prawda. Zakaz przemieszczania się w dowolnym celu został uchylony z dniem 19 kwietnia poprzednim Rozporządzeniem, a więc przeszło dwa tygodnie temu. Przydałoby się więc przypomnieć inną paremię: nullum crimen sine lege – nie można karać za czyn, który nie był zabroniony w momencie jego popełnienia.
Faktycznie, trudno nadążyć za prawem, które się zmienia kilka razy w ciągu dwóch miesięcy.
Czy wyobrażają Państwo sobie, że co poniedziałek, co innego jest karalne? Mniej więcej tak jest teraz w Polsce.
Mandaty są wystawiane na podstawie ciągle zmienianych rozporządzeń. Poradniki, co wolno, a czego nie wolno i co nam za to grozi, tracą na aktualności szybciej niż - jak widać - jesteśmy w stanie zapamiętać. Skoro za zmianami w prawie nie nadąża Policja, to jak państwo może wymagać, że nadążą za nowymi zakazami wszyscy obywatele?
Celem artystów i artystek nie było jednak wyrażenie sprzeciwu wobec prawa i umniejszenia zagrożenia koronawirusem. Wręcz przeciwnie, akcja „List” była protestem wobec pomysłu zorganizowania wyborów w czasie zagrożenia epidemiologicznego.
Co więcej, akcja „List” została przygotowana z wyjątkową dbałością o zgodność z przepisami: cały transparent miał 14 metrów, niosło go 7 osób w równych odstępach, co dało około 2 metrów odstępu między osobami. Wszystkie osoby miały maseczki. Żadnej z tych okoliczności policjanci nie kwestionowali w dniu wydarzeń, co słychać na nagraniu.
Dodatkowo artyści dysponowali zaświadczeniem wydanym przez Prezeskę Fundacji Nowej Kultury Bęc Zmiana, że są w pracy.
Z czasem okazało się, że nie wszystko jest tym, czym jest na pierwszy rzut oka. W czasie akcji doręczania przesyłki Policja zatrzymała artystów dwa razy.
Po raz pierwszy na ul. Jasnej około godziny 17:10. Po krótkiej rozmowie z funkcjonariuszami artystom pozwolono iść dalej, nie stwierdzając, że łamią jakiekolwiek przepisy.
Drugi raz zatrzymano ich już pod Sejmem. Mimo że godzinę później artyści wykonywali dokładnie tę samą czynność – nieśli ogromny list-transparent do Sejmu – ta sama Policja uznała, że tym razem łamią prawo.
Biorący udział w akcji odmówili przyjęcia mandatu w wysokości 100 złotych. Z zachowania funkcjonariuszy Policji można wyciągnąć dwa wnioski. Albo zakaz przemieszczania się nie obowiązuje w całej Warszawie, ale na ulicy Wiejskiej już tak, albo artyści i artyści mogą pracować na terenie Warszawy, ale w okolicach Sejmu nie mogą.
Do jeszcze innych wniosków doszedł warszawski sanepid. W decyzji wymierzającej karę administracyjną w wysokości 10.000 złotych urząd wskazał, że na ulicy Jasnej o godz. 17:10 artyści złamali prawo – nie zachowali bowiem 2-metrowego odstępu od siebie. Decyzja została wydana w oparciu o notatkę służb porządkowych.
Mimo że z nagrania dziennikarskiego można wyciągnąć wniosek dokładnie przeciwny.
Można by się zastanowić, co jest bardziej wiarygodnym dowodem – notatka służbowa czy nagranie video? Ale zanim zrzucimy winę na urzędnika, przeanalizujmy prawo, na podstawie którego decyzja została wydana.
Specustawa COVID-19 wyłącza stosowanie jednej z głównych zasad postępowania administracyjnego – prawo do czynnego udziału strony w każdym stadium postępowania.
Jak to działa w praktyce? Tak, że artyści nie mieli wiedzy, że postępowanie przez sanepid zostało wszczęte (przecież Policja już raz ukarała ich mandatami).
O postępowaniu sanepidu dowiedzieli się dopiero z decyzji, a więc nie mieli możliwości złożyć wyjaśnień, ani przedstawić materiału wideo, z którego w sposób niewątpliwy wynika, że zachowali się zgodnie z przepisami.
Wydawać by się nie mogło, że nie można karać dwa razy za to samo. Ale nie tym razem. Artyści i artystki niosący list z Poczty Głównej do Sejmu,
raz zostali ukarani przez Policję mandatem, a raz przez sanepid karą 10.000 złotych. Mimo że przez cały ten czas zachowali się dokładnie w ten sam sposób.
Rzecznik Praw Obywatelskich ostrzegał: „Prawo w czasach koronawirusa stało się mniej przejrzyste, a dolegliwość kar - większa. (…) Kara 30 000 czy mandat 500? Od czego to zależy? Co różni karę administracyjną z Sanepidu od mandatu policji? Tak naprawdę…opinia policjanta”.
W przypadku mandatu możemy go nie przyjąć, odwołać się do sądu, uczestniczyć w rozprawie, zatrudnić adwokata, zgłaszać wnioski dowodowe. W przypadku kary administracyjne nie możemy uczestniczyć w postępowaniu, nie możemy odmówić jej przyjęcia, jeśli jej nie zapłacimy w ciągu 7 dni, będą naliczane odsetki, a za kolejne 7 dni możemy mieć puste konto. Niezależnie od tego, czy się odwołamy, czy nie.
„Tym sposobem kary z ustawy o epidemiach w obecnym kształcie mogą stanowić wyjątkowo surowe narzędzie represji ze strony Państwa. Na to nie może być zgody Rzecznika Praw Obywatelskich.” (tamże)
Absolutnie nie chodzi o to, by kwestionować zasadność karania osób, które naruszają nakazy i zakazy związane z zapobieganiem rozprzestrzeniania się wirusa. Chodzi jednak o to, by stanowione prawo spełniało określone standardy, na które wskazuje RPO w liście do ministra spraw wewnętrznych i administracji Mariusza Kamińskiego:
”Te kary muszą być jednak tak skonstruowane, żeby:
Przykład artystów i artystek niosących list do Sejmu dobrze ilustruje, jak surowe prawo stanu wyjątkowego wprowadzone przez Prawo i Sprawiedliwość stało się narzędziem cenzurowania sztuki, karania aktów manifestowania swoich poglądów, w szczególności poglądów krytykujących obecną władzę, a nawet odstraszania od przebywania w okolicach Sejmu.
Obrona praw obywatelskich również wydaje się iluzoryczna, skoro zanim zdąży się złożyć odwołanie, to już trzeba zapłacić ogromne pieniądze.
Dziś dzięki artystom i artystkom wiemy, że można zostać uznanym za winnego mimo dowodów na niewinność albo ukaranym na podstawie nieistniejących przepisów. I to pewnie nie koniec tej historii.
Trwa zbiórka pieniędzy na wsparcie dla represjonowanych artystek i artystów. "Artystów i artystki cenzuruje się pod pretekstem walki z pandemią, tylko dlatego, że przekaz ich działań jest nie po myśli władzy. Artyści powinni mieć wolność twórczą, obywatele zaś prawo do obywatelskiej kontroli władzy – co zapewnia nam wszystkim konstytucja. Wysokość kary ma charakter mrożący, jej celem jest zniechęcenie innych do podobnych działań. Zrzucamy się, ponieważ nie możemy na to pozwolić" - czytamy na stronie zbiórki.
Kultura
Policja i służby
Prawa człowieka
Protesty
Mariusz Kamiński
Prawo i Sprawiedliwość
epidemia
koronawirus
Sanepid
Beata Siemieniako jest działaczką społeczną, publicystką, laureatką wyróżnienia w konkursie Prawnik Pro Bono, autorką książki "Reprywatyzując Polskę. Historia wielkiego przekrętu" (Wydawnictwo Krytyki Politycznej, 2017).
Beata Siemieniako jest działaczką społeczną, publicystką, laureatką wyróżnienia w konkursie Prawnik Pro Bono, autorką książki "Reprywatyzując Polskę. Historia wielkiego przekrętu" (Wydawnictwo Krytyki Politycznej, 2017).
Komentarze