Zgoda na wycinkę drzew wywołała burzę. Otworzyła jednak pole do dyskusji. Marszałek chce włączenia spornej działki do Parku Śląskiego i sugeruje miastu zamianę. Magistrat może dać część pieniędzy na wykup działki, ale zamieniać nie będzie. Deweloper chce realizować „konstytucyjne prawo własności” i zżyma się na protesty, ale czeka na propozycje
Gdy 20 grudnia 2018 roku Rada Miasta Chorzowa odrzuciła wniosek Green Park Silesia (GPS kupił tę działkę w 2017 roku) o zgodę na realizację osiedla mieszkaniowego na terenach historycznie należących do Parku Śląskiego, walka o rosnące na tym terenie drzewa wcale się nie zakończyła.
W marcu 2019 inwestor wystąpił z wnioskiem o wycinkę 1327 drzew, co praktycznie oznacza wykarczowanie tego terenu. Magistrat zgodę udzielił. Aktywiści podnieśli alarm.
14 lipca zorganizowali Marsz Milczenia w proteście wobec planowanej wycinki.
Chodzi bowiem o cenny przyrodniczo, historycznie i kulturowo, w większości zadrzewiony, teren tuż przy strefie przyrody chronionej Parku Śląskiego.
Inwestor chciał budować tam mieszkaniówkę. Rada miasta Chorzowa nie zgodziła się jednak na te plany. Pisaliśmy o tym tu i tu.
Pod koniec 2018 roku można było pomyśleć, że sytuacja jest opanowana i nikt już nie ruszy z piłą na bujny drzewostan jednego z największych parków w Europie i zarazem zielonych płuc Górnego Śląska.
Nic bardziej mylnego. Brak zgody na inwestycję mieszkaniową nie oznaczał dla dewelopera kresu starań o możliwość inwestowania na tym terenie.
Już na etapie ważenia się w zeszłym roku jego planów mieszkaniowych, deweloper straszył wizją realizacji w tym miejscu zabudowy usługowej:
Teraz zapowiada realizację tych planów.
Aby wybudować coś na tej działce, inwestor może skorzystać z dwóch ścieżek:
To, że są przeciwstawne, wynika z bałaganu planistycznego Chorzowa. Uchwalony w 2004 roku plan miejscowy nie został zaktualizowany zgodnie z wytycznymi studium (2016 rok). Ten drugi dokument definiuje działkę GPS jako teren parkowy. Natomiast plan miejscowy pozwala na zabudowę większości jej powierzchni.
Ścieżka pierwsza jest dla dewelopera najkorzystniejsza. Green Park Silesia twierdzi jednak, że będzie realizował drugą, skoro pierwsza jest niemożliwa:
„Jako inwestor, wielokrotnie składaliśmy różne propozycje, w tym tę najważniejszą i w naszej opinii najlepszą: stworzenie nowoczesnego, proekologicznego osiedla mieszkaniowego na miarę XXI wieku i następnych. (...) Opór przeciwko tej koncepcji, w sytuacji gdy prawo pozwala na budowanie w tym miejscu obiektów o charakterze handlowo-usługowym, jest przez nas niezrozumiały, ale też nie mamy zamiaru forsować jej za wszelką cenę.
Jeśli nie doczekamy się innych, konstruktywnych i możliwych do realizacji propozycji, tak właśnie postąpimy, bowiem działając zgodnie z prawem musimy się mu, oczywiście, bezwarunkowo podporządkować”.
Łukasz Korsak, aktywista Ratujmy Park Śląski, podejrzewa, że to wybieg: „Na stronie internetowej inwestora nie ma informacji o pawilonach, a na fanpejdżu na Facebooku nadal są wizualizacje osiedla mieszkaniowego. Jest to moim zdaniem próba likwidacji rosnących na działce drzew i powrotu do rozmów z magistratem już bez argumentu ekologicznego, bo roślinności już na działce nie będzie”.
Wizualizacji już nie ma na stronie GPS, ale w opisie pojawia się informacja o funkcji. Warto także zwrócić uwagę na dobór zdjęcia działki, wydaje się na nim wyjątkowo nieatrakcyjna i niezbyt zalesiona.
Tymczasem działka wygląda tak:
„Dzięki Elżbiecie Mądry ze stowarzyszenia Nasz Park udało się złożyć odwołanie, dzięki czemu decyzja o wycince nie jest prawomocna. Mamy więc nieco więcej czasu” – kontynuuje Łukasz Korsak. „Natomiast to, co nas szokuje i zadziwia w działaniu chorzowskiego magistratu, to informacja, że
decyzja została poprzedzona wnikliwą analizą drzewostanu, kilkudniowymi badaniami, mimo to urząd miasta zgodził się na wycinkę wszystkiego, o co zawnioskował inwestor”.
Elżbieta Mądry, przewodnicząca Stowarzyszenia Nasz Park, wdowa po Gerardzie Mądrym, zmarłym w zeszłym roku miłośniku parku i liderze stowarzyszenia, dodaje: „Sprzedany teren to w niewielkiej części teren zabudowany, reszta jest zadrzewiona.
Zgoda na wycinkę oznacza wykarczowanie tego terenu do gołej ziemi.
Jako stowarzyszenie Nasz Park odwołaliśmy się od tej decyzji do SKO (Samorządowego Kolegium Odwoławczego). Bardzo to przeżywamy. Gdy byliśmy na oględzinach drzew, żeby je pomierzyć i zobaczyć w jakim są stanie, okazało się ok. 90 można wyciąć, bo są martwe: suche bądź wykroty. Ale reszta drzew jest taka sama jak obok, w strefie przyrody chronionej. To po prostu kawałek lasu!”.
W wydanej przez magistrat zgodzie na wycinkę 1327 drzew i 26 metrów kwadratowych krzewów czytamy, że w ich obrębie stwierdzono
gatunki chronione, m.in. kruszczyka szerokolistnego, jak i gniazda i siedliska ptaków objętych ochroną gatunkową, m.in.: kosa zwyczajnego, sikory bogatki czy pokrzewki czarnołbistej.
Te znaleziska nie skłoniły jednak magistratu do zakazu wycinki lub choć zmniejszenia jej zakresu. Urząd w swojej decyzji podparł się wydanymi wcześniej przez Regionalną Dyrekcję Ochrony Środowiska w Katowicach zezwoleniami na „umyślne niszczenie siedlisk, gniazd i okazów” tych gatunków.
[caption id="attachment_215714" align="alignnone" width="3412"]
Skan fragmentu zgody na wycinkę wydanej przez chorzowski magistrat [kliknij w obrazek, żeby powiększyć][/caption]W wydanym przez siebie oświadczeniu magistrat tłumaczy, że
„Biorąc pod uwagę przepisy o prawie własności, urząd staje się de facto notariuszem w tego typu sprawie. Gdy dokumentacja jest kompletna i nie koliduje z MPZP, jedyną możliwą decyzją jest wydanie pozwolenia na wycinkę”.
To dyskusyjne twierdzenie – ustawa o ochronie przyrody w Art. 83c. pkt. 4 mówi:
„Organ, wydając zezwolenie na usunięcie drzewa lub krzewu uzależnione od wykonania nasadzeń zastępczych, bierze pod uwagę w szczególności dostępność miejsc do nasadzeń zastępczych oraz następujące cechy usuwanego drzewa lub krzewu:
Teren należący do GPS nie leży na obszarze Natura 2000 ani w parku krajobrazowym – nie jest więc ściśle chroniony zapisami dla takich obszarów. Formalnie nie jest też częścią Parku Śląskiego, choć należał do niego historycznie. Jego wartość jest jednak dla mieszkańców ogromna.
Elżbieta Mądry wyjaśnia: „Wśród zwolenników zabudowy kluczowy argument dotyczy tego, że rzekomo ten teren nie należy do parku.
A przecież park był projektowany jako całość, widać to na starych mapach! I wie o tym każdy, kto mieszka w okolicy.
Park Śląski to nie jest tylko przestrzeń, w której się odpoczywa, biega, gdzie są drzewa. Został on zaprojektowany tak, aby pełnił również funkcje rozrywkowe, kulturalne i edukacyjne, a jedną z jego ważnych części był Ośrodek Postępu Technicznego. Ktoś powinien odpowiedzieć za to, że doprowadził go do ruiny i, w konsekwencji, wyburzeń oraz obecnych problemów”.
Do powstania planów zabudowy tej działki doprowadził szereg decyzji podjętych na przestrzeni lat przez dwóch wojewodów i władze Chorzowa. Wpływ miały na nią również procesy związane z transformacją i cyklem koniunkturalnym na rynku, które doprowadziły do sprzedaży gruntu należącego do 2016 roku do Skarbu Państwa. Niespójne i nieprecyzyjne dokumenty planistyczne tylko pogłębiły problem.
Priorytetem walczących o ten teren aktywistek i aktywistów jest zachowanie maksymalnej liczby rosnących na działce drzew i ochrona żyjących tam zwierząt. Chcieliby włączenia tej działki do struktur administracyjnych Parku Śląskiego.
Elżbieta Mądry o trwających od lat staraniach: „W 2008 roku pisaliśmy do ówczesnego wojewody, że dobrze byłoby tereny po Ośrodku Postępu Technicznego (później teren Międzynarodowych Targów Katowickich – przyp. red.) przywrócić parkowi i żeby tam powstało Centrum Nauki. Wtedy właśnie w Warszawie rozpoczęto realizację Centrum Nauki Kopernik. Wojewoda nie zainteresował się naszą propozycją, jak zresztą wieloma, w sprawie których pisaliśmy przez ostatnie 12 lat zarówno do zmieniających się wojewodów, jak i marszałków. Ewentualne odpowiedzi były najczęściej lakoniczne i nie na temat”.
11 marca 2019 roku aktywiści wysłali do prezydenta Kotali (PO) list otwarty podpisany przez przedstawicieli 7 stowarzyszeń, z prośbą o to, żeby wymienił działkę parkową (1065/68) na inną w Chorzowie, na której inwestor mógłby z powodzeniem realizować swoje cele biznesowe.
"W odpowiedzi przeczytaliśmy, że nie może on rozpatrzyć tego wniosku, ponieważ jest nieuzasadniony”.
Dopiero zainteresowanie mediów po decyzji o wycince uruchomiło proces rozmowy samorządowców nad alternatywnymi sposobami rozwiązania problemu działki należącej do GPS.
„Po wydaniu pod koniec czerwca decyzji o wycince wybuchła wielka afera. Rozkręciła się spirala dziennikarska wokół tej sprawy, mówiono o niej w głównym wydaniu "Faktów". Nagle więc wszyscy włodarze lokalni zdali sobie sprawę, że jest to kłopot. Pojawiły się więc starania, aby go rozwiązać. Marszałek dwukrotnie zapraszał na spotkania deweloperów, władze Chorzowa, stronę społeczną i wojewodę” – komentuje Korsak.
Elżbieta Mądry, uczestnicząca w tych spotkaniach, nie kryje frustracji: „Prezydent Kotala nie przyszedł na drugie spotkanie, na które zaprosił go marszałek. Te spotkania mają charakter transparentny, z udziałem wszystkich stron. Zrobił natomiast konferencję prasową, w której zaproponował, że wyłoży na stół 1,8 mln, które Chorzów zyskał na sprzedaży działki, a marszałek powinien wyłożyć resztę. Pod względem merytorycznym i prawnym nie jest jednak możliwe, aby marszałek odkupił te działki – nie ma on takich kompetencji”.
Łukasz Korsak pozytywnie ocenia fakt, że rozpoczęto rozmowy:
„Dużym postępem jest to, że strony samorządowe zgadzają się, że ta działka powinna wrócić do Parku Śląskiego".
Rzeczywiście jest to nowość, wcześniej dominowała narracja, że skoro działka jest własnością prywatną, nie ma możliwości, aby zabronić inwestorowi zagospodarowywania jej zgodnie z jego wolą i niezwykle niemiłosiernym dla drzew planem miejscowym.
„Nie są jednak już tak zgodni w sprawie tego, kto powinien ponieść odpowiedzialność, głównie finansową” – dodaje aktywista.
W zorganizowanej przez siebie 19 lipca konferencji prezydent Kotala oświadczył, że miasto Chorzów wystąpiło z wnioskiem o sprzedaż działki za sugestią urzędu wojewódzkiego. Lektura doniesień prasowych z okresu sprzedaży działki daje jednak inny obraz.
W 2016 roku Marcin Michalik, wiceprezydent Chorzowa (PO) powiedział: „Mamy wstępną deklarację [od wojewody – przyp. red.], że grunty staną się własnością miasta. Chodzi o gospodarczy rozwój Chorzowa”.
„Jesteśmy świadkami przerzucania się odpowiedzialnością za tę sytuację” – ocenia Korsak – „Magistrat chorzowski twierdzi, że to wina ówczesnego wojewody (był nim wtedy związany z PO Zygmunt Łukaszczyk – przyp. red.), który zezwolił na sprzedaż działki. Aktualny wojewoda (Jarosław Wieczorek z PiS – przyp. red.) z kolei twierdzi, że wina jest po stronie Chorzowa, który długo o tę sprzedaż zabiegał (prezydentem był wtedy również Andrzej Kotala z PO – przyp. red.).
Miasto Chorzów proponuje marszałkowi odkup działki, ze swojej strony proponując 25 proc., które uzyskał ze sprzedaży (1,8 mln zł). Marszałek (Jakub Chełstowski z PiS – przyp. red.) twierdzi, że nie ma takich możliwości prawnych, aby odkupić grunt od osoby fizycznej i chciałby, aby Chorzów dokonał zamiany z GPS na inną działkę w Chorzowie, a potem oferuje pomoc w zagospodarowaniu tych działek po włączeniu ich do Parku Śląskiego.
Dla strony społecznej oba rozwiązania są do przyjęcia, ponieważ najważniejsze dla nas jest to, żeby ten teren wrócił w strukturę administracyjną Parku Śląskiego. Więc niech samorządowcy ze sobą rozmawiają.
Trzeba jednak pamiętać, że odkup wszystkich działek to dość duże pieniądze – największy bój toczy się o działkę GPS, która kosztowała około 7 mln zł, ale są jeszcze działki ATAL-u – to w sumie kilkanaście milionów. Nikt się nie poczuwa, żeby te pieniądze w swojej kieszeni znaleźć”.
Podczas konferencji z 19 lipca prezydent Chorzowa przekonywał, że ponieważ w 2016 roku od lat obowiązywał plan miejscowy zakładający funkcję usługową na terenie spornej działki,
„każdy wiedział więc, jaki będzie jego los. Nie można więc dziś odwrócić się plecami od swoich decyzji, które wydało się w poprzednich latach”.
Te słowa brzmią dość zabawnie, ponieważ wypowiedział je prezydent, za którego kadencji nie uspójniono dokumentów planistycznych i sprzedano działkę.
Można z nich jednak odczytać fundamentalną przyczynę problemu. Od 2004 roku, kiedy uchwalono plan miejscowy dla tego terenu, do 2019 roku zmieniło się wiele: wzrosła świadomość ekologiczna mieszkańców i ich potencjał mobilizacyjny, zwrócono uwagę na problem smogu, dostrzeżono skutki kryzysu klimatycznego.
W XXI w. zmieniły się priorytety: od nowych inwestycji budowlanych i realizowania praw własności, ważniejsze okazuje się dbanie o przyrodę. Przeciwdziałanie degradacji środowiska, a wręcz jego odbudowa, to nie są już tylko marzenia ekologów – to konieczność.
Prawo, w tym przestrzenne czy dotyczące ochrony przyrody, nie nadąża za tą zmianą. Mamy wrażenie, że prezydentowi Andrzejowi Kotali również brakuje świadomości, jak wiele zmieniło się przez ostatnie 15 lat. Inwestor prawdopodobnie też tego nie dostrzegł.
W wydanym w dniu Marszu Milczenia, 14 lipca, oświadczeniu pisze: „Naszą działkę kupiliśmy w przetargu otwartym od Skarbu Państwa, jako działkę inwestycyjną i zamierzamy ją zabudować, na co pozwala nam istniejący od 15 lat plan zagospodarowania przestrzennego dopuszczający wybudowanie na niej obiektów o charakterze handlowym lub usługowym. Dzisiaj, w dwa lata od kupienia działki, chce się nam to uniemożliwić. (…) Spotykamy się z odmową, obstrukcją i próbami upolitycznienia normalnej biznesowej inwestycji.
Widzimy pokusę znajdowania rozwiązań, które wbrew konstytucyjnemu prawu własności i obowiązującym przepisom mają załatwić sprawę”.
Wynik ostatnich wyborów europejskich wskazuje na to, że ekologia jest już tematem, który niesiony na sztandarach, przyniósł proekologicznym ugrupowaniom sukces. Widać zmianę paradygmatu – neoliberalizm, z jego gloryfikacją własności prywatnej i naiwną wiarą, że wolny rynek rozwiąże każdy problem, w kontekście kryzysu klimatycznego, odchodzi w cień.
Ważniejsze staje się pytanie o to, co możemy zrobić, aby chronić przyrodę. Odnosimy wrażenie, że wśród śląskich samorządowców politycy związani z PiS (marszałek i wojewoda) lepiej zdają sobie sprawę jak ważnym tematem w debacie jest zieleń. Prezydent Kotala (PO) zdaje się swoją postawą dostarczać im amunicji.
A z pewnością los spornej działki będzie miał znaczenie polityczne. Trzeba bowiem pamiętać, że w październiku dwie ważne daty: wybory parlamentarne i wyznaczona pozwoleniem na wycinkę data potencjalnego rozpoczęcia rzezi drzew.
Aktywiści się nie poddają. Elżbieta Mądry jest tego pewna – „Będziemy dalej działać, nie odpuścimy tematu”.
Psycholożka, dziennikarka i architektka. Współpracuje z OKO.press i Fundacją Dajemy Dzieciom Siłę. W OKO.press pisze głównie o psychiatrii i psychologii, planowaniu przestrzennym, zajmowała się też tworzeniem infografik i ilustracji. Jako psycholożka pracuje z dziećmi i młodzieżą.
Psycholożka, dziennikarka i architektka. Współpracuje z OKO.press i Fundacją Dajemy Dzieciom Siłę. W OKO.press pisze głównie o psychiatrii i psychologii, planowaniu przestrzennym, zajmowała się też tworzeniem infografik i ilustracji. Jako psycholożka pracuje z dziećmi i młodzieżą.
Komentarze