Politycy partii Zbigniewa Ziobry przekonują: bezzwrotne dotacje z KPO to wielkie oszustwo. Sebastian Kaleta: koszt 24 mld euro to 100 mld euro. Gdy spojrzeć na te kwoty bliżej, okazuje się, że ziobryści mają pretensje głównie o to, że UE ma budżet
Trzeba przyznać, że poseł Sebastian Kaleta, członek Solidarnej Polski Zbigniewa Ziobro, nie miał w programie Roberta Mazurka łatwego zadania, bo prowadzący nie chciał pozwolić mu wyłożyć swojego toku myślenia. Nieustannie przerywał, mówiąc, że wprowadza słuchaczy w błąd.
I w dużym stopniu miał rację – Kaleta chciał pominąć część dotacyjną Krajowego Planu Odbudowy i mówić o części pożyczkowej. Ale gdy w końcu, już w części rozmowy emitowanej tylko w internecie, Kaleta miał szansę powiedzieć, co sądzi o pieniądzach z KPO, na finał wywodu padło takie zdanie:
Polska za te 24 mld euro [dotacje z KPO] zapłaci 100 mld euro.
Mazurek już go nie skomentował. Warto jednak dokładnie przeanalizować ścieżkę myślenia Sebastiana Kalety i Solidarnej Polski na temat miliardów euro, które już dawno powinny do Polski płynąć.
Skąd więc pomysł, że część dotacyjna to tak naprawdę 76 mld euro w plecy?
Zacznijmy od początku.
Krajowe Plany Odbudowy to element europejskiego Funduszu Odbudowy. Ten został przez Unię Europejską założony w 2020 roku jako odpowiedź na kryzys wywołany pandemią COVID-19.
Krajowe gospodarki ucierpiały na walce z globalnym wirusem, państwa członkowskie Unii Europejskiej ustanowiły więc wart 750 mld euro fundusz (w tym 390 mld euro bezzwrotnych dotacji, 360 mld pożyczek), który ma pomóc w odbudowie gospodarek po trudnym roku 2020.
Jednak to nie tylko odpowiedź na kryzys, ale także program, który patrzy w przyszłość: inwestycje zapisane w krajowych KPO wzmacniają rozwój zielonej energii czy cyfryzacji.
Polska wynegocjowała z planu 23,9 mld euro bezzwrotnych dotacji oraz 11,5 mld euro pożyczek bardzo preferencyjnych warunkach.
Sebastian Kaleta uważa jednak, że nie ma mowy o żadnych bezzwrotnych dotacjach, bo uruchamiają one dodatkowe koszty w innych miejscach i per saldo jesteśmy stratni. Czyli według Solidarnej Polski lepiej w KPO nie uczestniczyć.
Przytoczmy dłuższy fragment wypowiedzi Kalety.
„Ta bezzwrotna dotacja zostanie przez Polskę spłacona w podwyższonej składce, o czym mówi decyzja z 2020 roku z grudnia. Ta podwyższona składka to 500 mln euro rocznie za opłatę śmieciową, kolejny miliard do 2028 roku w podwyższonej składce na spłatę KPO bezpośrednio, jak również trzy nowe zasoby własne Unii Europejskiej, którymi są opłaty od ETS […]. Łącznie do 2058 roku, czyli do czasu, do którego Unia Europejska zaciągnęła Fundusz Odbudowy, Polska za te 24 mld euro zapłaci 100 mld euro. Czy to jest bezzwrotna dotacja?”.
Ta wersja powtarza się w wypowiedziach innych polityków Solidarnej Polski.
"Część dotacyjna KPO, czyli ok. 107 mld zł, to jest kredyt, a nie żadne darmowe pieniądze (...) to jest manipulacja" – mówił kolejny poseł PiS, członek Solidarnej Polski, Michał Wójcik 29 grudnia.
W RMF FM Sebastian Kaleta ostatecznie nie podał dokładnych kwot, które składają się na wspomniane 100 mld euro kosztów, bo prowadzący przerywał skutecznie. Więcej konkretów ten temat powiedział natomiast Wójcik 29 grudnia w Sejmie. To m.in.:
Przeanalizujmy te trzy elementy.
Zacznijmy od tego, że politycy Solidarnej Polski stawiają chochoła, z którym następnie sami walczą. Jak twierdzą, „bezzwrotne środki” mają oznaczać, że pieniądze te pojawiają się znikąd i za darmo. I tutaj z pomocą przychodzą członkowie antyunijnego skrzydła Zjednoczonej Prawicy i mówią: wcale nie, jesteście okłamywani.
Dla każdej osoby, która w minimalnym stopniu orientuje się w ekonomii, jasne jest, że pieniądze nie biorą się znikąd. Unia Europejska nie drukuje pieniędzy, które następnie lekką ręką rozdaje swoim państwom członkowskim.
Około 70 proc. rocznego budżetu Unii to składki członkowskie, które wpłacają wszystkie państwa członkowskie. Poza tym to różnego rodzaju podatki, takie jak cła nałożone na towary importowane do UE, lub od niedawna - wspomniana przez Sebastiana Kaletę opłata śmieciowa, lub wspomniany przez Michała Wójcika podatek od plastiku. Te proporcje mogą się w przyszłości zmieniać, ale to powolny proces.
Od 2004 roku to Polska jest największym beneficjentem unijnego budżetu. Dzieje się tak dlatego, że unijna filozofia to wyrównywanie szans i poziomów życia między krajami członkowskimi. Dlatego od maja 2004 do listopada 2021 Polska wpłaciła do budżetu unijnego 68,6 mld euro, otrzymała natomiast 210,4 mld euro.
Fundusz Odbudowy, którego częścią są krajowe plany odbudowy, to nie magiczne pieniądze z nieba, a powiększenie budżetu na lata 2021-2027. Wspólnota uznała, że wyzwania ekologiczne i popandemiczne są na tyle duże, że potrzeba dodatkowych środków. To oczywiście wiąże się z powiększeniem składki, nikt tego nie ukrywa.
Wszystkie elementy rzekomej lichwiarskiej - według Solidarnej Polski - pożyczki, to normalne części unijnego budżetu.
Według liczb podanych przez Wójcika, 20 proc. tych 100 mld euro to składka członkowska aż do 2058 roku. Politycy Solidarnej Polski z pewnością celowo wypowiadają się nieprecyzyjnie o tych liczbach.
Tak jak pisaliśmy, przez pierwsze 17 lat członkowstwa - w latach 2004-2021 - Polska do budżetu unijnego wpłaciła prawie 70 mld euro. Przez kolejne 35 lat będziemy wpłacać więcej, bo jesteśmy bogatsi znacznie niż w 2004 czy 2014 roku, m.in. dzięki funduszom spójności UE.
Nie da się w pełni przewidzieć kwot, jakie wpłacimy w tak długim okresie, bo każdy kolejny siedmioletni budżet Unii jest negocjowany od nowa i zależy od aktualnych warunków w krajach członkowskich.
Trzecia część XXI wieku to też bardzo długi okres – wiele może zmienić się politycznie, być może za kilka dekad budżet będzie dzielony inaczej, Unia może mieć inną liczbę członków.
A to oznacza, że 19,5 mld euro, o których mówił Michał Wójcik, nie oznaczało pełnej polskiej składki. Najpewniej chodzi o to, co będziemy musieli zapłacić jako składkę dodatkowo z powodu wprowadzenia KPO.
Politycy Solidarnej Polski nie podają, skąd te wyliczenia, dalej powołują się na anonimowych ekspertów. Nawet jeśli założyć, że składka tyle wyniesie, to będzie jedynie nieco ponad pół miliarda euro rocznie więcej do wspólnej unijnej kasy.
Problem polega też na tym, że KPO już działa, większość krajów członkowskich otrzymała już pierwsze wypłaty z programu. Bez względu na to, ile politycznej woli i wigoru pokaże Janusz Kowalski z Sebastianem Kaletą, nie są oni w stanie zatrzymać programu.
Polski rząd się na niego zgodził, bierze więc udział w kosztach. Rezygnacja z udziału w Funduszu Odbudowy oznacza więc ponoszenie kosztów bez otrzymania żadnych korzyści.
Jest to więc zwyczajne polityczne i gospodarcze frajerstwo, które politycy Solidarnej Polski chcą ponieść w imię pozostania najbardziej antyunijną siłą w polskim parlamencie.
A mogliby spojrzeć na to optymistycznie. Nie przepadają przecież za Niemcami. A to Republika Federalna płaci najwięcej do wspólnej kasy. Według wyliczeń DPA, Niemieckiej Agencji Prasowej, Niemcy wpłaciły w 2021 roku netto 25,1 mld euro, najwięcej z całej UE. Największym beneficjentem netto była Polska — w 2021 dostaliśmy z UE na czysto 11,8 mld euro.
W kolejnych latach i dekadach ta dysproporcja będzie się zmieniać, ale powoli. A Niemcy najpewniej bardzo długo będą największym płatnikiem do unijnego budżetu. Nic, tylko korzystać.
Spójrzmy jeszcze na podatki wspomniane przez polityków Solidarnej Polski.
Podatek od plastiku (to właśnie najpewniej miał na myśli Sebastian Kaleta, gdy mówił o „opłacie śmieciowej”) rzeczywiście został opracowany w tym samym czasie, co Fundusz Odbudowy – w połowie 2021 roku. I rzeczywiście jest to nowy „zasób własny” Unii, czyli dodatkowy dochód do wspólnego budżetu, poza składkami.
Opodatkowane są plastikowe opakowania – 80 eurocentów za każdy kilogram tworzyw sztucznych, które nie zostaną poddane recyklingowi. Ale nie jest tak, że dochody z tego podatku idą tylko na projekty związane z KPO. To dodatkowy dochód całego budżetu.
A poza tym, podatek ten, poza dochodami do budżetu, ma stanowić też motywację do lepszej organizacji recyklingu. Bo podatki mają nie tylko funkcje fiskalne, mogą też kształtować zachowania. Wyższe opodatkowanie używek może skłaniać konsumentów do rezygnacji z ryzykownej konsumpcji.
Dlatego powiedzenie, że to koszt, jaki płacimy za KPO, jest ogromnym nadużyciem.
25 proc. dochodów z ETS (ETS to Unijny system handlu uprawnieniami do emisji), o których mówi Wójcik, jeszcze nie obowiązuje. To projekt, według którego Unia miałaby przejąć czwartą część dochodów z systemu ETS, czyli opłat za możliwość emisji CO2.
Dotychczas pieniądze w całości trafiają do krajowych budżetów i teoretycznie powinny być przeznaczane na zieloną transformację, ale Polska nie ma problemu z wydawaniem ich niezgodnie z przeznaczeniem.
O tym, że te wpływy z ETS nie będą przeznaczony tylko na spłatę Funduszu Odbudowy, mówił w grudniu 2021 Johannes Hahn, komisarz ds. budżetu i administracji:
„Pakiet pozwala nam utworzyć podwaliny dla spłaty środków udostępnionych w ramach NextGenerationEU [czyli Funduszu Odbudowy] i zapewnić niezbędne wsparcie dla pakietu „Fit for 55” dzięki wprowadzeniu finansowania Społecznego Funduszu Klimatycznego. Przy pomocy zestawu nowych zasobów własnych będziemy mogli zadbać więc o to, by kolejne pokolenie rzeczywiście skorzystało z NextGenerationEU”.
Wliczenie więc wszystkich dochodów jako koszt pozyskania środków z KPO też jest tutaj kolejnym nadużyciem.
Politycy Solidarnej Polski mają więc problem z tym, że Unia ma wspólne dochody i powiększa budżet, by realizować wspólne zadania. Jeśli im się to nie podoba, to powinni postulować wyjście ze wspólnoty. Łatwiej byłoby, gdyby powiedzieli to wprost.
Gospodarka
Sebastian Kaleta
Michał Wójcik
Prawo i Sprawiedliwość
Unia Europejska
budżet UE
Krajowy Plan Odbudowy
Solidarna Polska
Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.
Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.
Komentarze