0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Agnieszka Sadowska / Agencja GazetaAgnieszka Sadowska /...

W poniedziałek 6 września 2021 grupa aktywistów dostała informację, że dziewięcioro Kongijczyków i Kongijek oraz jeden Kameruńczyk przeszli przez granicę z Białorusią i strefę objętą stanem wyjątkowym. Jak pisała „Gazeta Wyborcza”, Aleksandra Chrzanowska ze Stowarzyszenia Interwencji Prawnej, Anna Dąbrowska i Piotr Skrzypczak z Homo Faber oraz Jakub Bieniasz z Salam Lab odnaleźli ich pomiędzy wsiami Nowosady i Szymki.

Współpracująca z nimi Natalia Gebert z fundacji Dom Otwarty opowiada OKO.press, że wśród uchodźców były cztery kobiety i sześciu mężczyzn, w tym jeden nastolatek. Przyszli do Polski z Grodna. Drogę do Polski wskazali im białoruscy pogranicznicy. Ostrzegali, że nie mogą wrócić na Białoruś.

Niektórzy nie mieli butów. Aktywiści udzielili im pierwszej pomocy, dali jedzenie.

Jedna z kobiet była w bardzo złym stanie, wezwano do niej karetkę, a ta zabrała ją do szpitala.

Wszyscy zadeklarowali, że chcą ubiegać się o azyl. “Oni po prostu nie mogą wrócić. Kobiety opowiadały o nękaniu, przemocy, torturach” - mówiła „Wyborczej" Aleksandra Chrzanowska z SIP. Zgodnie z konwencją genewską Polska ma więc obowiązek przyjąć ich wnioski i zatrzymać do czasu ich rozpatrzenia.

Cała dziesiątka podpisała pełnomocnictwa dla adwokata. Ale gdy przyjechali wezwani przez aktywistów strażnicy graniczni i zapakowali uchodźców do ciężarówki, nie chcieli powiedzieć, gdzie ich wywożą. Rzucili tylko, żeby pytać o to komendanta jednostki SG w Michałowie.

Przeczytaj także:

Wyrzuceni w lesie

Aktywiści pojechali więc do Michałowa. Po godzinie pojawiła się tam ta sama ciężarówka, która zabrała uchodźców. Byli w niej jednak tylko żołnierze. Adwokat, któremu uchodźcy dali pełnomocnictwo do reprezentowania ich w procedurze udzielania ochrony międzynarodowej, próbował dowiedzieć się od Straży Granicznej, gdzie się znajdują. Powiedziano mu, że są w Bobrownikach w strefie objętej stanem wyjątkowym.

“Zakładaliśmy, że jeśli dostanie zgodę na wjazd, będzie mógł być przy tej dziesiątce i brać udział w czynnościach Straży Granicznej” - mówi OKO.press Natalia Gebert.

Okazało się, że jest już na to za późno. Dzisiaj (7 września) po południu do aktywistów zadzwoniła jedna z Kongijek.

„Powiedziała, że Straż Graniczna wywiozła ich gdzieś i wyrzuciła do lasu” - relacjonuje Gebert.

Jak pisała „Wyborcza”, Kongijka poinformowała też, że razem z pozostałą ósemką spędziła noc w placówce Straży Granicznej. Strażnicy zmusili ich do podpisania jakiegoś dokumentu. Nie wiedzą, co podpisali, bo nie było tam tłumacza języka francuskiego. Większości z nich strażnicy zabrali telefony, żeby wyjąć z nich karty SIM. Następnego dnia do grupy dołączyła kobieta, którą przywieziono ze szpitala.

Całą grupę strażnicy wywieźli do lasu około godziny 15:00. „Nie wiemy, gdzie jesteśmy i nie wiemy, co robić” - powiedziała aktywistom Kongijka.

Wobec osób przekraczających nielegalnie granicę Straż Graniczna stosuje w praktyce powszechną już w UE procedurę pushbacku, czyli „wypychania" ich poza polską granicę. Nie przyjmuje od nich wniosków o ochronę i uniemożliwia rozpoczęcie procedury azylowej.

Udostępnij:

Agata Szczęśniak

Redaktorka, publicystka. Współzałożycielka i wieloletnia wicenaczelna Krytyki Politycznej. Pracowała w „Gazecie Wyborczej”. Socjolożka, studiowała też filozofię i stosunki międzynarodowe. Uczy na Uniwersytecie SWPS. W radiu TOK FM prowadzi audycję „Jest temat!” W OKO.press pisze o mediach, polityce polskiej i zagranicznej oraz prawach kobiet.

Daniel Flis

Dziennikarz OKO.press. Absolwent filozofii UW i Polskiej Szkoły Reportażu. Wcześniej pisał dla "Gazety Wyborczej". Był nominowany do nagród dziennikarskich.

Komentarze